7: Zegarek nieumarłych

Gdy Ciel poczuł jej ciepły uścisk, odczuł również to, jak pękają w nim resztki jego zimnego oblicza. Mógłby śmiało przyznać, że podróż do przyszłości zniszczyła go psychicznie. Szczególnie nieszczęsna wizyta na cmentarzu. Spojrzał żałośnie na Elizabeth, pełny pogardy dla samego siebie, że okazał się tak słaby. Delikatnie nawet odwzajemnił uścisk, wciąż myśląc o tym, że kiedyś będzie musiał ją opuścić.
- Nie o to chodzi. Lizzy. Ja cię po prostu okłamałem... - westchnął ciężko, czując, że jeśli dłużej ukrywałby ten fakt, w końcu by oszalał. W ostatnim czasie okrutnie dręczyło go wrażenie, że postępuje nieuczciwie, co wcześniej chłopaka zupełnie nie obchodziło.
- J-jak to okłamałeś? - zająknęła się Lizzy, która momentalnie posmutniała. - Kiedy? W jakiej sprawie? Mów!
- Nie byłem z tobą szczery w związku z datami. Nie chcę wracać do przeszłości, gdyż... - przerwał chwilowo chłopak, biorąc głęboki wdech. Miał wiele wątpliwości, jeśli chodziło o wyjawienie prawdy. Mimo wszystko, uznał, iż blondynka powinna wiedzieć, że nie powinna się do niego przywiązywać. Choćby ze względu na fakt, że kiedyś będzie musiał ją opuścić. Czas uciekał. - Zwyczajnie załamałem się, jak zobaczyłem te cholerne cyferki. Twoje owszem, były zdrapane. Moje nie - powiedział cicho, bojąc się reakcji Elizabeth.
- Niedługo umrzesz, prawda? - zapytała cicho, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Jeszcze bardziej wtuliła się w niego, łkając żałośnie. - Nie możesz umrzeć! Nie pozwalam ci!
- Nie płacz... - Ciel wyjął z kieszeni marynarki białą chustkę i wytarł delikatnie jej twarz na tyle, ile pozwalał mu na to morderczy uścisk. - Lepiej, abym nie mówił ci, ile czasu mi zostało. I tak miałem zachować to dla siebie.
- Rozumiem, trudno trzymać to w sobie. - mówiła przez łzy. Blondynka po prostu nie mogła przestać płakać. - To już postanowione, nie ruszamy się stąd - dodała stanowczo, odbierając od Ciela mokrawą już chustkę.
- Nie wiem, czy nie będzie to zbyt niebezpieczne. Nie znamy tego świata. Kiedyś będziemy musieli wrócić - mruknął ponuro. - Poza tym, twój napis był zdrapany. Pewnie przed tobą długie i szczęśliwe życie. Chcesz to zmarnować?
- Co mi z mojego życia, jak ciebie już nie będzie? - zapytała ze łzami w oczach. - Dobrze, wrócimy, ale nie za szybko. Chcę się trochę zrelaksować w tym hotelu...  

Słysząc słowa Elizabeth, chłopak pokiwał głową, po czym westchnął ciężko. Ciel ułożył się wygodnie na hotelowym łóżku, spoglądając w biały, jak śnieg, sufit.
- Niechaj tak będzie. Mam tylko nadzieję, że nadarzy się jeszcze okazja, aby odwrócić moje przeznaczenie i zmienić istniejącą przyszłość oraz ten napis na nagrobku - skwitował niezadowolony.
Znalazłszy wygodną dla siebie pozycję, nie bardzo miał ochotę na wstawanie i zabranie się za wieczorną toaletę. W końcu dotarło do niego to, że oboje nie mieli żadnych nocnych ubrań, dlatego niedługo potem zwrócił uwagę Lizzy na ten... dość istotny fakt. W związku z tym zaproponował odwiedzenie lokalnych zakładów krawieckich, bądź sklepów w najbliższym czasie.
- Zostało mi pełno ''drogocennych skarbów'' w sakiewce - stwierdził ze złośliwym uśmiechem, wtulając się w miękką, zielonkawą poduchę. - Postaram się o wymianę ich na obecne pieniądze.
- To takie zabawne. Dla nas to normalne monety - zachichotała Elizabeth, wchodząc do hotelowej łazienki. - Nie mogę się doczekać jutrzejszego wybierania ubranek! Zaraz wracam! - dodała z uśmiechem, zamykając za sobą drzwi.
- Nie spiesz się - mruknął młody hrabia, odwiązując swoją czarną przepaskę na oko.
Nie był przyzwyczajony do spania w niej. Uznał też, że nawet jeżeli zdobyłby się na niezdejmowanie jej, i tak zsunęłaby się przez sen.

Po kilkunastu minutach, drzwi do łazienki się otworzyły. Do sypialni weszła Lizzy, która była wówczas w samej bieliźnie. Na głowie miała żółty ręcznik z hotelowym znakiem firmowym. Przez dłuższą chwilę, dziewczyna wyrażała swoje zadowolenie, spowodowane tym, że wreszcie mogła się odświeżyć. Ciel natychmiast odwrócił wzrok, oblewając się rumieńcem.
- L-lizzy... - zaczął.
Nie dokończył jednak tego, co chciał powiedzieć. Odrobinę spanikowany, natychmiast poszedł do łazienki i zamknął się w niej. Stwierdził, że nie powinien oglądać dziewczyny w takim stanie. Niestety, sytuacja była taka, a nie inna, dlatego też obiecał sobie, że nie będzie żałował pieniędzy na ubrania dla nich. Lepiej nie ujrzeć dwa razy tego... dość osobliwego widoku.  

Zachowanie Ciela odrobinę zmieszało blondynkę, jednak postanowiła, że nie będzie go dodatkowo męczyć, wypytując o powód jego postępowania. Zamiast tego, zajęła się swoimi mokrymi włosami, które dokładnie wytarła i rozczesała. Mimo iż zawsze pomagała jej w tym Paula, nie miała zbyt dużego kłopotu, nawet biorąc pod uwagę, że jej blond loki bardzo mocno poskręcały się przez namoczenie ich. Kiedy była już gotowa, położyła się w swoim łóżku i zamruczała z zadowolenia. Po długim, męczącym dniu należała im się chwila odpoczynku pod ciepłą, miłą kołdrą.  

Mimo że Lizzy położyła się, nie miała jednak ochoty na spanie. Postanowiła, że poczeka na Ciela, aż ten wyjdzie z łazienki. Poprawiając kolorowe poduszki z kwiecistymi poszewkami, Elizabeth pogrążyła się w marzeniach. Miała nadzieję, że jutrzejszy dzień spędzi ze swoim ukochanym w dużo przyjemniejszej atmosferze. Do tego będzie mogła do woli oglądać różne, urocze suknie, a nawet wybrać jakąś dla siebie. Chociaż, gdy ta zastanowiła się nad tym odrobinę dłużej, zdała sobie sprawę z tego, że moda mogła się drastycznie zmienić. Ekscytacja była jeszcze większa, gdyż chciała poznać tutejszy, przyszłościowy styl.
- Jak ci się podobało Halloween? - zapytał kąśliwie Ciel, wyrywając blondynkę z transu własnych myśli. Zamknął za sobą łazienkowe drzwi, poprawiając jednocześnie ręcznik, którym się szczelnie owinął.

Hrabia okazał się tak wstydliwy, że dopiero wtedy, gdy wszedł do łóżka, zdjął z siebie mokry kawał materiału, przewieszając go na krześle obok.
- Bywały lepsze lata.- westchnęła Elizabeth. - Może taka wyprawa nam się na coś przyda? Nie wierzę, że Bóg wysłał nas tutaj bez powodu - dodała z uśmiechem.
- Nie wierz w te bajki - odfuknął Ciel. - Ten dzień to kara. Jest straszny. Dwa lata spędzę na baniu się własnego cienia. Następnie umrę. O ile w ogóle będziemy mogli wrócić i nie zginiemy w tych czasach - syknął poddenerwowany, nie zdając sobie sprawy z tego, iż przypadkowo zdradził datę swojej śmierci. Chłopak zakrył głowę poduszką. Nie mógł już dłużej znieść gadaniny blondynki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top