Rozdział 11

Shailene POV

Moim oczom ukazuje się Paul, kierowca i ochroniarz Theo. Ten, który mnie wypuścił, zamiast wywieźć z kraju. Sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć... Jest po mojej stronie? Czy po stronie Theo...? Przecież dla niego pracuje, jednocześnie nam pomaga.

Zostaję wciągnięta na pakę ciężarówki, która natychmiast rusza. Odrzuca mnie do tyłu i przewracam się boleśnie na plecy. Kiedy moje oczy przyzwyczajają się do ciemności, zauważam wysokie kartony, którymi zapełniona jest ciężarówka.

- To transport alkoholu, który wieziemy co tydzień do centrum - wyjaśnia Paul.

- Myślałam, że alkohol jest zabroniony.

- Nie dla mężczyzn... i nie w centrum.

- Jak to możliwe, że w całym państwie wprowadzono surowe ograniczenia, a w centrum powstaje burdel? I co ty masz z tym wspólnego? - Zadaję kolejne pytania, a Paul wzdycha.

- Później, ok? - Szepcze, niemalże przyciskając mi usta do ucha. Po moich plecach przechodzi dreszcz.

>>>

Ciężarówka przechodzi przez kontrolę trzy razy, ale nikt na szczęście nie zagląda na pakę. W mojej głowie kłębią się miliony myśli i wciąż nie wiem, jak mam traktować Paula. Już drugi raz mi pomógł, ale nie mogę zapominać, że pracuje dla Theo.

Kiedy ciężarówka zatrzymuje się, Paul pospiesznie nas z niej wypycha i ciągnie za sobą tylnim wejściem.

Słyszę głośną muzykę i natychmiast przypomina mi się praca w klubie. Taniec, seks, alkohol, papierosy, narkotyki... Czy tutaj wygląda to tak samo?

Paul prowadzi nas na pierwsze piętro. Otwiera drzwi do jednego z pokoi, gdzie znajdują się trzy łóżka.

- Macie pokój dla siebie. Za chwilę wyślę do was kogoś z ubraniami, żebyście nie straszyły - mruga do mnie, po czym zamyka drzwi.

Orientuję się, że bardzo długo wstrzymywałam oddech.

- Udało się! - Krzyczy uradowana Zoë.

Jakoś nie jestem w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu. Mam wrażenie, że coś jest nie tak, ale jeszcze nie wiem co.

Zajmuję łóżko pod oknem. Nie mam ze sobą żadnych rzeczy, więc pierwsze co robię to rozbieram się z uniformu Ciotki i zostaję w samej bieliźnie.

Rozlega się pukanie, po czym do środka wchodzi Paul. Przez chwilę zatrzymuje wzrok na mnie, po czym podaje nam trzy stosy ubrań.

- To niewiele, trzy komplety i bielizna, ale stroje ma występy zawsze są w garderobie w klubie. Pracę zaczynacie od jutrzejszego wieczora, Mabel pomaga we wprowadzeniu, więc jutro do was przyjdzie - ściąga brwi. - Shailene, czy mogłabyś pójść na chwilę ze mną? Chciałbym porozmawiać.

Kiwam głową, po czym patrzę na niego wyczekująco.

- Poczekam na zewnątrz - mówi w końcu.

Szybko przebieram się w biały T-shirt i zwykle jeansy, po czym wychodzę z pokoju.

- Chodźmy do mojego gabinetu - mówi Paul.

Idę za nim, rozglądając się wokół. W moim poprzednim klubie, ściany miały agresywny, czerwony kolor i wszędzie były neony. Tutaj światła są tylko nieco przygaszone, a ściany mają złoto-zielony kolor. Wcale nie wygląda to jak klub nocny, bardziej jak ekskluzywny hotel, taki w którym spaliśmy z Theo w Europie. Jakaż ja byłam wtedy głupia...

Wchodzimy do gabinetu Paula. Wskazuje mi na krzesło przed biurkiem, więc siadam, a on zajmuje miejsce po drugiej stronie.

- Możesz mi wyjaśnić o co tutaj chodzi? - Pytam od razu.

- Możesz mi powiedzieć, czy mi ufasz? - Odbija piłeczkę.

- Trochę tak, a trochę nie.

Paul wzdycha.

- Okej, załóżmy, że bardziej tak. Ten klub należy do Theo - zaledwie to wypowiada, zrywam się na równe nogi i mam ochotę uciec. - Poczekaj!

- Przyprowadziłeś mnie do gniazda żmij!

- Nic nie rozumiesz. Theo bywa tu może raz na miesiąc, nie ma pojęcia jakie dziewczyny tu pracują. Oddelegował mnie do prowadzenia klubu - na jego twarzy pojawia się dziwny uśmiech. - Wiem dokładnie kiedy będzie w klubie i mogę dopilnować, że się nie spotkacie. I tutaj pojawia się twój wkład z zaufaniem do mnie.

Nadal nie jestem przekonana.

- Wiem, że go nienawidzisz i masz do tego prawo.

- Najchętniej bym go zabiła. Gołymi rękami.

- Z tym musisz się na razie wstrzymać. Jeśli chcesz to zrobić, to jedynie w tamtym rejonie. Na pewno nie tutaj. Niewiele osób wie o tym miejscu, jedynie Komendanci i nieliczni strażnicy. Reszta myśli, że Komendanci spotykają się tutaj w ramach spotkań pracowniczych.

- Paul... - chwytam go nagle za rękę, a on robi zaskoczoną minę. Nie cofam jej jednak. - Holly. Błagam, powiedz mi coś o Holly. Czy ona...?

CDN.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top