I
Jestem... oficjalną ofiarą Hydry. Polują na mnie już od dzieciństwa, jednak teraz nagonka wzrosła. Chcą mnie dostać za wszelką cenę. Głównie wysyłają po mnie Jamesa Buckiego Buchanana, znanego jako Zimowy Żołnierz. Ale przecież role mogą się odwrócić. To ja zacznę polować na nich. Bo najlepszą obroną jest atak, czyż nie? Jako najlepsza hakerka z ponad przeciętnymi zdolnościami, jestem w stanie ukryć się przed nimi stojąc na przeciw całej ich drużyny. Swoje umiejętności doszkalałam od czasu utraty własnej matki. W miejscu, do którego się udałam, nauczyłam się czegoś,co teraz ratuje mi tyłek i jestem w stanie zrobić wszystko, dzięki temu. Jestem hakerką, nazywaną przez Hydrę – Hakerską Boginią. Jest to powód, dla którego mnie ścigają. Dzięki moim umiejętnościom, jestem niewykrywalna.
Moje schronienie naszpikowane jest technologią. Kilka ekranów, na których jest wyświetlane wszystko, począwszy od monitoringu otoczenia, przez nowe wiadomości, skończywszy na monitoringu baz Hydry jak i Avengers. Panuję dosłownie nad wszystkim, co dzieje się w Ameryce, jak i poza nią. Kilka stacji radiowych, dzięki którym podsłuchuję wroga. Mam swój własny system, do którego nikt nie jest w stanie się włamać, gdyż nikt nie ma o nim pojęcia. Szeregi zabezpieczeń, kamer, haseł oraz sposobów dostępu, pozwalają mi na ukrycie się w cieniu, bez potrzeby siedzenia w domu i nieopuszczania go. Z wyprzedzeniem, potrafię określić, kiedy będzie kolejny nalot Hydry na dany teren. Jednak to nie tak, że jestem nieomylna. Każdy popełnia jakiś błąd, a ja przeczuwam jego nadejście. Moja intuicja lekko drga, dając mi sygnał niebezpieczeństwa. Potrafię wykorzystać swoje zdolności do pomocy stronie dobrej. Aczkolwiek nie wiem czyja strona jest dobra. Każdy patrzy z innej perspektywy. Ja pozostaję neutralna jak na ten moment. Mogłabym ratować dzięki temu świat. Ale po co? Czy ktoś zainteresował się małą dziewczynką uciekającą przed oprawcą? Zwrócił uwagę na bezdomną, żebrzącą na przedmieściach nastolatkę? Zainteresował się przyczyną śmierci kobiety? Nie. W takim razie, dlaczego ja mam interesować się losem innych? Ratować im skórę, gdy sami nie stanęliby w obronie słabszego od siebie? Ludzie zdolni są tylko do wyrządzania komuś krzywdy, ale odeprzeć zła nie ma kto. Czekają tylko na jakiegoś bęcwała, który myśli, że jak uratuje raz czy dwa komuś tyłek, to obsypią go laurem. Otóż nie. Jeszcze będą wytykać mu co zrobił źle, kogo zabił przypadkiem, co rozwalił przy okazji. Tyle dostaje człowiek, po swoim małym poświęceniu. A głupi człowiek dalej ratuje. Och ta szlachetność człowieka, który nie chce nic w zamian za pomoc. Dobre sobie, każdy tak mówi, jednak w głowie ma co innego. Tak działa psychika istoty nazywanej człowiekiem.
Na ekranie jednego z monitorów wyskoczyło zawiadomienie o wiadomości wysłanej przez członka Hydry do zastrzeżonego numeru. Otworzyłam kliknięciem, jednak treść była sprytnie zakodowana. Może i dla nowicjusza było to trudne do przeskoczenia, jednak dla takiego speca jak ja, była to bułeczka z masełkiem, które tak uwielbiam jeść. Wstukałam w system wymagane polecenia i ukazała mi się rozszyfrowana treść.
,,Jutro o 20 Zimowy Żołnierz ma wkroczyć do akcji Hakerka"
Wstałam i podeszłam do sprzętu namierzającego. Po kolei sprawdzałam każdą bazę wroga, aby zorientować się, gdzie znajduje się wymieniony w wiadomości morderca. Przeszukałam wszystkie bazy w Ameryce, aż trafiłam na tę położoną najbliżej Nowego Jorku.
-Pobawmy się troszkę. - wyszeptałam pod nosem.
Włamałam się do systemu w jakiejś bibliotece w Azerbejdżanie i zalogowałam się tam, dając znak, iż jest tam moje aktualne położenie. Z tamtego miejsca wysłałam ogólnodostępną wiadomość do Hydry: ,,Jestem tutaj, złapcie mnie. ;)" Po czym zostawiłam tam ,,zalogowaną" siebie. Uwielbiam bawić się z nimi w kotka i myszkę. Sprawia mi to przyjemność, kiedy wiem, że nie potrafią mnie znaleźć i łapią się wszystkiego co tylko im udostępnię. Są jak takie naiwniaki, którymi steruję, wodząc ich za nosy.
Wstałam i udałam się do kuchni, aby zaparzyć sobie zielonej herbaty. Rytuał parzenia jest dla mnie niczym modlitwa. Uspokaja mnie, pozwala mi uporządkować myśli oraz cieszyć się chwilą. Następnie picie jej, działa na mnie odprężająco. Daje mi chwilę, podczas której rzeczywistość idzie hen daleko, ustępując miejsca wspomnieniom i marzeniom. Każdy ma jakieś marzenie,. Czy jest to osiągnięcie szczytu kariery, bycie bogatym, sławnym, mieć dom, miłość swojego życia, rodzinę, czy małe cele takie jak czyjś uśmiech, zdrowie czy bycie fit. Moje marzenie jest nierealne do spełnienia. Chciałabym móc przytulić swoja Matkę, porozmawiać z nią, zwrócić jej życie. Innego marzenia nie mam, to jest moja mała mrzonka nad którą potrafię rozmyślać godzinami.
Nagle usłyszałam cichy dźwięk namierzenia. Wstałam gwałtownie od stołu i udałam się do monitorów. Zimowy Żołnierz ruszył do akcji. Tylko dlaczego tak wcześnie? Miało być o 20. Czyżby to jakaś zmyłka dla mnie bądź jakiś ich kod? Zaczęłam szukać informacji na ten temat w ich bazie, jednak nic nie nawinęło mi się na oczy. Zdenerwowana wstałam i zaczęłam uzbrajać się w broń oraz sprzęt potrzebny mi do misji. Mały namierzacz wzięłam do ręki i szybko ewakuowałam się z mieszkania. Wsiadłam na swój motor i ruszyłam w stronę żywej broni wroga. Rozwinęłam prędkość do jak najwyższej, automatycznie wstrzymując działanie kamer, które mijałam. Nie mogłam pojawić się na żadnej z nich, ktoś mógłby wtedy mnie odnaleźć. Nie jest trudne odtworzyć czyjąś trasę mając dostęp do kamer. Robiłam tak zawsze, gdy chciałam odszukać położenie osoby szukanej przeze mnie. Wymijałam samochody slalomem, jazda była lekkomyślna, gdyż wcale nie zwalniałam, a na liczniku widniała piękna liczba 190 km/h. Usłyszałam czyjś krzyk, który zawiadomił mnie o strzelaninie dwie ulicę dalej. Zaparkowałam w ciemnej uliczce i biegiem ruszyłam na miejsce zdarzenia. Ujrzałam tam dwójkę członków Avengers oraz Zimowego. W takim razie nie wyruszył po mnie, a jego celem byli oni. Olałam sprawę i zawróciłam w stronę motoru. Nic tu po mnie stwierdziłam i odjechałam z okolicy.
Po powrocie do domu, zastałam zimną herbatę. Zirytowana wylałam ją do zlewu i zabrałam się za gotowanie sobie kolacji. Pokroiłam warzywa oraz kilka owoców i zmieszałam tworząc sałatkę. Nalałam sobie wody do szklanki i dorzuciłam do niej plasterek cytryny wraz z miętą. Zaopatrzona w jedzenie ruszyłam do komputera, w celu przejrzenia aktualności. W połowie posiłku usłyszałam szelest w kuchni, więc udałam się tam skradając się. Wyszłam i za ścianą spotkałam się z pięknym widokiem. Mianowicie wymierzonym w moim kierunku karabinie. Zamarłam nie wiedząc co robić, naprzeciw mnie stał James Buchanan we własnej osobie.
-Jak mnie znalazłeś? - zapytałam kryjąc niepewność pod hardym tonem. Byłam w jednej ze swoich bocznych kryjówek, ale ją też trudno było znaleźć.
Nic nie mówiąc zrobił dwa kroki w przód a ja cofnęłam się uderzając plecami o ścianę. Nie było jak uciec, znałam jego możliwości. Walka z nim nie miała szans. Spojrzałam na nóż leżący niedaleko mnie. Szybkim ruchem złapałam go i stanęłam w pozycji obronnej. Gotowa rzucić się w jego kierunku, napięłam mięśnie, analizując otoczenie i starając się wykorzystać je na swoją korzyść. Wpatrywał się we mnie zimnym jak lód wzrokiem swoich pięknych szarych oczu.
-Opamiętaj się. - warknęłam – Oni tobą manipulują a ty wykonujesz każde ich rozkazy. Uwolnij się od nich. Pomogę ci. - mój głos łagodniał z każdym słowem.
Starałam się go zagadać, otrzymując tak cenny w tym momencie czas. Każda chwila była dla mnie zbawieniem. Długim susem doskoczyłam do drzwi łazienki, w której zatrzasnęłam się na zameczek. Drzwi zadrżały pod wpływem uderzenia zapewne metalowej pięści. Wyszłam oknem łazienkowym i powoli szłam po krawędzi budynku, w stronę okna w sypialni. Bezszelestnie wsunęłam się do pokoju i podbiegłam do mojego sprzętu awaryjnego. Wrzuciłam do torby laptop, namierzacz, kamerkę oraz mikrofon. Dorzuciłam kilka przydatnych drobiazgów i zasunęłam torbę. Ryzykując, ruszyłam w stronę drzwi. Nie było go przy łazience, więc stanęłam zdezorientowana. Pośpiesznym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia, gdy poczułam solidne uderzenie w potylicę. Upadłam i zamglonym wzrokiem natrafiłam na jego twarz. Jęknęłam łapiąc się za krwawiącą głowę. Starając się powoli wstać, podparłam się o podłogę rękoma i podniosłam się. Jego zaciśnięta bioniczna pięść, szybko ruszyła w stronę mojej skroni. Zrobiłam niezgrabny unik i przeturlałam się w bok. Pięść ponownie obrała tor kończący się na mojej twarzy, mimo to zrobiłam kolejny unik, a dłoń trafiła w podłogę. Zrobił niezłą dziurę.
-W moją podłogę? - zapytałam wściekle – Żarty sobie robisz zmanipulowany zgredzie! - krzyknęłam i kopnęłam go w krocze.
Skulił się, a ja wykorzystując okazję, uciekłam biegnąc niczym Usain Bolt. Wyciągnęłam komórkę i wbiłam polecenia, usuwając wszystko co znajdowało się na sprzęcie w tym mieszkaniu. Zlikwidowałam wszystko: dostęp do mojej sieci, hasła, archiwum, informacje, nawet zdjęcia z jakiś wypadów. Nie zostało tam nic, zniknęło bezpowrotnie. Jednak dla pewności, gdyż ostrożności nigdy za wiele, nacisnęłam mały detonator, który wysadził każdy sprzęt elektroniczny w moim mieszkanku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top