Rozdział 1
Theo POV
- Dzień dobry, panie Taptiklis.
- Witamy, panie Taptiklis.
- Jak się pan miewa, panie Taptiklis?
Mam ochotę uśmiechnąć się pod nosem, ale jednak rezygnuję z tego pomysłu. Zamiast tego, na mojej twarzy można było zobaczyć obojętność.
Nikomu nie odpowiedziałem, tylko po prostu wszedłem do swojego gabinetu i usiadłem przy biurku. Poluzowałem krawat, po czym rzuciłem okiem na dokumenty, które leżały przede mną. Było ich mnóstwo. Większość z nich to raporty jego pracowników na temat szerzącej się bezpłodnosci na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Problem rósł w zastraszającym tempie i nikt nie był w stanie temu zaradzić. Nikt też nie wpadł na pomysł jak można rozwiązać problem... Nikt, oprócz mnie.
Kiedyś wiodłem spokojne życie biznesmena w Nowym Jorku, gdzie mieszkałem z żoną. Mieliśmy pieniądze, miłość, jednak nie mieliśmy dziecka... Każda ciąża Melody kończyła się poronieniem, a gdy raz udało jej się dotrzymać ciążę niemalże do samego końca, dziecko, które się urodziło, było martwe.
Chciałem dać ukochanej osobie cały świat, ale nie mogłem dać jej dziecka.
Po badaniach okazało się, że Melody jest bezpłodna. Wtedy zrodził się w mojej głowie pomysł, że powinniśmy to dziecko od kogoś dostać.
Nigdy nie byłem specjalnie święty. Lubiłem spotykać się z innymi kobietami, mimo, że bardzo kochałem żonę i gdybym mógł, podarowałbym jej gwiazdkę z nieba.
Jednak... Taki już jestem i nie potrafię tego zmienić.
Moim celem przeważnie były dziewczyny z przeszłością, które na życie zarabiały prostytucją. Jestem filantropem, chciałem im pomóc. Najlepiej osobiście... Gdy płaciłem ich szefowi, zazwyczaj dostawały same ochłapy.
Kimberly, kobieta, która oddała mi Amberly, bardzo mi się podobała. Wysoka, smukła, blondynka o niebieskich oczach. Moja córka bardzo ją przypomina.
Szybko ją zapłodniłem i miałem nadzieję, że z nią się uda, że dostanę od niej dziecko. Nie pomyliłem się, ofiarowała mi piękną córkę. W ramach wdzięczności, podarowałem jej dużą sumę pieniędzy, by mogła zacząć nowe życie.
Moja żona zgadzała się na wszystko. Jestem przekonany, że bardzo mnie kocha, ale miała obsesję na punkcie dzieci. W pewnym sensie, zaczynało to przypominać chorobę psychiczną.
Kiedy poznałem Shailene, nie miałem zamiaru robić tego samego. Dobrze się z nią bawiłem, nawet ją polubiłem, podobała mi się. Lubię kiedy kobieta potrzebuje mojej opieki, a ona wydawała mi się taka bezbronna, że nie mogłem się jej oprzeć.
Melody oczywiście wiedziała, że mam kolejną kochankę i znowu nie miała nic przeciwko. Jednak znowu zaczęła męczyć mnie w sprawie dziecka.
Zrobiłem to ponownie. Zapłodniłem Shailene, dałem jej fałszywe złudzenie, tak jak Kimberly. Myślała, że założymy rodzinę, ale ja już swoją mam. To nie moja wina, że była taka naiwna. Czy to, że moja żona i córka były wciąż z nami nie dało jej do myślenia?
Melody czasami przesadzała i bałem się, że Shailene kiedyś ucieknie, a temu musiałem zapobiec.
Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa.
Jestem urodzonym kłamcą.
A Melody mogła to wszystko zepsuć. Wieczne kłótnie z Shailene, noszenie sztucznego brzucha... Pozwalałem na to, bo wiem, że to było ważne dla Melody. Chciała poczuć, że to ona urodziła dziecko. Nicole jest naszą córką. Tak jak Amberly.
Odwdzięczyłem się Shailene, tak jak Kimberly. Dodatkowo dałem jej szansę, żeby uciekła. Nie powinienem był tego robić, bo to kłoci się z tym, co wymyśliłem.
Stworzyłem Państwo Gileadu.
W ten sposób mogę zapobiec katastrofie, która nas czeka. Coraz mniej kobiet rodziło dzieci, a te, które chciały, nie mogły donosić ciąży, albo rodziły martwe dzieci, albo takie, które umierały kilka godzin po narodzinach.
Świat mógłby umrzeć.
Postanowiłem podzielić się moimi pomysłami z wpływowymi ludźmi z rządu. Okazało się, że ich żony też miały problem z zajściem w ciążę. Odsetek urodzin z dnia na dzień coraz bardziej malał...
Zamknęliśmy granice i poddaliśmy badaniom wszystkie kobiety w czterdziestu ośmiu stanach, które nie stanowią teraz odrębnych części. Wszyscy jesteśmy jednością, jednym państwem. Nie udało nam się jedynie z Alaską i Hawajami.
Prześledziliśmy też historie życia tych kobiet.
Te, które miały rodzinę i dobrze się prowadziły, mogły zostać z rodzinami.
Te, które dobrze się prowadziły, ale nie miały rodzin, zostały Martami - służącymi Komendantów, takich jakim jestem ja.
Te, które źle się prowadziły i nie były zdolne do urodzenia dzieci zostały zesłane do obozów pracy.
Te, które źle się prowadziły i były zdolne do urodzenia dzieci zostały Podręcznymi.
CDN.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top