9: Pogrzebowe szaty
Wspólne spanie uspokoiło blondynkę. Następnego dnia obudziła się koło dziewiątej, przeciągając się. Czuła, że wypoczęła po ostatnich, ciężkich przeżyciach. Kiedy Lizzy zauważyła, że jej ukochany jeszcze spał, udała się do łazienki na palcach, aby go nie obudzić. Ubrała się tam w swoje wczorajsze ubrania, a przed lustrem związała włosy w dwie kitki. Tradycyjnie.
Gdy jej poranny rytuał dobiegł końca, usiadła z powrotem na swoim łóżku, biorąc wcześniej jedną z książek, które stały na hotelowej biblioteczce. Sen Ciela trwał o ponad godzinę więcej, gdyż otworzył oczy jakoś przed jedenastą. Nie było przy nim lokaja, który by go zbudził, więc mógł sobie pozwolić na wypoczynek.
- Nie śpisz już? - zapytał zaspany, spoglądając na czytającą Elizabeth. - Która godzina?
- Już myślałam, że nigdy nie wstaniesz. Dochodzi jedenasta - zachichotała i odłożyła książkę na swoje miejsce. - Jeśli się pospieszysz, zdążymy zjeść śniadanie. Widziałam w recepcji, że można je tutaj wykupić. Chyba pomyśleli o takich śpiochach jak ty, bo z ulotki wyczytałam, że jest ono do wpół do dwunastej - dodała z uśmiechem, podając Cielowi jego ubrania.
Na krześle została jedynie jego peleryna od przebrania, którą Lizzy uznała za niepotrzebną.
- Ledwo żyję. Następnym razem wybierz sobie lepszą porę do budzenia mnie, niż prawie czwarta rano... - prychnął niezadowolony, próbując jednocześnie zwlec się z łóżka.
Młody hrabia dość szybko uporał się z ubraniem swojej osoby we wczorajszą kreację, co było dla niego dość dużym osiągnięciem, biorąc pod uwagę to, że codziennie przebierał go demon. Jedynym problemem były dla niego wiązania, przez co nie umiał dojść do ładu ze swoją czarną wstążką przy szyi. Zwyczajnie nie był w stanie zawiązać ją na kokardkę tak, jak była. Wyszedł zrezygnowany z łazienki, dając za wygraną w sprawie niesfornej dekoracji.
- Pomóc? - zapytała Lizzy, przy czym uśmiechnęła się serdecznie.
Nie czekając na odpowiedź, blondynka podeszła do niego i złapała za czarną wstążkę, którą następnie zręcznie związała w idealną kokardkę.
Kiedy Ciel był już gotowy do wyjścia, Elizabeth aż skakała z radości. Bardzo chciała się dowiedzieć, jakie dania można było zjeść w czasach, w których się znaleźli i głośno o tym mówiła.
- Również jestem odrobinę ciekawy tego - mruknął w odpowiedzi, nieznacznie się przy tym rumieniąc. - Dziękuję...
Poczuł się odrobinę zakłopotany tym, że Lizzy mu pomogła, bo w życiu nie śmiałby prosić ją o coś takiego. Gdy ta złapała go za nadgarstek i wyciągnęła z pokoju w kierunku stołówki, Ciel miał okazję przyjrzeć się jej ubraniu. Nawet halloweenowa sukienka jego narzeczonej była ozdobiona kokardkami. Stwierdził, że faktycznie musiała mieć wprawę w ich wiązaniu. Gdy oboje znaleźli się już w hotelowej, niewielkiej restauracyjce, dziewczyna podeszła do wielkiego stołu i przyjrzała się uważnie każdej potrawie.
- Wyglądają dość podobnie do naszych dań. Jedynie brakuje tu obsługi - westchnęła zawiedziona.
- Może gdzieś było napisane, że podają tutaj tradycyjne posiłki? Zresztą, chcę się później rozejrzeć po mieście, więc w porze obiadowej możemy zawitać do jakiejś innej restauracji. Zdecydowanie powinniśmy odwiedzić sklepy z ubraniami, bądź zakłady krawieckie. Z naszego wieczornego spaceru wywnioskowałem, że w przyszłości dominuje obecność tych pierwszych. Zdecydowanie za bardzo się wyróżniamy... - skwitował zmieszany, spoglądając na innych gości hotelowych.
Ciel czuł na sobie niezliczoną ilość oczu, co bardzo go krępowało. Nie dziwił się jednak tym ludziom, gdyż staromodne przebranie przyciągało uwagę.
- Jeśli jesteśmy już przy tematach ubrań, nie licz na to, że pozwolę ci założyć spodnie - dodał ze złośliwym uśmiechem na twarzy, wyraźnie chcąc podkreślić swoją pozycję.
- Ciekawe, jak to jest - zaśmiała się w odpowiedzi, potrząsając głową. - Najemy się i od razu idziemy na miasto, w porządku?
- Tak. Zazwyczaj to Sebastian układał mi plan dnia, jednak teraz będę musiał się o niego zatroszczyć sam - prychnął niezadowolony, wyciągając jakiś mały długopis, który zabrał wcześniej z ich pokoju. Najpierw niekoniecznie umiał się nim posługiwać, jednak chwilę później zaczął spisywać to, co powinni zrobić na jednej z serwetek. - Po śniadaniu pójdziemy po nowe ubrania. Nigdy mnie nie ciągnęło do mody, ale mniejsza z tym. Potem możemy przejść się po nowym Londynie i rozejrzeć się trochę. Następnie będzie obiad, a... do kolacji mam małą lukę w planie - przyznał zmieszany, drapiąc się po głowie. - Chociaż... Już wiem. Po kolacji będziemy myśleć o tym, co zrobić, aby wrócić.
- To nie zostajemy tu na dłużej? - zapytała, nie kryjąc tego, że plan chłopaka trochę ją zasmucił. Z drugiej strony, nie chciała myśleć o przykrych rzeczach i jej głowę zaprzątała wizja ekscytujących zakupów i nowych, kawaii-sukienek, które ''spodobałyby się'' Cielowi.
- Lizzy, to nie tak. Chętnie bym został, ale jesteśmy tu zupełnie sami. Nie wiemy nic o przyszłości - odparł z poważną miną, nabijając na widelec kawałek pomidora. - O datę się nie przejmuj. Musiałbym być skończonym idiotą, aby dać się zabić. Komukolwiek - burknął pod nosem, uznając temat za skończony.
Zielonooka na jego słowa jedynie pokiwała głową. Nie była do końca przekonana. Gdy skończyła posiłek, odsunęła od siebie talerzyk, czekając na narzeczonego. Z nietęgą miną poprosiła, aby ten obiecał jej, że po powrocie będzie na siebie uważał. Spoglądając na chłopaka, uśmiechnęła się nieznacznie, co rozjaśniło trochę smutne, dziewczęce oblicze. Kiedy zauważyła, że Ciel skończył jeść, natychmiast pisnęła z radości, na myśl o nowym ubranku, które według niej musiało być futurystyczne i urocze, aby łączyło nowoczesny styl z jej zwyczajnym. Miała nadzieję, że znalazłoby się dla niej coś takiego.
Młody hrabia skinął głową na pytanie, czy mogą już iść, kończąc niewygodny temat obietnicy, który łączył się niejako z jego śmiercią i strachem przed ostatecznym odejściem z tego świata. Był pewien, że nie da się zabić. Jeżeli będzie trzeba, oszuka nawet samego demona.
- Masz jeszcze mapkę, którą znalazłaś w recepcji? Ułatwiłaby sprawę - zapytał z nadzieją, otwierając drzwi przed blondynką.
Oboje wyszli ze stołówki, a ich oczom ukazała się dość ruchliwa ulica oraz tętniące życiem kafejki i sklepy. Lizzy zamyśliła się na moment, próbując przypomnieć sobie, gdzie mogła schować małą, aczkolwiek przydatną, broszurę turystyczną. Po chwili olśniło ją i wyjęła odrobinę pogniecioną już mapkę spod gorsetu, podając ją Cielowi, którego przeszedł wtedy nieprzyjemny dreszcz.
- Może... ty będziesz ją trzymać? - zaproponował z nerwowym uśmiechem.
Młody hrabia przyjrzał się odpowiednim lokacjom, wskazując wybrane miejsca w odpowiedniej odległości od papieru, co wywołało cichy śmiech u zielonookiej. Okazało się, że chłopak był zbyt wstydliwy lub może zbyt obrzydzony, aby chociaż dotknąć wcześniej wspomnianej mapy. Gdy już zorientowali się, gdzie są i w którą stronę powinni iść, ruszyli do najbliższego sklepu z ubraniami. Była dość ładna pogoda, więc Lizzy bardzo cieszyła się ze wspólnego spaceru. Czuła na skórze delikatny, ciepły powiew wiatru, który rozwiał jej słabo upięte kitki.
- Chyba teraz musimy skręcić w lewo - powiedziała z uśmiechem, wskazując odpowiednią uliczkę.
- Prowadź, prowadź - mruknął, jednocześnie machając na to wszystko ręką.
W głosie szlachcica było słychać, że okropnie się nudził. Jego melancholijny nastrój opuścił go dopiero z chwilą wejścia do sklepu. Poczuł drobny szok, spowodowany aktualną modą. Ubrania były dość ubogie w doszywane ozdoby. Na wieszakach królowały głównie łaszki z najróżniejszymi nadrukami. Będący przyzwyczajony do szycia wszystkiego na jego miarę, Ciel zaczął marudzić.
- Nic mi się tutaj nie podoba. Wszystko wydaje się takie... okrojone i pospolite - westchnął, oglądając jakąś kraciastą koszulę. - Nie rozumiałem nawet naszej mody, więc nawet nie wiem, jak ubrać w słowa to, co tutaj zastałem. Nie widzę gorsetów, ozdobnych sukni, żabotów, dekoracyjnych mankietów... - zaczął wymieniać, chociaż wcześniej deklarował, że kompletnie się na tym nie znał.
- Znalazł się znawca mody.
Lizzy parsknęła śmiechem. Doskonale wiedziała, że będzie to wyglądało zupełnie inaczej niż u nich lub przynajmniej tak przeczuwała, widząc wczorajsze kostiumy na Halloween. Dziewczyna podeszła do działu dla dzieci, po czym zawołała do siebie chłopaka.
- Dlaczego tylko w dziale dla małych dzieci są takie cudne sukienki? Nie ma tu rozmiarów dla mnie. Wszystko wydaje się za małe, więc sądzę, że powinnam poszukać czegoś w dziale dla młodzieży. Chociaż są tam takie typowe, szare stroje - podsumowała, przejeżdżając dłonią po delikatnym materiale różowej, malutkiej sukienki. Mimo wszystko udała się do działu dla nastolatków, przeglądając resztę ubrań.
- Wiesz, niezbyt fascynują mnie takie przebieranki. Byleby nie zakładać sukienki - burknął pod nosem, wspominając z trwogą misję dotyczącą Kuby Rozpruwacza. Ta ciężka, okropna suknia i uciskający gorset... Na samo wspomnienie wywoływały one ciarki u młodego arystokraty. Gdy zobaczył jakąś kolorową sukienkę, chciał już powiedzieć Lizzy, aby nie marudziła, jednak gdy tylko zdjął ubranie z wieszaka, wstrzymał się z zawołaniem swojej narzeczonej. - Gorzej, niż panna Hopkins... - wzdrygnął się, widząc długość wybranej przez niego sukienki, która nie zakryłaby nawet połowy uda. Zdecydowanie nie chciałby, aby blondynka założyła na siebie coś tak ordynarnego.
W tym samym czasie Elizabeth również znalazła godną uwagi sukienkę, jednak równie skąpą co ta, która przykuła wzrok Ciela. Przyjrzała się dokładnie krótkiemu kawałkowi materiału nałożonemu na wieszak, robiąc przy tym zniesmaczoną minę.
- Nie widzę tu nic innego. Wszystkie są takie krótkie - westchnęła smutno. - Nic mi tu nie przypomina niczego z tych moich codziennych sukienek, ale zaryzykuję i ubiorę którąś. Może nie są takie złe? - zapytała, spoglądając na chłopaka, jakby chciała uzyskać od niego pozwolenie.
- Nie ma mowy. Niech jasny szlag trafi tę obecną modę... - powiedział ponuro. - Już bym wolał, abyś chodziła w spodniach, bo ubrania typowo dla dziewczyn są strasznie wyzywające. Chociaż... rób, co chcesz - dodał niepocieszony, kończąc swoją wypowiedź ciężkim westchnięciem.
Uznał, że Lizzy sama powinna wiedzieć, co wypada jej na siebie włożyć. Nadal zapierał się, że nie znał się na modzie, gdyż ubrania szyła mu Nina, Sebastian ubierał, a jemu w zasadzie wszystko było obojętne.
Blondynka wzięła niepewnie do ręki perłoworóżową, koronkową sukienkę oraz jasnobrązowe legginsy, jakby okazała się ona za krótka. Do tego dobrała uroczy, różowy sweterek na guziki. Ruszyła w stronę przebieralni, sugerując się tym, że większość ludzi decydowała się na przymiarki właśnie tam.
- Zostaniesz tutaj? Potem byś mi powiedział, czy ci się w tym podobam - uśmiechnęła się, wchodząc za zasłonę.
- I tak nie wiem, dokąd mógłbym się udać. To ty trzymasz mapę - odparł znudzony i mentalnie przewrócił oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top