11
Okolice Nowego Jorku,
listopad 2032 rok
Harry Styles
"Mam 10 nieodebranych połączeń od Freddie'go." wyznaje Louis z przejęciem i przesuwa z zamachem telefon po stole. Jest 7 rano, wiedziałem, że bez powodu by nie wstał.
"Nie widziałeś jak dzwoni? pytam ziewając. Zalewam pusty kubek, a następnie z czarną herbatą.
"Nie wziąłem telefonu do studia."
Louis przeciera ręką twarz i wznosi spojrzenie w stronę sufitu.
"Zapomniałem go zabrać, wszyscy których potrzebowałem byli przy mnie, więc- oh kurwa, to źle zabrzmiało, prawda? Prawda?"
"Nie, Lou, rozumiem przesłanie." uspokajam. Podaję mu herbatę, a on przyjmuje ją do swoich rąk i wtula w nią swój policzek. "Oddzwoń i porozmawiajcie."
"Harry, ale dobrze wiemy o czym on będzie chciał rozmawiać." mówi z paniką w głosie. "Boję się, że będzie miał mi za złe, że to przed nim ukrywałem."
Wspieranie Louisa, w tych najbardziej kruchych momentach to przywilej na który pozwala nielicznym osobom. Oboje mamy założone białe szlafroki, rozwiązuję swój w pasie i otulam go nim. Jego twarz pachnie wodą po goleniu, świeżo i słodko jak dom. Pocieram delikatnie jego łopatki i przymykam przy tym oczy.
"Muszę ci coś powiedzieć." jego głos tłumi materiał. Mąci nerwowo koszulkę pomiędzy palcami. "Podejrzewam, że Freddie jest gejem."
"Co ty?"
Biorę twarz szatyna w swoje dłonie i spoglądam mu prosto w... zawiedzione? oczy. Nie ma w nich zauważalnej iskierki, jak u mnie. Zajmuje mi chwilę by połączyć kropki, fakty i przerażenie Louisa.
"O boże." mówię na wdechu, a Louis zaciska usta, potakując. "O boże. Będzie zdewastowany, że mu nie powiedziałeś."
"Dokładnie. Jeszcze, poznałem jego przyjaciela i wygląda jak młodsza wersja ciebie."
"Zmyślasz." mówię, chociaż mój uśmiech powoduje, że zaczynają mnie boleć mięśnie twarzy.
"Nie, przysięgam." śmieje się i opiera czoło o moją klatkę piersiową. "Miał loczki, sztyblety, jak ty za czasów 2012 roku. W ten sposób się domyśliłem, że nie jest hetero."
Przez chwilę w milczeniu obserwuję zarost Louisa i jego błękitne oczy. Nie wierzę, że jest tu obok mnie. To nierealne odczucie.
"Chcesz, żebym z nim porozmawiał jak przyjedzie?" pytam z troski. Dotykam opuszkami palców jego małych zmarszczek przy oczach. Louis uważnie daje mi na wszystko pozwolenie. "Jeśli przypominam jego chłopaka, szybciej odpuści."
"Jeszcze go w sobie rozkochasz." prycha i śmiejemy się. "Wiem, że byłbyś w stanie to zrobić i co tu więcej mówić, byłoby to nieźle posrane."
"Lou, na twoim miejscu zacząłbym powoli godzić się z taką ewentualnością." mówię z udawaną powagą. Louis odsuwa się teatralnie, oburzony. " Spójrz na mnie, wyglądam przecież jak Styles z 2010 roku. Nie bolą mnie plecy, gdy przewracam się z boku na bok w nocy, ani kolana, gdy klęczę u twoich stóp. Nie mówiąc już o tym, że to nie jest tak, że owsianka wydaje się najlepszym posiłkiem na śniadanie i cóż, zdecydowanie nie wolę zostać w domu niż jechać na koncert. Jestem niezłą partią, powiedz to."
"Jesteś najlepszą partią w każdym wieku." odpowiada. Uśmiech szatyna jest łagodny, poruszony uczuciem. Czym sobie na to zasłużyłem? "W niczym nie straciłeś w moich oczach."
"Skarbie." przytulam swoje ręce do jego łokci, rozczulony do tego stopnia, że moja cała twarz płonie. Kołyszemy się, zagłębiając z każdym ruchem bardziej w swoje oczy; w nich można zobaczyć cały film naszej przeszłości, wszystkie ciosy i cudowności . "You are the love of my life."
"You're the feeling I can't put down."
Louis unosi się odrobinę na palcach, by złączyć nasze usta w spokojnym pocałunku. Kładę rękę na dolnej części jego pleców i przysuwam go bardziej do siebie.
"Potrafisz napisać piosenkę nie nawiązując do mnie?" pyta, pogłębiając pocałunek między słowami. Kręcę głową. Nie. Nie potrafię.
"Ja też."
***
Rozmowa Louisa z Freddiem przebiega w tonie "o wszystkim pogadamy jak się spotkamy", krótko i na temat. Umawiają się jeszcze dzisiaj, co wydaje się bardziej paraliżować mnie niż mojego chłopaka.
Jest słoneczny, listopadowy poranek i dopóki nic nas nie goni, siedzimy sobie w ogrodzie na materiałowych leżaczkach.
"Um. Jaki on jest?" pytam w przypływie zmartwień, na tyle ostrożnie na ile się da. "Odziedziczył coś po tobie?"
To jest pierwszy raz w moim życiu, kiedy pragnę dowiedzieć się czegoś na temat Freddie'go. Mina Louisa mówi mi, że również zdaje sobie z tego sprawę.
"Em." zawiesza się, zauważam jak jego klatka piersiowa zaczyna się szybciej poruszać w rytm pobudzonego oddechu. "Można tak powiedzieć. Mamy podobny chód i zamiłowanie do muzyki. Potrafi być tak samo uparty, głośny, sarkastyczny... trudno się to znosi w kimś więcej niż w samym sobie, muszę przyznać."
To będzie dziwne doświadczenie, prawda? Marszczę oczy, skupiając się na jego wyobrażeniu.
"Chcesz mi powiedzieć, że również przechodził fazę bycia ekstra śmiesznym i nieznośnym?"
"Słucham, Styles? Czy ja słyszę narzekanie?"
Louis zerka na mnie w niedowierzaniu. Przeskakuje małą odległość pomiędzy leżakami i kładzie się z impetem na moich udach, a później brzuchu. Zginam się w pół.
"Na miłość boską..." krzyczę, ale nie potrafię powstrzymać śmiechu. Louis robi wszystko, żeby rozwalić moją fryzurę, na co kulę się w każdej możliwej pozycji.
"Gdyby nie mój urok tkwiący w byciu śmiesznym i jak to obrzydliwie nazwałeś nieznośnym, nigdy byś mnie nie pokochał."
Pokochać. To również pada pierwszy raz od... lat. Louis nie jest głupi i od razu spostrzega, jak mnie na chwilę zmiotło. Czeka, minimalizując atak, jedynie uważnie mnie obserwując.
"Twój humor zdobył moje serce w pierwszej kolejności, przecież to wiesz, głupku." mówię, a moje ręce wędrują pod jego bluzę. Rozczapierzone włosy wpadają mi do oczu. "Potrafiłeś być najbardziej irytującą wersją siebie, a ja i tak byłem w tobie ślepo zakochany."
"Masz czasami nadal to uczucie?" pyta miękko.
Mrugam oszołomiony. Czy on pyta czy ja go nadal kocham?
"Już nie ślepo, tylko świadomie." Louis wydaje się niezadowolony z odpowiedzi, a mogę to z łatwością stwierdzić po jego nagle zaciśniętych ustach. "Teraz znam cię całego, z każdej strony i to uczucie jest głębsze, dojrzalsze, rozumiesz?"
"Rozumiem, brzmi mniej...beztrosko."
"Czy to coś złego?"
"Innego." mówi i czuję, kurwa, jak coś się zmienia w jego podejściu. Przecież nie powiedziałem nic złego. Wstaje ze mnie i poprawia zagniecenia na bluzie oraz długości sznureczków. "Potrzebuję czasu na ogarnięcie się przez przyjazdem Freddiego. Widzimy się później?"
"Um. Pewnie. Będę tutaj albo w sali medytacyjnej."
"Dobrze."
Louis posyła mi jeden z najbardziej wymuszonych uśmiechów ze swojego katalogu, po czym udaje się w stronę domku.
***
Jest pewna sprawa, której nie byłem gotowy wyznać Louisowi. A jest to wczorajsza rozmowa telefoniczna z Camille.
Jak się okazuje, nie wzięła na poważnie zdjęć z Louisem i zadzwoniła jedynie po to, żeby przeprosić za ostatnie zajście. Płakała, zarzekała, że tęskni i że oboje podejmiemy decyzję kiedy 'poczniemy dziecko'.
Byłem pewny, że nasza rozmowa będzie pieprzoną formalnością, wymianą terminów w które dni podjechać po rzeczy. Jednak w momencie gdy zaczęła przepraszać zaniemówiłem i nie odezwałem się ani słowem do końca rozmowy.
Od tej pory zżera mnie poczucie winy i zgorszenie własnymi działaniami. Nie reagując- daję przyzwolenie, a to... to jest niepodobne do mnie samego.
W południe przyjechali do nas z food truckami i kawiarniami na kółkach. Gdy obserwowałem jak rozstawiają stoiska, nie mogłem wyjść z podziwu, jak Warner Bros potrafił się zaprezentować, nawet bez naszych próśb.
Zahaczam o trucka z koktajlami, gdzie zamawiam napój o smaku kiwi z bananami. Później pochłonięty ssaniem przez słomkę, idę spacerkiem przez zielone tereny. Ciepły powiew jesieni wprawia mnie dzisiaj w przyjemny nastrój. Na niedalekim pagórku zauważam Nialla, Liama i Zayna grających sobie w najlepsze w golfa. Śmieją się; wszyscy wyglądają radośnie, chociaż Liam podpiera plecami drzewo, co niefortunnie przypomina mi o rzeczywistości.
"Harry!" słyszę i widzę jak Zayn wymachuje do mnie rękami. Rzuca kijek na ziemię i doprowadza czymś Nialla do napadu rechotu. "Chodź do nas!"
Wspinam się na górę dość sprawnymi krokami. Na górze Liam wręcza mi piwo.
"Dzięki, stary, jeszcze dopijam koktajl." odmawiam i siadam obok niego. Niall wybija wysoko piłeczkę i wzrok każdego z nas szybuje za nią.
"Co powiesz na zorganizowanie imprezy pożegnalnej?" zagaduję Liama, rozwalającego podeszwą kasztany.
"W sumie." przechyla w zastanowieniu głowę. "To dobry pomysł." posyła mi serdeczny uśmiechy. "Chłopcy!" krzyczy. Uderza kasztana kijkiem, na co Zayn bije brawo. "Harry proponuje jutro imprezę. Ktoś jest na nie?"
"Nie trać czasu, tylko dzwoń do Macey." kwituje Niall, szczerząc się na samą myśl. "Zaproś Mayę z dziećmi, Li. Ja przedzwonię do Amelii, Zayn może zabrać Khaię, a Harry...ech."
"Ech." przedrzeźniam go ze śmiechem. "Mam zaprosić Camille?"
"To wy nie zerwaliście?" pyta z wybrzmiewającym szokiem Zayn, żonglując piłeczkami.
"Jeszcze nie. Tak naprawdę nie mamy planu, bo nie gadaliśmy z PR'owcami."
"Stary, na co ty kurwa czekasz?" ciągnie mulat i czuję, że wchodzi w obronną postawę wobec Louisa. Nie dziwię mu się. "Musisz wiedzieć czego chcesz, rozumiesz?"
"To nie jest takie proste, Zayn." syczę, zaciskając zęby ze złości. "Musimy się zastanowić co w tej sytuacji jest najkorzystniejsze i najlepsze. Od 22 lat ukrywaliśmy tę tajemnice, jak to będzie, gdy ludzie zaczną śledzić każdy nasz krok? Jak to się odbije na Louisie? Na naszym zespołowym wizerunku?"
"Pierdolisz..." Zayn nie wierzy w to co mówię. Śmieje się szyderczo. "Jesteś niezdecydowany i tyle w tym temacie, nie mydlij mi oczu."
"A może i jestem i co z tego?" podnoszę głos. Zayn bierze porządny łyk piwa i kręci z dezaprobatą głową. Liam i Niall niezręcznie obserwują naszą wymianę zdań. "Boję się tego co może się wydarzyć. W wieku 38 lat pragnę stabilności, a nie kompletnego chaosu!"
"Żyjesz w jebanym chaosie, nie widzisz tego?" pluje mi tymi słowami w twarz. Wstaję i zaciskam ręce w pięści, mierzymy się sztyletującym wzrokiem. "Już teraz. W tym momencie."
"Zaproszę jutro Camille i wszystko jej wytłumaczę."
Zayn wypluwa piwo na trawnik.
"Kurwa, Harry, cóż to jest za genialny, egoistyczny pomysł. Jeszcze napisz sobie na czole 'to ja spierdoliłem imprezę pożegnalną Liama' żeby było mniej oczywiste."
"Nie odbije się to na was, obiecuję." uspokajam ich. "Spędziłem z nią kilka lat, myślałem, że za nią wyjdę, nie chcę kończyć z nią związku przez telefon."
"Masz rację, lepiej zrobić to na oczach Louisa."
Zayn uderza w punkt, który boli mnie na innym, głębszym poziomie.
"Rób co uważasz, Harry. Zawsze tak robiłeś i nie oczekuję, że coś się zmieni."
Rozchodzimy się w napiętej atmosferze i chce mi się ryczeć, potrzebuję zrozumienia.
Nie chcę nikogo skrzywdzić, a już na pewno nie siebie.
***
In this world, it's just us, you know it's not the same as it was
"Nie było cię w sali medytacyjnej..." wita mnie Louis przy restauracyjnym barze. Wygląda na zdezorientowanego, przygląda mi się dłużej niż zwykle i gdy jego wzrok zatrzymuje się na wysokości oczu, zauważa zaczerwienienie. "Płakałeś? Co się stało?"
"Miałem nieprzyjemną rozmowę z Zaynem." odpowiadam i zwracam się do barmana. "Poproszę Aperol z podwójną ilością ginu."
Siadam na przeciwko Louisa, oparty jedną ręką na kontuarze. Widzę jego niespokojny ruch nogą i zaciśniętą szczękę.
"Jutro urządzamy imprezę pożegnalną na cześć Liama, przyjadą rodziny. Chciałem z tobą omówić pewną kwestię."
Louis unosi z zaciekawieniem brew, a ja przejmuje drinka.
"Planuję zaprosić Camille i z nią porozmawiać, twarzą w twarz." zaciskam oczy, by nie musieć doświadczać reakcji Louisa na tę informację. "Proszę nie miej mi tego za złe. Byłem z tą kobietą przez kilka lat i chciałbym zakończyć ten związek z należytym szacunkiem."
Gdy w końcu wzbieram w sobie wystarczająco dużo odwagi by na niego spojrzeć, widzę jedynie akceptację. Potakuje powoli głową i sączy ze swojej słomki żurawinową wódkę ze Spritem. Jedynie jego noga bez zmian, nerwowo podryguje.
"W porządku. Nie mam zamiaru ci w tym przeszkodzić." odpowiada. "To dojrzałe z twojej strony i... chcę, żebyś zakończył to na swoich warunkach, tak żeby było to dla ciebie komfortowe."
Co?
"Nie spodziewałem się, że okażesz mi zrozumienie." mówię zmieszany. Robię łyk drinka i sięgam dłonią do kolana Louisa. "Dziękuję ci. To wiele znaczy."
"Drobiazg." uśmiecha się i złącza leniwie nasze ręce, powoli je dopasowując. "Wiem, że wiele się zmieniło... my się zmieniliśmy. I wciąż staram się do tego przyzwyczaić."
"Lou, myślę, że ze względu na przeszłość inaczej się zachowujemy i próbujemy dopiero znaleźć ten nowy wspólny język." gładzę kciukiem wierzch jego nadgarstka. "On będzie ewoluować, nie róbmy sobie presji by był taki jak kiedyś lub lepszy niż już jest. To przyjdzie samo z czasem, okay?"
I don't wanna talk about the way that it was
"Brzmi sensownie." bierze łyk wódki i przybliża się do mnie wraz z krzesłem. Na początku myślę, że chce mnie pocałować, ale jedyne co, to styka nasze nosy. "Hi."
Patrzy mi prosto w oczy, tymi swoimi lekko wstawionymi źrenicami i nie umiem powstrzymać uśmiechu. Szczypię go zalotnie w policzek.
"Hi, powiedziałem."
"Czy jestem zobowiązany odpowiedzieć oops?" dopytuję.
Louis potakuje z powagą.
"Oops." szepczę, a Louis całuje mnie w czubek nosa z mlaśnięciem. Marszczę nos, uśmiechając się do wysokości dołeczków. "Uważasz, że to był dobry pomysł pić przed przyjazdem twojego syna?"
"Myślę, że jedyny właściwy." odpowiada, wołając barmana do nalania następnej kolejki.
when everything gets in the way, seems you cannot be replaced, and I'm the one who will stay
***
Gdy podjeżdża Ranga Rover z Freddie'm, Louis ściska z emocji moją rękę.
Stoimy na podjeździe niczym niecierpliwi rodzice, którzy dali wyfrunąć dziecku za szybko z gniazda. Przyszedł koniec tygodnia oznaczający tylko jedno: niedzielny, wspólny obiad.
Louis rzuca się w pogoń, gdy auto się zatrzymuje, a Freddie zeskakuje z podwyższenia i... wow podobieństwo jest uderzające. Chłopak wygląda dosłownie jak Louis z 2010 roku, brakuje mu tylko szelek, koszulki w paski i dłuższej grzywki. Moje serce wywraca się do góry nogami.
"Freddie, poznaj Harry'ego Stylesa."
Sobowtór Louisa robi nieśmiały krok w moją stronę i wyciąga swoją małą rękę. Przejmuję ją, niepewny czy tak się powinno witać z dzieckiem swojego chłopaka.
"Miło cię poznać, Freddie." mówię. Jesteś głównym powodem dla którego porzuciłem miłość swojego życia. "Jak minęła podróż?"
"W porządku." ten akcent. Uśmiecha się uroczo i przechodzi z nogi na nogę. "Myślę, że musimy pogadać."
"My?" udaje mi się zapanować nad głosem, na tyle, żeby nie usłyszał w nim przerażenia. Freddie potakuje.
"Tak, nigdy nie poznałem żadnego chłopaka mojego taty. Potrzebuję wiedzieć więcej."
"Więcej to mogę opowiedzieć ci ja, bubu." wtrąca się Louis, a na jego twarzy jest widoczne zmieszanie. To nie był najmądrzejszy ruch. "Ja jestem twoim ojcem, więc nie obarczajmy tym Ha-"
"Owszem, ale przez tyle lat miałeś wiele okazji, by powiedzieć mi prawdę, a jednak dowiaduję się o twoim chłopaku poprzez media społecznościowe. Więc. Wybacz, tato, ale chciałbym w pierwszej kolejności porozmawiać z Harry'm."
Louis stoi osłupiony i przenosi swoje spojrzenie z Freddie'go na mnie. Szuka pomocy.
"Bardzo chętnie z tobą porozmawiam, ale myślę, że są kwestie, które twój tata wytłumaczy ci lepiej niż ja." przemawiam nerwowo, przecierając wierzchem palca nos. "Okay?"
"Okay." zgadza się, po czym ubiera na głowę beanie i wyjmuje telefon z kieszeni swoich spodni. "Idziemy coś zjeść?"
"Pewnie." odpowiadamy jednocześnie. Gdy tylko Freddie nas wyprzedza, wymieniamy się wymownym spojrzeniem.
***
Siadamy przy foodtruckowym stoliku. Freddie bez wahania wskazał ten z krewetkami w tempurze, a my po prostu ulegaliśmy na każde jego słowo.
Tuż po złożeniu zamówienia, młodszy sobowtór Louisa odkręca kurek.
"Widziałem z tobą film." wygłasza, zwracając się w moją stronę. Wygląda jakby oceniał moją reakcję.
"Grałem w wielu filmach, to znaczy, um. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. Po prostu... o który ci chodzi?" pytam zakłopotany i przecieram ręką po twarzy. Louis skupia swoje spojrzenie na swoich dłoniach, u których skubie z nerwów skórki.
"My policeman." na dźwięk tytułu przełykam ciężko ślinę. "Grałeś tam geja."
"Tak." przyznaję. "I jak wrażenia?"
"Mając świadomość, że jesteś z moim ojcem zmieniłeś mi perspektywę filmu. Jak teraz o tym myślę to ten aktor przypominał mojego tat-"
Wytrzeszczam oczy i śmieję się by wypuścić z siebie spięcie. Louis marszczy brwi.
"Co?"
"Ta scena seksu-"
Wstaję od stołu.
"Idę poczekać przy foodtrucku na jedzenie, a wy..." wskazuję pomiędzy Louisa i Freddie'go "Porozmawiajcie." rzucam Louisowi błagalne spojrzenie. "Proszę."
Gdy tylko udaje mi się oswobodzić z ich śledzącego mnie wzroku i niekomfortowych pytań, wypuszczam ze świstem powietrze. Nie wiem kiedy ostatnio czułem się równie niezręcznie. Nie pamiętam, dzisiaj sytuacja sięgnęła zenitu.
Boże. Ten dzieciak ma w sobie dużo stłumionego wkurwu. Dajcie mi żyć.
Mam nadzieję, że jedzenie będzie się jeszcze długo robić, bo gdy zerkam na nich z oddali, Freddie ewidentnie się unosi. Louis próbuje go uspokoić, ale chłopak krzyczy wystarczająco głośno, co dochodzi nawet do moich uszu: "Myślałem, że mi ufasz! Jak mogłeś!?"
Robi mi się strasznie przykro na ten widok. W końcu wiem najlepiej ile kosztowało Louisa trzymanie swojej orientacji w ryzach przez lata naszego związku. Jak się bał oceny innych, jak przez pierwsze dwa lata trudno było mu zaakceptować fakt, że jest gejem. Mimo to, w tej całej trudnej sytuacji tożsamościowej, wziął na siebie brzemię ustawek jako pierwszy z nas dwóch. Spotykała go masa zakazów, wykładów o tym jakie to złe być innej orientacji i jak bardzo powinnismy unikać bycia blisko, bo wizerunek jest ważniejszy.
Odbieram z okienka zamówienie i przyspieszam kroku do stolika. Moją cienką granicą okazują się łzy na policzkach Louisa. Potrzebuję się wtrącić, chociaż nie jestem pewien czy powinienem.
"Freddie, posłuchaj." zaczynam łagodnie. Freddie zwraca się w moją stronę z zaciśniętą szczęką. "Twój tata przeszedł piekło w momencie, gdy się w sobie zakochaliśmy. Nasz management zabraniał nam się widywać publicznie. Robili wszystko, żeby nam uniemożliwić stały, bliski kontakt i popsuć między nami więź." widzę jak chłopak trochę odpuszcza i bardziej rozsiada się na krześle. Kątem oka zauważam Louisa wbijającego we mnie zaszklony wzrok. "Kazali nam 'chodzić' z innymi dziewczynami, tylko i wyłącznie dla rozgłosu i odparcia plotek, że jesteśmy gejami. Ciągnęło się to latami. Wiele czynników sprawiło, że twój tata stał się bardzo ostrożny w dzieleniu się prywatnymi informacjami, uważny i wiem, że chciał cię ochronić przed tą wiadomością z wielu własnych powodów. Jest to trudny temat i wiele nawyków z tamtych czasów zostało nam po dziś dzień. Wybacz mu to."
Freddie spogląda na swojego tatę i wypuszcza z siebie długo wstrzymywane powietrze.
"Przepraszam, że krzyczałem." odzywa się i nachyla się w stronę Louisa, opierając łokcie o stół. "Czy to co mówi Harry to prawda?"
Louis potakuje, pociągając nosem.
"100 procent prawdy."
"Czyli wasz związek trwa od 2010 roku?" pyta ze zmieszaniem.
Nasze spojrzenia się krzyżują, a w moim sercu coś delikatnie eksploduje.
"Nie do końca." przejmuje rozmowę Louis, przysuwając się do syna. "Zerwaliśmy z Harry'm, gdy go zdradziłem z twoją mamą."
Po oczach Freddiego mogę jednoznacznie stwierdzić, że chłopak nie był gotowy na tę wiadomość.
"Zdradziłeś?" powtarza niczym echo i aż odrzuca go lekko do tyłu. Louis zmienia swoją pozycję i pociera mocno swoje kolana. "Nie byłoby mnie tu, gdybyś nie zdradził Harry'ego?" precyzuje wypowiadając z opóźnieniem każde słowo.
"Prawdopobnie."
Ta szczerość uderza nawet mnie. Czuję jak atmosfera wokół nas się zagęszcza.
"Boże." Freddie zakrywa swoją twarz obiema rękami i kuli się do kolan. "Przez całe życie słyszałem od mamy, że poznaliście się na koncercie i zaplanowaliście mnie."
"Przykro mi." szepcze Louis i wstaje z krzesła, by go przytulić. Freddie poddaje się czułości i zaczepia się rękami na jego bluzie. "Tak bardzo cię przepraszam, że dopiero teraz się dowiadujesz prawdy."
Spoglądam na wystygnięte krewetki w półmiskach i nie potrafię powstrzymać myśli, jak inaczej wyglądałoby nasze życie, gdyby Freddie tutaj teraz nie siedział.
***
Pod wieczór cała nasza trójka jest wyzuta z emocji. Freddie przez następne trzy godziny dopytuje o szczegóły, na które Louis wytrwale, szczerze odpowiada. Po wszystkim Louis daje mu klucze do swojego domku i odprowadza go do drzwi.
Jest około 21, kiedy wchodzi do łazienki. Akurat leżę zanurzony w wodzie i macham energicznie ręką by wytworzyć więcej piany.
"Hej." mówi cicho. Jest zmarnowany i mogę to powiedzieć po sposobie w jaki zwisają mu luźno ramiona.
"Hej." mówię czule i wyciągam w jego stronę rękę, zapraszając go tym gestem bliżej siebie. Louis chwyta moją dłoń, złączając przy tym nasze palce, po czym klęka na podłodze i przygląda się mojej twarzy ze smutkiem. "Jak się czujesz?"
"Poturbowany."
"Zrozumiałe. Ja też."
Louis całuje moją rękę i przytula ją do skroni. Nie umiem pomieścić miłości do niego w swoim sercu, mam ochotę zostać w tej chwili już zawsze albo chwilę dłużej niż trwa.
"Myślisz, że będzie okay?"
"Będzie." odpowiada. "Wyznał mi, że jest w związku z Henry'm od dwóch lat."
"Z małym Harry'm?" pytam, a moja twarz rozpromienia się na samo wyobrażenie.
"Henry jest starszy o dwa lata i ma 18 lat. Freddie ma 16, czyli tyle ile ty, gdy zaczęliśmy się spotykać. Czy to nie jest pojebane?"
"Trochę jest." potakuję w zgodzie. "Trochę bardzo."
"Zazdroszczę im prywatności." wyrzuca z siebie z westchnięciem. Wygląda na zawstydzonego tym wygłoszeniem, od razu ucieka wzrokiem po łazience. "Mają coś co nam nigdy nie było dane. To głupie zazdrościć synowi, nie? Powinienem się cieszyć."
"Uważam, że możesz czuć co tylko chcesz." uspokajam go.
Louis uśmiecha się w cieniu smutku.
"Nie wiem jak bym zniósł ten dzień, bez twojej obecności." mówi, na co wychylam się poza brzeg wanny i ujmuję w dłonie jego twarz. Louis ulega dotykowi i gdy całuję go w usta, nie śpieszę się, chociaż moje ruchy są pewne, a jednocześnie gwałtowne.
"Chodź do mnie." mruczę gardłowo, płytko oddychając. Po gorliwości Louisa, czuję, że nie potrzebuje większej zachęty. Pomagam mu wydobyć się z bluzy, a później wejść do wanny, z takim skutkiem, że wylewamy na zewnątrz sporo wody.
Louis odwraca się do mnie tyłem, przytulam go ciasno w pasie, zostawiając krótkie pocałunki wzdłuż kręgosłupa. Delikatnie oblewam go wodą, rozprowadzając po łopatkach ciepło z moich rąk.
Tym razem nie ma walki o dominację, jest coś więcej. Obtaczam go ramionami i wtulam twarz w jego włosy. Przymykam oczy na doznanie, którego doświadczam; czystej czułości.
"Nienawidzisz mnie jeszcze?" pyta nagle, podwijając kolana do klatki piersiowej.
Unoszę głowę w poruszeniu jego słowami. Proszę?
"Skąd taka myśl przyszła ci do głowy?" pytam zamroczony.
Wzrusza ramionami. Ciche falowanie wody wypełnia ciszę pomiędzy nami.
"Bo mam wrażenie, że już zawsze będziesz w sobie nosił część, którą mną gardzi za to co ci zrobiłem."
"Lou. Nie. Spójrz na mnie." przekręca się lekko, dzięki czemu widzę najpiękniejszą, najważniejszą w moim świecie, twarz. Dotykam jego podbródka, delikatnie omiatając wzrokiem resztę małych szczegółów, które często umykają, jak jego łuki brwiowe, kuleczkowy nos i szorstki zarost. "Wybaczyłem ci. Nie ma we mnie cząstki, która by nie darzyła cię uczuciem. Rozumiesz?"
Louis przełyka z trudem ślinę i lokuje swoją rękę w moich włosach, łagodnie je przeczesując.
"Kocham cię." dodaję i wypowiedzenie tego zdania na głos, wyzwala we mnie dużo silnych emocji. Nigdy niczego nie byłem bardziej pewny. Drżę . "Nad życie."
"Ja ciebie też." odpowiada, przesuwając dłońmi po linii mojej szczęki. Uśmiecha się w najsłodszym tego słowa wydaniu. "Nigdy nie przestałem."
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top