7🥀
Podjąć się tej operacji?
Niby nie chce umierać, ale przez ostatnie dni jakby przyzwyczaiłem się do tego, może brzmi to głupio, ale nie boję się śmierci aż tak bardzo jak wcześniej.
- Boicie się śmierci? - Spytałem losowo po paru minutach ciszy z mojej strony, inni gadali między sobą.
- Tak, gdybym się nie bał, nie wypuściłbym piosenki o Tanatofobii. - Mówił Patryk, w sumie logiczne.
- Każdego nas ona czeka, ale narazie staram życ nie myśląc o niej. - Mówiła Kinga leżąca aktualnie wtulona w Patryka. Gdybym postanowił się iść teraz zabić naplułbym jej w twarz, ale jest jakiś cień szansy, że zgodzę się na operację, więc narazie wolę nie pokazywać jak bardzo jej nie lubię.
Nie mogąc już dłużej patrzeć na jej twarz wróciłem do pokoju, a moją uwagę zwróciła deskorolka w rogu pokoju.
Moja wielka pasja.
Skoro umieram chciałbym porobić coś co kocham, niedługo choroba może zacząć postępować szybko i bardzo boleśnie, więc nie będę miał nawet okazji ten ostatni raz na niej pojeździć.
Mało myśląc ubrałem na siebie białą bluzę z nadrukami po czym wziąłem deskę do ręki i wyszedłem na dwór.
- A ty gdzie się wybierasz? - Chwilę po wyjściu z domu wpadłem w Bartka idąc zapatrzony w telefon. Moja wina jednak za bardzo się tym nie przejąłem.
- Nie widać? - Spytałem podnosząc deskorolkę do góry.
- Nie powinieneś się przemęczać. - Mówił, co mnie tym razem zirytowało, czy on musi zabraniać mi nawet głupiej jazdy na deskorolce?
- A ty nie powinieneś interesować się moim życiem, które praktycznie że już się kończy. - Wybuchnąłem z irytacji. Nie chciałem mu tak mówić, ale coś we mnie pękło. - Skoro nie chcę tej zjebanej operacji to chciałbym przez końcem tego życia porobić coś co kocham. - Mówiłem agresywnie.
- Wiesz co? Chyba masz rację, miłej zabawy. - Odpowiedział, po czym odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi. Gdy zobaczyłem smutek i wycofanie na niego twarzy momentalnie żałowałem swoich słów.
- Bartek stój! Przepraszam! - Chłopak po moich słowach stanął w miejscu.
- Wiem Oliwier, za bardzo się o ciebie martwię, nie powinienem o tobie decydować. - Powiedział po czym wszedł do domu Genzie.
Super, odwaliłem lipę ciężką. On tylko martwił się, żeby nic mi się nie stało, a ja źle zareagowałem.
Postanowiłem nie iść na żaden skate park, tylko pojeździć i porobić jakieś tam triki na flacie. Jakieś tam głupie ollie nad gałęzią na ulicy, nawet taka jazda sprawiała mi radość.
Lekko zmęczony samą jazdą pod wiele górek postanowiłem położyć się na trawie przy mniej zamieszkanej okolicy, mało domów wokół, dużo drzew i trawy. Wcześniej rzadko doceniałem takie spokojne miejsca, przejeżdżając czy przechodząc tędy, mijałem te okolice raczej jak każda inna.
Patrząc w niebo obserwowałem lekko poruszające się chmury, które co jakiś czas odkrywały i zakrywały słońce rzucające przyjemne promienie. Chciałbym przeżyć takie dni setki razy, nie tylko ostatni.
Może ta operacja to dobry pomysł? Czy zapomnienie tak wielkiej miłości jest warte dalszego życia?
Jakby to miało wyglądać? Budzę się z operacji, obok mnie stanęliby wszyscy, a ja nie rozpoznałbym tylko Bartka? Nie wyobrażam sobie patrzeć na niego jak na obcą mi osobę pośród tych z którymi wszyscy razem mieliśmy tyle cudownych wspomnień. Czy to jest warte tego bym dalej żył?
Jak miałbym żyć nie pamiętając tych miłych gestów Bartka, słów wsparcia w moją stronę, na których myśl czuję motywację, by wstać z rana i robić to co robię.
Jakbym czuł się gdy obca po operacji osoba miałaby budzić mnie gdy zaśpię na nagrywki tak jak robił to zawsze Bartek? Czułbym przerażenie, a nie motywację by nie spać dalej.
Po jakimś czasie i bitwy we własnych myślach postanowiłem wstać i otrzepać się z resztek piasku czy trawy. Powrót był o wiele przyjemniejszy, było bardziej z górki przez większość drogi. Przyjemnie ciepło i lekki wiatr we włosach.
Wszystko było dobrze do momentu, gdy nie byłem już blisko domu Genzie, wręcz brakowało mi paru metrów do wejścia na posesję gdy złapał mnie charakterystyczny ból i poczułem się słabo. Zacząłem pluć krwią, tym razem nie było żadnego kaszlu, a sama krew i płatki róży. To jakieś nowe stadium choroby?
Słyszałem jakieś głośne rozmowy bardzo blisko mnie, więc postanowiłem wejść szybko na podwórko. Faktycznie jestem głupi, dla ludzi takie coś nie jest codziennością, więc nie powinienem się pokazywać publicznie, oby tylko nie widzieli tej całej szopki.
- Jak było na desce? - Wchodząc po schodach usłyszałem głos Wiki za sobą.
- W porządku. - Odpowiedziałem zbywająco, chcąc jak najszybciej dostać się do pokoju. Spojrzałem w dół na bluzę poplamioną krwią, po czym zdjąłem ją i rzuciłem w kąt pokoju.
Nie chciało mi się nic, więc położyłem się na łóżku nadal myśląc o mojej przyszłości.
Może jakieś koło fortuny wybierające co mam zrobić? Operacja, powolne czekanie na śmierć lub samobójstwo? Bo czwartek metody z odwzajemnieniem uczucia Bartka do mnie nawet nie liczę.
Czy Oliwier podjął dobry krok pokazując się publicznie?
Czy nie odbije się to na nim w niedalekiej przyszłości?
Stanie się to, czego obawiał się najbardziej?
🥀_____________🥀
e maniek xd to się wyklepie
Zachęcam do głosowania!
Powoli zbliżamy się do końca książki
Sad czy happy end? Jak zrobić ostatecznie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top