10: Wizyta zza grobu

Chłopak usiadł na jednym z pomarańczowych krzesełek i rozejrzał się po sklepie, szukając wzrokiem potencjalnych ubrań dla siebie. Zbyt bardzo zainteresował się tym, co włoży na siebie Lizzy, aby pomyśleć o sobie. Blondynka natomiast zdążyła założyć wybrany wcześniej komplet. Delikatna, zwiewna i wygodna sukienka, która kończyła się w połowie uda, a do tego skromne legginsy, aby nie pokazywać za wiele. Podobało jej się to, co widziała w lustrze. Sukienka jednak miała dość duży dekolt, dlatego też Elizabeth czuła się trochę onieśmielona. Nigdy nie miała czegoś takiego na sobie. Wyszła z przebieralni z nieśmiałym uśmiechem oraz delikatnym rumieńcem.
- Co sądzisz?
Ciel jedynie udał zamyśloną minę i bez słowa podał jej różowy sweterek, który zostawiła w przymierzalni. Polecił, aby go założyła, gdyż dekolty go raziły. W ich czasach często zdarzało się, że kobieta miała zbyt duże wcięcie w sukni, jednak nie zmieniało to faktu, że wolał skromne i zasłaniające ubrania.
- Przyzwoicie i ciepło. Mamy jesień, Lizzy. Nie zapominaj - upomniał ją. - Teraz... wybierz coś dla mnie. Może i tego pożałuję, ale naprawdę nie lubię nabywać nowej odzieży.  

Elizabeth posłusznie założyła sweterek i udała się tam, gdzie były wszystkie ubrania dla chłopców, starając się wybrać Cielowi jakiś uroczy zestaw. Po jakimś czasie podała mu ciemne jeansy, rozglądając się za górną, stosowną częścią garderoby.
- Jesteś pewna, że to jest dla chłopców? - powiedział zmieszany. - Nie chcę sobie narobić wstydu.
- Tak. Patrz, co tutaj napisano - odparła, wskazując tabliczkę, która oznajmiała, że wylądowali w dziale męskim.  

Upłynęło parę minut, zanim znalazła dla chłopaka odpowiednią koszulę. Wybrała jakąś w błękitną kratę. Była zadowolona ze swojego wyboru. Oczywiście kusiło ją, aby dać ukochanemu różową koszulkę, jednak zdawała sobie sprawę, że po pamiętnej próbie ubrania Ciela w coś uroczego, powinna dać sobie spokój.
-Może być? Według mnie będzie naprawdę ładnie pasować - powiedziała radośnie, wręczając narzeczonemu koszulę.
- Nie wiem. Ty jesteś tu dziewczyną i ty powinnaś się znać na dobrym ubiorze - wzruszył ramionami. - Przynajmniej jakoś wygląda...  

Chłopak odetchnął z ulgą. Miał obawy, że blondynka mogłaby wyciągnąć ręce po różową koszulkę, która wisiała wówczas w najdalszym kącie sklepu. Wyraził chęć przebrania się w wybrane przez nią ubrania i zaproponował, aby ta nie marnowała czasu i rozejrzała się za jakimiś strojami do spania, dając sobie niejako czas na przebranie się. Wiedział, że mogłoby to trochę potrwać, gdyż nie był przyzwyczajony do samodzielnego ubierania się. Elizabeth o dziwo nie sprawiała kłopotu, gdyż po prostu przytaknęła Cielowi i oddaliła się do działu z piżamami. Kiedy ten mógł się w spokoju przebierać, oglądała koszule nocne. Były bardzo ładne. Szczególnie podobały jej się te w misiowate wzory. Aż chciało jej się piszczeć ''kawaii!''. Jedynym mankamentem było to, że kończyły się w połowie uda. W końcu jednak wybrała jedną z nadrukiem pary uroczych króliczków, która okazała się dłuższa od poprzednich. Kiedy znalazła już coś dla siebie, stanęła przed wyborem czegoś dla jej narzeczonego. Przyjrzała się wszystkim wystawionym i w końcu wybrała dość prostą piżamę w brzoskwiniowo-szare pasy.  

Gdy Elizabeth podeszła do garderoby, dobiegły ją marudzenia Ciela.
- Czuję się jak skończony idiota - warknął, oglądając się w lustrze.
Nie dość, że nowa moda kompletnie mu się nie podobała, to miał nawet problem z nową koszulą. Niezliczona ilość guzików powodowała u niego czystą irytację. Udało mu się wszystko zapiąć tak, jak powinno być, po bodajże piątej próbie. Lizzy spojrzała na niego swoimi ciekawskimi oczami. Stała osłupiona, z otworzoną buzią ze zdziwienia. Długo nic nie mówiła, co mogło trochę zdezorientować chłopaka. W końcu wydusiła z siebie jedynie ''wow'', będąc pod wrażeniem.
- Jak dla mnie wyglądasz bardzo dobrze. Idealnie! Kawaii! - podskoczyła pod wpływem ekscytacji. Gdy jednak przyjrzała mu się bliżej, zauważyła, że potrzebował pomocy przy guzikach. Poprawiła mu jeden, który kiepsko zapiął oraz odpięła ten pod samą szyją. - Pasuje ci ten styl.
- Nie skomentuję tego, bo nie wypada używać brzydkiego języka przy damie... - prychnął, przyglądając się sobie w lustrze. - Im dłużej tu jestem, tym bardziej chcę wracać. Przyszłość jest beznadziejna.  

Cielowi nie chodziło jednak o zmiany, jakie zaszły na przestrzeni wieków. Był po prostu zbyt wygodnicki, aby cokolwiek koło siebie zrobić. Przytłaczająca wizja niemal całkowitej samodzielności przerażała go, a także mocno irytowała. Codzienne ubieranie się, układanie planu dnia, robienie śniadania... Od tego miał swojego lokaja, który, swoją drogą, powinien trwać przy nim nawet w XXI wieku.
- Nie przesadzaj, Ciel. Wyglądasz świetnie! - zapiszczała blondynka, po czym pokazała mu wybraną dla niego piżamę oraz uroczą koszulę nocną dla siebie, pytając o zdanie na ich temat. Miała nadzieję, że dobrze wybrała.
- Jeśli to ten sam rozmiar, powinno być dobre. Pocieszam się tym, że chociaż stroje do spania są w miarę przyzwoite - mruknął chłopak, uważnie przyglądając się temu, co przyniosła dla nich jego narzeczona.
- Kupujemy? - uśmiechnęła się Lizzy, biorąc młodego arystokratę za rękę.  

Para podeszła do kasy. Szukanie jej zdecydowanie zabrałoby trochę czasu, gdyby nie duży, podświetlony na zielono napis. Młoda kasjerka podała cenę, wyświetlając ją na niewielkim ekranie w tym samym kolorze.
- Wziąłeś pieniądze? - szepnęła do ukochanego, delikatnie szturchając go w ramię.
- Oczywiście. Pamiętałem o wszystkim - westchnął w odpowiedzi, podając kasjerce należną kwotę. - Kiedy ty poszłaś podczas spaceru do łazienki, nie traciłem czasu i udałem się do lombardu. Całkiem dużo dano mi za kilka naszych monet, a przynajmniej ja sądzę, że to dużo... - dodał, chowając ciężkawą sakiewkę do kieszeni. - Swoją drogą, nie wymieniłem wszystkiego.  

Lizzy odetchnęła z ulgą. Kasjerka dała im ubrania w kolorowych reklamówkach i odcięła metki od tych, co mieli na sobie, życząc im miłego dnia. Kiedy już wyszli ze sklepu, Elizabeth spojrzała na swoje pantofelki, które niezbyt zgrywały się teraz z całością. To samo mogłaby powiedzieć o lakierkach Ciela. Według blondynki źle zgrywały się one z jeansami, więc zasugerowała także odwiedzenie sklepu z butami.
- Tak to jest, jak przechadzasz się z damą po sklepach - jęknął żałośnie, po czym pokręcił przecząco głową, wypowiadając przy tym parę razy jej imię. - Nie wiadomo, ile tu jeszcze będziemy, a chodzenie bez celu po mieście byłoby monotonne. Na dziś polecałbym sobie odpuścić. Nie warto załatwiać wszystkiego od razu. Chyba że są to papiery do firmy... - udał zamyślenie, spoglądając na budynki dookoła nich.
- A-ale buty... - powiedziała płaczliwym głosem, spoglądając tęskno w stronę najbliższego sklepu z butami.  

Zamiast tego wrócili się do hotelu, aby trochę odetchnąć. Odłożyli przy tym reklamówki, a kiedy blondynka pogodziła się z faktem, że chłopak nie miał ochoty na następne zakupy, spytała się dalszy plan zajęć.
- Nie można tego nazwać planem. Raczej koncepcją. Jeśli już jesteśmy przy tym, mieliśmy pomyśleć o powro-... - urwał, czując na sobie ręce blondynki, która postanowiła przytulić go wtedy od tyłu. Poczuł się lekko niekomfortowo. Jego policzki z minuty na minutę robiły się coraz bardziej czerwone. Chłopak odchrząknął. - A więc, jak już mówiłem... um...

Ciel przez chwilę nie mógł się skupić na tym, co powinien powiedzieć. Zapomniał nawet, jaką informację chciał przekazać swojej narzeczonej. Widząc pąsowe policzki chłopaka, Lizzy przycisnęła go do siebie jeszcze mocniej. Jego onieśmielenie wydało jej się bardzo urocze. Po jakimś czasie puściła ukochanego, dając mu całusa w policzek. Stanęła przed nim, czekając z utęsknieniem na dalsze plany na aktualny dzień. Kiedy ta wpatrywała się w niego swoimi zielonymi oczami, Ciel odwrócił wzrok.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale chciałbym pójść do kościoła... - mruknął cicho, drapiąc się po głowie.
Hrabia zrobił przy tym dość zakłopotaną minę, bo dopiero po chwili zdał sobie sprawę z własnej desperacji. Chciał jedynie wrócić do domu. Nieważne, jaką drogą.
- Co? Do kościoła? - zdziwiła się blondynka, parokrotnie mrugając przy tym oczami.
Nie miała pewności, o co dokładnie mogło chodzić chłopakowi. W zamyśleniu chwyciła rękę swojego narzeczonego i wyprowadziła go z hotelu. Ruszyła w dobrze znanym kierunku. Miała nadzieję, że kościół nadal był w tym samym położeniu, w jakim go zapamiętała. Po drodze dopytywała Ciela, dlaczego wybrał akurat to miejsce.
- Zostaliśmy przeniesieni w noc Halloween, Lizzy. To jasne, że muszą stać za tym jakieś ciemne, tajemne siły - powiedział rzeczowo, po części przyznając się do wiary we wszystkie plotki o ''złym święcie''. Nigdy wcześniej nie myślał o tym w taki sposób. Sytuacja zmieniła jego światopogląd. - Może znajdziemy tam kogoś, kto się na tym zna i... pomoże nam.
W głosie Ciela dało się wyczuć nutę wątpliwości. Zapewne sam nie dawał wiary w to, że ktokolwiek mógłby umieścić ich we właściwych czasach. Swoją wypowiedź zakończył ciężkim westchnięciem. Lizzy przysłuchiwała się uważnie swojemu narzeczonemu. Delikatnie pokiwała głową, przytakując mu. Nie odezwała się do momentu, w którym znaleźli się przed szukanym przez nich budynkiem.
- Słyszysz? Msza - uśmiechnęła się radośnie, pokazując na masywne, kościelne dzwony. - Wejdziemy do środka? - zapytała niepewnie, stojąc przed wielkimi, otwartymi drzwiami kościoła.
- Ostatni raz w kościele byłem chyba na ''pogrzebie'' Sebastiana... - mruknął ponuro, zdając sobie sprawę, że nie pasował do takich miejsc. Swoimi niebieskimi oczami ogarnął wzrokiem Elizabeth. Beznadziejne spojrzenie, które sugerowało, że młody hrabia nie liczył już na nic. - Wchodzimy - dodał stanowczo, unosząc głowę wysoko, aby móc spojrzeć na bijące, czarne dzwony.
- Coś nie tak? - spytała niewinnie, dotykając dłonią jego policzka.
Była bardzo zmartwiona, gdyż nie podobał jej się sposób patrzenia Ciela na świat. Jego spojrzenie było smutne. Wręcz posępne. Może nawet i przerażające... 

Blondynka odchrząknęła i szybko zabrała swoją rękę. Razem z chłopakiem weszła do kościoła, klękając przy wejściu. Rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu wolnego miejsca. Końcowe rzędy nie były dostatecznie zapełnione, więc oboje mogli w miarę wygodnie usiąść. Kiedy Ciel ogarnął wzrokiem wnętrze budynków, zdał sobie sprawę z tego, jak dawno nie był w tego typu miejscu. Widok witraży i martwa cisza wymogły na nim powtarzanie ruchów Lizzy. Jego przyklęknięcie skończyło się żałosnym westchnięciem. Młody hrabia czuł upokarzającą desperację, wynikającą z faktu, że był zakontraktowanym grzesznikiem. Nie miał możliwości wejścia przez bramy nieba. Jak na ironię znalazł się w takim miejscu...  

Zielonooka zauważyła jego nietypowe zachowanie. Czekając na rozpoczęcie mszy, co jakiś czas spoglądała na chłopaka. W końcu położyła mu dłoń na ramieniu, pytając troskliwie, czy coś go trapi. Mogłaby śmiało powiedzieć, że nie wyglądał najlepiej i chyba nawet pobladł, co wprawiło ją w niezłe zakłopotanie oraz niepewność.
- Wszystko w porządku. Po prostu nie chodzę regularnie do kościoła - odparł beznamiętnie i zwiesił głowę.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top