Rozdział 15

Shailene POV

Tak jak się spodziewałam, dziewczyny nie są zadowolone z tego, że zostałam potraktowana inaczej niż one. Zoë już wcześniej miała pretensje o Theo. Teraz znów ma do mnie pretensje i wciąż pyta, co zrobiłam, że mam taryfę ulgową u Paula.

Problem w tym, że nie zrobiłam zupełnie nic. Sama nie wiem dlaczego tak się stało, ale cieszę się z takiego obrotu sprawy. Wciąż nie czuję się na siłach, żeby wrócić do swojego starego zawodu. Jestem emocjonalnie rozbita, nadal nam niekontrolowane wybuchy płaczu, ataki bólu i tęsknoty za moją malutką córeczką. Można by zapytać jak to możliwe, tęsknić za kimś, kogo się nie zna...

Ale ja ją znam. Byłam z nią przez dziewięć miesięcy. I choć jej nie widziałam, czułam jej ruchy, moje serce pokochało ją bezgranicznie jeszcze przed jej narodzinami. Potem została mi brutalnie odebrana, ale miłość została i nigdy nie odejdzie.

Każdego dnia próbuję coś wymyślić, opracować plan, jak dostać się do domu Theo i odzyskać Holly. Zdaję sobie sprawę, że moje szanse są marne i na pewno ktoś by mnie złapał, bo czym wróciłabym do Czerwonego Centrum. Albo i nawet gorzej... mogliby mnie zabić. Theo i Melody już nigdy nie musieliby się mną martwić.

Wszystko mnie przytłacza. Myśl, że moja młodsza siostra tam jest i być może już zaszła w ciążę. Nie zasługuje na ten sam los, który spotkał mnie. Nikt nie zasługuje.

Wzdycham i wstaję z łóżka. Podchodzę do okna i obserwuję to, co się dzieje na zewnątrz. A nie dzieje się zupełnie nic.

Jesteśmy w Nowym Jorku, tam gdzie niegdyś miasto nigdy nie umierało, nieważne, czy był dzień czy noc. Nowy Jork żyje o każdej porze.

Żył. Teraz ulice są puste. Nawet nie widać strażników na ulicach, czasami tylko przejedzie ich wóz.

Moje rozmyślania przerywa Zoë, która wraca do pokoju. Chwilę później przychodzi Heather. Obie wyglądają na zmęczone.

- Za każdym razem jak muszę się z nimi pieprzyć, mam ochotę ich zabić - stwierdza Zoë, opadając ciężko na swoje łóżko. - Doskonale wiem, że to oni stoją za tym wszystkim. Dlaczego nie mogę wymierzyć sprawiedliwości?

- Bo to za duże ryzyko - odpowiadam. - Zostałaś uratowana przez Paula. Zniszczysz tym wszystko, a jedyne co musisz zrobić, to zacisnąć zęby i wytrzymać teraz, gdy jesteśmy już tak blisko.

- Łatwo ci mówić, bo nie musisz robić zupełnie nic - prycha Zoë.

- Rób jak uważasz, ale nie wtrącaj do tego mnie i mojej siostry. Chcę się stąd wydostać i odzyskać córkę.

- Skąd w ogóle wiesz, że możesz ufać temu Paulowi? - Zoë unosi brwi. - A co jeśli któregoś dnia przyjedzie tutaj Theo?

- Właśnie dlatego nie pracuję tak jak wy. Paul chce zminimalizować ryzyko.

- Zawsze wiedziałaś jak się ustawić.

Nie komentuję tego. Z tego co mówi Zoë wynika, że całe moje życie było usłane różami, co jest kompletną nieprawdą. Wciąż płacę wysoką cenę za swoją naiwność i głupotę.

Naszą rozmowę przerywa pukanie do drzwi.

- Mogę się założyć, że to książę na białym koniu, sir Paul - mówi ironicznie Zoë.

Podchodzę do drzwi i je otwieram. Okazuje się, że miała rację - widzę Paula.

- Hej, możemy porozmawiać? - Pyta. - Mam coś dla ciebie.

- Dobrze - kiwam głową. - Niedługo wracam - rzucam jeszcze do dziewczyn, chociaż nie wiem czy w ogóle je to interesuje. Zoë ma duży wpływ na Heather, która chyba zaczyna myśleć tak jak ona.

Idziemy do gabinetu Paula. Wskazuje mi krzesło, na którym siadam. Czekam aż się odezwie.

- Nie wiem, czy to co chcę zrobić to dobry pomysł, ale... - Paul wyraźnie się waha.

- O co chodzi?

- Wiem, że jesteś w kiepskiej kondycji psychicznej i boję się, że to pogorszę.

- Coś się stało Holly?! - Zrywam się na równe nogi, a moje serce gwałtownie przyspiesza.

- Nie! - Uspakaja mnie Paul. - Wszystko z nią w porządku. Z Leilą też.

- Czy ona...?

- Nie, nie jest jeszcze w ciąży. Nie sądzę, żeby to się prędko stało - uśmiecha się krzywo, a ja nie wiem o co mu chodzi. Zgodnie z tym, czego się dowiedziałam w Czerwonym Centrum, Leila i Theo powinni mieć już za sobą kilka prób zapłodnienia.

Paul przygryza wargę, po czym wyciąga coś z kieszeni, po czym mi to podaje.

Na mojej dłoni znajduje się małe zdjęcie.

Zdjęcie mojej córeczki.

Holly.

Moje oczy wypełniają się łzami, chociaż tego nie chcę, bo utrudniają mi widzenie. Wzdycham z zachwytem, patrząc na tego małego aniołka, przyciskam usta do zdjęcia, po czym tulę je do siebie, jakbym przez nie mogła poczuć ciepło i bicie tego małego serduszka.

Paul uśmiecha się, patrząc na mnie.

- Dziękuję - tylko tyle jestem w stanie powiedzieć, bo wzruszenie nie pozwala mi ma więcej.

- Jest naprawdę wspaniała i śliczna - odpowiada Paul. - Chciałem powiedzieć ci o czymś jeszcze - przygryza wargę. - Dzisiejszej nocy, do klubu przyjeżdża Theo.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top