(S01E01) Moje siostry, to czarownice
Kończyłem właśnie esej z historii prawa, dopóki nie weszła moja siostra Piper, która wróciła ze swojej pierwszej w życiu pracy. Pracowała dla miejscowej restauracji Queke
- Philip nie widziałeś Prue?
- Jest w salonie, naprawia żyrandol - odpowiedziałem, podnosząc wzrok znad prawie ukończonego eseju z prawa w szesnastym wieku.
- Czemu ty nie możesz tego zrobić?
- Bo jestem bardzo zajęty pisaniem eseju, a wiesz dobrze, że nie pomijam ważnych informacji i szczegółów, które mogą być niezwykle istotne. Zresztą doskonale pamiętasz, że chcę zostać prokuratorem, więc muszę być dokładny, a nie opieszały. W dodatku to mój ostatni rok w college'u i niedługo mam ważne egzaminy, aby uzyskać licencjat, więc skupiam się na nauce. Więc trudno mi się dziwić, że prawie mam nerwicę z tego powodu. Prawie nie śpię po nocach, bo zakuwam.
- No rozumiem twój cel, ale mógłbyś trochę pomagać w domu przy pracach technicznych - powiedziała pretensjonalnym tonem Piper.
- Dobra zerknę, co tam trzeszczy w tym żyrandolu, gdy napiszę ostatnie zdanie. - nie minęło dużo czasu, gdy... - Gotowe. Drukuj - powiedziałem, gdy skończyłem esej, który przepisałem na komputer z mojego zeszytu. Rozciągnąłem się na fotelu i aż mi kości zatrzeszczały, po czym zszedłem do salonu zerknąć na żyrandol. Po oględzinach żyrandolu, który był u nas od kiedy pamiętam, stwierdziłem, że:
- Nie jestem elektrykiem, więc po cholerę się tym zajmuję, ale prawdopodobnie cała instalacja nadaje się do wymiany.
- Możesz tyle nie przeklinać? - spytała się moja najstarsza siostra Prue.
- To nie ciebie kopnął prąd - powiedziałem, schodząc z drabiny. Gdy tylko stanąłem jedną stopą na podłodze, niespodziewanie prąd wysiadł w domu i chyba też w najbliższej okolicy, bo przez burzę latarnie pogasły i nic nie było widać. 'Ciemno tu jak w grobie'. Pomyślałem, świecąc latarką przyniesioną mi przez Prue, by wymienić korki w piwnicy. Gdy próbowałem to zrobić, prawie zostałem porażony prądem, ale udało mi się wymienić korki. Przyznaję, jestem świetnym "elektrykiem" i jak burza przejdzie wezwę fachowca, bo prąd mnie po prostu nie lubi. Co to jest? - gdy tylko zszedłem i odniosłem drabinę, zauważyłem planszę spirytystyczną. Zaniosłem ją do salonu, gdzie siostry dalej się kłóciły.
- To prezent od mamy "Dla moich trzech wspaniałych dziewczynek, niech światło da wam moc do pokonania cieni. "Niech moc trzech uwolni was wnet". Jak byliśmy mali, próbowaliśmy rozwiązać zagadkę tych kilku zdań. Ty tylko trochę w tym pomagałeś.
- Znalazłam ją razem ze szkatułą "Dla mojego jedynego syna" w piwnicy, gdy znowu wywaliło korki - powiedziała Piper. Z ciekawości otworzyłem drewnianą szkatułę, by zbadać jej zawartość. Było tam tylko parę rzeczy, ale zbadam jej zawartość potem, kiedy prąd zacznie normalnie działać. Ale upewnię się, czy nic nie przecieka, bo wtedy parę tysięcy pójdzie na remont domu. Zwłaszcza że to stary dom i czasami coś się psuje. Gdy już się upewniłem, że nic nie cieknie, poszedłem do salonu. Tam zastałem moje siostry, które rozmawiały o Phoebe, która wyjechała kilka miesięcy temu do Nowego Jorku.
- Phoebe zna się na kluczach - powiedziała Piper.
- Phoebe mieszka w Nowym Jorku - odparła Prue.
- Już nie - powiedziała po chwili Piper.
- Słucham?! - zdziwiła się starsza z moich sióstr. Też byłem zdziwiony, ale jako młodszy brat raczej nie chciałem się mieszać do ich kłótni, z drugiej strony, to moja bliźniaczka, więc wypadało się wtrącić. Byłem już między salonem a przedpokojem, gdy usłyszałem odpowiedź:
- Wyjechała. Wprowadzi się do nas - odparła Piper.
- Chyba żartujesz? - spytaliśmy jednocześnie z Prue. Mój ton głosu był przeciwny do tonu głosu Prue. Prue była tym faktem zaskoczona i jednocześnie wściekła, a ja byłem zachwycony.
- Nie mogłam odmówić. To również jej dom.
- Prue, Piper ma rację. Ten dom należy do naszej rodziny od pokoleń i nie możemy go sprzedać - odparłem.
- Trzymasz ich stronę? - nie dowierzała Prue.
- Jest w końcu nie tylko moją bliźniaczką, ale też siostrą, jak wy - wyjaśniłem.
- Nie rozmawiałyśmy z nią od miesięcy - powiedziała do nas.
- Ty z nią nie rozmawiałaś - odparła Piper.
- Zapomnieliście, dlaczego jestem na nią zła?
- Skądże, ale ona nie ma się gdzie podziać. Straciła pracę i ma długi.
- Jak zwykle - poprzez ich kłótnię usłyszałem, jak ktoś dobija się do drzwi, ale dziewczyny najwyraźniej tego nie usłyszały, dalej się kłócąc o Pheobe.
- Właściwie, Piper, od kiedy o tym wiesz? - spytałem.
- Właśnie, od kiedy o tym wiesz? - poparła mnie Prue.
- Od kilku dni... Od tygodnia, może dwóch - odpowiedziała.
- Kogo tam niesie? - spytałem się sióstr, ale one dalej nie zwracały na nic uwagi. Podszedłem do drzwi i na wszelki wypadek wziąłem gaz pieprzowy. Chwyciłem za klamkę w momencie, gdy Prue zapytała:
- Dzięki, że mnie uprzedziłaś. Kiedy przyjedzie? - Otworzyłem drzwi i w progu zastałem Phoebe przemoczoną do suchej nitki oraz z walizką w ręku.
- Niespodzianka! - Prue zamknęła na chwilę oczy, by się uspokoić.
- Och, Phoebe, ależ ty mokra, wejdź. Na, ile się zadłużyłaś? - spytałem się jej prosto z mostu, bo uznałem, że nie warto się cackać. Może i bywam czasami zbyt ostry w stosunku do niej, ale od kiedy pracuję jako barman w klubie ze striptizem, będąc jednocześnie informatorem policyjnym w sprawie narkotyków w klubie, muszę zachować szczególną ostrożność, żeby nie narazić moich sióstr na niebezpieczeństwo. W końcu to mafia i za nic w świecie nie chcę ich stracić.
- Już słyszałeś? Na trzy tysiące. Czy mógłbyś zanieść moją walizkę do mojego pokoju?
- Witaj w domu, Phoebe - powiedziała Piper i ją uściskała. Rozległ się dźwięk klaksonu taksówki.
- Zapomniałam o taksówce - powiedziała najmłodsza kobieta.
- Ja zapłacę - powiedziała Piper i wzięła po drodze torebkę Prue.
- To moja torebka! - powiedziała najstarsza siostra.
- Zwrócę ci pieniądze - powiedziała Pheobe do Prue.
- To wszystko, co przywiozłaś? - spytała z sarkazmem Prue, patrząc na walizkę.
- To cały mój dobytek, mam jeszcze rower.
- Co się stało z resztą twoich rzeczy? - spytałem, pchany instynktem prokuratora. Pheobe nie odpowiedziała, ale domyśliłem się, że musiała sprzedać, by tu przyjechać, bo nawet na taksówkę nie było jej stać.
- Philip, zanieś, proszę rzeczy siostry do jej pokoju - poprosiła mnie Prue, sztyletując wzrokiem najmłodszą siostrę. Przez chwilę stałem, patrząc to na jedną, to na drugą, po czym powiedziałem na odchodnym:
- Tylko się nie pozabijajcie - i skierowałem się na górę. Będąc w połowie drogi, natknąłem się na Piper. Miała coś powiedzieć, gdy usłyszeliśmy ich wymianę zdań. Dałem jej znak, by była cicho, bo chciałem posłuchać.
- Wiem, że mnie nie chcesz, ale...
- Nie sprzedamy domu babci.
- Myślisz, że dlatego wróciłam?
- Zamieszkaliśmy tutaj, bo dom jest w naszej rodzinie od pokoleń.
- Nie pouczaj mnie. Ja też tu dorastałam. Możemy pogadać o tym, co cię boli?
- Nie. Nadal jestem na ciebie wściekła.
- Wolisz nudne gadki-szmatki o niczym?
- Nie, ale w przeciwnym razie w ogóle nie będziemy gadać.
- Nie tknęłam Rogera - Prue zmrużyła oczy, ale Pheobe kontynuowała - Nie wierzysz mi, bo ten nadziany bubek w ciuchach od Armaniego nagadał ci bzdur... - już miałem się wtrącić, gdy Piper postanowiła się jednak wtrącić.
- Hej! Zrobię rodzinną kolację - powiedziała Piper z wymuszonym uśmiechem.
- Nie jestem głodna - powiedziała zimno Prue, patrząc złowrogo na Pheobe.
- Jadłam w autobusie - powiedziała równie zimno Pheobe. Zachichotałem i poszedłem do pokoju swojej bliźniaczki, by zanieść jej bagaże. Gdy to zrobiłem, zajrzałem do kuchni, by zrobić sobie jedzenie do pracy, bo w dniu gdy Phoebe przyjechała do naszego domu, musiałem jechać do akurat roboty.
~~*~~
W klubie jak zwykle obserwowałem ludzi, którzy bardziej byli zajęci chęcią obmacywania striptizerek niż piciem, ale obowiązywała żelazna zasada "Gapić się możesz, ale łapy przy sobie". Szef nawet wywiesił taką tabliczkę przy drzwiach wejściowych. Oczywiście też byli ci "kozacy", którzy mieli za nic zasady obowiązujące i chcieli macać dziewczyny, ale ochrona szybko ugasiła ich chęci pokazania, jakim jest się chojrakiem.
- Co podać? - spytałem uprzejmie dość dobrze zbudowanego mężczyzny z tatuażami, który usiadł przy barze.
- Whisky z lodem. Zostaw całą butelkę - Zrealizowawszy zamówienie mężczyzny, który wyglądał, jak jakiś żołnierz mafii obserwowałem go dalej, bo zachowywał się podejrzanie i najwyraźniej na kogoś czekał. 'Być może ma coś wspólnego z narkotykami.' Sprawdziłem pojemnik na lód i zauważyłem, że się skończył. Poszedłem więc na zaplecze uzupełnić zapasy. Gdy to zrobiłem i już miałem wracać do baru, gdy usłyszałem, jak mężczyzna którego obsługiwałem, kłóci się z moim szefem o pieniądze z dostawy. Dobrze, że Andy wyposażył mnie w dyktafon, więc mogę nagrać całą ich "rozmowę".
- Kasa miała być na wczoraj, miałeś na to czas, a "Viper" nie lubi czekać.
- Mówiłem mu, że na jutro będzie.
- "Viper" to nie jest Albańczyk, żeby kasę dla niego zbierać. Przyniesiesz pieniądze w zębach za ostatnią partię towaru i grzecznie przeprosisz, że musiał czekać. Masz na to tydzień. Jako przypomnienie o terminie spłaty - nagle usłyszałem huk wystrzału i upadek mojego szefa.
- Durniu! Strzeliłeś mi w kolano!
- Żebyś pamiętał co cię czeka jeśli nie oddasz w terminie - 'W końcu Andy przekaże jakiś konkretny dowód w sprawie narkotyków. Jak będzie u nas w domu, to mu dyskretnie przekażę, ewentualnie jak go gdzieś spotkam'. Gdy upewniłem się, że faceta w tatuażach nie ma, podbiegłem do szefa.
- W porządku, Matt? - spytałem.
- Jak ma być w porządku, skoro ten dureń mnie postrzelili?! Szybko wyjmij mi kulę!
- Ale nie jestem lekarzem i na tym się zupełnie nie znam. Co najwyżej mogę odkazić ranę alkoholem, ale gdy wyjmę pocisk, to jest prawdopodobieństwo krwotoku i śmierci z braku krwi - Przerażony tym faktem mój pracodawca szybko zadecydował, bym to jednak go zawiózł. Wyszedłem za zaplecza, by szybko zawieźć mojego szefa do szpitala, aby nie budzić podejrzeń, że jestem informatorem i być może gdy będzie w szpitalu, uda się go nakłonić na współpracę z policją. Być może gdy powie wszystko to obejmą go programem ochrony świadków.
- Zawieź mnie do szpitala teraz! - powiedział spanikowany szybkim tonem.
- Dobrze, ale najpierw zdezynfekuje ranę - Odkażając ranę alkoholem, szybko odciąłem kawałek spodni Matta nożyczkami, aby mieć prowizoryczny bandaż. Gdy go zaniosłem do samochodu, a zajęło mi trochę ze względu na jego posturę, to oczywiście za jego zgodą wziąłem kluczyki od luksusowego porsche szefa. I w ten sposób pojechałem z nim do szpitala.
Dotarliśmy na miejsce w ekspresowym tempie. Wezwałem pielęgniarkę dyżurującą, a ta wezwała lekarzy i swoje koleżanki. Gdy upewniłem się, że się zajmą Mattem, zadzwoniłem do Andy'ego byłego chłopaka Prue, który jest policjantem, a dokładniej inspektorem. Gdy przyjechał to szybko i dyskretnie przekazałem mu nagranie.
- Dzięki. Nawet nie wiesz, ile to znaczy dla sprawy. Razem z poprzednimi nagraniami, które zgromadziłeś i mi przekazałeś, są to konkretne dowody - powiedział Andy, gdy odsłuchał nagranie rozmowy mojego szefa z posłańcem od "Vipera".
- Doskonale wiesz, że dbam o to, aby dowód był niepowtarzalny i nie do sfałszowania. Żeby w końcu to świństwo, które niszczy życie ludziom, zniknęło. Nieraz niestety widziałem, jak klienci wciągają kreskę a klub, w którym pracuję ma dość liberalną politykę dotyczącą narkotyków. "Dopóki nic nie odpierdalasz, możesz przebywać na terenie obiektu" - powiedziałam z jadem w głosie, zakreślając palcami cudzysłów w powietrzu.
- Jak się czuje twój szef? - spytał Andy, parskając śmiechem na zdanie, które powiedziałem.
- A jak ma się czuć? Został postrzelony w kolano i jeśli wszystko pójdzie dobrze, to nie zostanie inwalidą. Na razie czeka na zabieg usunięcia pocisku. Wyglądało to groźne i była krwawa jatka. Facet był nieźle wkurzony, że nie dostał pieniędzy za ostatni towar - Andy uśmiechnął się współczująco.
- No dobrze, myślę, że na razie to wszystko. Jest dość późno - powiedział, patrząc na zegarek, który wskazywał dwudziestą drugą czterdzieści pięć - Wracaj do domu, żeby siostry się o ciebie nie martwiły i zmień koszulę, jest cała we krwi. Jeśli tego nie zrobisz, Prue mnie zamorduje.
- Przyjść na pogrzeb? - zapytałem żartobliwie. Minęły dwie sekundy, zanim obaj parsknęliśmy śmiechem - Będziesz musiał w końcu powiedzieć Prue o swojej byłej żonie - cała wesołość u Andy'ego zgasła i westchnął.
- Tak, wiem, ale nie mam kiedy tego zrobić - Po wymianie tych zdań wymieniliśmy uściski dłoni i się pożegnaliśmy.
Złapałem taksówkę i powiedziałem kierowcy, żeby zawiózł mnie do baru, bo zostawiłem tam swój samochód. Taksówkarz patrzył sugestywnie na mój ubiór, po czym spytał:
- Czy wszystko z panem w porządku? - spytał, pokazując na plamy krwi.
- To sok z buraka nic poważnego. Proszę mnie zawieźć do lokalu "Lux" - Po dojechaniu na miejsce zapłaciłem taksówkarzowi i wszedłem do środka, gdyż lokal nie był przez ten czas zamknięty. Sam ogarnąłem cały lokal od parteru po piwnicę z trunkami.
Wybijała już północ, gdy nagle coś mnie powaliło i zrobiło mi się niedobrze. Rzuciłem się do toalety, by zwrócić, to co miałem w żołądku. Gdy wymioty się skończy i oczyściłem usta wodą, spytałem w przestrzeń.
- Co to, do jasnej kurwy nędzy było?! - Po ogarnięciu się wróciłem do sprzątania.
Zamykając lokal o trzeciej trzydzieści, wsiadłem do swojej fury i pojechałem do domu. Po drodze zastanawiałem się, czemu było mi tak niedobrze do takiego stopnia, że wywaliłoby mi żołądek na zewnątrz. Po drodze zauważyłem uliczne prostytutki, które zapewne wracały z pracy do domu. Nie chcąc z nimi rozmawiać, przyspieszyłem, starając się nie łamać przepisów i rozglądać się czy nie ma patrolu policji. Na całe szczęście nikogo nie było z psiarskich służb mogłem więc spokojnie dojechać do domu.
Gdy stanąłem przed drzwiami domu, zdałem sobie sprawę, że nadal nie zmieniłem koszuli. Pomyślałem: 'Nie mogę tak się pokazać siostrom! Jeszcze pomyślą, że to moja krew, zwłaszcza że po San Francisco grasuje psycho- maniak'. Postanowiłem wejść tylnymi drzwiami prowadzącymi do kuchni. Nie zrobiłem czterech kroków gdy usłyszałem przeraźliwy pisk Piper. Natychmiast zakryłem jej usta, by nie zdradzać, że tu jestem.
- Spokojnie to nie moja krew! Dwoma słowami krwawa jatka. Mnie nic nie jest, tylko musiałem szefa zawieźć do szpitala to tylko i wyłącznie jego krew - Po tych słowach Piper odetchnęła i kazała mi się przebrać, zanim zobaczą mnie w tej koszuli reszta moich sióstr. Szczególnie Prue dostałaby prowizorycznego zawału.
Byłem już przy schodach i miałem iść na górę się przebrać i spalić tę koszulę, bo Phoebe by się dopytywała. Wychodząc ze swojego pokoju, zauważyłem dziwne zachowanie mojej bliźniaczki. Otóż siedziała ona w salonie i czytała bardzo dziwną księgę, której na oczy nigdy nie widziałem. Podszedłem do niej i zajrzałem jej przez ramię. Wczytując się w treść, nie bardzo rozumiałem, o co w niej chodzi. Były w niej opisy demonów, takich stworów jak Banshee, które swoim krzykiem może zabić lub zmieniając emocjonalnie zdezorientowane czarownice w nowe Banshee, były opisy czarnoksiężników i ich demoniczne imiona, przepisy na eliksiry i zaklęcia.
- Phoebe, co to jest? - spytałem sceptycznie. Phoebe aż podskoczyła, bo myślała, że wszyscy śpią, a w międzyczasie zatrzasnęła księgę z hukiem - Nie wiem, kto to pisał, ale musiał być nieźle naćpany. Bez obrazy dla autora tej księgi - powiedziałem.
- To Księga Cieni napisana przez naszą antenatek Melindę Warren, która była czarownicą. A my jesteśmy jej potomkiniami, co czyni nas czarownicami.
- Moje siostry to czarownice, prędzej króliki zaczną latać. Dopóki nie zobaczę dowodów, nie uwierzę.
~~*~~
Następnego dnia koło południa, gdy się wyspałem, wydarzenia z poprzedniego wieczoru powróciły, jak grom z jasnego nieba. Było do przewidzenia, że klub będzie zamknięty i będę miał wolne, miałem więc okazję zobaczyć co jest w szkatule przeznaczonej dla mnie. W szkatule znajdował się medalion, parę zdjęć mnie z matką, jeden list i książka. Najpierw obejrzałem zdjęcia, potem przyjrzałem się medalionowi. Był to srebrny smok z pięcioma sercami. Trzy zwisały ze smoka w dół i miały kolor czystego błękitu. Czwarte było czarne i znajdowało się u nasady ogona smoka, a piąte było największe i było koloru szafirowego. Smok usadowił się na nim. Wszystkie serca zdawały się lśnić własnym blaskiem. Założyłem go i przyjrzałem się mu w lustrze, stojącym w łazience, jednak ledwo go założyłem, a zawirowało mi w głowie i zamiast do lustra pognałem do klozetu, po raz drugi w ciągu dwunastu godzin zwracając to, co miałem w żołądku.
- Philip, czy wszystko w porządku? - zawołał głos spoza drzwi.
- Nie, nic, Piper! Nic mi nie jest! - odkrzyknąłem. Gdy w końcu doprowadziłem się do porządku, wróciłem do swojego pokoju i z nieco lepszym humorem zasiadłem do listu od matki. Gdy tylko otworzyłem zawartość koperty zaczeły się pojawiać słowa odręcznego pisma mojej matki jakby to ona mówiła. Treść brzmiała następująco:
Mój kochany synku, jesteś jedynym mężczyzną po swoim ojcu, któremu mogę zaufać, by chronił twoje siostry.
Miej proszę otwarty umysł na to co ci powiem, bo to bardzo ważne i zmieni wasze dotychczasowe życie.
Wywodzicie się z potężnego rodu Melindy Warren, która posiadała nadprzyrodzone moce. Nasza antenatka była czarownicą, więc i twoje siostry, jak i my byłyśmy czarownicami. Ty, jako jedyny mężczyzna w rodzie nie posiadasz mocy. Dlatego wraz z waszą babką, a moją matką odnalazłyśmy starożytny medalion smoka, który może obdarować tego, kto go nosi magicznymi umiejętnościami, które posiadał w poprzednim wcieleniu. Nie wiem, jakie posiądziesz, ani jakie moce posiadał twój poprzednik, ale wiedz, że możesz dzięki niemu chronić swoje siostry. Zawsze analizuj każdą sprawę związaną z demonami i czarownikami, bo mogą wam to ocalić życie. Nikt poza wami i duchami światłości nie może wiedzieć, że macie moce i każdy, kto się o tym dowie, znajdzie się w wielkim niebezpieczeństwie.
Medalion, który ci dałam, sprawi, że możesz stwarzać własne zaklęcia i eliksiry. Za to Księga Cieni dam wam informacje o naszych wrogach.
Uważaj, proszę na swoje siostry, szczególnie na Pheobe.
Wasza matka
Patrice Halliwell.
Ps. Książka którą dołączyłam posiada magiczne właściwości podobne do wizji. Wystarczy że ją otworzysz i pomyślisz o danej sytuacji. Pamiętaj jednak o zasadzie magii wikańskiej " Możesz robić wszystko nie szkodząc innym ".
Ps 2. Na strychu są zapasowe składniki do eliksirów i dla ciebie jest schowana szabla micha która w rękach każdego męskiego Halliwella ma wielką moc.
Po trzykrotnym przeczytaniu listu od matki nie mogłem uwierzyć, że jednak posiadam moce a moje siostry to czarownice. Zresztą pismo matki wyglądało na autentyczne niemożliwe do podrobienia.
Po dłuższym rozmyślaniu postanowiłem pokazać ten list siostrom. Może mając autentyczne dowody, uwierzą w to. Co prawda sam byłem sceptyczny, ale mając nie do podważenia dowody, uwierzyłem, że to jest prawda. Poszedłem więc na dół, mając nadzieję, że zastanę tam moje siostry, ale znalazłem tylko Piper.
- Piper zobacz, co znalazłem - powiedziałem, podając jej list od naszej matki. Starsza kobieta gdy tylko zobaczyła pismo matki, aż rozdziawiła usta z wrażenia, a po przeczytaniu była w totalnym szoku. Po chwili się otrząsnęła i zaprowadziła mnie na strych, a tam stanęła przed podkładką, gdzie leżała księga, którą miała poprzednio Pheobe. Pogrzebała trochę, aż natrafiła na identyczny medalion, który miałem na szyi. Oboje stanęliśmy przed nią i przeczytaliśmy opis:
Serce smoka
Jest to medalion, który posiadał w czasach średniowiecza sam Merlin. Stworzył go z ostatniego tchnienia życia smoka, który był ostatnim w swoim gatunku i swojej magii. Posiada on moc dawania moc śmiertelnym o czystej duszy i sercu. Medalion ten przechodził z rąk do rąk, aż znalazł się w rękach Melindy Warren, która zaklęła go tak, by mógł go nosić tylko mężczyzna z jej rodu. Dla kobiet był on zwykłą ozdobą i nie dawały żadnej dodatkowej mocy.
Trzy mniejsze serca obok siebie oznaczają żeńską część rodu Warren, a największe tego, kto go nosi. Najmniejsze zaś daje znać o osobie noszącej, że ktoś czyha na życie rodu Warren bez względu na płeć. Świecące oczy smoka oznaczają, że ktoś podróżuje w czasie. Sam smok też może się poruszać z różnych powodów.
Moce mogą się objawiać w różnej postaci.
- Niezwykłe - stwierdziłem. Jak to powiedziałem, najmniejsze czarne serce zaczęło lekko wibrować. Te wibracje były odczuwalne tylko dla mnie i odniosłem dziwne przeczucie, że Jeremy, chłopak Piper, coś ukrywa.
- Miałam cię poinformować, że Prue pojechała do szpitala.
- Co się stało?
- Phoebe miała mały wypadek na rowerze.
- Jak do tego doszło?
- Uratowała życie nastoletnim chłopcom i sama trochę ucierpiała.
- Ale nic poważnego się nie stało?
- Nie. Przepraszam cię, ale muszę iść do restauracji, bo mam rozmowę - i wyszła, zostawiając mnie samego. Przeglądałem księgę, chodząc po całym domu. Cała Pheobe, zostawia rzeczy na wierzchu, by każdy miał do nich dostęp. Z tego, co mi opowiadała, wynika, że wszystkie trzy posiadają moce dziedziczone od swoich matek i babek. Najwyraźniej jestem wyjątkiem od reguły. Rozglądałem się w koło. Nic się nie zmieniło. Wszystko stało na swoim miejscu. Przechodząc obok komody, spojrzałem na zdjęcie sióstr, które pół roku temu robiła im babcia Penny. Strasznie się wtedy kłóciły. Zwróciłem uwagę na pewien fakt, że teraz stały blisko siebie, a pamiętałem, że stały nieco dalej od siebie. Tak, tylko to się zmieniło. One musiały otrzymać moce, tylko jakie dostały? Przeglądając księgę, w zamyśleniu dowiedziałem się, że kobiety z rodu Warren dostawały jeden z trzech darów. Z tego, co mi mówiła Pheobe, Melinda umiała zatrzymywać czas, przewidywać przyszłość i widzieć przeszłość oraz potrafiła poruszać dowolnym przedmiotem, czyli telekineza. Przydatne umiejętności.
Czytając księgę, nie zwóciłem uwagi na biegnący czas. Zanim się obejrzałem, wróciły Pheobe i Prue.
- Widzę, że czytasz ciekawą lekturę - zaśmiała się Pheobe.
- Przezabawne, Phibs. Byłem tylko ciekawy, co tu jest napisane, w końcu to jest nasze dziedzictwo - odparłem, odkładając Księgę Cieni na podstawkę. Spojrzałem na nie, po czym spytałem: - To, jakie macie moce? - obie spojrzały na mnie zaskoczone, ale odpowiedziały:
- Ja posiadam moc telekinezy - odparła Prue.
- Ja mogę przewidywać przyszłość - powiedziała druga siostra.
- Więc Piper może zatrzymywać czas - dodałem.
- Właśnie, gdzie jest Piper? - spytała Pheobe.
- Poszła do restauracji i... - urwała, bo głos trzeciej siostry dobiegł od drzwi:
- Prue!...
- Piper, co się stało? - spytałem razem z Prue.
- Zamknijcie drzwi i okna! Nie ma czasu do stracenia! Czy w Księdze Cieni jest napisane jak się pozbyć...
- Czarownika? - dopytaliśmy razem z Pheobe.
- A ty skąd wiesz? - spytała Prue mnie.
- To przez ten medalion - wskazałem na czarne serce po mojej prawej - Dał mi znać, że chodzi o Jeremy'ego. To on jest czarownikiem.
- Tak, zgadza się - potwierdziła Piper.
- Szybko, dziewczyny musimy pozamykać wszystkie drzwi i okna - oświadczyłem.
- Ja poszukam zaklęcia - dodała Pheobe.
- Nie lepiej wezwać gliny? - spytała Prue.
- Powiesz im, że jesteśmy czarownicami i jakiś świr chce nas zabić? Zresztą policjanci nie mają szans z Jeremym, a my będziemy następni - oświadczyła Piper.
- Znalazłam. To nasza jedyna nadzieja - powiedziała Pheobe, schodząc ze schodów. We czworo weszliśmy na strych i przygotowaliśmy odpowiednie rzeczy, takie jak dziewięć świec namaszczone olejkami, które ułożyliśmy w kręgu wokół nas. Pheobe znalazła nawet świeczkę urodzinową babci, bo jednej brakowało. Potem Piper wyjęła glinianą kukiełkę i różę, mówiąc, by wzmocnić urok. To było nieprawdopodobne, widząc ich pierwszy urok. Piper wypowiedziała zaklęcie, wbijając jednocześnie kolec róży w kukiełkę. Z garnka wydobył się dym, a potem rozległa się mała eksplozja. Wyczułem, poprzez czarne prawe serce, że Jeremy obrywa kolcami, czułem jego ból. Już się zbieraliśmy, gdy Pheobe powiedziała:
- Czekajcie, nie zadziałało! Zaklęcie nie podziałało! - Usłyszałem, jak mężczyzna robi hałas na zewnątrz, gdzie zmierzały moje siostry i wkrótce potem ujrzałem oblicze byłego narzeczonego Piper. Był on cały pokryty kolcami cierni i krwawił.
- Phoebe, Piper idźcie na górę, my spróbujemy go powstrzymać! - krzyknęła Prue. Zobaczyłem, jak mruży oczy i próbuje nim rzucić o ścianę. Jednak się nie udało i kazałem Prue dołączyć do sióstr. W tym samym czasie gdy Prue wbiegła po schodach, wyjąłem athamę, które miałem przy sobie, bo czarnoksiężnik upuścił je gdy próbowałem nim cisnąć, pamiętając chwyty karate. Jednak mi się nie udało i cisnął mną przez cały korytarz i na chwilę byłem zdezorientowany. Gdy się otrząsnąłem, pobiegłem sprintem na górę i zdążyłem zobaczyć, jak Jeremy wyważa drzwi.
- Nie powstrzymacie mnie, głupie! Moja moc jest silniejsza, większa od waszej! - zabarykadowaliśmy drzwi, ale to nic nie dało, bo zaczęły się poruszać - Chyba nie sądzicie, że krzesło mnie zatrzyma! Albo toaletka!? Już wiecie, czarownice?! Jestem niepokonany!
- I co robimy? - spytała Piper zaraz przed tym jak zdezintegrował drzwi.
- Stawimy mu czoło! Pamiętacie deskę do wywoływania duchów?
- Napis z tyłu "Moc trzech uwolni nas wnet" - powiedziała Piper, jak to usłyszałem, w mojej ręce pojawiła się szabla, a w międzyczasie Jeremy rzucił podmuchem ognia, tworząc mały krąg wokół moich sióstr. Byłem przerażony, widząc ich w sytuacji rodem z horroru, bałem się o nie. Miałem się zamachnąć, ale siostry wypowiadały te same słowa:
- Moc trzech uwolni nas wnet! Moc trzech uwolni nas wnet! - Na te słowa Jeremy się zaśmiał i odezwał się, kierując wzrok na mnie.
- Chciałeś mnie załatwić kawałkiem drewna? - zakpił i miał zamiar cisnąć we mnie kolejnym podmuchem ognia, ale mój medalion mnie ochronił i kompletnie nic nie poczułem. Wyrzuciło mnie na korytarz. Zdążyłem usłyszeć, jak czarownik powiedział - Nie jestem jedyny! Jestem jednym z milionów! Jesteśmy w miejscach, których nawet wam się nie śniło, w które nie wierzycie! Mamy kształty, w które nie wierzycie! Jesteśmy piekłem na tej ziemi! Nigdy nie będziecie bezpieczne i nigdy nie będziecie wolne! - Po ostatnim zdaniu dosłownie eksplodował. Na kilka sekund zapadła cisza i jednocześnie z siostrami powiedzieliśmy:
- Moc trzech czarownic.
~~*~~
Po pokonaniu Jeremy'ego zawarliśmy układ: nikt nie musi wiedzieć, że mamy moce, a konkretnie moje siostry i postanowiliśmy chronić siebie. Zawarliśmy nawzajem tak zwaną przysięgę krwi.
W międzyczasie Andy podjechał do nas swoim samochodem, kiedy Prue odbierała gazetę. Stojąc przy oknie w swoim pokoju i popijałem kawę, przyglądałem się im w milczeniu. Odniosłem wrażenie, że mój przyjaciel chce zaprosić moją siostrę na randkę. Gdy Prue kierowała się do drzwi frontowych, dostrzegłem Phoebe i Piper zamieniły kilka słów, po czym weszły do domu.
A to dopiero początek naszych przygód.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top