Rozdział 13
Theo POV
Po kolejnej bezsennej nocy jestem już tak zmęczony, że mam ochotę wyprowadzić się na koniec świata, byleby tylko nie słyszeć tych krzyków i płaczu.
- Nie mam już siły - jęczy Melody, padając na łóżko.
- Gdzie Nicole?
- Marta się nią teraz zajmuje, bo zaraz pęknie mi głowa. Ile można płakać? Od chwili narodzin chyba jeszcze nie przestała płakać na więcej niż godzinę - marudzi Melody.
Zastanawiam się przez chwilę, ale wiem, że nie ma szans na to, żeby moja żona się na to zgodziła.
Postanawiam jednak spróbować.
- Może powinniśmy przyprowadzać tu od czasu do czasu Sha...
- Nawet nie wypowiadaj tego imienia - cedzi przez zęby Melody, zrywając się gwałtownie na nogi. - Nie dość, że pieprzyłeś tę zdzirę, to teraz jeszcze robisz to samo z jej siostrunią.
- Robię to co muszę, to nie moja wina, że jesteś bezpłodna - odpowiadam spokojnie, a Melody bierze zamach, żeby uderzyć mnie w twarz. W porę jednak łapię jej rękę i ściskam mocno, przez co kobieta się krzywi.
- To boli.
- Bo ma boleć. Jeszcze nie rozumiesz? W naszym nowym państwie kobieta nie ma żadnych praw. Wobec nas, mężczyzn, jesteście nikim. A zwłaszcza bezużyteczne Żony, które nie są nawet w stanie urodzić dziecka. Spróbuj mnie jeszcze raz uderzyć, a za karę obetnę ci palec. Za każde przewinienie po jednym - uśmiecham się do niej, kiedy ta patrzy na mnie przerażona.
- Nie zrobiłbyś tego - stwierdza, jednak w jej głosie nie słyszę już pewności.
- Tak? To ja ustanawiam prawo, którego ty musisz przestrzegać. Widziałem ostatnio, że czytałaś książkę - uśmiecham się szyderczo. - Wiesz, że kobiety nie mogą czytać, prawda? Przymknąłem raz oko, ale nie licz, że będę to robił cały czas. Za wiele sobie pozwalasz, a ja nie mam zamiaru ci na to pozwalać. Powinnaś być przykładem dla innych Żon. A ty tylko przynosisz mi wstyd, nawet nie umiesz zająć się naszym dzieckiem. Nie umiesz się zająć nawet Amberly. Jest w ogóle coś co potrafisz robić? Bo jak na razie wychodzi ci dobrze tylko robienie z siebie idiotki.
Nie odchodzi mnie to, że Melody teraz próbuje wzbudzić we mnie poczucie winy. Już to na mnie nie działa. To ja tu jestem Panem, a Żona ma słuchać męża.
- Pojadę do Shailene, może ona będzie w stanie uspokoić Nicole - mówię jeszcze.
- Theo, nie zniosę jej obecności.
- Jakoś będziesz musiała sobie poradzić. Jesteś dorosła.
Wychodzę z sypialni i wzdycham z frustracją. Może potraktowałem ją za ostro, ale musi wiedzieć gdzie jej miejsce i że nie będzie mną rządzić.
Wyciągam telefon i wybieram numer do Czerwonego Centrum.
- Dajcie mi do telefonu Ciotkę Lydię - warczę, zanim ktoś po drugiej stronie zdoła się odezwać.
- Słucham?
- Potrzebuję Podręcznej o nazwisku Shailene Woodley.
- Przykro mi, ale...
- Wiem, że przysługuje nam jedna Podręczna, ale potrzebuję konkretnie tej.
- Przykro mi, ale Podręczna Woodley zniknęła razem z Podręczną Kravitz i drugą Podręczną Woodley.
- Słucham? Dlaczego nie zostałem o tym poinformowany? - Zaczynam się denerwować.
- Przepraszam, ale dopiero co zostałyśmy uwolnio...
- Kurwa mać! Jednej rzeczy nie umiecie załatwić! Róbcie tak dalej, a zawiśniecie nad rzeką! - Rozłączam się i wzdycham z frustracją.
I jak tu zaufać kobiecie, że będzie w stanie coś zrobić? Wszystkie są takie same... bezużyteczne darmozjady.
I gdzie do cholery jest Shailene?
Do domu wchodzi akurat Paul.
- Gdzie byłeś? - Naskakuję na niego.
- W pracy. Kazałeś mi zarządzać klubem, zapomniałeś? - Pyta zirytowany.
- Uważaj na ton, nie zapominaj do kogo mówisz - ostrzegam go.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia oprócz tego, że powinienem cię czcić?
- Musisz znaleźć Shailene.
- Przecież jest w Czerwonym Centrum.
- Nie, nie jest. Po raz drugi uciekła. To wszystko twoja wina, to ty miałeś zawieźć ją na lotnisko. Miała zniknąć, a jednak ci uciekła.
- Może nie byłoby problemu, gdybyś nie zabierał jej córki?
- Może nie byłoby problemu gdybyś potrafił odwdzięczyć się za to, co dla ciebie zrobiłem.
- Może nie byłoby problemu, gdybyś nie był bezpłodny?
CDN.
Zapraszam na nowe opowiadanie, gdzie pojawił się już pierwszy rozdział 😈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top