28. "Oszczędzę wam już tych męczarni"

-To na marne, szukamy ich już tyle godzin i to wszystko na nic. Nie znajdziemy ich -zaszlochała dziewczyna, opierając się o ramię Ashtona. Chociaż nie chciała i ciągle wykluczała tę opcję, to w tej chwili miała ochotę się poddać. Łzy cisnęły jej się do oczy na myśl iż Michaelowi mogło stać się coś złego i już nigdy więcej go nie zobaczy. Całą winą obarczała tylko i wyłącznie siebie. Gdyby go nie zostawiła i nie myślała tylko i wyłącznie o sobie to by nie miało miejsca. -To moja wina, tak bardzo się nienawidzę -wychrypiała, wtulając się w blondyna, na co ten objął ramionami jej drobne ciało.

-Nie mów tak, skąd mogłaś wiedzieć że zniknie? Jesteś cudowną przyjaciółką, bo tyle dla niego robisz -uniósł jej podbródek, wymawiając te słowa, aby podnieść ją na duchu. Alison pokręciła głową, nie zgadzając się z jego słowami.

-Nie zmienię zdania, nienawidzę siebie... -Ashton za to nienawidził takiego gadania. Aby temu zaprzestać chwycił jej twarz w swoje wielkie dłonie, po czym musnął jej miękkie usta. Chciał to zrobić już od samego jej spotkania. Ali bardzo go do siebie przyciągała, uwielbiał ją. Nie potrafił patrzeć jak się smuci i obarcza siebie całą winą, i może znali się dopiero parę godzin, jednak Ashton nie całował byle kogo po tak krótkim czasie. Ali nie była byle kim.

Zszokowana dziewczyna oddała pocałunek, spoglądając w jego orzechowe tęczówki i dosłownie się w nich zatapiając. Czuła jak jej serce znacznie przyśpieszyło swoje bicie. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej i tym razem sama, pocałowała delikatnie blondyna.

-Ekhem, nie chciałabym przeszkadzać, ale jesteśmy niedaleko waszego hotelu, a pamiętajcie że obiecywaliście mi skorzystać z waszego jacuzzi -ciemno skóra, przerwała im czułe chwile swoim nieznośnym głosem. Oboje popatrzyli w jej stronę z wymalowanym na twarzy niezrozumieniem.

-Nic ci nie obiecywaliśmy -stwierdziła blondynka, jednak Suzan Jones i tak musiała zrobić po swojemu i od razu ruszyła w stronę wcześniej wspomnianego hotelu.

Ali z westchnięciem postanowiła podążyć za kobietą, jednak za nim to nastąpiło, Ashton splótł ich dłonie i posłał dziewczynie swój uroczy uśmiech na którego widok, miękły jej nogi, zresztą na wszystko co by nie zrobił, tak właśnie reagował i aż dziwi się samej sobie że po pocałunku nie straciła przytomności.

-NO JA NIE WIERZE -przyśpieszyli tępa, kiedy rozbrzmiał krzyk policjantki. Podbiegli do wysokiej bramy, spoglądając przez jej szczeble.

-M-michael, tam jest Michael, nic mu nie jest, o mój boże, Michael!!! -pisnęła, kiedy dostrzegła jej śpiącego przyjaciela. Alison w błyskawicznym tempie przeszła przez bramę i pobiegła do Michaela.

-Emmm... brama była otwarta -mruknął Ashton, jednak było już za późno. -I uważaj na ba... sen -skrzywił się, kiedy dziewczyna przez swoją nieuwagę wpadła z pluskiem do basenu, ale to także nie mogło jej zatrzymać i za chwilę cała mokra dotarła do Michaela.

Spojrzała czule na dwójkę wtulonych w siebie chłopców. Głowa kolorowowłosego spoczywała na torsie Luke'a, znowu jego ramię oplatało drobne ciało chłopaka. Michael skrzywił się na głośne odgłosy i powolutku zaczął otwierać swoje oczy.

-A-ali? -wychrypiał zaspanym głosem, patrząc na dziewczynę w szoku. -Ali! -krzyknął, podnosząc się z leżaka i przybiegając do przyjaciółki, aby zatopić się w jej objęciach, jednak zapomniał o Luke'u który teraz leżał na twardej ziemi, jęcząc coś pod nosem.

-O boże, przepraszam i Ali, jesteś mokra! -wrócił do niego, pomagając mu wstać na proste nogi. Luke był zbyt zaspany, aby cokolwiek powiedzieć i tylko pokiwał w jego stronę głową. Ali wzruszyła ramionami, już nawet zapomniała iż wpadła do basenu.

-Oszczędzę wam już tych męczarni -nagle obok nich pojawiła się Suzan ze srebrnym kluczykiem w dłoni. Wsadziła go w kajdanki po czym pierwsza obręcz zsunęła się z nadgarstka Michaela, to samo zrobiła z drugą. Oboje pokręcili dłońmi, czując dziwne uczucie i pustkę. Myśl że nie będą już ciągnąć za sobą drugiej osoby, była dla nich dziwna i dość smutna.

-Och Michael! Tak się o ciebie martwiłam , myślałam że coś ci się stało, tak bardzo cię przepraszam -wtuliła się w jego ciało, a Michael smutno się zaśmiał, gładząc dłonią jej plecy.

-Nie masz za co, było całkiem nieźle -zachichotał na wszystkie wspomnienia, które ciągle pojawiały się w jego głowie. -Uwielbiam to jak się o mnie martwisz -wyszeptał w jej włosy, przymykając powieki i napawając się tą dobrą chwilą.

-Ja uwielbiam ciebie -zachichotała, odrywając się od niego o spoglądając na jego twarz. -Jak wytrzymałeś z tym Luke'em? -zapytała, a na jego twarz od razu wślizgnęły się rumieńce, które stanowiły dla niej odpowiedź na zadane pytanie.

-Początki nie były najlepsze, ale potem... ja... -spuścił zakłopotany wzrok, wbijając go w swoje buty. -Polubiłem go i to bardzo. Zmienił się, był dla mnie dobry, spędziliśmy dużo miłych chwil...

-Och Mikey! -pisnęła ponownie go przytulając. -Wiesz jak bardzo chcę abyś był zawsze szczęśliwy, a jeśli dzięki niemu właśnie masz taki być... to wiesz co robić -poruszyła sugestywnie brwiami, a Michael wybuchł śmiechem. -Jednak jeśli cię skrzywdzi to urwę mu jaja i powieszę je na choince.

-Jesteś psychiczna -pokręcił głową z niedowierzaniem. Popatrzył za dziewczynę, kiedy dostrzegł Luke'a rozmawiającego ze swoim przyjacielem. Tym razem na twarz Alison wdarły się rumieńce, co Michael dokładnie zauważył.

-Co się tak czerwienisz? -uniósł brwi, patrząc to raz na Ashtona, raz na nią. -Czy wy...

-Może... W ogóle ty wiesz że spałeś pod swoim hotelem? -zapytała, chcąc zmienić szybko temat.

-Że co?! -krzyknął, odwracając się za siebie i widząc jego domek hotelowy -Ej, faktycznie.

Kiedy kajdanki zostały odpięte, a przy Michaelu pojawiła się Ali, Luke w końcu zaczął rozumieć co się dzieje. A kiedy zobaczył w oddali Ashtona, jego nogi się ugięły, a w oczach pojawiły się łzy. Cieszył się że go widzi, ale też bał się konfrontacji z przyjacielem.

-Luke -podszedł do niego z szerokim uśmiechem na twarzy i od razu zamknął go w swoim silnych objęciach. Zszokowany blondyn, przytulił się do niego, a następnie spojrzał na jego twarz.

-Nie jesteś zły? -wymamrotał, czując zdezorientowanie i zmieszanie.

-Nie, wszystko przemyślałem i postanowiłem dać ci szansę. Nie powinienem tak cię zostawiać, wiedząc jak łatwo potrafisz wpakować się w kłopoty -racja. Luke był w tym mistrzem, a Ashton był właśnie tym, który najczęściej musiał go z nich wybawiać.

-Zaskoczę cię, jeśli powiem ci że nie wpakowałem się w żadne kłopoty! -powiedział radośnie, unosząc ręce w górę.

-Stary, zostałeś skuty kajdankami z innym kolesiem.

-Och -spuścił głowę, a Ashton cicho się zaśmiał.

-Co z nim? -zapytał, jednak Luke nie wiedział co ma na myśli. -Z Michaelem, o ile dobrze pamiętam jego imię...

-Ach, on, zostaliśmy dobrymi przyjaciółmi -wzruszył ramionami, spoglądając kontem oka na Michaela.

-Tylko? Nic więcej?

-Raczej nie... Nie wiem czy sam coś do mnie czuje, nie chcę wyjść na idiotę.

-Większym i tak już nie będziesz -parsknął, otrzymując od Luke'a mordercze spojrzenie. -Spróbować możesz, pasowalibyście do siebie.

-ROBACZKI, JA ROZUMIEM, NIE WIDZIELIŚCIE SIĘ I TERAZ MUSICIE SOBIE WSZYSTKO OPOWIEDZIEĆ, ALE CZY MA KTOŚ Z WAS OLEJEK DO OPALANIA? -wszyscy zwrócili swój wzrok ku Suzan, która aktualnie paradowała w samym stroju kąpielowym (nikt nie wie kiedy zdążyła się przebrać ...)

-Na co ci olejek, jesteś czarna -mruknął Luke, otrzymując od niej karcące spojrzenie.

-Kto powiedział ze chcę się opalać? Zawsze się nim smaruje, kiedy zjeżdżam na zjeżdżalni, bo inaczej utknę -powiedziała jak by to było oczywiste, a wszyscy nie potrafili powstrzymać wybuchu śmiechu. No i nikt nie dał jej tego olejku bo po prostu nie mieli.

W tym samym czasie

-Czy oni w ogóle wiedzą że poszli bez nas? -zapytał Calum, kierując swoje pytanie do Marcusa, który dorównywał mu kroku.

-Możliwe, ale popatrz, ty i ja -powiedział z rozmarzeniem w głosie opierając swoją głowę na ramieniu przyjaciela, którą szybko z siebie strzepnął.

-Spieprzaj, to twoja wina, gdyby tylko nie zachciało ci się lać i nadal jesteś naćpany.

-Co ja za to mogę że mam lęk przed dzikami i bałem się iż w każdej chwili jakiś wyskoczy i coś mi odgryzie?!

-Tutaj chyba nawet nie ma dzików debilu! -warknął, szarpiąc się za włosy. I tak oto szukając swojego przyjaciela, sami się zgubili...





----------

THE END

nie no trolololo jeszcze jeden będzie xd

nwm co mi tam u góry wyszło, troche katastrofa ............. ciiiiiiiii

oki, pozytywnie przyjeliscie propozycje nowych ff, a najbardziej tej trzeciej (dobry wybór!)

Nie obiecuję że wystartuję z nim od razu po skonczeniu tego. Mozliwe ze zacznę dopiero we wakacje

zobaczymy

mam nadzieję ze ten wam się spodobał no i do ostatniego ;----------;

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top