Rozdział 21
Leila POV
Niemalże każdej nocy robię to samo. Zakradam się do małego mieszkania Federico, które znajduje się nad garażem. Teraz jest jednak inaczej, zaczynam się stresować. To ostatnia chwila, ostatnia szansa na to, żebym zaszła w ciążę.
Trzymam się ściany, uważając, żeby nikt mnie nie zauważył. Gdybym została nakryta, nie dożyłabym następnego dnia. Nowe Prawo jest bardzo surowe, zostałabym skazana na karę śmierci za obcowanie z mężczyzną innym niż mój Komendant. Nie mam żadnych praw. Mam obowiązek, urodzić dziecko, dla którego nie będę mamą, tylko kobietą, która je urodziła. Podręczną.
Wspinam się po schodach, uważając na kilka z nich, bo okropnie skrzypią. Pukam cicho do drzwi, a po chwili otwiera mi Federico.
- Cześć - uśmiecha się szeroko na mój widok, jednak mina mu rzednie, kiedy widzi wyraz mojej twarzy. - Co się stało?
Wpuszcza mnie do środka, bo pozostawanie na zewnątrz byłoby bardzo nierozsądne.
- Dzisiaj była moja ostatnia szansa na zajście w ciążę - mówię mu i siadam zrezygnowana na łóżku. - Niby jak mam w nią zajść, skoro on jest bezpłodny? Ześlą mnie do obozu pracy...
- Nie - mówi stanowczo i siada obok mnie. Obejmuje mnie opiekuńczo ramieniem. - Nie pozwolę na to.
- A co będziesz miał do gadania? Jeśli im się przeciwstawisz, zabiją cię.
- Zrobię ci dziecko. Zróbmy to dzisiaj, teraz...
- Chcesz tak ryzykować? Musisz być pewny i świadomy ryzyka, jakie to za sobą niesie...
- Jestem pewny - oświadcza głosem nie znoszącym sprzeciwu i zbliża twarz do mojej. - Jeśli ty też jesteś, po prostu to zróbmy i módlmy się, żeby się udało. Dla pewności powinniśmy to zrobić kilka razy.
Kiwam głową i czekam na jego ruch. Niepewnie zbliża usta do moich, po czym zaczyna mnie całować. Poddaję mu się, próbując się rozluźnić. Wiem, że stres może udaremnić nasze próby, dlatego staram się po prostu skupić na tym, żeby było dobrze.
>>>
Shailene POV
W nocy siedzę na parapecie i obserwuję to, co dzieje się za oknem, czyli... zupełnie nic. Czasami z daleka widzę strażników, którzy pełnią wartę na naszej ulicy, ale nic poza tym się nie dzieje. Nic dziwnego, o tej godzinie obowiązuje Godzina Policyjna. Na ulicy mogą się znajdować tylko strażnicy, komendanci i osoby im towarzyszące. Chociaż wielokrotnie widziałam, że Theo znika na noc, nigdy nie towarzyszyła mu Melody. Pewnie jeździ do klubu w centrum.
Kiedy słyszę, że ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju, podskakuję ze strachu.
- Cii, to ja - mówi Paul.
- Gdzieś ty był? - Warczę na niego od razu.
- Musiałem załatwić wiele spraw - odpowiada bez cienia wstydu. - Próbuję pomóc wielu osobom. A one w przeciwieństwie do ciebie mają większą chęć przetrwania.
- Musisz pomóc mojej siostrze. Podsłuchiwałam dziś pod sypialnią, to była jej ostatnia szansa na zajście w ciążę.
- Wiem. Dlatego wcześniej zasugerowałem Federico, że mógłby w razie czego zapłodnić Leilę, co chyba w tej chwili robi.
- Leila jest u niego? - Wytrzeszczam oczy.
- Chodzi do niego co noc, ale dopiero dzisiaj poszli do łóżka. Miejmy nadzieję, że im się uda, bo wyciąganie jej z obozu pracy nie będzie łatwe. Ale dosyć już o tym, chciałem cię zabrać.
- Gdzie?
- Zobaczysz. Chodź - ciągnie mnie za rękę, więc chcąc, nie chcąc, idę za nim.
Kiedy stajemy przed drzwiami pokoju, w którym jak myślę, jest moja córeczka, staję i nie mogę się ruszyć.
- Chcesz tam wejść?
- Theo nie ma w domu, a Melody śpi. Powinnaś ją choć na chwilę przytulić.
Kiwam głową i wchodzimy do środka. Mój aniołek śpi w kołysce. Staję obok niej i wpatruję się w nią jak w obrazek. Rozpływam się i łzy stają mi w oczach. Biorę ją na ręce i przytulam do siebie.
- Moja malutka - szepczę, wzruszona.
Stoję tak przez dobre kilka minut, tuląc ją do siebie. Czuję jednocześnie ulgę i ból, bo wiem, że przypłacę ten moment ogromną tęsknotą. Wdycham jej niemowlęcy zapach, staram się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z jej twarzyczki. Zastanawiam się, czy coś po mnie odziedziczyła, ale trudno mi to stwierdzić.
- Musimy już iść - stwierdza Paul.
- Jeszcze nie...
- Shai, wrócimy tutaj, obiecuję. Ale teraz naprawdę musimy iść.
Odkładam Holly do łóżeczka i całuję jej czółko. Patrzę na nią po raz ostatni, ale Paul prawie że wypycha mnie z pomieszczenia. Prowadzi mnie do mojego pokoju, gdzie pękam i wybucham płaczem. Mężczyzna przytula mnie do siebie i stara się mnie uspokoić.
- To się kiedyś skończy. Będziecie razem. Obiecuję - mówi.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top