Rozdział 14

Theo POV

- Zamknij się - warczę, a on tylko parska śmiechem.

- Dlaczego? Bo ktoś usłyszy? Melody nie wie, że to twoja wina, że nie macie własnych dzieci?

- Radzę ci się zamknąć - powtarzam, czując, że zaraz wybuchnę.

- Biedny, bezpłodny Theo - kpi Paul. - Nie jesteś nawet w stanie spłodzić dziecka.

Nie wytrzymuję i moja pięść ląduje na jego twarzy. Ten jednak dalej się uśmiecha.

- Zawsze uważałem, że los jest niesprawiedliwy, bo ty dostałeś wszystko, a ja nic. Jednak się myliłem. Nie masz tego, czego najbardziej pragniesz. Nie wynagrodzą ci tego ani kariera, ani pieniądze - dodaje i wychodzi.

Dlaczego wszyscy są dziś tacy nieposłuszni?

>>>

Leila POV

Jestem pod stałą obserwacją. Mam wrażenie, że biorę udział w jakimś reality show. Prawda jest taka, że wszyscy czekają na pierwsze objawy ciąży, ale czuję się tak jak zwykle - żadnych mdłości, czy zmęczenia. A co jeśli się mylili i jestem bezpłodna? Co wtedy się ze mną w stanie, jeśli nie zajdę w ciążę?

Blednę. Wyślą mnie do obozu pracy. Słyszałam plotki, że po kilku tygodniach katorżniczej pracy, kobiety umierają.

Nie chcę umierać. Mam dopiero szesnaście lat! Nie o tym myślałam, kiedy uciekałam z domu. Miałam przejść z piekła do raju. Przeszłam jednak z piekła do jeszcze większego piekła.

Wzdycham i idę dalej korytarzem, kierując się do swojego pokoju. Przez niedomknięte drzwi do jednego z pomieszczeń zauważam kołyskę. Rozglądam się, czy kogoś przypadkiem nie ma w pobliżu i wchodzę do środka. Przeżywam mały atak serca, kiedy okazuje się, że w środku jest ochroniarz Theo z malutką Holly na rękach. Kołysze ją, uśmiechając się do niej.

- Przepraszam, nie powinnam... - wycofuję się.

- Podejdź. To dziecko twojej siostry - odpowiada. Niepewnie podchodzę i pierwszy raz widzę z bliska dziewczynkę.

- Ale jest cudowna - wzdycham, dotykając malutkiej, różowej rączki zaciśniętej w pięść.

- Jest podobna do Shailene - mówi ochroniarz, a ja odsuwam się i patrzę na niego podejrzliwie. Zauważa to. - Nie martw się o Shailene. Ona i te dwie są niemalże bezpieczne.

- Nie pracujesz dla Theo?

- Nie tak jak myślisz. Musisz mi po prostu zaufać, a to zostaje między nami, rozumiesz? Zaufanie mi to wasza jedyna nadzieja.

- Do jakich rodzin trafiły?

- Na razie do klubu w centrum miasta.

- Możesz mnie tam też zabrać? - Pytam z nadzieją.

- Nie, przepraszam. Na tę chwilę to niemożliwe, ale obiecuję, że postaram się to zrobić jak najszybciej.

- A jeśli wcześniej zajdę w ciążę? Może już w niej jestem - zerkam smętnie na swój brzuch.

- O to bym się nie martwił - mówi pod nosem ochroniarz.

- Słucham?

- Nieważne. Chyba ci się nie przedstawiłem - wyciąga jedną rękę, drugą wciąż trzymając Holly. - Jestem Paul.

- Leila. Mogę zadać ci pytanie?

- Jasne.

- Dlaczego jesteś tu z Holly? To znaczy z Nicole - poprawiam się szybko. - Nie wyglądasz mi na opiekunkę do dziecka.

- Lubię się nią zajmować. Kiedy z nią jestem to się uspokaja, czasami też przy Theo. Jak już zdążyłaś zauważyć, nienawidzi towarzystwa Melody.

- No tak. Prawie cały czas słyszę płacz.

- Według mnie tęskni za Shailene - Paul rozczula się, patrząc na małą, która otworzyła oczka. - Tęsknisz za mamusią, prawda? Już niedługo się spotkacie, obiecuję.

Uznaję, że lepiej będzie jak się nie odezwę. Mam wrażenie, że coś tu śmierdzi, ale jeszcze nie wiem dokładnie co. Shailene wspominała, że Paul jej pomógł, ale jaki on ma w tym wszystkim interes?

Tego muszę się dowiedzieć.

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top