🌴Koczellowy dodatek🌴

Dodatek nie ma żadnego nawiązania do fabuły z drugiej części.

Głośna muzyka, radosny nastrój.

Tony brokatu, kwiatów i koronki na kobietach.

Pewni pijani ludzie, po między nimi dziwny nastolatek z tabliczką "poszukuję mego Azjaty". Śmiało można zaliczyć go do alkoholowego grona.

-Hej, widziałeś mojego ziomka? -zagaił do przypadkowej dziewczyny, choć wziął ją za faceta. Gdy jej różowy trampek zetknął się z jego kroczem, Marcus wypuszczając z siebie głośny jęk, kontynuował swoje poszukiwania.

W tym czasie owy "Azjata" w spokoju popijał sobie koktajl, wpatrując się w swój telefon który ciągle wibrował, a na jego ekranie wyświetlał się kontakt Marcusa. Calum zmusił się odebrać, lecz wtedy obok niego przeszła grupka urodziwych dziewczyn, przez które biedny Marcus ponownie został zignorowany.

-Halo, Michael? Gdzie jesteś? Zgubiłem Caluma, a sam nie wiem gdzie jestem -na szczęście Clifford w zwyczaju ma odbierać połączenia, a żadne skąpo ubrane dziewczyny nie zawrócą mu w głowie ponieważ jest gejem. W dodatku zauroczonym w pewnej osobie, także każdy inny chłopaczek także odpada.

-Powiedz co widzisz przed sobą, to postaram Cię znaleźć -westchnął, wstając od stolika przy którym siedział sam. Prawda była taka iż sam się zgubił, ale chwilowo o tym zapomniał gdy ujrzał barwne lody w pucharku z gwiazdkową posypką. -Panie, mogę te lody na wynos? -krzyknął, do mężczyzny, stojącego w jasnym fartuszku za ladą. -Zwrócę pucharek -dodał, widząc jego krzywy wyraz twarzy.

-Ach bierz, i tak jestem już stratny z dwadzieścia pucharków -burknął, znikając z jego widoku. Także też Michael sięgnął po swoje lody poprawiając w ręce telefon.

-Widzę kolesi w cekinowych majtach... Zaczynam się zastanawiać czy czasem nie trafiłem do jakiegoś namiotu z męskim striptizem -Clifford uderzył się z dłoni w czoło, nie mając pojęcia gdzie jest jakiś namiot z półnagimi facetami. Choć dziewczyny go zbytnio nie interesowały, takie miejsce także się w to nie wliczało.

-Postaram się Cię znaleźć -mruknął, po chwili kończąc z nim połączenie. Uważnie rozglądał się wokół siebie. Zbyt dużo ludzi, zbyt głośno. Każde spojrzenie skierowane na niego. Dokładnie oblepiali wzrokiem każdy widniejący na nim element. Pochłaniali go, chcąc wyssać z niego całą odwagę jak i dobrą energię, lecz to nie był już ten sam Michael Clifford co rok temu na Coachelli. Może i kolorowe lody się zgadzały, jasno różowe włosy z wplątanymi w nie kwiatuszkami, nie metaliczne tatuaże, a tym razem brokat widniejący na jego twarzy jak i reszcie ciała, lecz w środku, był inny. Nauczył się nie przejmować opinią innych. Zaakceptował siebie, tak jak zrobili to jego przyjaciele, na samym początku gdy go poznali.

Gdy tylko przed jego oczami mignął mu policyjny mundur, od razu pogonił za tą osobą.

-Jones! -krzyknął, w rezultacie czego tłusta pizza runęła z jej rąk, prosto na ziemię.

-Cholera jasna, kto się tak drze?! Jestem teraz w żałobie -załkała, kucając przy swojej pepperoni z podwójnym serem.

-Ja -mruknął, od razu zostając obdarowanym jej ogromnymi, brązowymi oczami.

-Nieznośny dzieciak z grupki nieznośnych dzieciaków! -pisnęła, automatycznie zapominając o swoim jedzonku. -Masz lody -szepnęła, robiąc błagalną minę, gdy Michael od razu odsunął od niej swój lodowy deser.

-Nie tak prędko -powiedział, dźwigając pucharek nad jej głowę. -Pomożesz mi znaleźć przyjaciela -powiedział dość cicho, a jego twarz oblała się lekką czerwienią.

-Znowu się zgubiliście? -wywróciła oczami, bez zastanowienia wyrywając mu lody.

-Tak jakby, więc pomożesz? -podrapał się niezręcznie po głowie, ze smutkiem oglądając jak ta pożera jego deserek.

-No nie wiem, jestem zmuszona pilnować porządku, be ze mnie może być niebezpiecznie -stwierdziła, po czym oblizała łyżkę.

-W takim razie czemu nic nie robisz z tym nagim facetem który ciągle biega w kółko? -zapytał, nieco się wychylając, lecz szybko tego pożałował, gdy golas odwrócił się do niego przodem.

Jones cicho westchnęła, wpychając mu w dłonie pucharek lodów.

-HEJ! CO TO ZA OBNAŻANIE SIĘ W MIEJSCU PUBLICZNYM? ŻEBYŚ JESZCZE MIAŁ SIĘ CZYM CHWALIĆ, ALE TEN MAŁY ROBACZEK MNIE NIE POWALIŁ -krzyknęła w między czasie wypisując mandat, naklejając go na nagiego faceta, a dokładnie w miejscu gdzie stał się cenzurką. -Widzisz? Susan Jones upilnuje wszystko, a więc w drogę -pociągnęła go energicznie za nadgarstek, aż ten jęknął.

W tym samym czasie gdy Marcus zaczął marzyć o posiadaniu cekinowych majtek, a Michael kłócił się o swoje lody wraz z Susan... Och i jeszcze gdy Calum włóczył się za obcymi panienkami, Luke jarał zioło.

-Co tu się do cholery dzieje? -Alison gwałtownie zakaszlała, gdy po wejściu do hotelowego pokoju, uderzył w nią gęsty dym. Na środku zauważyła wygodnie ułożonego Hemmingsa ze skrętem w dłoni. -Ashton! -krzyknęła, aż ten w błyskawicznym czasie pojawił się i jej boku. Blond loki aż podskoczyły, a szeroki uśmiech nie znikał mu z twarzy. -Wytłumaczysz mi to? -starając się opanować swój ton, machnęła na Luke'a który ciągle chichotał.

-Wyluzuj, to nie marihuana -powiedział spokojnie, sięgając po woreczek z czymś zielonym.

-A niby co? Nie widzisz jak się zachowuje? -jęknęła po raz kolejny, prędko otwierając okna aby pozbyć się mdłego zapachu.

-Zachowuje się tak ponieważ wmówiłem mu że to prawdziwe zioło. Ubzdurał sobie ze jara marihuanę, ale tak na prawdę to stewia, nie groźne ziółko -wzruszył ramionami, szczypiąc ją delikatnie w policzek.

-Czyli to nie groźne ziółko narobiło tyle dymu? -odetchnęła z ulgą, prawie zaczynając się śmiać, lecz wtedy Irwin pokiwał przecząco głową.

-Nie, to akurat marihuana, stewia nie wytwarza takiego dymu -powiedział z uśmiechem, a szał Alison, rósł, rósł i rósł.

-Ashton! -pisnęła, uderzając pięścią w jego ramię.

-No co? -zapytał z dezorientowaną miną, widząc jak dziewczyna opuszcza pokój ciągle coś mamrocząc i wywijając rękami. -Dlaczego postanowiłem mieć dziewczynę -burknął, kręcąc niedowierzająco głową. Gdy Ashton załamywał się nad swoimi życiowymi decyzjami, Luke rozejrzał się dokładnie po stoliku.

-Skręt mi się skończył -mruknął sam do siebie sięgając po woreczek. Na stole leżały dwa, jeden ze stewią a drugi z tym czego Luke nie miał tykać, no cóż...

Ashton opuścił chwilowo pokój, nawet nie dopuszczając do siebie myśli o tym co zrobił Luke. Jakby chwilowo zapomniał że chwilę wcześniej Hemmings palił "zioło".

Sam zapach który unosił się w powietrzu trochę zadziałał na Luke'a przez co był odrobinę osowiały, lecz po mimo to zabierając pod pachę towar, wyszedł z hotelu.

Powoli przeciskał się przez tłumy roztańczonych ludzi. Poczuł się dość samotnie, lecz zapomniał z kim tu przyjechał, a przez całą swoją drogę wcale dużo nie wypalił.

Zatrzymując się pod dość ładną palmą, usiadł opierając się o jej pień. Ociężale odetchnął powietrzem, wypuszczając z ust jasny dym.

-Z kim tu przyjechałem? -powiedział do samego siebie, opierając łokcie na kolanach.

-Możemy się umówić że ze mną -zawał serca, chwilowy paraliż i pisk niczym wymierająca orka. Oto reakcja Luke'a, kiedy obok niego pojawił się skośnooki chłopak.

-Calum? -przekrzywił głowę, dokładnie przyglądając się czarnowłosemu, który zmrużył na niego oczy.

-Takahiro -mruknął, obserwując otępiałą twarz Luke'a.

-Hood? -drążył dalej, w miedzy czasie dotykając jego czarnych włosów, jakby były czymś nadzwyczajnym.

-Nie, Yamato -westchnął, powoli tracąc cierpliwość. -Nie wiem kim jest Calum Hood, ale na pewno nie jest mną! Jestem Takahiro Yamato i chciałem być miły ale ty jesteś wkurwiający, a wcale dużo nie powiedziałeś! -uniósł się, po czym rozmachem oparł się o pień palmy.

-Czyli nie-calumie-hoodzie, miło mi Cię poznać, mam trawkę! -od razu wyciągnął z kieszeni woreczek, machając nim przed twarzą Takahiro. Japończyk wytrzeszczył oczy, poprawiając na nosie swoje okularki. -Luz, tutaj jest chyba legalne -powiedział, widząc jego przerażenie w oczach. -Poczęstujesz się? -uniósł brwi, a na ustach pojawił się szeroki uśmiech.

-Och nie, ja... -gwałtownie się odsunął, nerwowo chichocząc.

-Pomyśl ze to sushi albo ramen -jeszce bardziej podsunął mu woreczek pod nos, chcąc go przekonać. -No i co ty na to nie-calumie-hoodzie?




***

Złość Alison nie trwa długo. Gdy się uspokoi staje się potulna jak kotek, tak też ponownie wróciła do hotelu.

-Ashyyy -powiedziała łagodnie, wbiegając do pokoju. Brak Luke'a jeszcze bardziej ją zadowolił.

-Nie wchodź, myję się! -pisnął, gdy tylko Ali nacisnęła na klamkę od drzwi z łazienki. Dziewczyna uderzyła czołem o ich powierzchnię, mrucząc coś pod nosem. -Aż dziwię się że Luke ani razu nie wbił mi do łazienki -zachichotał zdmuchując z dłoni pianę, po czym położył ją sobie na głowie, uśmiechając się jak głupi.

-Może dlatego że go nie ma? -powiedziała znudzonym głosem, lecz wtedy drzwi w ekspresowym tempie prawie wypadły z zawiasów a w ich progu stanął Irwin w samym ręczniku.

Od razu pobiegł do salonu, przeczuwając jedno, choć chciał aby to były tylko jego urojenia.

Powoli chwycił w dłonie woreczek stweii, który był jedynym jaki pozostał.

-Nie chce nawet słyszeć że ten idiota wziął całą marihuanę -Alison syknęła, mordując go swoim wzrokiem.

-Pójdę siedzieć jeśli go złapią -brzmiał jakby miał za chwilę wybuchnąć płaczem.

-Nie jest czasem zalegalizowana? -Ashton spojrzał na nią z uchylonymi ustami. Prawda była taka że... On nawet tego nie wiedział.

-Nie wiem, może jest, czy li nie zgniję we więzieniu! -wykrzyknął radośnie, zbierając z komody wszystkie potrzebne rzeczy. -Teraz muszę znaleźć tego idiotę -powiedział poważnie, wybiegając z hotelu. Alison przez chwilę się nie ruszała, wiedząc iż ten i tak zaraz wróci.

-Cholera, mam na sobie tylko ręcznik -jak pomyślała, tak też się stało.



W tym czasie Michael zażerał się kolejnymi lodami, które postawiła mu Jones. Wręcz je pochłaniał całą twarzą.

-Michael -czarnoskóra pisnęła, przykuwając tym jego uwagę. -Wypiłam za dużo Coli, idę poszukać jakiegoś kibelka -wręcz od razu zniknęła mu z oczu, znów pozostawiając go samego.

Nie chcąc stać bezczynnie, postanowił trochę się przejść, lecz nie odchodząc zbyt daleko.

Dziwny zapach dotarł do jego nozdrzy, za którym postanowił podążyć. Był mu kompletnie obcy, lecz wydawał się czymś złym, czymś czego nigdy by się nie tknął.

-No i ja do tej babki że mogę jej pokazać, a ona zaczęła piszczeć i uciekać ze swoim dzieckiem -roześmiany Hemmings spojrzał chwilowo przed siebie gdzie zauważył różowe włosy oraz kwiatuszki. -Mikey! -pisnął z podekscytowaniem, rzucając się na zaskoczonego chłopaka. -Takahiro, oto moja foczka -poruszył sugestywnie brwiami, otaczając Clifforda swoim ramieniem. Michael od razu je z siebie strzepnął, zawieszając swój wzrok na owym "Takahiro"

-Dlaczego jarasz zioło, w dodatku z Japończykiem i jeszcze nazywasz mnie foczką? -burknął, karcąc go swoim wzrokiem. Yamato gwałtownie zakaszlał wyciągając z torby srebrny termosik.

-Ziom, co ty? -Luke skrzywił się na widok dziwnej cieszy, którą zachłannie pił jego Japoński kolega.

-Zielona herbatka na oczyszczenie, łyczka? -zapytał, zostając zignorowanym przez blondyna.

-Idziemy -Michael chwycił go za nadgarstek, po czym stanowczo pociągnął go za sobą. Choć zjarany Luke mógł być całkiem zabawny i uroczy, Clifford chciał odciąć się od dziwnego Azjaty.

-Hej, nie zostawiajcie mnie -jęknął, starając się ich dogonić. W tym czasie Luke wdrapał się Michaelowi na plecy, bo jak stwierdził, był "taaaaki śpiącyyy", a Clifford nie potrafił nic na to zaradzić.

-Daj mu szansę Mikey, może jest jakąś zaginioną rodziną Caluma -zachichotał, wtulając policzek w jego ramię.

Cała droga polegała na tym iż Takahiro dawał im wykład o Japonii, a po kolejnym łyku zielonej herbatki zaczął nawijać o swojej samotności którą pokonuje spędzaniem czasu w kocich kawiarenkach.

-Kunihiko nigdy mnie nie zostawiał, aż nie przyszedł ten hultaj Haruki! Ale wycierałbym nim podłogi, aż się spociłem! -burknął, kopiąc stopą w biedny kamień, który nie był bezdusznym Harukim, ale i tak musiał cierpieć za swoją niewinność.

-O czym on mówi? -gadanina Japończyka tylko częściowo docierała do Michaela. Na większość po prostu się wyłączał.

-O kocie który porzucił go dla jakiegoś hultaja -odparł, podnosząc swoją głowę z ramienia różowowłosego. Nadal tkwił na jego plecach, a Michael ani razu się nie sprzeciwił choć na pewno było mu bardzo ciężko.

Luke delikatnie przycisnął swoje usta do jego pulchnego policzka, następnie zeskakując na ziemię. Poczuł delikatne zawroty głowy, lecz owe szybko minęły.

-Wskakuj, teraz twoja kolej -uśmiechnął się do niego promiennie, klepiąc swoje plecy. Michael owinął go swoimi chudymi ramionami wokół szyi wtulając się w jego ciało. Czuł się jak rok temu gdy po ich kajdankowej przygodzie szukali schronienia na noc. Równie zmęczeni, parę razy skłóceni, lecz po mimo tego, Michael wspominał ten czas jako najbardziej wyjątkowy w jego życiu.

-Jesteście gejami? -Takashiro zagaił, dźgając Michaela w bok swoim palcem. Oboje spojrzeli na ciekawskiego Japończyka, a następnie na siebie.

-A ty jesteś? Luke uniósł brwi, znów Michael opadł z bezsilności.

-Tak i z chęcią zaprosiłbym tego różowego na randkę -zatrzepotał rzęsami, znów Clifford prawie runął na ziemię z szoku.

-W takim razie jest moją niewolnicą więc spierdalaj do Dżaponi -burknął, posilając uścisk na Cliffordzie.

-Dobrze przepraszam! -zawołał, lecz Ci prędko od niego odeszli. -Koledzy!

Odkąd Michael natknął się na Luke'a, kompletnie zapomniał iż miał czekać na Susan, która pewnie mocno się tym nie przejęła i poszła coś zjeść.

Także zapomniał o Marcusie którego miał znaleźć...A co z Calumem? Och i jeszcze Alison I Ashton...

-Luke, za rok jedziemy tylko we dwójkę -powiedział stanowczo, choć jadąc z samym Luke'em nie uniknie poszukiwań właśnie jego. Przecież to Luke upił się rok temu, a w tym roku się zjarał.

-Widzieliście może mojego Azjatę? -wtem doszedł ich pewien głos. Oboje spojrzeli przed siebie zauważając Marcusa.

-Michael! -od razu wyrzucił swoją tabliczkę, zszarpując chłopaka z Hemmingsa.

-Ktoś mnie szuka? -nagle jakby wyrósł z ziemi, odezwał się Takahiro.

-Nie -Luke zgromił go wzrokiem, powodując iż ten ponownie sobie odszedł.

-Spotkałem Susan! Mówiła tylko że jakiś biedak dał jej lody, a potem uciekł kiedy poszła do łazienki. Zbytnio mi nie pomogła więc postanowiłem dalej szukać Caluma i wtedy wpadłem na was!

-Chwila, nazwała mnie biedakiem?! -zaczerwienił się Clifford, wyklinając policjantkę w swoich myślach. -Ograbiła mnie z moich lodów!

Luke poklepał go lekko po plecach, ponownie zwracając się do Marcusa. Był ciekawy czy Ashton bardzo się wściekł kiedy zobaczył ubytek swojego towaru...

-Proponuję iść do hotelu, a Calum sam się znajdzie, w końcu nie jest tobą, Marcus -odparł, chcąc go pocieszyć, lecz chyba coś mu nie wyszło.

Właśnie, wracając do Ashtona. Zamiast wygooglować czy marihuana faktycznie została z legalizowana, on włóczył się w strachu po całej Coachelli.

-Dlaczego nie zadzwonisz do Luke'a? -Alison przeklinała swój kolejny festiwal. Czy jadąc gdzieś nie może bawić się jak reszta, tylko zawsze musi kogoś szukać?

-Kretyn nie zabrał telefonu -burknął, prawie mdlejąc, gdy policyjny mundur mignął mu przed oczami.

-Nieznośna banda dzieciaków bez reszty bandy nieznośnych dzieciaków! -klasnęła w ręce, nikt inny niż Susan Jones. Irwin złapał się za serce, głęboko oddychając. -A co ty taki wystrachany? -klepnęła go mocno w plecy, aż ten gwałtownie podskoczył.

-Ja? Nie, jest super -posłał jej naciągany uśmiech, lecz wtedy u jego boku pojawiła się poważna Alison.

-Susan, czy marihuana została z legalizowana w Kalifornii? -zapytała, nie zwracając uwagi na mordercze spojrzenie Irwina.

-Chwila, handlujecie ziołem?! -prawie krzyknęła, lecz Ashton gwałtownie położył dłoń na jej ustach. -Oczywiście że nie, pójdziecie siedzieć -powiedziała niewzruszona, przypatrując się jak Ashton zaczyna tarzać się po ziemi i szlochać.

-Żartowałaś, co nie? -Ali spojrzała na nią z lekkim uśmiechem, otrzymując od policjantki twierdzącą odpowiedź.

-Niech się jeszcze pomęczy trochę -mruknęła, głaszcząc jego loki, gdy ten uczepił się jej stopy nadal szlochając.



Gdy niebo się ściemniło, a na scenie zaczęły występować największe gwiazdy, cała grupa przyjaciół była już w komplecie.

Brokatowy Luke, który wpadł w ręce Michaela. Błyszczące drobinki stały się kompletną obsesją dla Clifforda w tym sezonie.

Marcus który zawzięcie rozmawiał z Takahiro, ponieważ ten znów się przypałętał.

-Cholercia, jestem zaszczycony, móc poznać krewnego Caluma -powiedział z zachwytem w głosie, energicznie ściskając jego rękę, znów Yamato ponownie zastanawiał się kim do cholery jest ten Calum?! -O, prawie dzwoni -każdy nagle spojrzał na Marcusa, a do ich głów doszła jedna myśl. Był Luke wraz z Michelem, Ali, Ashton, Marcus nawet dziwny Japończyk i Jones pluskająca się w hotelowym baseniku. A o Calumie wszyscy zapomnieli...

-Hoodzik, gdzieś ty jest?! -Marcus aka zastępcza matka, uniósł na niego swój ton.

-No bo... Były tu takie fajne dziewczyny, poszedłem z nimi... Na basen... Okazało się że są grupką transwestytów -każdy kto to usłyszał wybuchł śmiechem, jedynie Susan nabrała dziwnego, lekko zboczonego wyrazu twarzy.

-To super Cally!















-----

Z okazji świąt oraz tego iż aktualnie trwa Coachella, przygotowałam dla was drobny dodatek. Wiem że kiedyś wspominałam o dodatku do Locked (co nie oznacza że się nie pojawi) ale tym razem postanowiłam dodać coś do Handcuffed, bo w końcu to ta książka jest o Coachelli.

Jeszcze raz chciałabym życzyć wam zdrowych i wesołych świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top