8: Śmiertelna bezsenność
Świat Elizabeth zawalił się w jednej chwili. Ciel powiedział blondynce wcześniej o okłamaniu jej w sprawie zdrapanych dat. Po ujawnieniu tej prawdy, liczyła się z faktem, że kiedyś będzie musiał odejść z tego świata. Nie spodziewała się jednak, że nastąpi to tak szybko. Powtórzyła bezwiednie to, co oznajmił jej przypadkowo chłopak, a następnie rozpłakała się. Miała nadzieję, że na cmentarzu był pochowany ktoś inny, o podobnym nazwisku i imieniu, a Ciel się zwyczajnie pomylił. Nie chciała dopuścić do siebie myśli o rychłej śmierci jej ukochanego. Czuła się bezradna.
Widząc jej łzy, chłopak otrząsnął się i dotarło do niego, co właśnie powiedział.
- Chyba straciłem rozum na przestrzeni wieków... - syknął zdenerwowany, nie mogąc uwierzyć, że tak łatwo wydał datę swojej śmierci. - Tak, Lizzy, to pewnie inna osoba. Nie przejmuj się tym. Nic nie mówiłem. Zapomnij o tym - mruknął, próbując jednocześnie zagrać najbezpieczniejszą kartą, jaką w tamtej chwili miał. Mianowicie poprosić dziewczynę o to, aby puściła jego słowa w niepamięć.
Starania Ciela szły jednak na marne. Łzy nie przestawały płynąć po policzkach Elizabeth. Dziewczyna próbowała sobie wmówić, że nie chodziło o jej narzeczonego, ale nie potrafiła. Otarła twarz dłońmi i przewróciła się na drugi bok, szczelnie przykrywając się kołdrą. Oznajmiła przez łzy, że potrzebuje snu.
- Przebacz mi lekkomyślność. Emocje mną targają i taki jest tego efekt - powiedział cicho chłopak, biorąc głęboki wdech.
Czekał chwilę na jakąkolwiek odpowiedź od blondynki, jednak ta nie chciała się do niego odzywać. Po paru chwilach bezczynnego leżenia, Ciel również spróbował zasnąć. Po przemyśleniu całej sytuacji, uznał, że powinien odpocząć od tego wszystkiego i na chwilę zapomnieć o tym, co miało miejsce w przeciągu całego dnia. Liczył się z tym, że Sebastian zabierze jego duszę. Takie były warunki kontraktu, których oboje musieli się trzymać. Nie wiedzieć czemu, zaczął jednak martwić się o swoją narzeczoną. Wydawała się być w całkowitej rozsypce, przez co długo nie mógł spać, w przeciwieństwie do Elizabeth. Blondynka szybko odpłynęła do krainy snów, jednak nie zaznała tam spokoju. Męczyły ją najróżniejsze koszmary o tym, co by się stało, gdyby zabrakło przy niej chłopaka. Co jakiś czas budziła się z przerażeniem w oczach. Gdy zdarzyło się to już kilkunasty raz, wstała ze swojego łóżka i podeszła do śpiącego szlachcica.
- Ciel, proszę, obudź się - szepnęła, szturchając go lekko w ramię.
- Lizzy? - zapytał zaspany. Kiedy już wreszcie udało mu się zasnąć, Elizabeth musiała go obudzić. Nie był z tego powodu zadowolony. Przetarł jedno oko i spojrzał się na nią. - Jest... - urwał, spoglądając na czerwone cyferki elektrycznego zegarka. Delikatnie podniósł się przy tym z łóżka. - Jeśli wierzyć tej dziwnej technologii , dokładnie 3:42. Wiesz, co powinny robić w tym czasie przykładne, młode damy? - ziewnął, zasłaniając sobie oczy. Nie dość, że nie chciał oglądać Lizzy w samej bieliźnie, to jeszcze same mu się one kleiły. Do tego, wolałby również nie pokazywać jej znaku kontraktu. - Czego chcesz?
- Boję się, Ciel. Miałam koszmar... J-ja nie chcę!
Elizabeth natychmiast rzuciła się na niego z płaczem. Przytuliła go do siebie tak, że odcięła mu dostęp powietrza, dosłownie miażdżąc jego klatkę piersiową.
- Ja nie chcę cię stracić, ja tak bardzo nie chcę... - powtarzała, nie przestawiając szlochać.
- S-spokojnie, Lizzy - wydusił z siebie, próbując złapać oddech. - Wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje. Nie podduszaj mnie i ochłoń.
Chłopak był mocno zaspany, jednak zachowywał logiczne myślenie. Do swojej narzeczonej mówił spokojnie. Tak, aby doprowadziła się do porządku. Poczuł się bezsilny, gdyż jedyną rzeczą, jaką mógł zrobić, to tylko uciszyć ją i sprawić, aby przestała się bać. Chociaż z tym drugim było zdecydowanie gorzej, ponieważ zwyczajnie nie miał wpływu na to, kiedy ich drogi się rozejdą, a on odejdzie z tego świata.
Na początku, Lizzy okrutnie się buntowała i krzyczała na Ciela, zarzucając mu kłamanie, zaniedbywanie jej... Wyobraźnia blondynki znalazła dużo odpowiedzi na nigdy niezadane pytanie ''Dlaczego nie jest w porządku?''. Na szczęście spokojny i opanowany głos hrabiego po jakimś czasie uspokoił ją. Elizabeth otwarcie przyznałaby, że jeśli chciał, umiał ją doskonale wyciszyć. Przytuliła się do niego mocniej i swoim szklistymi od łez oczkami spojrzała na niego.
- Mogłabym... z tobą spać? - zapytała nieśmiało, odwracając wzrok. - Wiem, że to damie nie przystoi, ale tak bardzo się boję!
Ciel wzdrygnął się, słysząc jej prośbę. Automatycznie jego twarz poczerwieniała.
- Lizzy! Doskonale wiesz, że to przecież to nie przystoi! I... i...! - zbulwersował się. Kiedy nie znalazł dobrego wytłumaczenia na to, aby odrzucić jej prośbę, jedynie westchnął cicho i spojrzał na blondynkę ze zrezygnowaną miną. - I... wchodź. Tylko daj mi już spać - dodał, niemal przytulając się do ściany.
Odgarnął ręką kołdrę w miejscu, w którym, Lizzy miałaby spać, dając jej niejako znak, iż pozwala na dzielenie swojego posłania.
Zielonooka spojrzała na chłopaka uradowana. Nie miała pojęcia, że tak szybko wyrazi zgodę. Prędzej myślała, że czeka ją długie namawianie go. Niewiele myśląc, wzięła swoją pachnącą, pasiastą kołderkę z łóżka i mocno opatuliwszy się nią, ułożyła się obok chłopaka. Nareszcie zasnęła. Miała spokojny, miarowy oddech, a w trakcie snu przytuliła się instynktownie do jego pleców.
- Już wszystko dobrze, śpij... - mruknął cicho, czując uścisk blondynki.
Przez obecność Lizzy koło niego, czuł się dziwnie przez całą noc, co skutecznie uniemożliwiało mu zaśnięcie przez dłuższy czas. Dopiero gdzieś koło szóstej zaczął robić się śpiący i ponowił przerwany sen.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top