20
Los Angeles,
grudzień 2032 rok/ styczeń 2033
Louis Tomlinson
*And maybe it was ego swinging, maybe it was her
Po powrocie do Los Angeles Harry zaszył się w pokoju gościnnym i spał przez większość dnia. Wyglądał na zmarnowanego i wykończonego wszystkim o co się go pyta. Nie nadawał się do dłuższych konwersacji, co wywoływało u mnie zmartwienie, bo jeszcze w całym swoim życiu nie widziałem go w takim stanie. A myślałem, że jest to już niemożliwe.
Sama zmiana roli, w której przybierałem tryb opieki był dla mnie niespotykany. Przez ostatnie tygodnie skupiałem całą uwagę na sobie, żeby przestać pić i zebrać się do kupy, a teraz? Zapominam, że alkohol jest w ogóle opcją.
Zacząłem sprzątać, gotować (tak, wiem, brzmi jak szaleństwo w moim wykonaniu, ale otrzymałem przepisy od kucharzy z mojej restauracji i myślę, że bardziej szczegółowych kroków nie dało się już wypisać) i z biegiem tygodnia czułem się lepiej niż kiedykolwiek przedtem.
W przeciwieństwie do Harry'ego.
"Harry. Może zadzwonimy do psychiatry po leki?"
"Może." odpowiada siadając po turecku i przecierając oczy ze snu. "Tak, um. Nie wygląda to dobrze, co?"
"Nie." mówię z troską.
Harry zwiesza głowę i wygląda jakby sam chciał się rozpłakać, ale coś go hamuje. Poprawia swoje pierścionki, po czym głęboko wzdycha do sufitu.
"Co się dzieje? Opowiesz mi?" pytam, przysuwając do łóżka fotel. Siadam na nim i pochylam się w jego stronę.
Wzrok Harry'ego jest mętny, a każdy jego ruch spowolniony.
"Czuję się źle." nabiera następny głęboki oddech. "Czuję, że zabiłem moje dziecko, że... wszystko się traci i nic nie ma już sensu." jego głos jest płytki, pozbawiony większych emocji. "Nie jestem wystarczająco dobry, inaczej byłbym wtedy z nią, pomagał jej.... w tym czasie zająłem się naszym związkiem. Mam poczucie winy, Louis. Mam wrażenie, że nie zasługuję na to życie i że to ja powinienem-"
Z każdym zdaniem moje serce miażdży się bardziej.
"Przestań." mówię przez zaciśnięte zęby. "Przestań tak mówić."
"Uważam, że swoje już zrobiłem na tym świecie."
"Co to ma oznaczać?" szepczę zachrypniętym głosem od wstrzymywanego płaczu. "Co chcesz przez to powiedzieć, Harry?"
Spogląda na mnie bez wyrazu i po prostu patrzy długo i smutno. Wtedy wybucham prawdziwym płaczem. Nie wiem jak się obchodzić z nim w takim stanie, co gorsza, boję się, że moje słowa będą niewystarczające.
"Louis, przepraszam." odzywa się i zauważam w nim trochę więcej iskierki życia niż chwilę temu. Kuca przede mną, po czym kładzie na moich kolanach swoje ręce. "Przepraszam. Nie chciałem cię tym obarczyć. Dlatego nic nie mówiłem."
"Chcę żebyś był szczęśliwy." kwilę, przecierając łzy rękawem. Zapowietrzam się. "Musimy załatwić ci profesjonalną pomoc."
Harry potakuje głową i złącza nasze dłonie w mocniejszym ścisku, który ma udźwignąć ciężar wypowiedzianych słów.
"Dobrze. Dziękuję ci."
***
Dwa dni od naszej rozmowy, Harry wrócił na terapię i zaczął przyjmować leki psychotropowe. Oczywiście, nie spodziewałem się przełomowej zmiany od razu, jednak Harry stał w miejscu.
Z każdą odmową na wyjście, wspólny posiłek przy stole czy obejrzenie serialu zagotowywała się we mnie frustracja. Może zabrzmi to źle, ale nigdy nie musiałem się aż tak kimś opiekować. Nawet przy Freddie'm wydawało się to łatwiejsze, w końcu za każdym razem dostawałem instrukcje od Briany co, kiedy, gdzie i jak.
W tym przypadku działałem po omacku.
"Niall zaprasza nas na imprezę sylwestrową." informuję Harry'ego. Wręczam mu przy tym herbatę. "Miałbyś ochotę się wybrać?"
"Niezbyt." szepcze, lustrując mnie od góry do dołu. Miałem na sobie starte jeansy i zwykły czarny t-shirt. "To moja koszulka." zwraca uwagę. "Dobrze ci w niej."
"Dzięki." mówię, czekając nadal na odpowiedź. Unoszę brew. "To jak?"
"I tak nie mogę pić na leki."
"Ale możesz porozmawiać z innymi ludźmi, z Niallem, Zaynem, Li-kurwa." zacinam się. Wciskam mentalny reset. "Harry, potrzebujesz spędzić trochę czasu poza tym pokojem. Możemy wrócić do domu kiedy tylko zechcesz."
"W porządku." zgadza się. I... Jestem zdziwiony, ponieważ byłem przygotowany na większy opór. Przerzedza włosy szybkim ruchem, po czym wstaje by poszukać czegoś w swojej torbie.
"Tak?"
"Tak, masz rację, potrzebuję stąd wyjść. Tylko nie mam żadnych ubrań na te okazję."
"Mamy kilka godzin do zamknięcia sklepów... Gucci za rogiem." proponuję nonszalancko. "Możemy się przejść."
"Razem?"
Uśmiecham się, wzruszając ramionami.
"Dla mnie żaden problem. A dla ciebie?"
Harry wygląda jakby przez chwilę zastanawiał się nad przebiegiem całego przedsięwzięcia.
"Nie jest. W takim razie idę się wykąpać i wychodzimy."
"Okay." pohamowuję się z całych sił by nie brzmieć na zbyt bardzo podekscytowanego jego zastrzykiem energii. "Będę czekać."
***
**And it's like snow at the beach, weird but fuckin' beautiful
Gdy Harry wychodzi z pokoju, wygląda jak dobrze mi znana, poskładana do kupy osoba. Zaczesane włosy, jeszcze lekko mokre, skapują kropelkami na białą, prześwitującą koszulę. Do tego ubrał czarne, luźne spodnie i ozdobił swoje dłonie dodatkową ilością pierścionków.
H zatrzymuje się naprzeciw mnie ze znaczącym uśmieszkiem, na co również odwzajemniam uśmiech.
"Jak ci się podobam?" mówię, wystawiając na widok ubrany sweter. Jedyny w swoim rodzaju, wspominany sweter z kolekcji Gucci x Styles.
"Był zaprojektowany wprost na ciebie." odpowiada, a jego głos staje się głębszy i bardziej zmysłowy. Zbliża się do mnie ostrożnie, a nasze spojrzenia się krzyżują w intymnym geście. "Boże, Loueh. Gdzie moje dresy z Balenciagii?"
"Już zamówiłem. Musisz wytrzymać do wtorku."
"Nie taki był plan." Harry uśmiecha się. "Ale niech to będzie wyjątek od reguły, bo teraz gdy wiem jak w nim wyglądasz, nie pozwolę ci go ściągnąć."
Woho. Zrobiło się... gorąco?
"Nie pozwolisz?" pytam półgłosem. Harry wydaje się totalnie poddawać droczeniu. Zabiera z mojej głowy czapkę Burberry i zakłada ją na swoje mokre włosy.
"Na pewno nie pozwolę go ściągnąć tobie."
"Harold." czuję jak moje policzki płoną. Harry wydaje się zadowolony z tego w jaki wprowadził mnie stan, przygryzając dolną wargę w uśmiechu. Czy my właśnie, w tym całym Matrixe, cofnęliśmy się do naszych zupełnych początków? "Jesteś sprośną istotą."
"Czyżby?"
Kręcę głową w udawanej dezaprobacie. Harry bierze klucze z blatu i splata nasze dłonie w jedno.
"Chodź" dodaje. "Zanim zamkną nam sklep."
***
***And isn't it just so pretty to think, all along there was some invisible string, tying you to me?
Docieramy godzinę po oficjalnym rozpoczęciu imprezy. Niall wita nas na wejściu w odwalonym, burgundowym smokingu. Leci remixowana muzyka, a ludzie bawią się na miarę prawdziwej potańcówy w klubie. Kolorowe światła świdrują po całej willi, co tylko dodaje bardziej sylwestrowego efektu.
"Nigdy nie przestanę w was wierzyć." krzyczy blondyn przez muzykę, przytulając nas w tym samym momencie. Już po sposobie w jaki nas ściska (prawie wywracając), mogę założyć, że ma za sobą kilka dobrych drinków. "Wyglądacie jak power couple! Jeez, Louis, Ty w złocie? Harry w cekinowej marynarce już mnie nie szokuje, ale ty z całą pewnością już tak."
"Chcieliśmy się dopełniać." tłumaczę, na co Harry zahacza palcem o szlufkę moich spodni i posyła mi delikatny uśmiech pełen dołeczków.
"Zdecydowanie wam się udało." przyznaje Irlandczyk, podając z barku drinki. "Znieśmy toast. Za wasze szczęście."
"Nie mogę pić." odmawia Harry. Niall bez zagłębiania się w szczegóły odkłada jego kieliszek z powrotem, a sam dopija swojego shota do dna. "Ale z chęcią napiję się jakiegoś soku."
"Już daję znać kelnerowi." mówi, wklikując coś na zegarku. "Gdzieś tutaj widziałem Zayna i Chrisa Martina, jeśli macie ochotę pogadać. Gdybyście potrzebowali się przespać to znacie drogę, prawda?" puszcza do nas oczko. "Myślę, że znacie. Widzimy się później, kochani. Bawcie się dobrze."
"Ty też, Niall. Dobrze cię widzieć takiego radosnego." mówi Harry, poklepując go po ramieniu. Niall całuje go w odpowiedzi w czoło, a następnie rusza w gąszcz gości.
Zostajemy na poboczu, chociaż spotykamy się z wieloma gapiami, jak i również znajomymi twarzami, ewidentnie zainteresowanymi zagadaniem do nas.
"H, dawaj znać jeśli będziesz mieć dość." informuję, ujmując go delikatnie za ramię. Harry pochyla się w moją stronę, by lepiej mnie słyszeć. "Bez alkoholu może być ciężko."
"Rozdzielamy się?" pyta zmieszany. Nie wiem co mu na to odpowiedzieć, zwłaszcza, że sam wychodzi z takowym założeniem.
"Jak chcesz." nie oponuję. Wlewam w siebie następne mililitry alkoholu i puszczam jego rękę. "Będę w pobliżu."
"Ja też."
Posyłamy sobie ostatni, porozumiewawczy uśmiech i znikamy w tłumie imprezowiczów.
***
I've been checking my phone all evening, such a good time I believe it this time
22:46
Siedzę przy barze, zerkam na telefon, bez odzewu. Obok mnie Gigi i Emily obrabiają z pasją dupę swojemu menadżerowi.
Jestem mocno wstawiony i bez dwóch zdań zawiedziony samym sobą. Co jest? Czemu nie ma mnie u boku Harry'ego? I czemu go nie szukam?
Rozglądam się wokoło, ale nie widzę go. Mam nadzieję, że nie złamał zasady z piciem.
Czy to twoje poczucie kontroli się odzywa? pytam siebie i automatycznie przeklinam.
Ostatecznie nawet nie jesteśmy oficjalnie parą. Czy chwytamy się za rękę w miejscu publicznym tylko po to by nie narobić szumu wobec plotek o zerwaniu? Ale jeśli nawet robimy to pod publikę, to gdyby Harry nie chciał ze mną być, to tych plotek by się nie bał, prawda?
"No kurwa nie wiem." mamroczę do siebie. Proszę barmana o następnego drinka, po czym ruszam na misję w poszukiwaniu Harry. Jest coraz trudniej utrzymać się na nogach i coraz trudniej nie czuć się jak w grze komputerowej, która zaraz ma wysiąść z prądu.
Mijam Joe Jonasa, kilku znanych golfistów i Dylana Sprouse'a. Skąd ich Niall wszystkich zna? Co ten chłopak robi po godzinach?
Wyciągam telefon, na wyświetlaczu wybija 23:00 i nadal nie otrzymuję od Harry'ego żadnej wiadomości. Musi się świetnie bawić. myślę zgryźliwie. Przecież o to ci chodziło, debilu.
W tym całym zaabsorbowaniu potykam się o czyjąś nogę i tracę równowagę.
"Wybacz!" pośpieszam, ale kogoś ręce nadal mnie podtrzymują. Unoszę swoje spojrzenie ku górze i...Szlag.
"Słyszałem, że mnie szukasz." szepcze do mojego ucha z iskierkami w oczach. Niech go szlag. Ta jego uwodząca prezencja, ten powolny ton głosu, perfumy wylane po całej szyi. Ugh.
"Nikomu nie mówiłem." zaprzeczam.
"Ale coś czuję, że mam rację?" konfrontuje mnie Harry, ciągnąc za rękę w wir tańczących osób. "Miałem?"
Jestem naprawdę, naprawdę pijany i czuję się totalnie zdominowany. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie mi to nie przeszkadza. Zwłaszcza gdy jego ręce znajdują swoją drogę pod marynarką i ocieramy się o siebie w rytm piosenki Lady Gagi. Nie mam pojęcia ile tak tańczymy, kwestia czasu rozmywa się w swoistym pojęciu.
"Miałeś rację." mówię w którymś momencie, owijając ramiona wokół szyi Harry'ego.
"Masz to wypisane na twarzy."
"Co?" marszczę brwi w konsternacji. "Co niby?"
"Nieważne." jego oczy zagłębiają się w moją duszę. Harry delikatnie rozchyla swoje usta i przytrzymując po obu stronach twarz, składa na nich najpowolniejszy pocałunek. Odwzajemniam go z zachłannością chcąc więcej i tylko więcej.
Wszystko wokół nas zatrzymuje się w miejscu. Jakby czas nigdy nie toczył się do przodu, ani nie dotyczył nas. Pogłębiam pocałunek. Harry ciężko dyszy prosto w moje wargi i przyciąga mnie bliżej siebie. Moje dłonie błądzą pod jego koszulą i pewne granice zaczynają się subtelnie zacierać. Źrenice Harry'ego powiększają się, a rysy twarzy wyostrzają w skupieniu. Dobrze znam tę minę. I bardzo dobrze wiem do czego to zmierza, gdy brunet zaczyna mnie ciągnąć w kierunku schodów.
W pokoju bez słów rozbieramy się, jak w dokładnie ułożonej choreografii. Pocałunki przybierają formę paliwa napędzającego podniecenie.
"Kochaj mnie." słowa niecierpliwie wymykają się z moich ust, pomiędzy zgłodniałymi ruchami Harry'ego.
"Na zmianę." szepcze, składając pocałunek na wewnętrznej stronie uda. "Potrzebuję cię w środku."
"Tak?"
"Jak nigdy." zapewnia głębokim głosem. "Chcę żebyś mnie wypełniał."
I tak słowa zamieniają się w czyny.
***
All of me changed like midnight
Nowy rok, nowa odsłona biegu życia.
W końcu nawet w najśmielszych snach nie obstawiłby, że 1go stycznia obudzę się w tym samym łóżku co Harry. And here we are. Wtulony w jego bok, zapętlony nogami pod kołdrą. Pochmurne chmury wiszą nad przedzierającym słońce niebem i byłoby idealnie. Magicznie wręcz, gdyby nie--
"Louis." obserwuję jak mina H przechodzi z lekko uśmiechniętej do poważnej. Odsuwa swoją nogę z mojego uda, na co obracam się na bok by go dobrze widzieć.
"Co jest?"
Poprawiam grzywkę i wpatruję się w jego dopiero co rozbudzone, zielone oczy. Widzę, że się denerwuje i to zdecydowanie napędza moje własne nerwy.
"Nie wiem... co dalej. Z nami." wyszeptuje.
Ściska moje przedramię, na co przełykam z trudem ślinę.
"Bądź mój." mówię i kładę rękę na jego dłoni w czułym geście. Przez jego myśli musi przechodzić burza i sztorm, tak długo nie odpowiada na moją propozycję.
"To już nie jest takie proste. Kiedyś było." pauzuje. "Teraz boję się tobie znowu zaufać."
Zaciskam na to stwierdzenie mocno oczy.
"Trudno mi się tego słucha."
"Wiem. Ale nie będę cię kłamać. Oczekuję od ciebie zobowiązania i wszystkiego co jest w pakiecie dojrzałej relacji. Bez uciekania."
"Chcę ci to dać." zapewniam, przysuwając się do niego. Harry lekko drży, jakby zbierało się mu na płacz. "Już nigdy cię nie zostawię."
"Mówiłeś już to."
Szlag.
"Mówiłeś to i patrz gdzie mnie to zaprowadziło." kontynuuje stonowanym głosem. "Mówiłeś, że mnie kochasz. Mówiłeś, że jestem wszystkim czego pragniesz i za każdym razem, Louis, za każdym razem zdołałeś i tak uciec."
"Byłem głupi, H."
"Tak, ale byłeś też świadomy." ciężar rozmowy przygniata moje serce. Zaczynam trudniej oddychać. "Powiem ci więcej, nie tyle co boję się tobie zaufać, ja ci nie ufam. Tej więzi nie odbudujemy w miesiąc." wykonuje prostolinijny gest ręką. "I na ten moment nie chcę nazywać tego co nas łączy związkiem. Na związek to musimy zapracować."
"Rozumiem."
Po tym jednym słowie brakuje mi ciągu dalszego, a Harry oczekuje ode mnie czegoś więcej. Zbieram całą siłę w sobie i staram się nie zdysocjować na ten trudny i emocjonalny dla mnie temat.
"Zapewnię ci to poczucie bezpieczeństwa, którego potrzebujesz. Nie naruszę już go." zapewniam i najchętniej przypieczętowałbym tę obietnicę pierścionkiem. "Będę regularnie uczęszczać na terapię. Będziemy robić więcej rzeczy i chodzić na randki. Zrobię wszystko, żebyś był szczęśliwy. Żebyśmy oboje byli szczęśliwi."
"Brzmi idyllicznie." komentuje, a jego szeroko otwarte oczy wwiercają się w moją duszę. "Więcej szans już nie dostaniesz."
"Nie potrzebuję więcej." unoszę jego dłoń i powoli całuję knykcie, nie urywając przy tym kontaktu wzrokowego. "Wystarczy jedna."
***
Teksty autorstwa Taylor Swift: The Great War, Snow on the beach, Invisible String, Midnight Rain
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top