10


Okolice Nowego Jorku,

listopad 2032 rok

Louis Tomlinson


Do moich warstw sennej świadomości dobija się puknięcie za puknięciem, z czasem coraz bardziej natarczywe. Na początku jestem pewny, że to mój pulsujący ból głowy, ale, gdy otwieram leniwie oczy, okazuje się, że to walenie do drzwi. 

Rejestruję wszystko z ogromnym opóźnieniem. Klub. Chlanie. Harry. Zaciskam kurczowo oczy i przeklinam kogokolwiek kto stoi za tymi pieprzonymi drzwiami. Niech cię kurwa szlag trafi, człowieku. 

Wstaję chwiejnie, przytrzymując się ramy łóżka, a potem ciężkim krokiem udaje mi się pokonać dystans pomiędzy łóżkiem a wejściem do domku.  Przekręcam klucz w zamku i niemal od razu żałuję.

Do domku wlewa się pięciu ludzi z PR'u, w tym Macey w wyraźnie dobrym humorze. 

"Czego kurwa chcecie...." 

"Mówiłam wam. To prawda." odzywa się blondynka i pokazuje ręką na słodko śpiącego Harry'ego zawiniętego w kulkę na moim łóżku. Wzdycham. "Masz nam ochotę wytłumaczyć co się wydarzyło uprzedniej nocy?"

Dopiero teraz powoli, bardzo powoli, przypominam sobie urywki wczorajszej imprezy. Boże. Czy wydarzyło się coś czego nie pamiętam? Panika narasta w moim ciele, wskakuję na materac i energicznie potrząsam Harry'm.

"Zejdź ze mnie..." mruczy na wpół świadom. Ale to mnie nie powstrzymuje przed dołożeniem większych starań. "Lou, porzygam się, przestań!"

"Harry..." mówię zaniepokojony. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła. "Harry, obudź się, pamiętasz coś z poprzedniej nocy?"

"Wziąłeś mnie za rękę. " bełkocze z wciąż zamkniętymi oczami. Jego twarz pozostaje niewzruszona, przyciśnięta policzkiem do poduszki. Potrząsam nim jeszcze raz. "Ujawniłeś nas. Proszę cię, daj mi jeszcze dwie godziny, łeb mi pęka..."

Wraz z tymi słowami zastygam. Macey podchodzi do mnie z telefonem, na którym widnieją zdjęcia, jak prowadzę Harry'ego do samochodu ze splecionymi dłońmi. Zakrywam na nich twarz przed zdjęciami, w przeciwieństwie do bruneta, który patrzy prosto w obiektyw. W jego oczach można zauważyć zaskoczenie. 

"O ja pierdole..." wzdycham, opadam słabo na łóżko i mimowolnie rozwieram w szoku usta. 

Harry dalej śpi.

 "Ale... ale to.... to nie jest takie oczywiste, mogłem, po prostu...."

"Zgodziłabym się, jednak mamy jeszcze to."

Macey przesuwa palcem w dół artykułu jakiegoś pstrokatego szmatławca i demonstruje mi stop klatki na których przyciągam blisko Harry'ego do siebie za koszulę. Nasze twarze są zdecydowanie za blisko, wyglądam na nich jakbym chciał go pocałować. W następnej serii zdjęć  Harry mnie odsuwa, a na mojej twarzy maluje się niezadowolenie. 

Zakrywam usta ręką.

"Jesteście fantastyczni, moje gratulacje." Macey śmieje się radośnie i kręci przy tym głową. Blokuje tablet, a następnie przytula go do piersi. "Po prostu genialni.  Twitter padł w dwie minuty po tym jak portale opublikowały szczęśliwą nowinę. Rozwaliliście kilka stron internetowych, były tak przeciążone zainteresowaniem. Niektóre nadal nie działają. I wiecie, należałoby wydać oficjalne oświadczenie." pauzuje. "Dlatego...dajcie mi znać, gdy wytrzeźwiejecie w jaki sposób chcecie dalej to pociągnąć i jaką narrację przyjąć. Okay?"

Z tych emocji zapominam jak się używa języka. Ja ledwo kurwa wiem co czuję, nie wiem nic. Spoglądam na nią z przerażeniem w oczach, to się nie dzieje naprawdę, nie może, to nie ma prawa się dziać, nie... po czym wymiotuję na podłogę. 

Macey wydaje z siebie wysoki pisk i wycofuje się momentalnie z całą załogą swoich niemych towarzyszy. 

"Norbert wezwij sprzątaczkę." kobieta zwraca się do mężczyzny w białym, wiązanym swetrze. "Już!"

***

I need love to hold me closer in the night just enough

Siedzę przy stole w kuchni, trzymając oburącz kubek herbaty. Nie umiem opanować mojego kiwania się lekko na boki; zupełnie tego nie kontroluję. Ten szok nie chce ze mnie zejść.

Po pierwsze, najważniejsze, nie tak miało wyglądać nasze ujawnienie. To co zrobiłem było prymitywne, na miłość boską byłem pijany i nieświadomy, zrobiłem to instynktownie

Po drugie, Harry nie zakończył związku z Camille, więc, tak, to wygląda źle. Wręcz tragicznie. 

Pocieram z nerwów zarost, podrygując nerwowo nogą.

Muszę z nim porozmawiać, nie wytrzymam ani chwili dłużej, bo  to mnie zabija. Przechodzę krótką drogę z kuchni do sypialni, gdzie Harry siedzi oparty o ścianę i przegląda coś na telefonie ze zmarszczką pomiędzy brwiami. Jest zaspany, na jego twarzy rozkwita pogodny uśmiech na mój widok.

"Dzień dobry." wita mnie, odkładając telefon."Chodź do mnie."

Nie musi powtarzać dwa razy, a już jestem w jego ramionach, otulony w każdym miejscu. Harry całuje mnie w czoło, w jego oczach jest tyle troski i czułości, że wątpię, że ma mi cokolwiek za złe. 

"Jak się czujesz?" pyta miękko, opierając usta o moją skroń. Drżę na to doznanie, na co Harry przytula mnie ciaśniej do swojej gołej klatki piersiowej. "Spokojnie, Lou, jestem tu. Nie musisz mi od razu odpowiadać. Daj sobie czas."

Czuję jak gula w gardle powiększa się od tłumionego płaczu. Po prostu puść to wolno, Louis. No już...

Przez pierwsze chlipnięcia, powstrzymuję jeszcze okazanie więcej emocji niż jest to wskazane, ale gdy Harry sam z siebie mówi, żebym pozwolił sobie wyrzucić wszystko, szlocham i przypominam małe dziecko,  co kilka sekund wybrzmiewające piskliwym, żałosnym odgłosem. 

Harry nie przestaje mnie trzymać i aż przykro przyznać, że pierwszy raz, od śmierci mamy, czuję się bezpiecznie. Nikt nie ma pojęcia jak intensywnie emocjonalny jest to dla nas moment. 

"Nie wierzę, że to prawda." mówię załamującym się głosem. "Nie wierzę, że nie ma już nic do ukrycia."

"Dziwne uczucie." przyznaje. Unosi mój podbródek pewnym gestem, po czym ujmuje twarz w dłonie i scałowuje potok łez. Jego usta są rozchylone, kiedy spogląda prosto w moje oczy. "Czy to dla ciebie wystarczająco oficjalne, kochanie?"

Odpowiadam pocałunkiem, który Harry chętnie pogłębia, zatapiając się z każdym ruchem warg bliżej, intymniej i żarliwiej. Zaczynam szybciej oddychać. Siadam okrakiem na jego udach, a Harry mi ulega, odsłaniając się do mojej dyspozycji. 

"Chcę cię bardzo wolno wypieprzyć." deklaruję. Na dźwięk moich słów Harry zaczyna ociężale dyszeć do mojego ucha, przesuwając rozpostartymi rękami po barkach, zniżając się coraz niżej do pośladek. 

"Proszę." skomli, a jego oczy błagają o atencję. "Louis, nikt mnie dobrze nie wypieprzył od 15 lat."

"Czas to zmienić." 

Harry odchyla głowę w niemym jęku, kiedy moje palce uczepiają się najwrażliwszej części ciała. Nie mogę się napatrzeć na jego żuchwę, zaciśniętą z przyjemności.

"Potrzebuję..."

"W kosmetyczce pod łóżkiem." sapie, zamieniając się ze mną pozycją. Teraz on dominuje, drażniąc się swoim ciężkim penisem, gdy dotyka mnie nim po brzuchu. Wykorzystuję ten moment na wydobycie lubrykantu i nasmarowanie nimi palców. 

Zimny płyn spływa w dół mojego przedramienia, później skapuje na pościel. Harry nie przestaje się o mnie ocierać, jego jęki to wszystko co słyszę.  Docieram palcami do dziurki, po czym powoli, bardzo stopniowo zanurzam w niej swój wskazujący palec. Harry wygina się w łuk z syknięciem, zamkniętymi oczami i kurwa przysięgam nie ma na tym świecie bardziej podniecającego ani zapierającego dech widoku. 

"Będę cię rozciągać krótkimi i powolnymi, a później szybkimi pchnięciami." informuję. Harry nabiera ze świstem oddech, potakując w moją szyję. Nagryza miejsce nad obojczykiem, następnie łagodząc okrężnymi ruchami języka powstałą ranę. "Powiedz czy rozumiesz, co z tobą zrobię."

"Tak." 

"Kiedy zacieśnisz dziurkę, mój palec będzie wciąż się zagłębiał."

"Boże."

Harry całuje mnie chaotycznie, niedbale zahaczając zębami o moją wargę. Bierze do rąk członka i przesuwa po nim leniwie, wydobywając ze mnie skowyt. Na chwilę zaprzestaję wszelkie ruchy, napawając się uciskiem jego zapierścionkowanej dłoni. 

"Mów do mnie."  rozkazuje.

"Jak poczuję, że jesteś gotowy, wsunę się w ciebie delikatnie. Nie próbuj mnie wtedy pośpieszać. Żadnego..." przerywam, by nabrać powietrze. "Żadnego napierania na mojego kutasa, zrozumiano?"

"Nie obiecuję." odpowiada gardłowym głosem. Dodaję drugi palec, złączając je w jedno, później rozszerzając w kształt litery V. Lekko zginam je w połowie, na co Harry drży w ramionach i mruczy z przyjemności. 

"Trzeci." prosi błagalnym tonem.

"Kochanie, tak bardzo się im poddajesz..." zauważam, a Harry potakuje ochocze głową. Obserwuje mnie z szeroko otwartymi oczami,  lekko załzawionymi i wysuniętą do przodu szczęką. Jak dla mnie wygląda obscenicznie. "Tak bardzo ich chcesz."

"Chcę ciebie, chcę-" z jego ust ulatuje jęk, tuż po tym jak rytmicznie wsuwam trzy i pół palca. "Boże, kurwa. Tak dawno nie czułem."

"Czego?" pytam, złączając nasze klatki piersiowe, dzięki czemu dosuwam palce po sam koniec głębokości. 

"Louis." 

Nie drażę tematu, czuję, że jak zaraz nie wejdę to dojdę na jego brzuch. Harry kładzie się na plecach po moim lekkim zachęceniu do zmiany pozycji i czeka z uniesionymi do góry nogami. Opiera się nimi na moich ramionach, a ja nastawiam się na dziurkę i powoli, według złożonej obietnicy, wsuwam się w jego wnętrze. 

Ten moment jest czymś nie do opisania, uczucie, które mnie pochłania, jest czymś tak znajomym, przytulnym i ciepłym.... jakbym na nowo włożył utracony element w jego i moją duszę. 


***

O godzinie 15:00 idziemy zjeść swój pierwszy posiłek tego dnia, a następnie udajemy się do studia, w którym czekają na nas Niall i z Liamem. 

Liam zatrzymuje nas w progu z rozbieganym wzrokiem. Uśmiecha się pogodnie, trochę nieśmiało i z tego co widzę, Harry'emu się to udziela. 

"Gratulacje?" mówi niepewnie, przyciągając nas do uścisku. "Nie do wiary. Nie sądziłem, że dożyję tego momentu."

Auć. Trwając w uścisku, czuję jak Harry sztywnieje na dźwięk tych słów. 

"Jak się czujesz, Li?" pytam i przyglądam się jego bladym, zapadniętym policzkom. Liam spuszcza wzrok, po czym wsuwa do kieszeni dresów dłonie. 

"Dobrze, jest dobrze." uspokaja, ale znamy go od 22 lat. Wiedzieliśmy kiedy kłamie. "Pojutrze wyjeżdżam do rodziny. Dokończycie ostatnie kolaboracje sami."

I to brzmi źle, chyba nie muszę precyzować dlaczego. Przyjmujemy tę wiadomość w ciszy, Harry bardziej ekspresyjnie, ponownie przytulając Liama. Kątem oka spostrzegam Nialla, nerwowo przełykającego ślinę. 

Podchodzi do nas małymi krokami, a na jego twarzy maluje się konsternacja. 

"Co to oznacza, Liam?" zadaje pytanie, którego ani Harry ani ja nie mieliśmy odwagi poruszyć. "Co z promocją albumu? Trasą?" 

Liam nabiera głęboki oddech i dystansuje się z uścisku. 

"Pojedziecie beze mnie-" w tym momencie Liam przeklina i zakrywa rękami twarz. Zaczyna płakać potokami łez, zabierającymi dech nie tylko jemu, ale nam wszystkim. "Nie dam rady. Proszę nie utrudniajcie tego, muszę pozałatwiać ostatnie sprawy."

Nialla trudno zamknąć, ale tym razem nawet nie próbuje dociekać. Wygląda jakby ktoś przyłożył mu w twarz i szukał wzrokiem winowajcy. Jego ręce opadają luźno, a Harry siada na najbliższym fotelu i pochyla głowę ku ziemi. 

"Cały czas się łudziłem." szepcze Liam, przecierając rękawem nos. "Że to może jakiś żart, że nie jest za późno, jednak po ostatniej akcji musiałem się zderzyć z prawdą. Nienawidzę jej, ale przyszedł moment ją zaakceptować."

"Liam, kochamy cię." odzywa się Harry, a ostatnie słowo przypomina bardziej pisk. Całe moje ciało nieruchomieje. "Dziękuję, że byliśmy dla ciebie na tyle ważni, że spędziłeś z nami ten czas."

"Jesteście dla mnie drugą rodziną, to oczywiste." wzrusza ramionami. "Tak bardzo żałuję, że nie dane mi będzie przeżyć więcej."

Z rozmowy wytrąca nas donośne skrzypnięcie i nasze głowy szybują w stronę wejściowych drzwi studia. Spodziewam się kto to, jeszcze zanim widzę jego postać. 

"Chłopcy." 

I tak. Oto Zayn w czystej okazałości.

 "Przepraszam za spóźnienie, musiałem odwieźć Khai do Gigi." staje naprzeciwko nas z przejętym wyrazem twarzy. 

"To nie jedyna rzecz za którą powinieneś nas przeprosić." precyzuję. 

Czuję jak ból głowy wraca i rozprasza moje skupienie. Nie oszukujmy się, jak na jeden dzień to jest zdecydowanie za dużo emocji i mam wrażenie, że niedługo eksploduję. 

"To prawda." przyznaje z uśmiechem nie dosięgającym oczu. Każdy z nas trzyma bezpieczną odległość od mulata, który prawdopobnie oczekiwał innego rodzaju przywitania. "Cóż, wymsknęło mi się to i owo, okazałem wobec Was... Nas brak szacunku. Przede wszystkim..." wzdycha. "Louis, przepraszam, że nie pojawiłem się na twoim występie upamiętniającym świętej pamięci Jay. Nie wiem co sobie myślałem. Jestem idiotą, kompletnym idiotą."

Potakuję i niczym zahipnotyzowani obserwujemy jak Zayn wyjmuje z kieszeni skręta i wystawia go w moją stronę.

"Na zgodę?"

Wzruszam ramionami, odczuwając pewnego rodzaju ulgę. Nareszcie, kurwa, po tylu latach, wziął ode mnie to brzemię. Czemu nie?

"Na zgodę." mówię, przejmując jointa. Zayn szczerzy się i z impetem zderza się ze mną w uścisku. "Stary, to będzie najlepsza pojednawcza faza w naszym życiu."

Niall i Harry śmieją się, co Liam dla odmiany podsumowuje dezaprobatycznym kręcenim głowy.

"Jesteście pokręceni." komentuje, ale nie mija nawet chwila i również przytula Zayna. 

Niall, Harry oraz ja dołączamy do bliskości, którą wspólnie ostatni raz czuliśmy w 2010 roku. 

***

The skies are blue, haven't been for a while.

"Stary, jak zobaczyłem nagłówki, że się ujawniliście prawie rozjebałem sobie łeb o drzwiczki z kominka." wyznaje z całkowitą powagą Zayn, buchając mi dymem w twarz. Śmieję się nie rozumiejąc.

"Jak mogłeś być głową na wysokości drzwiczek z kominka?" pytam. Wgapiam się pusto w rozmyte wiatrem drzewa. "Przecież to niemożliwe."

"Możliwe." mówi przeciągle z chichotem. "Schylałem się po drewno i przeglądałem telefon. Bardzo logiczne, Tomlinson, włącz myślenie."

"Masz rację, to było oczywiste." zaciągam się jointem, stopniowo przymykając oczy, chłonąc, czerpiąc. "Ja wciąż nie wierzę, że to się wydarzyło. I byłem na tyle głupi, że do tego doprowadziłem."

"Głupi? Co ty pierdolisz?" 

Zayn rozgląda się niespokojnie wokół nas. Obstawiam, że szuka wzrokiem Harry'ego, jednak na tarasie jesteśmy sami. 

"Nie mam na myśli, że żałuję, chodzi o sposób w jaki to zrobiłem. Harry zasługuje na więcej, na celebracje jego istnienia, na największą miłość, na wyjście ze mną na galę, na wszystko gdzie będzie to wyglądać elegancko i z klasą. A to co odjebałem?" parskam i uchylam ze wstydu głowę dół. "Żałosne, nawet tego nie pamiętam."

Zayn wsłuchuje się uważnie i wgapia we mnie wzrok w ten specyficznie zjarany sposób.  Nie mruga.

"Dla mnie to brzmi jakbyś miał zbyt wielkie oczekiwania wobec siebie. Nic nie jest idealne, ani takie jak to sobie z góry wyobraziliśmy. Trzeba przyjąć rzeczywistość taką jaką jest."

"Tak jak ty przyjąłeś z Gigi?"

Zayn pociera nerwowo rękami o kolana, jednocześnie odchrząkując. To jest moment, w którym dawny Zayn najchętniej zażartowałby z powagi sytuacji, ale obecny Zayn nie ucieka. 

"Powiedzmy." spuszcza wzrok. "Louis, to jest tak; nie da się walczyć o coś, gdy druga osoba nie chce toczyć z tobą walki. Po latach to zrozumiałem i teraz mam to już w dupie."

"Czujesz, że mogłeś coś zrobić inaczej?" 

Sam w duszy również zadaję sobie to pytanie. I cóż... odpowiedź jest jedna. 

"Tak, kurwa, oczywiście, że tak." odpowiada szczerze, a z jego oka ulatuje pojedyncza łza. Przeciera ją otwartą dłonią i znowu wbija swój wzrok w buty. "Mogłem wiele zrobić, wielu rzeczy nie mówić, uniknąć, ale nie cofnę już nic przeprosinami."

"To przykre, stary. Niesamowicie dobijające."

"Też miałem wybujałe oczekiwania, to już nieważne, nauczyłem się, że czasami lepiej jest odpuścić."

Zapada zmrok, latarnie z całego ośrodka rozbłyskują automatycznie na całym terenie. Wiatr rozwiewa moje włosy we wszystkich strony i czuję jak marznę. Przeklinam pod nosem, zawijając rękawy bluzy. 

"Idziemy do środka?" 

Zayn potakuje na zgodę. Wstaje, poklepuje mnie z przyjaznym uśmiechem po barku. 

"Jestem dumny z tego kim się stałeś. Ty też powinieneś, zamiast doszukiwać się co mogło potoczyć się lepiej."

wow.

"Dzięki, Zi." szepczę, zacieśniając rękę na jego ramieniu. "Naprawdę."

***

Wszyscy w studiu pracują na najwyższych obrotach- Irvin obecnie skleja high note Zayna z naszymi głosami, jak i również wszystkie inne ważne niuanse wspólnej piosenki. Jest 2 w nocy. Pięć minut temu zostaliśmy poinformowani przez reżysera naszych przyszłych teledysków, że do tego utworu zrobimy zwykły filmik z procesu nagrywania. Będzie to również pierwszy singiel naszej płyty. 

Zmęczenie po tym całym dniu jest nie do opisania, ale żeby je bardziej przybliżyć- piję zimną kawę sprzed 2 godzin, bo nie mam siły wstać zrobić sobie nowej. 

Dopijam ostatni łyk i rzucam papierowy kubeczek do kosza. Na nieszczęście nie trafiam, ale na szczęście Harry to zauważa. Zjawia się przy kanapie, na której siedzę i podnosi kubek walający się może metr ode mnie. 

"Prześpij się." mówi. Ma sine wory pod oczami, a jego aksamitny głos jest przesiąknięty opiekuńczością. Nachyla się  i muska przeciągle swoimi wargami moje czoło. Moje serce rośnie w miłości, spoglądam na niego z dołu i uśmiecham się. Harry odwzajemnia ten gest. "Zaraz i tak kończymy." wzdycha. "Dołączę do ciebie za dwadzieścia minut, w porządku?"

"Nie mam siły się sprzeciwić." odpowiadam. "Przygotuj się na łyżeczkowanie, mam mood na tulenie."

Harry śmieje się uroczo, przegryzając po chwili wargę.

"Będziesz moją dużą łyżeczką?" pyta.

"A ty moją małą?" 

Na jego policzkach pojawiają się dołeczki, zwiastujące najpiękniejsze słowo:

"Zawsze."

*** 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top