|S4| Kiedy jesteś chora
Hinata Shoyo
Przeziębiłaś się przez ostatnią zabawę z Hinatą na dworze. Była dość wietrzna pogoda... możliwe, że cię przewiało.
Wytarłaś nos chusteczką, który był cały umaziany od kataru. Usłyszałaś dzwonienie telefonu, z szafki nocnej, która stała przy twoim łóżku.
- Jeżeli to znowu Shoyo - spojrzałaś na telefon widząc zdjęcie rudzielca.
Lekko się zdenerwowałaś, ale odebrałaś.
- Ile jeszcze będziesz dzwonił? - zirytowałaś się mówiąc przez nos.
- [T/I]-san proszę pozwól mi przyjść! - błagał.
- Przecież moge cię zarazić - oznajmiłaś łapiąc się za bolacą głowę. Czemu akurat nie może być nikogo w domu? Przecież jest sobota. Rodzice musieli gdzieś wyjechać...
- Nie zachoruję! Obiecuję! Muszę cię w końcu zobaczyć! W szkole jest tak nudno bez ciebie... - pod koniec zciszył głos.
- Ehhh no dobrze Shoyo - wywróciłaś oczami.
- Jeej! Dziękuję! - po wypowiedzianych słowach rozłączył się.
- Przecież nawet nie wie, gdzie mieszkam... - prychnęłaś.
Nagle usłyszałaś brzdąknięcie dzwonka. Tym razem do drzwi.
- Przecież nie mogłby tak szybko dojść - powiedziałaś naciskając klamkę.
Do mieszkania wleciało dużo zimnego powietrza. Przeszedł cię dreszcz. Ktoś wpadł do twojego domu i zatrzasnął drzwi. To był Shoyo!
- Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? - zdziwiłaś się.
- Czasami po szkole cię śledziłem - oznajmił lekko się rumieniąc.
Prychnęłaś po czym wróciłaś do łóżka. Rudzielec po chwili do ciebie przyszedł. Usiadł na skraju i wręczył ci małą paczuszkę. Zdziwiłaś się. Nigdy nic ci nie dawał.
- Co to jest? - zapytałaś.
- Otwórz - polecił.
Wykonałaś polecenie. Twoim oczom ukazał się syrop na gardło i stosik pierniczków. Jeden z nich miał napis ,,Zdrowiej [T/I]-san!". Uśmiechnęłaď się.
- Dziękuję Shoyo! - przytuliłaś go.
Poczułaś, że się spiął. Zaśmiałaś się po czym puściłaś Hinatę.
- A teraz możesz iść zrobić herbatę i do tego przynieś jakiś lek na głowę - poleciłaś kaszląc.
- Jak coś zostanie zbite albo rozlane to nie odpowiadam za to - popatrzał na mnie z powagą wychodząc.
Wybuchłaś śmiechem. Hinata posiedział z tobą kilka godzin. Pograliście w różne gry planszowe. Od razu poczułaś się lepiej.
Kageyama Tobio
Wyszłaś dopiero ze szpitala ze swoją mamą. Złamałaś sobie rękę obojczyk. Twoja [lewa/prawa] górna kończyna była cała w gipsie. Była ustawiona tak, że nie mogłaś przejść normalnie przez drzwi. Na chodnikuzauważyłaś bruneta. Był to Tobio. Dzieliły was pasy. Od razu cię dostrzegł. Na początku trochę się przeraził - co do niego było kompletnie nie podobne - ale spoważniał. Kiedy auta stanęły nie przeszedł na drugą stronę, tylko czekał na mnie z mamą, aż przejdziemy.
- Co ci się stało? - zapytał.
- Złamałam obojczyk i rękę - powiedziałaś.
- To jest ten chłopak, o którym cały czas gadasz? - zapytała rodzicielka.
- Niee, co tyyy - podrapałaś się niezręcznie po głowie.
Kageyama zaśmiał się. Czy wszystko z nim dobrze!? Od kiedy on się śmieje!?
- Chciałbyś do nas przyjść? - spytała matka. - Dotrzymałbyś [T/I] towarzystwa, bo za moment muszę wracać do pracy.
- Zaraz co? Mamo n... - chciałaś zaprzeczyć, ale obydwoje kompletnie cię zignorowali.
- Chętnie - odpowiedział.
Popatrzałaś złowrogo na mamę.
***
Kiedy mama zostawiła was samych, Kageyama poszedł do kuchni coś przynieść do jedzenia, a ty siedziałaś sama w swoim pokoju. Zaczęłaś się trochę denerwować, pod jego nieobecność.
W końcu otworzyły się drzwi od pokoju. Tobio wszedł do środka i podszedł do ciebie. W rękach trzymał dwa kubki z ciepłym mlekiem.
- Dla mnie? - zdziwiłam się.
- Bierz, bo parzy jak cholera - ponaglił mnie.
Prychnęłam biorąc napój. Napiłam się łyka. Po chwili zaczęliśmy rozmawiać o rodzajach mleka, skąd pochodzą i jakiego są smaku. Bardzo dobrze ci się z nim rozmawiało.
Kenma Kozume
Grałaś z Kenmą w lol'a. Prowadziliście teraz dość zaciekłą rozgrywkę, która trwała już z dobre dwie godziny. Żadna drużyna nie ustępowała. Rozmawiałaś z Kozume przez skype. Tak najłatwiej było wam się porozumiewać. Wszędzie chodziliście razem w grze. Tworzyliście zgrany zespół.
Nareszcie udało wam się dojść do wieży chroniącej inhibitor. Zaczęliście go niszczyć. Stwory pomagały wam. Po chwili przybiegł do was wróg. Kompletnie zignorował Kenmę. Rzucił się na ciebie. Miał bardzo silny atak, a twoja postać nie była zbyt dobra w obronie. Do tego jeszcze rzucił na ciebie zaklęcie, przez które nie mogłaś się regenerować. Obrywałaś. Kenma nadal nie reagował.
- Pomożesz mi w końcu czy nie!? - zdenerwowałaś się.
- Czekaaj... - zciszył głos.
Kiedy zostało ci około 10% życia Kozume zareagował. Użył swojego silnego ataku, a kiedy wróg próbował uciekać chłopak z kocimi oczami przyciągał go. Miał bardzo dobrą postać. Po chwili gracz został zabity.
- Dzięki - prychnęłaś.
- Do usług.
- Następnym razem reaguj trochę szybciej ok? - zapytałaś.
- Nie? Bo wtedy by uciekł - mruknął.
- Ironia - zniesmaczyłaś się.
- No co? Ty żyjesz, on nie żyje coś nie tak?
- Dobra nic nie mówiłam, kotku - odpowiedziałaś ze śmiechem czekając na reakcje Kenmy.
- Struś
- Koza - ciągnęłaś dalej.
- Pies
- Świnia - zaśmiałaś się.
- Już wolę kot - odpowiedział bezuczuciowo.
Wasze przekomarzanki trwały do końca gry. Wygraliście!!!
Tsukishima Kei
Z powodu zapalenia płuc wylądowałaś w szpitalu. Cóż, może wyścigi z Shoyo w deszczu nie były najlepszym pomysłem...
Mimo wszystko nie żałowałaś. Mogłaś choć na chwilę odpocząć od szkoły i choć strasznie ci się nudziło, nie było tak źle.
Odłożyłaś czytaną przez siebie książkę i zerknęłaś na zegarek. Lekcje skończyły się godzinę temu. Sięgnęłaś po telefon i wybrałaś jeden z ostatnio często używanych numerów.
- Kei-chan! - zawołałaś radośnie, gdy tylko odebrał.
- Po co dzwonisz? - usłyszałaś jego zirytowany głos.
- Nie mam co robić - żachnęłaś się.
- To może rusz swoje cztery litery i zamiast się lenić, przychodź do szkoły. Ominął cię sprawdzian z japońskiego - odparł.
- Och, tęskniłeś? - zachichotałaś. - A tak poza tym, przez jakiś czas nie będzie mnie na zajęciach.
- Ja? Tęskniłem? Nie żartuj sobie - parsknął. - Czemu cię nie będzie?
- Leżę w szpitalu, mam zapalenie płuc - wyjaśniłaś.
- Mówiłem ci, żebyś wzięła parasolkę, a ty jak idiotka pognałaś za Shoyo w ten deszcz - prychnął. - Jesteś głupia.
- Och, Kei - westchnęłaś. - Ty po prostu nie wiesz co to dobra zabawa. Parasolka tylko by mnie spowalniała!
- Przecież i tak przegrałaś.
- Ugh! To przez to, że się poślizgnęłam! - odparłaś. - Swoją drogą, mają tu okropne jedzenie. Ja chcę czekoladę!
- Jak będziesz tyle jadła, to wkrótce nie zmieścisz się w drzwiach.
- S-słucham? - oburzyłaś się.
Do sali weszła pielęgniarka dając ci znak, żebyś się rozłączyła.
- Muszę już kończyć - westchnęłaś. - Pa, Kei-chan!
- Pa - mruknął, nie komentując nawet swojego przezwiska.
Chyba wiedział, że jego protesty nic tutaj nie zdadzą. Czasem potrafiłaś być uparta jak osioł.
Pielęgniarka podała ci twoją dawkę leków i po chwili zasnęłaś.
* * *
Gdy się obudziłaś, na dworze zaczynało robić się ciemno. Zamrugałaś, żeby przyzwyczaić oczy do otaczającego cię mroku. Rozejrzałaś się i dostrzegłaś na swojej szafce nocnej reklamówkę.
Zdziwiona sięgnęłaś po nią i wysypałaś zawartość na swoje łóżko. W środku znajdowało się kilkanaście tabliczek czekolady i żelki w kształcie dinozaurów. Z wnętrza siatki wydobyłaś coś jeszcze - małą, złożoną na pół karteczkę.
Rozłożyłaś ją i twoim oczom ukazało się drobne, proste pismo mogące należeć tylko do jednej osoby - Tsukishimy.
,,Zdrowiej idiotko".
Cóż, czasem Kei potrafił być całkiem miły. Powiedzmy.
Nishinoya Yuu
Usłyszałaś dzwonek do drzwi. Z początku miałaś zamiar całkowicie to zignorować, ale gdy dołączyło do tego pukanie - leniwie wstałaś z kanapy.
Krzywiąc się sięgnęłaś po kule i podparłaś się na nich.
Od zawsze byłaś niezdarna, toteż upadek ze schodów nie był czymś nadzwyczajnym. Oczywiście nie obyło się bez skręcenia kostki i wsadzenia jej w cholerny stablizator, który aktualnie nie ułatwiał ci chodzenia.
Z trudem dotarłaś do drzwi i otworzyłaś je.
- Noya? - zdziwiłaś się, widząc swojego przyjaciela. - Co ty tutaj robisz?
- Słyszałem, że miałaś wypadek - wyjaśnił. - I postanowiłem cię odwiedzić!
- Tak, skręciłam sobie kostkę - westchnęłaś ciężko.
- Au, musiało boleć - stwierdził, wchodząc do mieszkania i odwieszając kurtkę na wieszak.
- Nie przypominam sobie, żebym pozwoliła ci wejść - zachichotałaś.
- Nie? - odparł i wyszczerzył się w twoim kierunku.
Libero rzucił swój plecak w kąt, widocznie musiał dopiero co skończyć lekcje.
- Pewnie jesteś głodny - zauważyłaś. - Została mi chyba pizza z wczoraj.
- Pizza? - jego oczy zaświeciły.
Zachichotałaś.
Zacisnęłaś zęby i skierowałaś się do kuchni, starając się ignorować ból w dolnej partii swojej nogi. W ślimaczym tępie dotarłaś do kanapy i nienawistym wzrokiem obrzuciłaś długi korytarz, który musiałaś jeszcze przebyć, żeby dotrzeć do celu.
Nagle przed tobą wyrósł Yuu.
- Wskakuj - powiedział, pokazując na swoje plecy. - Tak będzie szybciej.
- Nie, jestem ciężka - odmówiłaś pospiesznie.
- Po prostu chodź, zaniosę cię na barana - przewrócił oczami.
Wspięłaś się na jego plecy, a on z łatwością wyprostował się i wstał. Mimo swojego niepozornego wzrostu, był całkiem silny. Cóż, w końcu treningi w jego klubie nie były zbyt łatwe...
Oparłaś swój podbródek o jego ramię i pociągnęłaś nosem. Noya pachniał całkiem przyjemnie, choć nie potrafiłaś jednoznacznie stwierdzić czym.
- To gdzie ta kuchnia? - spytał chłopak, wyrywając cię z zamyślenia.
- Prosto korytarzem i w lewo - wyjaśniłaś, wskazując mu kierunek.
Yuu skinął głową i podążył we wskazanym kierunku. Chwilę później wróciliście zaopatrzeni w jedzenie. Noya mimo twoich protestów uparł się, że będzie cię nosił na plecach przez cały dzień, żebyś nie musiała nadwyrężać nogi. I chociaż za nic w świecie byś się do tego nie przyznała, to przebywanie tak blisko Nishinoyi działało na ciebie odurzająco, o czym świadczyły dwa spore rumieńce na twojej twarzy, których Yuu na szczęście nie widział.
Mimo wszystko było całkiem fajnie. Spędziliście dzień na obżeraniu się i oglądaniu filmów, a libero obiecał, że jutro znowu do ciebie wpadnie.
Cóż, może skręcenie kostki wcale nie było takie złe?
Bokuto Koutaro
Siedziałaś na krześle i ze znużeniem wpatrywałaś się w białą ścianę naprzeciwko. Omal nie padłaś na zawał gdy usłyszałaś dzwonek. Wyciągnęłaś telefon z kieszeni i zerknęłaś na wyświetlacz. Dzwonił Bokuto. Szybko odebrałaś i przyłożyłaś sobie urządzenie do ucha.
- Hey, hey, heeey [T/I]-chan! - usłyszałaś w słuchawce wesoły głos Koutaro.
- Cześć - przywitałaś się.
- Wyjdziesz na dwór? - spytał.
- Teraz nie mogę - westchnęłaś. - Jestem w szpitalu.
- W szpitalu? - przeraził się. - Zaraz będę.
- Czek... - zaczęłaś, ale chłopak rozłączył się, zanim zdążyłaś mu cokolwiek wyjaśnić.
Kilka minut później szklane drzwi szpitala otworzyły się z impetem i stanął w nich Bokuto. W ręce miał sporej wielkości torbę.
Gdy tylko cię zobaczył zamknął cię w niedźwiedzim uścisku, pozbawiając tlenu.
- Dusisz... - wymamrotałaś, a chłopak pospiesznie cię puścił.
- Jesteś chora na zgon, prawda? - powiedział z powagą, a ty parsknęłaś śmiechem.
- Nie, Bokuto - pokręciłaś głową rozbawiona.
- To na co? Zatrułaś się? Pewnie po tych twoich kanapkach! Nie obraź się ale Akaashi zawsze je wyrzuca, gdy dajesz mu je na drugie śniadanie! Ale nie umrzesz, prawda? - przeraził się.
Od tego potoku słów, rozbolała cię głowa.
- Nie, nie zatrułam się. Akaashi naprawdę je wyrzuca? - oburzyłaś się. - A te kulki ryżowe, które zrobiłam mu ostatnio? Przecież wyglądały całkiem smacznie!
- Cóż... - Bokuto zaśmiał się nerwowo.
- Rozumiem - westchnęłaś zdając sobie sprawę, że jesteś marną kucharką.
- W każdym razie przyniosłem ci mnóstwo gazetek i słodyczy, żebyś nie nudziła się w szpitalu. Gdy tylko usłyszałem, że tu jesteś, od razu wybiegłem z domu!
- Oh, to bardzo miłe - przyznałaś. - Ale jestem całkowicie zdrowa.
- To dlaczego tu siedzisz?
- Moja ciocia wczoraj urodziła córeczkę, byłam ją odwiedzić - wyjaśniłaś. - Chciałam ci powiedzieć, ale nie zdążyłam.
- Czyli niepotrzebnie się martwiłem - odetchnął z ulgą.
- W każdym razie słodycze się nie zmarnują - uśmiechnęłaś się szeroko. - Właśnie wychodzę, Możemy wpaść do mnie na jakiś film, co ty na to? - zaproponowałaś, a Koutaro ochoczo pokiwał głową.
Resztę dnia spędziliście przed telewizorem oglądając jakąś głupią komedię i śmiejąc się na cały głos.
Shadow: 😂😂😂😂
Betty: 😂😂😂😂
Shadow: Ryje z tego rozdziału! 😂 Taka beka i wgl XD
Betty: Wyszedł rakowo, bo musiałam go pisać drugi raz ;-;
Shadow: Przesadzasz
Betty: Tak doniczki ;-;
Shadow: Ooo fajnie daj kwiatka 😂
Betty: Spoko, dam ci chwasta
Shadow: A spierniczaj, nie dostaniesz konwalii
Betty: Bro :c
Shadow: Sis :c
Betty: 😭😭 Dobra skończmy tą konwersacje, zanim stanie się jeszcze głupsza. Do zobaczenia wszystkim!!! Oya oya oya!!!
Shadow: Olololo!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top