P. III / CZY TY PRZYPADKIEM NIE MASZ GORĄCZKI

Dojechanie na miejsce okazało się być wyjątkowo trudnym zadaniem, zwłaszcza w jednym kawałku. Choć przy kierowcy bluźniącym na każdego, kto ośmielił się go wyprzedzić, choć nie było takich śmiałków zbyt wielu, właściwszym stwierdzeniem byłoby, że to nie tyle trudne zadanie, co raczej kwestia cudu. Noya, który miał tę przyjemność by jechać kiedyś z siostrą Tanaki, na której styl jazdy narzekali wszyscy, którzy przeżyli, uwielbiał porównywać go z jazdą Hiro, przy której Saeko wypadała równie dobrze, co niedzielny kierowca. Chłopak jednak, uwielbiając właśnie taki gwałtowny i dynamiczny styl jazdy nawet nie myślał o narzekaniu. Oderwał na chwilę wzrok od krajobrazu mijanego za oknem i spojrzał na kierowcę, zadając pytanie, które od samego początku weekendu chodziło mu po głowie.

- Hiro, czemu przyjechałeś? - spytał, ściszając na chwilę dudniącą muzykę, w rytm której student stukał palcami w kierownicę.

- Wiem, że miałeś wtedy gorączkę, ale chyba Ci to już tłumaczyłem - zaczął Yoshida z niedowierzaniem w głosie, ale nie przestając się uśmiechać.

- Powiedziałeś, że przyjechałeś bo przegrałem. Ale nie do końca o to pytam. W sensie, nie możesz mi się dziwić, że się dziwię, że przyjechałeś, skoro cała nasza relacja to głównie maile, krótkie wiadomości, kilka rozmów z wideo czy bez i może ze trzy wizyty na krzyż. I na dobrą sprawę poznaliśmy się absolutnym przypadkiem.

- No nie mogę zaprzeczyć żadnej z tych rzeczy - wytknął mu student, gdy Noya zamilkł na dłuższą chwilę. - Poznałem Cię, bo Toyama zaprosił Cię do nas na obiad, gdy przyszedłeś obczaić ogólniaki w Tokio. Czy to jakkolwiek wpływa na naszą relację?

- Na samą relację nie - przyznał Yuu. - Po prostu zastanawiam się, czy przyjechałeś i ciągniesz mnie ze sobą tylko i wyłącznie dlatego, że przyjaźnię się z Twoim młodszym bratem.

- Powiem to tylko raz w życiu i zwalę winę na Twoją chwilową pomeczową depresję, bo to najdurniejsze, co w życiu powiedziałeś Noya - oświadczył chłopak, włączając kierunkowskaz i zmieniając pas w dokładnie tej samej sekundzie, praktycznie zajeżdżając komuś drogę i powodując wypadek. - Czy to, że przyjaźnisz się z Toyamą oznacza, że nie możesz przyjaźnić się ze mną? Co to, ograniczenie do jednego lubianego członka rodziny na osobę? Toyama tylko powiedział mi, że przegraliście. Sama chęć przyjazdu do Ciebie to tylko i wyłącznie mój pomysł. Może i nie widzimy się co dwa dni i nie wpieprzamy razem lunchu w szkole, ale i tak zawsze uważałem Cię za przyjaciela. A przyjaciół się wspiera.

- Masz bardzo szeroką definicję słowa "przyjaciel" Hiro - parsknął Noya, odwracając się w stronę okna żeby student nie zauważył, że chłopak nieco posmutniał.

Prawda jest taka, że choć Yuu miał naprawdę wielu kolegów, miał wybitnie mało przyjaciół. Jasne, ludzie z klubu siatkarskiego mieli własną kategorię, gdzieś pomiędzy "bliskimi kolegami" a "przyjaciółmi", ale na dobrą sprawę Yuu przyjaźnił się raptem z czwórką chłopaków z zespołu, a teraz być może i trójką, patrząc przez pryzmat ostatnich wydarzeń. Była też trójka przyjaciół z różnych tokijskich szkół i Hiro właśnie, przynajmniej w mniemaniu Nishinoyi. Yuu zdawał sobie jednak sprawę z tego, że niekiedy ludzie inaczej postrzegają relacje, jakie są między nimi, więc starał się w tych kwestiach nie narzucać. A to, że wszyscy sądzili, że było inaczej było zasługą jedynie wybuchowego temperamentu i zachowania chłopaka, którego dobrze używał do zamaskowania swoich głębszych uczuć.

Hiro westchnął ciężko, patrząc kątem oka na siedzącego obok chłopaka. Poważnie, gdy pierwszy raz go zobaczył, jak stał na końcu boiska, wyglądał na starszego o kilka lat. Nachmurzony wyraz twarzy i poczucie, że absolutnie się tam nie odnajdzie - te dwie rzeczy biły od niego wyraźniej niż słońce świeci w szczytowym momencie dnia. Ręce schowane w kieszenie bluzy, ogólne zniechęcenie. Pod tą skorupą znajdowało się coś jeszcze i własnie to "coś" dostrzegł w nim Hiro, gdy zobaczył go wtedy tylko i wyłącznie dlatego, że Toyama zapomniał rzeczy na przebranie po treningu i student podjechał żeby mu je podrzucić. Pierwsze wrażenie, jakie Hiro odniósł na temat Noyi było do bólu nieprawdziwe. Wyobcowany, obrażony na świat gówniarz uważający się za lepszy od wszystkich, który po pewnym czasie tak bardzo stracił zainteresowanie rozgrywką odbywającą się obok niego, że odwrócił się do graczy plecami. A jakby tego było mało to zdawał się być cholernie groźnym osobnikiem. To ostatnie zwłaszcza potwierdziło się najbardziej, gdy atakujący spieprzył zagranie i posłał piłkę na aut, centralnie w miejsce, gdzie stał Noya, oczywiście tyłem. Zawodnicy krzyknęli do niego żeby uważał, ale zamarli w bezruchu, gdy chłopak odwrócił się w ułamku sekundy, idealnie przyjął wybitnie ciężkie zagranie i posłał piłkę centralnie do rozgrywającego z taką dokładnością, że piłka praktycznie sama wpadła chłopakowi w ręce. W tym krótkim momencie, który Hiro zdawał się wiecznością, dostrzegł coś niesamowitego pod tą pierwszą warstwą osobowości Noyi. Gdy młodszy skupiał się na piłce, absolutnie tracił poczucie rzeczywistości. Przez tę drobną, trwającą kilka sekund szczelinę, Hiro dostrzegł tak ogromną miłość do siatkówki, że nie potrafił przestać podziwiać tego chłopaka. Dlatego zaprzyjaźnienie się z nim, zwłaszcza, gdy w przyjaźniejszym towarzystwie samego Toyamy, Noya zrobił się jakiś taki bardziej ludzki i żartobliwy, wydawało się niemal naturalną rzeczą.

Student oderwał rękę od kierownicy i sprzedał Noyi kuksańca w żebra, zwracając na siebie ponownie pełną uwagę chłopaka i słysząc w odpowiedzi obrażony, przyciszony krzyk.

- Doskonale wiesz, że tak nie jest. Mieścisz się w całej wielkiej piątce, więc lepiej to doceń - żartobliwie pogroził mu palcem. - Zresztą, przedstawię Cię chłopakom to zrozumiesz, na czym polega różnica. Może jak na własne oczy zobaczysz, jak traktuję kumpli, a przyjaciół, to dotrze do Twojego małego móżdżka, kim jesteś dla mnie.

- Poznam Twoją sławną, niesamowitą drużynę? - spytał uradowany Noya, uśmiechając się szeroko i czując niesamowite ciepło na sercu, uświadamiając sobie, że może rzeczywiście Hiro uważa go za przyjaciela. - Czym sobie zasłużyłem?

- Przecież to też powiedziałem Ci w piątek - zauważył zaskoczony Hiro.

- Nie, oznajmiłeś, że sobie pogram z Tobą i Twoimi kumplami. Myślałem, że chodzi Ci o jakąś grupę randomowych ludzi, z którymi czasem grasz poza uczelnią. Takie dość oczywiste założenie - oznajmił Noya.

- Może rzeczywiście źle się wtedy wyraziłem - przyznał chłopak. - Niemniej jednak, tak, poznasz moją drużynę. Moglibyśmy grać sami, ale to marna przyjemność we dwóch. I niewielka szansa rozwoju dla Ciebie.

- To brzmi prawie tak, jakbyś zamierzał mnie czegoś nauczyć - zauważył Noya, z niedowierzaniem i radością wymalowanymi na jego twarzy.

- Przecież to Ty kiedyś oznajmiłeś, że każdy mecz to nowa nauka - wytknął mu student.

- No tak, po prostu wiesz. Nie spodziewałem się. Znaczy, odrzuciłeś Ushijimę, więc to dość oczywiste, że nie chcesz brać uczniów.

- Nie chcę brać nieodpowiednich uczniów - poprawił go natychmiast Hiro. - Człowiek, który kocha to, co robi, ma o wiele większe możliwości rozwoju, niż robot, któremu chwilowo jest tak po prostu wygodniej. Zresztą, jak już mówiłem, jestem Twoim przyjacielem i znam Cię jak mało kto. I doskonale wiem, że gdzieś tam w głębi czujesz rozczarowanie i gorycz porażki. I że jesteś zły na siebie. Pewnie też bierzesz na siebie winę za przegraną, co jest w ogóle idiotyczne. Na boisku jest Was sześciu, nawet gdybyś Ty spierdolił, a reszta zagrała na odpowiednim poziomie, powinniście byli być w stanie się utrzymać. I ponieważ Cię znam, wiem, czego teraz potrzebujesz najbardziej. Potrzebujesz silnego rywala, z którym będziesz mógł grać. Rozwiniesz się, wyćwiczysz pewne ruchy. Wrócisz pewniejszy siebie na boisko i znów będziesz myślał tylko o podbijaniu świata. A nie obraź się, ale studenci grają na trochę wyższym poziomie niż ogólniaki.

- Nie zamierzam się obrażać. Między nami jest cholerna przepaść w poziomie. Zupełnie jakby przejście z liceum na uniwerek w jakiś sposób oznaczało odblokowanie wyższego poziomu. Ale chyba masz rację. Rzeczywiście, pierwsze o czym pomyślałem po meczu to jak poprawić asekurację.

- Poprawisz ją, bo będziesz się uczył od najlepszych - oznajmił z szerokim, niemal tajemniczym uśmiechem Hiro. - W przyszły weekend będziesz grał w szeregach z Ligą Studencką i uwierz mi, że jeśli zrobisz mi obciach przed tymi ludźmi to własnoręcznie Cię uduszę.

- W przyszły weekend? Z Ligą Studencką? - wydukał zaskoczony Noya, nagle wybitnie czując ciężar własnego, młodego wieku drugiej klasy ogólniaka.

- Chciałem załatwić to wcześniej, ale chłopaki mają swoje treningi, więc wolałem im za bardzo nie rozpieprzać grafików. Dlatego do piątku jesteś skazany na moją uczelnianą drużynę, ewentualnie randomów, jak to ich nazwałeś, ale w weekend czeka Cię solidny zapieprz. I zakwasy, jakich nigdy nie doświadczyłeś - obiecał mu chłopak.

- Jesteś niesamowity - oznajmił Noya nagle, absolutnie szczerze. - To wszystko jest niesamowite. Nie mogę się doczekać, cholera. Dziękuję Ci bardzo. Może naprawdę trochę mnie znasz i wiesz, czego potrzebuję - przyznał Yuu z szerokim uśmiechem.

- Dlaczego nikt mi nigdy na początku nie wierzy, skoro zawsze wiem wszystko najlepiej? - spytał retorycznie Hiro, ale sam też nie potrafił powstrzymać uśmiechu.

Coś było takiego w Noyi, że gdy był w towarzystwie przyjaciół stawał się dosłownie słońcem promieniującym szczęściem. Zwłaszcza, gdy miał stanąć przed coraz to silniejszymi przeciwnikami. I Hiro doskonale wiedział, że gdyby nie to małe słońce, w jego życiu zdecydowanie byłoby o wiele nudniej. Resztę drogi pokonali rozmawiając praktycznie o wszystkim. Noya pytał o jego kolegów z obu drużyn, o studia ogółem, o czas wolny. Hiro odpowiadał i sam zasypywał chłopaka gradem pytań, przerywanym co jakiś czas, gdy w radiu leciała akurat jakaś ciekawsza piosenka, do której obaj zaczynali śpiewać.

Gdy zjeżdżali z autostrady w gąszcz ulic, a później uliczek, by w końcu zaparkować na podziemnym parkingu, słońce znajdowało się dosłownie minuty od zniknięcia z nieba. A gdy Noya wysiadł z auta i zobaczył, że stoją tuż obok czarnego, wyglądającego po prostu zabójczo, motocyklu, wskazał go palcem, kierując zaciekawione spojrzenie na chłopaka.

- Kupiłeś sobie w końcu motor? - spytał, lekko przekrzywiając głowę.

- Yep - odparł chłopak, włączając alarm w aucie. - Rodzice mieli dość, że kradnę im auto, gdy muszę gdzieś jechać, a że mnie stać z pensji Ligi to uznałem, że czas najwyższy.

- Wygląda zajebiście - pochwalił Noya jego wybór i zarzucając sobie torbę z rzeczami na ramię. Po dłuższej chwili ciszy chłopak odezwał się ponownie. - Mamy na dzisiaj jakieś plany?

- Nie powinno Cię bardziej interesować, czy masz gdzie spać? - skontrował to Hiro z szerokim uśmiechem i ramionami założonymi na klatce piersiowej, opierając się nonszalancko o ściankę windy.

- Skoro mnie tu przyciągnąłeś to znaczy, że mam - odpowiedział na to szybko Noya i spojrzał na studenta wyczekująco.

- Tak Smarku, masz gdzie spać. Toyama jest na obozie siatkarskim. Niby mógłby dojeżdżać stąd, ale uznał, że nie zamierza sam siebie wykluczać z drużyny i nie chce ominąć najlepszych akcji. W sumie w pełni się z nim zgadzam. Będziesz spać w jego pokoju. I nie, nie mamy żadnych planów na wieczór.

- To chodźmy zagrać - oznajmił radośnie Noya, z tą rozczulającą miną cieszącego się pięciolatka. - Na pewno gdzieś tu niedaleko jest boisko. We dwóch też damy radę.

- Czy Ty przypadkiem nie masz gorączki? - parsknął Hiro. - Jest późno, a Ty nie możesz się przecież rozchorować do końca, zwłaszcza po tej ilości leków i szybkim kursie wyzdrowienia z tych trzech dni.

- Pewnie jeszcze lekką mam, ale mam też na to wszystko leki, które sam mi kupiłeś - zauważył Noya. - Chociaż na chwilę, proszę.

Hiro, który doskonale rozumiał tę niemal fizycznie bolesną potrzebę gry, kiedy tak bardzo kochało się ten sport, w końcu uległ, choć przez całą drogę do mieszkania zaznaczał, że jest to wybitnie głupi pomysł. Noya przytakiwał mu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że student ma rację i myśli logicznie, ale nawet to nie potrafiło przemówić do Noyi, który już się na coś uparł. Tak więc, gdy tylko grzecznie przywitał się z rodzicami swojego przyjaciela i przeprosił za kłopot, odłożył torbę obok łóżka, na którym miał spać w najbliższych dniach i szybko przebrał w podkoszulek i dresy, czuł się niemal jak na haju z powodu samego szczęścia. I coś przeczuwał, że to uczucie szybko go nie opuści, a widok Hiro idącego obok niego, podrzucającego leniwie piłkę jedynie potwierdzał to przeczucie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top