Rozdział 3


Obudziły mnie promienie wschodzącego słońca, spojrzałam na Lewisa który mnie przytulał i od razu skojarzyłam gdzie jestem, co tu robie i jak tu się znalazłam.

-Księżniczka się już obudziła?- Spytał Lui którego obudziłam.

-Tylko nie księżniczka- Zaśmiałam się.

-No już się nie gniewaj księżniczko- Hamilton definitywnie chciał mnie sprowokować.

-Doigrałeś się- Powiedziałam po czym wstałam i usiadłam okrakiem na brzuchu chłopaka.

-Jak chciałaś być na górze to wystarczyło powiedzieć- Brytyjczyk puścił mi oczko.

-Lewis!- Wkurzyłam się, nie tak miało wyjść.

-Moje imie będziesz w nocy krzyczeć, na razie możesz normalnie mówić- Lewis dalej się ze mną droczył.

-Ogłupiałeś- Pokręciłam głową z niedowierzaniem po czym wstałam i ruszyłam w stronę łazienki żeby wziąć prysznic.

-Cholera- Pomyślałam wychodząc spod prysznica.

-Nie wzięłaś ręcznika Megan-Walnęłam się ręką w czoło.

-Lewis!- Zawołałam mężczyznę.

-Tak?-Odpowiedział po chwili swoim miłym głosem.

-Dałbyś mi jakiś ręcznik?-Spytałam lekko zakłopotana.

-Mhm, już- Powiedział.

-Mam się do ciebie przeteleportować czy otworzysz mi te cholerne drzwi?- Zapytał Lulu.

Otworzyłam drzwi i szybko zabrałam ręcznik.

Ogarnęłam się po czym wyszłam z zaparowanej łazienki.

-Lewis?- Niepewnie zwróciłam na siebie uwage.

-Co?- Mężczyzna spojrzał na mnie na ułamek sekundy.

-Jesteś na mnie zły?-Zapytałam.

-Nie- Odpowiedział krótko.

-Kłamiesz- Stwierdziłam.

-Tak myślisz?-Lewis odłożył telefon i zaczął wpatrywać się we mnie.

-Ja to wiem- Usiadłam obok Hamiltona.

-Przepraszam Meg- Westchnął kierowca.

-Rozumiem- Odpowiedziałam lekko załamującym się głosem.

-Ale...?- Lulu oczekiwał na to aż coś jeszcze powiem.

-Nie ma żadnego 'ale" idioto- Wtuliłam się w Lewisa.

-Dziękuje- Powiedział Lui.

-I przepraszam- Dodał po chwili

-Za co przepraszasz?- Spytałam.

-Za te teksty wcześniej- Zakłopotał się Lewis

-Nie szkodzi, odebrałam to jako żart- Zaśmiałam się.

Pov. Lewis.

-Meggggg- Przedłużyłem ostatnią literę przezwiska kobiety.

-Co?- Spytała śpiąca kobieta która znowu prawie zasnęła.

-Wiesz że dzisiaj jest poniedziałek?-Powiedziałem niepewnie.

-No i?- Spytała kobieta.

-Nie powinniśmy być w pracy przez przypadek?- Zapytałem.

-Uh... może powinniśmy- Zakłopotała się Megan.

-Nie chce mi się- Mruknąłem opadając plecami na sofę.

-A myślisz, że mi się chce?- Powiedziała sarkastycznie kobieta.

-Oczywiście, że tak- Uśmiechnąłem się.

-Nie, nie chce mi się codziennie słuchać twojego marudzenia, ale muszę- Megan położyła się obok mnie.

-Masz śliczne oczy- Zwróciłem uwagę na niebiesko-zielone oczy kobiety gdy położyła się obok mnie i odwróciła się twarzą w moją stronę.

-Uważaj bo się zaraz zakochasz- Zaśmiała się.

-Za późno- Pomyślałem.

-Co?- Meg wstała jak poparzona.

-Powiedziałem to na głos?!- Krzyknąłem.

-Ja może lepiej już pójdę- Powiedziała kobieta po czym wzięła swoją torebkę i wyszła.

Co ty żeś narobił Lewis.

Pov. Megan.

Zamówiłam taxi pod apartamentowiec Lewisa. Na początku chciałam jechać do mojego mieszkania ale stwierdziłam, że najpierw muszę sobie wyjaśnić z kimś kilka rzeczy.

Podałam taksówkarzowi adres mojego ojca.

Podróż nie trwała długo. Gdy dotarłam na miejsce, zapłaciłam za taxi i wysiadłam.

-Nawet nie waż się pytać co się stało- Powiedziałam do ojca wpraszając sie do jego apartamentu.

-Nie sądziłem, że kiedykolwiek przyjdziesz w moje skromne progi- Szef Mercedesa zamknął za mną drzwi.

-Kawy? Herbaty?- Spytał po chwili.

-Nie, dzięki. Jestem tu żeby wyjaśnić jedną sprawę- Usiadłam na sofie w wielkim salonie.

-W takim razie słucham- Mój ojciec zawsze był wyrozumiały.

-Zwalniam się- Powiedziałam po czym wstałam i chciałam wyjść ale Toto mnie zatrzymał.

-Dlaczego?- Wolff chciał wytłumaczenia, nie zdziwiło mnie to.

-Twój kierowca nie umie utrzymać języka za zębami- Syknęłam wyrywając się z uścisku mojego ojca. Wyszłam z apartamentu i odpaliłam telefon który był dotychczas wyłączony.

-Boże święty, czemu ten chłop jest taki nieugięty- Mruknęłam sama do siebie gdy zobaczyłam ponad 100 nieodebranych połączeń od Lewisa. No cóż, za późno Hamilton.

Wybrałam szybko numer do mojej mamy, czekając na to aż odbierze zjechałam windą na parter apartamentowca.

-Hej słonko, jak tam nowa praca?- Zapytała od razu moja rodzicielka.

-Cześć mamo, z pracą wyszło dość.. źle. Wracam do Monte Carlo- Wyznałam kobiecie.

-Jesteś dorosła, nie będę mówić ci co masz robić. Pamiętaj, że dom zawsze jest dla ciebie otwarty- Odpowiedziała pogodnym głosem.

-Dziękuję, muszę już kończyć- Uśmiechnęłam się po czym bez dłuższych przedłużeń rozłączyłam się.

Wróciłam do domu taksówką i od razu wyszukałam bilety lotnicze do Monaco. Zapakowałam wszystkie moje rzeczy, niektóre były nawet jeszcze nie ruszone po tym jak się tu wprowadziłam.

Dałam znać właścicielowi apartamentowca że się wyprowadzam a wszelką dokumentację i pieniądze zostawię na stole w salonie.

<time skip>

Pov, Megan.

Obudziłam się w dobrym humorze, ubrałam ciuchy które wczoraj sobie przygotowałam, zjadłam lekkie śniadanie po czym dopchałam ostatnie pierdoły do walizek. Spojrzałam po raz ostatni na mieszkanie. Nie zamykając drzwi na klucz wyszłam i ruszyłam w stronę taxi która czekała na mnie od dobrych 10 minut. Miły taksówkarz pomógł mi zapakować walizki do bagażnika, chwilę później byłam na lotnisku. Szybko przeszłam przez odprawę i nie zauważyłam nawet w którym momencie pojawiłam się już w samolocie.

Podróż minęła w miarę spokojnie, na lotnisku spotkałam moją mamę która przywitała mnie szczelnym uściskiem. Wszystko powoli zaczęło się układać w dobrym tego słowa znaczeniu.

------------------------------------------------

No to chyba koniec....

Przepraszam, że rozdział jest strasznie krótki i długo musieliście na niego czekać ale byłam (i tak właściwie nadal jestem hehe) chora i czuję się do bani.

Miłego Dnia/Nocy<33

~Pani profesorka <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top