Rozdział 19
Shailene POV
Na razie nie widziałam się z Theo ani z Melody, ani nawet z Paulem. Przychodzi do mnie jedynie Marta i Leila. Sama też nie opuszczam pokoju, ponieważ mi tego zakazano.
Pierwsza noc była najgorsza - słyszałam płacz mojej córki, ale nie mogłam nic na to poradzić. Wydawało mi się, że uspokajanie jej trwa w nieskończoność. Przez cały ten czas walczyłam ze sobą, żeby tam nie pobiec i nie wyrwać im jej. Nie powinna być z nimi, zwłaszcza teraz, kiedy istnieje prawdopodobieństwo, że Theo nie jest ojcem Holly. Nie chce mi się wierzyć, że zaszłam w ciążę akurat podczas gwałtu. Ale jeśli faktycznie Theo jest bezpłodny... Lista kandydatów na ojca właśnie się skończyła.
Wielokrotnie myślałam o tym, żeby w nocy zakraść się do pokoju Holly, zabrać ją i uciec. Każdej nocy nie śpię, tylko myślę jak to zrobić. Wydaje mi się, że Theo dokładnie wie co planuję i udaremni mi każdą próbę.
Kiedy któregoś razu w środku nocy słyszę pukanie do drzwi, siadam wyprostowana na łóżku. Do pokoju wchodzi Theo, jak zwykle dumny z siebie, jakby dokonał czegoś wielkiego.
- Podejrzewałem, że nie śpisz - odzywa się, podchodząc bliżej.
- Czego chcesz? - Warczę.
- Chciałem ci coś pokazać - niespodziewanie bierze moją dłoń i przygląda się jej. - Brzydko wygląda bez tego palca, prawda?
- Co, zrobiło ci się mnie żal? - Wyrywam mu rękę.
- Nie. Zasłużyłaś na karę, którą ci wymierzyłem. Wiesz, że taką samą dostaje się, kiedy kobieta w naszym państwie zostanie przyłapana na czytaniu? Jesteście stworzone po to, żeby rodzić i zajmować się dziećmi.
- Wspaniale, tylko że moje zostało mi odebrane i nie jestem w stanie się nim zajmować.
- Ty jesteś od rodzenia. Moja żona zajmuje się moim dzieckiem.
Mam już na końcu języka to, że prawdopodobnie Holly nie jest jego dzieckiem, ale powstrzymuję się. Stał się nieobliczalny i nie wiem na co jeszcze go stać. A może zawsze był nieobliczalny, tylko ja byłam zaślepiona?
- W każdym razie, chodźmy - mówi niecierpliwie Theo i wyprowadza mnie z pokoju.
Jego dłoń dotyka moich pleców, przez które przechodzi nieprzyjemny dreszcz. Zastanawiam się jak kiedyś mogłam być nim tak zauroczona? Dlaczego nie dostrzegłam jego prawdziwej natury? Może dlatego, że jest doskonałym aktorem i wykorzystuje tę umiejetność kiedy tylko chce. Mówił mi kiedyś, że jest idealnym kłamcą i na moim miejscu by mu nie ufał. Wtedy akurat mówił prawdę, ale nie potrafiłam rozróżnić tych rzadkich chwil, kiedy był szczery, a kiedy kłamał.
Jak mam go pokonać? W tej chwili wydaje się tak potężny, że pokonanie go jest niemożliwe. Może gdybym działała powoli, tak jak mówił Paul... Ale teraz trafiłam do gniazda żmij. Jestem bliżej swojej córki niż w centrum, w klubie.
Theo otwiera drzwi i moim oczom ukazuje się pokój Holly. Zapominam jak się oddycha i chcę wbiec do środka, ale Theo mnie powstrzymuje.
- Puść mnie - cedzę przez zaciśnięte zęby. Szarpię się, ale Theo mocno mnie trzyma.
Nagle z pokoju obok wychodzi Melody. Obrzuca mnie kpiącym spojrzeniem i jak gdyby nigdy nic podchodzi do łóżeczka, biorąc na ręce moją córkę.
- Cześć aniołku - grucha do niej Melody. - Do naszego domu wprowadziła się zła wiedźma, ale nie bój się, mamusia nie pozwoli cię skrzywdzić.
- Nie jesteś jej matką! - Krzyczę. - Puszczaj mnie! - Warczę do Theo.
- Nicole jest naszą córką, a nie twoją. Może niedługo oddasz nam drugie dziecko, jak sądzisz? - Łapie mnie za brzuch.
- Nigdy!
- Zła odpowiedź - cmoka z dezaprobatą Theo, po czym puszcza mnie i szybko wchodzi do pokoju, zamykając drzwi na klucz. Natychmiast próbuję dostać się do środka, ale drzwi są zamknięte. Zaczynam płakać i osuwam się po ścianie, po raz kolejny czując bezsilność i... jeszcze większą nienawiść.
CDN.
Już dawno nie byłam tak chora 😪
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top