14: Demoniczne lustro
Lizzy przepłakała jeszcze dobre dwie godziny, kiedy w końcu zabrakło jej łez. Była bardzo przygnębiona i nie mogła pogodzić się z tym, że Ciel mógł potraktować ją w taki sposób. Czuła swoją bezsilność. Dziewczyna usiadła na łóżku, ocierając łzy spod zapuchniętych oczu. Elizabeth zastanawiała się nad powrotem chłopaka. Miała jedynie nadzieję, że nie poszedł nigdzie samotnie i wróci do niej niebawem.
Kiedy para się rozdzieliła, miało przyjść najgorsze. Sebastian okazał się największym zagrożeniem, gdyż jak przystało na demona, wykorzystał najlepszą sposobność do tego, aby podejść swojego pana. Zdawał sobie sprawę, że Ciel będzie chciał za wszelką cenę bronić Lizzy. Lokaj z przyszłości był dawno po kontrakcie z młodym hrabią, jednak co mu szkodziło zabrać dwie, tak samo doskonałe dusze? W końcu warunki zostały wypełnione. Głównie dlatego kontrakt przygasał, kiedy młody arystokrata znajdował się na cmentarzu. Pod drzwiami pokoju pojawił się czarny cień, czego pierw Elizabeth nie zauważyła. Dziewczyna podeszła do lustra, aby od nowa uczesać swoje blond włosy w warkoczyk i ogólnie poprawić, ponieważ uznała, że po takim intensywnym płakaniu musiała wyglądać bardzo źle. Słone łzy na pewno nie wpływały dobrze na jej wrażliwą cerę. Rozczesywała nadpsuty warkocz, gdy nagle zobaczyła, jak pod drzwiami wyłania się jakiś czarny cień. Momentalnie odskoczyła wystraszona, upuszczając niechcący szczotkę. Cień natychmiast się przemieścił, ''wchodząc'' niejako do lustra, które momentalnie zrobiło się całe czarne. W zwierciadle był jedynie mrok i para różowych, połyskujących oczu, co sprawiało wrażenie, że demon, który się zjawił, był niejako uwięziony. Niestety, tylko z pozoru.
Gdy Elizabeth zobaczyła to wszystko, zaczęła krzyczeć. Szybko uciekła na drugi koniec pokoju, kuląc się na swoim łóżku, byle być jak najdalej od ''tego czegoś''.
- Cz-czego tu chcesz? Kto cię tu przysłał? - pytała przestraszona. Nigdy w życiu nie widziała czegoś takiego.
- Panienka Midford... - szepnął demon, wychodząc z lustra. Oczom Lizzy ukazał się nikt inny, jak Sebastian, oddany lokaj Ciela. Nie wyglądał jednak tak, jak zwykle, w rezydencji małego hrabiego. Bliżej było mu do jego prawdziwej, demonicznej postaci. - Zapewne mój były pan opowiadał ci, co robiliśmy z tymi, którzy znali nasz sekret, prawda? - uśmiechnął się szeroko, pokazując kły.
Brunet zrobił krok naprzód. Jako demon, uwielbiał strach. Zależało mu na tym, aby widzieć przerażenie w oczach blondynki. Źrenice dziewczyny się poszerzyły i natychmiast przesunęła się aż na koniec łóżka. Chciała uciekać, ale przeszkodziła jej w tym napotkana ściana, do której wręcz się przytuliła.
- Jak to ''b-były pan''? - zająknęła się, a jej oczy zaszły łzami. Naprawdę się bała. Starała się jedynie nie rozpłakać, aby nie wyjść na małe dziecko. - Ciel mi nic nie mówił!
- ''Były''. Pragnąłbym napomknąć, że malutki hrabia nie ma nade mną żadnej władzy w tym momencie - powiedział, udając smutek i chwycił Lizzy za ramię. Zrobił to tak mocno, że jego długie, demoniczne paznokcie przebiły materiał sukienki i zaczęły powoli wbijać się w jej ciało. - Druga, tak samo doskonała dusza. Cóż, trochę nadpsuta, ale co może przywrócić mu posępność i cierpienie? Oczywiście najbardziej będzie boleć tutaj.
Demon drugą ręką pokazał miejsce, gdzie blondynka miała serce. Ewidentnie chciał ją zabić, aby Ciel przez to cierpiał. Lizzy wstrzymała oddech, a jej strach momentalnie przerodził się w złość. Zacisnęła zęby i szybkim ruchem wymierzyła mu cios prosto w twarz. W tym samym momencie wyswobodziła się z uścisku. Wybiegła na klatkę schodową, próbując jak najszybciej się stamtąd wydostać.
- Panienko... Chciałem to załatwić w miarę polubownie. - westchnął teatralnie były kamerdyner i zmienił się na powrót w czarny cień. Bez problemu rozpierzchnął się po całej klatce schodowej, sprawiając, że stała się cała szara i ponura. Nie było widać niczego. Pośrodku wielkiej nicości znalazła się osamotniona Lizzy, a dookoła latały białe pióra.
- Zostaw mnie w spokoju! Co ja ci takiego zrobiłam?! - krzyczała, biegnąć przed siebie.
Blondynka nie wiedziała już, co o tym wszystkim myśleć. Żałowała, że nie poszła razem z Cielem. Kiedy znalazła się w zupełnej nicości, wzięła głęboki wdech i tylko czekała na kolejny ruch demona. Czuła się bezradna. Nagle zielonooka usłyszała jakieś skrzeczenia ptaków. Gdy uniosła głowę, zobaczyła, że tuż nad nią pojawiło się pełno czarnych kruków, które stopniowo obniżały swój lot. Każdy z nich posiadał bardzo ostry dziób, a kiedy znalazły się na wysokości Elizabeth, bezlitośnie zadawały jej obrażenia w postaci ran ciętych.
Gdy ptaki zaczęły ją dziobać, pisnęła i zerwała się do ucieczki. Gdziekolwiek. Mimo że doskonale wiedziała, że nie było stamtąd wyjścia, biegła przed siebie nie tracąc wiary. Ptaki okropnie podziobały jej skórę, jak i sukienkę, która nadawała się przez to jedynie do wyrzucenia. W końcu poddała się, padając na kolana. Nagle w nicości można było usłyszeć głos Ciela. Chłopak szybko załatwił to, co chciał, lecz gdy wrócił, ukazał mu się przerażający widok. Przyszłość się rozpadała, pękając na milion kawałków, aż wszystko stało się czarne. Hrabia dostrzegł jedynie mały, jasny punkcik w oddali. Była nim jego narzeczona.
- Lizzy! - wzdrygnął się chłopak, kiedy ją zobaczył. Arystokrata w życiu nie pomyślałby o tym, że demon mógłby posunąć się do czegoś tak okropnego, jak atak na jego narzeczoną. Spanikowany hrabia zaczął wołać Elizabeth i pobiegł w jej kierunku. - Przecież to o mnie ci chodzi! Zostaw ją! - syknął, kiedy zobaczył w oddali zbliżającego się lokaja.
Ciel był gotów, aby stanąć w jej obronie. Natychmiast znalazł się koło blondynki i zasłonił ją, aby nie doznała większych obrażeń. W tym samym czasie sceneria zdążyła ulec zmianie. Na powrót znaleźli się na klatce schodowej, lecz ptaki nie zniknęły. Czerń została rozświetlona. Lizzy na początku bała się podnieść wzrok, jednak gdy już to zrobiła, zobaczyła swojego ukochanego. Była w szoku i cieszyła się jednocześnie. Próbowała nawet wstać, lecz rany sprawiały jej ogromny ból.
- Nie ruszaj się. Wszystko w porządku - powiedział do niej spokojnie, aczkolwiek sam bał się wszystkiego, co ich otaczało. - Wszystko będzie dobrze - powtórzył, a w tym samym czasie jeden z kruków przeciął dziobem wiązanie opaski. Kontrakt na oku Ciela zaczął lśnić fioletowym, neonowym światłem, dodatkowo rozświetlając pusty korytarz. - To rozkaz, Sebastianie! Masz to przerwać! - krzyknął stanowczo w kierunku demona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top