|| Pierwsze spotkanie I ||

◇────◇────◇────◇────◇
W końcu pierwszy rozdział dodany! Spięłam dupsko i wzięłam się do roboty. Może w końcu będę pisać regularnie XD
Pierwsza czwórka to Oikawa Tooru, Iwaizumi Haijme, Satori Tendou oraz Ukai Keishin(♥︎)!

Dajcie znać czy rozdziały nie są za długie lub nudne! Opisy nie są zbyt rozpisane? Następne powinny być już krótsze!

Tak czy siak mam nadzieję, że się podobało i zostaniecie ze mną na dłużej ^^
◇────◇────◇────◇────◇

•Oikawa Tooru•

Nienawidziłaś poniedziałków. Nie z samego faktu istnienia tego dnia czy końca wyczekiwanego weekendu, a rozpoczęcia pięciodniowej walki o przetrwanie oraz nadmiaru lekcji jaki sprawili wam nauczyciele. Mieszkałaś dość daleko od szkoły; przygotowanie i droga do placówki zabierała ci mnóstwo czasu — o powrocie już nie mówiąc.
Przepełnione wracającymi z pracy dorosłymi pociągi i busy, korki na drogach. Miałaś czasami dość wszystkiego.

Niecierpliwe wyczekiwałaś każdej kolejnej przerwy. Nim rozbrzmiał ostatni dzwonek oznajmiający koniec zajęć na dzisiaj, obliczyłaś, ile zajmie ci spakowanie się, przebranie i bieg na najwcześniejszy pociąg, doliczając kilka minut przepychania się pomiędzy innymi uczniami.
Nie paliło ci się wracać do domu w ciemnościach i odrabiać lekcje do bardzo późna, a tak niemal zawsze kończył się pierwszy dzień tygodnia. Wrzuciłaś wszystkie książki do plecaka i, dostając nagłego zastrzyku energii, jako pierwsza znalazłaś się przy drzwiach klasy.

— [nazwisko]-san, mogłabyś zostać na moment? — dobiegł cię przyjemny głos starszej kobiety. Schowałaś zaciśnięte w pięści dłonie do kieszeni beżowej marynarki i z ociąganiem skinęłaś głową zadziwiająco sympatycznej pani anglistce. Byłaś tak blisko!

— Dobrze, że mogę na ciebie liczyć. Zawsze załatwisz to o co poproszę. — Zadowolona kobieta zgarnęła ze swojego biurka kilka plików kartek, wepchnęła stosik w twoje dłonie i zgarnęła torebkę. — Zaraz będę spóźniona na zebranie, przekaż te materiały Oikawie Tooru. Powinien mieć teraz trening w głównej hali. Rozpoznasz go. Możesz być pewna, że nie przepytam cię do końca tygodnia.

W takim wypadku pozostanie nieco dłużej w szkole nie wydawało się aż tak tragicznym pomysłem, zważywszy na hojną rekompensatę. Pogodzona ze swoim losem, obrzuciłaś masywne notatki wrogim spojrzeniem.
W drodze do wskazanego miejsca kilka razy naszła cię chęć wciśnięcia arkuszu w ręce mijanych uczniów, gdy zdałaś sobie sprawę, że chłopakiem, któremu masz je dostarczyć jest ten Oikawa Tooru. Ze wszystkich uczniów w Aobie Johsai, musiało paść właśnie na tego narcystycznego, egoistycznego, problematycznego, ale cholernie przystojnego i utalentowanego kapitana męskiej drużyny siatkówki.

Same plotki zniechęcały cię do bliższego poznania rozgrywającego, mimo że zdawałaś sobie sprawę z ich przekłamania i, z całą pewnością, zbyt dużej ilości dramatu. W każdym kłamstwie czy nowince kryło się ziarno prawdy, a ty nie miałaś zamiaru przekonywać się o tym na własnej skórze. Byłaś pewna tylko jednego — dopóki trzecioklasista w żadnym stopniu ci nie zaszkodzi, nie chciałaś przecinać z nim swojej drogi.

— Oikawa Tooru! — Ciężkie drzwi huknęły z głośnym echem, pisk podeszw ustał, a piłki przestały odbijać się od parkietu i wyćwiczonych dłoni sportowców. Nie zwróciłaś uwagi na ciekawskie i zaintrygowane spojrzenia górujących nad tobą nastolatków, które w innej sytuacji z pewnością by cię speszyły.

Jeden z nich odchrząknął, wymienił szybkie zdanie z niższym od niego atakującym i, poprawiwszy roztrzepane ciemne włosy, podszedł do ciebie.

— Stoi przed tobą we własnej osobie, urocza, acz nieco przerażająca, nieznajomo! — Firmowy półuśmieszek nie znikał z twarzy rozgrywajacego i nie mogłaś odeprzeć wrażenia, że wcale nie wyglądał on tak sztucznie, jak z góry przewidywałaś. Z pewnością go wyćwiczył, pomyślałaś.

— Nie jestem urocza. A tym bardziej przerażająca — żachnęłaś się, lustrując trzecioklasistę od stóp do głów. Z satysfakcją zauważyłaś jak twoje zachowanie zbiło go z tropu; Oikawa był przyzwyczajony, że dziewczyny rumieniły się i peszyły, gdy tylko pojawiał się w ich otoczeniu — o komplementach już nie mówiąc. Pierwszy raz nie wiedział co odpowiedzieć. — Zawsze się tak głupio do wszystkich uśmiechasz?

— Słucham?

— Nieważne — westchnęłaś, machnąwszy na kapitana dłonią, jakbyś odganiała natrętną muchę. — Nie wiem po co w ogóle z tobą rozmawiam. Masz. Miałam ci to tylko przekazać.

— Dziękuje? To od Ayako-chan?

— Jesteś na ty z nauczycielką? — parsknęłaś pod nosem, szczerze rozbawiona. Myślałaś, że takie rzeczy dzieją się tylko w mangach.

Rozgrywający dopiero po chwili zorientował się, jak mogło zabrzmieć to, co napomknął.

— Nie, to nie tak! Sama chciała, żebym do niej tak mówił, przysięgam! — Tooru zamachał rękami spanikowany, a policzki zaczęły go piec z gorąca.

— Ale ja nic nie mówię — zauważyłaś, coraz szerzej się uśmiechając. Wyciągnęłaś przed siebie kartki.

Brązowooki skonfundowany przyjął zadania.
Nie czując już ciążącego balastu, bez zbędnego gadania, odwróciłaś się z zamiarem wyjścia z hali. Chłopak zerknął w twoją stronę, niezbyt wiedząc jak się zachować. Przeczuwał, że nie powinien przesadnie narzucać się twojej osobie, lecz nie mógł tak po prostu cię zostawić, nie wiedząc nawet jak masz na imię. Zaintrygowałaś go.

— Hej! Powiedz mi chociaż, jak się nazywasz!

— Miłego treningu, Oikawa-kun! — Uniosłaś dłoń na pożegnanie i na dodatek wyszczerzyłaś się, nie kryjąc zadowolenia. Tooru był zabawny, nie to co mówiły plotki.

— I tak się dowiem, kim jesteś! — krzyknął za tobą, choć wiedział, że byłaś zbyt daleko, aby go usłyszeć.

[Sekcja kochania Tooru]

•Iwaizumi Hajime•

Zaczynając drugi rok w liceum nie miałaś zamiaru dołączyć do żadnego klubu. Nie byłaś na tyle utalentowana, aby pójść w artystyczną stronę, kluby fotograficzne czy czytelnicze były zbyt nudne, nie lubiłaś siedzieć biernie w jednym miejscu, a zainteresowanie różnej maści sportami i wiedza teoretyczna na ich temat, nie przekładały się na praktykę. Miałaś dwie lewe nogi, dlatego bezpieczniej czułaś się podziwiając grę z boku.
Dlatego, gdy trener Irihata złapał cię pierwszego dnia szkoły, proponując pozycję menadżerki w zespole, aż oczy zaświeciły ci się z ekscytacji. Siatkówka była twoim ulubionym sportem. Zawsze, gdy widziałaś jakiś mecz, porzucałaś wszystko, byle tylko móc choć na chwilę przyjrzeć się rozgrywce.
Dopiero w domu na chłodno wróciłaś do tego spotkania. Nie mogłaś rozgryźć, skąd Nobuteru w ogóle wiedział, kim jesteś i dlaczego zaproponował to właśnie tobie.
Może miałaś oko do szczegółów i byłaś dobra w analizowaniu zawodników czy taktyk, ale wiedziała o tym tylko jedna osoba, z którą zarywałaś nie jeden wieczór, oglądając potyczki jej przyszłych przeciwników. Otworzyłaś szeroko oczy. No tak, nagle wszystko stało się jasne.
Następnego dnia była sobota, zwykle nie poszłabyś w nią do szkoły, ale ekscytacja nie dawała ci spokoju i wiedziałaś, że nie wytrzymałabyś do poniedziałku. W ten sposób wylądowałaś przed halą, pisząc esemesa starszemu przyjacielowi, że dotarłaś na miejsce.
Nie musiałaś długo czekać na jego reakcje. Głośny pisk, odgłosy uderzenia i silne ramiona były ostatnim co dostrzegłaś, nim zniknęłaś w żelaznym uścisku siatkarza.

— [imię]-chan! Tak się cieszę, że przyszłaś. Zgodziłaś się, prawda?  — szatyn przeciągnął ostatnie słowo, a ty skinęłaś delikatnie głową. Uroczy uśmiech nie schodził z jego twarzy, kiedy wciągnął cię do środka.

— Domyślam się, że maczałeś w tym swoje palce, co, Tooru?

— Może szepnąłem trenerowi słówko czy dwa... ale to nieważne! — machnął dłonią.

Rozejrzałaś się wokół siebie, szczerząc się do każdego, kto nawiązał z tobą kontakt wzrokowy. Matsukawa szturchnął Hanamakiego łokciem i w dwóch krokach znaleźli się przy tobie.

— Cześć [imię], a raczej pani menadżer— Takahiro oparł się na twoim barku, co po chwili uczynił również Issei na drugim.

— Hejka chłopcy, widzę, że kapitan się wygadał? — uniosłaś wysoko brew, doskonale znając odpowiedź na swoje pytanie. Skinęli głową, głupkowato się przy tym uśmiechając, ale ciężka dłoń, która trzepnęła ich w potylice, szybko sprowadziła ich na ziemię. Zielonooki, niższy od nich chłopak popchnął ich do przodu, a trener Nobuteru zgromił jednym spojrzeniem oczu. Ciekawsko zerknęłaś na czarnowłosego. To musiał być najlepszy przyjaciel Oikawy. Czasami zastanawiałaś się, jak to się stało, że znałaś Tooru, Isseia i Takahiro, ale nigdy nie było dane poznać ci wybuchowego Haijme.

— Hanamaki, Matsukawa, zostawcie ją w spokoju. Reszta do mnie! — donośny głos mężczyzny przyciągnął uwagę sportowców. — Chciałbym wam przedstawić nowego członka zespołu. Tak, jak mówiłem, [nazwisko] [imię]-san zostaje naszą menadżerką!

W duchu trochę bałaś się, że drużyna może nie przyjąć cię dobrze, ale twoje obawy okazały się bezcelowe. Chłopaki przekrzykiwali się jeden przez drugiego, przedstawiając się i zagadując. Twój przyjaciel skakał do ciebie z każdej strony, tuląc się i wrzeszcząc bez powodu. Wszyscy byli mili.
Cóż, prawie wszyscy. Siatkarz, który znokautował twoich kolegów, stał z boku i przyglądał ci się z ramionami założonymi na klatce piersiowej.

— Fanka Shittykawy jako menadżerka to nie jest dobry pomysł. Będzie latać za nim i tylko przeszkadzać. — zamrugałaś skołowana, nie spodziewając się takich słów.

— Iwa-chan! — oburzył się rozgrywający.

Urażona stanęłaś przed Iwaizumim, który widocznie speszył się twoją bliskością, mimo to uparcie utrzymywał groźną minę. Mierzyliście się wzrokiem.

— Hej, kochanieńki, przystopuj na moment! — Dźgnęłaś go palcem w mostek. — Nie jestem fanką Tooru. Nawet go nie lubię.

— [imię]-chan! Jak mogłaś to powiedzieć?! — Oikawa chwycił się za serce.

— Skąd pomysł, że jestem jedną z tych dzikusek?

— To oczywiste. Wszystkie jego fanki skaczą wokół niego i próbują wbić się do drużyny. No i cię polecił.

— Nie polecił mnie dlatego, bo miał takie widzi mi się! Znam się na tym i przyjaźnię się z Tooru od kilku lat. Niestety — mruknęłaś, a wspomniany chłopak zaskomlał jak zbity pies. — lubię siatkówkę i na pewno będę dobrą menadżerką. Zanim mnie całkiem skreślisz, daj mi szanse się wykazać. Proszę?

Szatyn westchnął głośno i odchrząknął. Jego oczy nieco złagodniały, a sylwetka przestała blokować widok.

— W porządku, ale masz tego durnia nie rozpraszać.

— Hej, ja tu ciągle jestem! Nie ignorujcie mnie!

— Zamknij się, Oikawa! — twój głos zlał się z donośniejszym głosem trzecioklasisty. Popatrzyliście się po sobie. W tej samej chwili parsknęłaś śmiechem. Intensywny rumieniec zamajaczył na policzkach Iwaizumiego, a on sam, odwrócił się, uciekając na drugą stronę hali.

[prędzej ciebie rozproszy, Iwa-chan...]

•Satori Tendou•

— Przepraszam, jest może w środku Yamagata-kun? — Nieśmiało zatrzymałaś jednego z  uczniów, który akurat wychodził z klasy, do której uczęszczał libero. Przystanął, wkładając dłonie do kieszeni spodni, podparł się plecami o ścianę.

— Nie, wyszedł dosłownie przed chwilą — odparł, szeroko się uśmiechając, a widząc twoją niezadowoloną minę, dodał: — Ale pewnie znajdziesz go na zewnątrz. Zawsze na długich przerwach przesiaduje z kolegami z drużyny pod tą dużą wiśnią z tyłu szkoły.

— Dzięki wielkie, do zobaczenia! — Pomachałaś mu, dociskając do piersi swój zeszyt oraz starannie i dokładnie wykonane notatki z biologii.

Od niedawna dawałaś korki siatkarzowi z równoległej klasy, do czego bardzo się przykładasz. Nie ukrywałaś, że lubiłaś się uczyć i sprawiało ci to przyjemność, a zwłaszcza gdy chodziło o przedmioty ścisłe. Biologia była twoim ulubionym przedmiotem, dlatego nie zdziwiłaś się zanadto, gdy nauczyciel, który uczył zarówno twój oddział jak i dwa niżej, poprosił cię o udzielenie korepetycji jednemu z jego mniej uzdolnionych podopiecznych.
Po krótkim namyśle zgodziłaś się, wykorzystując wspólne ćwiczenia do utrwalenia sobie materiału i regułek. Na początku spotkania były niezręczne i zdystansowane, nie potrafiliście nawiązać spójnej rozmowy — w głównej mierze przez twoją nieśmiałość. Szybko jednak Hayato przejął pałeczkę i rozluźnił atmosferę swoim przyjacielskim podejściem.
Polubiłaś go, a korki z nim przechodziły bezproblemowo. Yamagata nie był głupi. Wręcz mogłaś powiedzieć, że był to inteligentny chłopak, szybko łapał co i jak. Doszłaś do wniosku, że za jego kiepskimi ocenami i zaległościami kryją się długie, ciężkie praktyki, mecze treningowe i oficjalne turnieje. W końcu był on wyjściowym libero!

Wzięłaś głębszy wdech, kiedy dostrzegłaś siedzącą pod wspomnianym drzewem grupkę sportowców. Szczerze cię przerażali. Ogromni, silni i umięśnieni. Sprawiali, że czułaś się przy nich malutka, bezbronna.
Największe dreszcze na plecach powodował u ciebie pewien czerwonowłosy blokujący. Nie raz, przechodząc niedaleko niego, zahaczał przez dłuższą chwilę na tobie wzrok, a ty, niczym spłoszona sarna, uciekałaś jak najdalej. Mimo że jego twarz zwykle wyglądała na zmęczoną oraz znudzoną, jego nieprzewidywalne zachowanie nadrabiało podwójnie. Tym razem nie było go, co z resztą przyjęłaś z ulgą.

— Yamagata-kun..! — zawołałaś, będąc wystarczająco blisko, aby mógł cię usłyszeć.

Brązowowłosy poderwał głowę, a kiedy cię rozpoznał, uśmiechnął się szeroko, wstał i podszedł do ciebie. Położył dłoń na swoim karku.

— [Nazwisko]-san, co tu robisz?

Szepty za jego plecami rozpraszały go i co chwila odwracał się, gromiąc roześmianego Semiego i Shirabu wzrokiem.

— Ach, ostatnio wspomniałeś mi, że nie będzie cię w szkole z powodu obozu treningowego, dlatego przyniosłam ci notatki z lekcji, które cię ominą. — Założyłaś kosmyk włosów za ucho i podałaś zaskoczonemu koledze notatki. — W wolnym czasie będziesz mógł się pouczyć i nie będziesz miał zaległości.

— O rany, dziękuje, [nazwisko]-san! Jesteś cudowna — zaśmiał się. — Może usiądziesz z nami? Chłopaki cały czas suszą mi głowę, że chcą poznać moją korepetytorkę.

Zerknęłaś nad ramieniem Hayato nieprzekonana. Nie, nie miałaś ochoty zostać otoczona przez bandę wielkoludów.

— Dzięki, ale może kiedy indziej — zrobiłaś krok do tyłu. — Przeproś kolegów ode mnie.

Odwróciłaś się, jednak, zamiast zobaczyć szkolne drzwi, zderzyłaś się z twardym obiektem, który nagle przed tobą wyrósł. Jęknęłaś, chwytając się za nasadę nosa. Szybko zorientowałaś się, że nie uderzyłaś w wyjątkowo chwiejącą się ścianę, a w męski tors.

— Ololo? A cóż to za istotka? — Ogromny cień zawisł nad tobą, a ty zesztywniałaś. Sterczące czerwone włosy środkowego i krzywy uśmiech przyprawiły cię o gęsią skórkę.

Instynktownie się skuliłaś, co sprawiło, że rudzielec nachylił się jeszcze bardziej, przekrzywiając przy tym głowę w prawo. Jego ciemne oczy zabłysły, kiedy cię rozpoznał.

— To ty! To ty zawsze uciekasz, jak mnie widzisz! — zachichotał zadowolony, jakby udało mu się odkryć coś nieoczywistego. — Pierwszy raz jesteśmy tak blisko! Niesamowite, prawda? Jeszcze nigdy nie udało mi się ciebie złapać. Szybko biegasz. A tu proszę, to chyba przeznaczenie, że na siebie wpadliśmy! Ha? Czemu się trzęsiesz? — Położył dłoń na twojej głowie i zgarbił się, zrównując z tobą swoją twarz.

— Jesteś za blisko, proszę, odsuń się — burknęłaś, kręcąc oczami na wszystkie strony, byle tylko nie w te wielkie ślepia. Byłaś speszona, zawstydzona i zdecydowanie zbyt zestresowana.

— Satori, wystraszyłeś ją! I przestań ją dotykać — warknął Yamagata, który nie raz usłyszał z twoich ust obawy dotyczące dziwnego zachowania Tendou.

Zrzucił jego rękę z twoich [kolor] włosów, a ty, wyczuwając swoją jedyną szansę, czmychnęłaś za plecami mierzących się wzrokiem siatkarzy. Nim zniknęłaś w labiryncie korytarzy, zdążyłaś usłyszeć podekscytowany głos czerwonowłosego.

— Do zobaczenia, [imię]-chan! Już się przede mną nie ukryjesz!

W popłochu nawet nie zastanowiłaś się, skąd siatkarz znał twoje imię.

•Ukai Keishin•

Matematyka nie była twoją mocną stroną. Zazwyczaj nie miałaś problemu z nauką — były przedmioty, które chłonęłaś jak gąbka, niektóre  po prostu wkuwałaś, lub takie jak królowa nauk, które były zupełnie inną ligą. Od małego odczuwałaś wstręt do owej dziedziny, a niechęć do niej sprawiała, że nic a nic nie mogłaś zrozumieć.
Zerknęłaś najpierw na plecy i bez wahania piszącą dłoń chłopaka przed tobą, a potem tępym wzrokiem przeleciałaś po długim i skomplikowanym przykładzie równań. Jak on to robił? Matma to czarna magia, do tego pod koniec dnia nie ma bata, żeby skupić się na tyle, aby rozwiązać to dobrze!

— Dzisiaj też zostaniesz na treningu [nazwisko]-san? — Szarowłosy trzecioklasista odwrócił się, podpierając się łokciem na twojej ławce. Rozwiązane bez żadnej skazy zadanie pięknie prezentowało się w zadbanym zeszycie Sugawary.

Uniosłaś rozkojarzona głowę i skinęłaś, kiedy dotarł do ciebie sens słów przyjaciela. Nawet nie musiał pytać. Od pierwszego roku towarzyszyłaś Sudze, Daichiemu i Asahiemu w klubowych aktywnościach; stało się to już swego rodzaju zwyczajem, waszą rutyną, do której się przyzwyczailiście i która w pełni wam odpowiadała. Z nimi nigdy się nie nudziłaś, a kiedy do drużyny dołączył rozszalały duet Tanaki i Noyi, atrakcji wam nie brakowało.

— Pytasz, a wiesz, Kōshi-kun. — Uśmiechnęłaś się szeroko. Nagle nachyliłaś się nad otwartym zeszytem, udając, że zawzięcie w nim piszesz. Parsknęłaś cicho, kiedy zdenerwowana nauczycielka trzepnęła jasnowłosego podręcznikiem w głowę, krzycząc, aby bardziej uważał na lekcji. Spojrzał na ciebie z ukosa.

— Mogłaś mnie ostrzec — szepnął pretensjonalnie, odchylając się na krześle.

— Ale tak było zabawniej — odparłaś. Do końca zajęć nie wymieniliście ze sobą ani słowa, nie chcąc jeszcze bardziej narażać się matematyczce, która już i tak miała na was oko.

Nie mogłaś doczekać się dzisiejszego treningu. W tym roku dołączyli nowi uzdolnieni i obiecujący członkowie. Pamiętałaś jak kilka dni temu Ryu dopadł cię na szkolnym korytarzu, na jednym wdechu opowiadając o latającym tupeciku wicedyrektora. Wręcz nie mogłaś doczekać się momentu, w którym będziesz miała okazję poznać sławnych winowajców—  Kageyamę i Hinatę.

I nie zawiodłaś się. Pierwszoroczni byli rozbrajający, pełni energii i chęci do gry. Nie mogłaś odeprzeć myśli, że byli w tym wszystkim super uroczy, a Yuu, który pojawił się na hali pierwszy raz od bardzo dawna, zrobił niemałe zamieszanie. Chłopcy nie mogli się nim nacieszyć. Brakowało ci wrzasków Tanaki i Nishinoyi. Pokusiłabyś się nawet o stwierdzenie, że tęskniłaś również za ich końskimi zalotami. Razem z Shimizu macie z nich niezły ubaw.
Dwie godziny praktyk minęły szybciej niż myślałaś i już musieliście się zbierać. Maszerowaliście oświetloną przez latarnie drogą, zaczynając coraz to nowsze tematy, nie kończąc poprzednich, w głównej mierze przez roztrzepanie Sugi i twoje gadulstwo. Drugoroczni, idący kilka metrów przed wami, biegali od krawężnika do krawężnika, popychając się i przegadując. Staraliście się ich ignorować i się do nich nie przyznawać, lecz gdy libero wraz z atakującym nagle przystanęli i ucichli, zapaliła ci się lampka.
Puściłaś się za chłopakami biegiem, kiedy to głośno wyliczając do trzech, Tanaka i Nishinoya wystartowali w stronę małego przydrożnego sklepiku, ścigając się do celu. Wpadli do środka, potykając się o własne nogi. Wyhamowałaś przed samymi drzwiami, krzywiąc się, gdy usłyszałaś huk, dźwięk przewracających się mebli i odbijające się od ziemi puszki oraz butelki.

— Pieprzeni gówniarze!

Wzdrygnęłaś się, słysząc ciężki i bardzo rozgniewany męski głos, zapewne właściciela budynku.

— Idioci! Wynocha z mojego sklepu, albo was spiorę!

— Przepraszamy! To był wypadek! — Siatkarze, którzy jeszcze chwilę temu rozochoceni rywalizowali między sobą, teraz klęczeli na kolanach, ze zwieszonymi głowami.

— Wypadkiem to wy zaraz wylądujecie twarzą na asfalcie!

Wzięłaś parę głębszych wdechów, nim uchyliłaś sklepowe drzwiczki. Skołowana, nie wiedziałaś na czym skupić wzrok. Blondyn z fajką w ustach zamarł z miotłą w dłoniach, gotową spotkać się z przerażonymi, ciasno do siebie przytulonymi drugoklasistami. Po policzkach wyższego spłynęła pojedyncza łza, gdy cię dostrzegł. Momentalnie skryli się za twoimi plecami. Noya przycisnął się do ciebie z całej siły, a Ryu wychylił głowę nad twoim ramieniem.

— [Nazwisko]-chan, pomóż nam, błagam. — Atakujący zaskrzeczał z desperacji. Zmarszczyłaś brwi i westchnęłaś z bólem. W samym środku sklepu porozwalane leżały puszki i artykuły spożywcze. Zaraz obok oparta o ścianę była półka, w którą domyślałaś się, wpadli. — To było niechcący — bąknął.

Dorosły mężczyzna chrząknął i zakasłał, zaciągając się papierosem. Miałaś w tej chwili  wielką ochotę ochrzanić młodszych kolegów, lecz pocieszyłaś się tym, iż kara drugorocznych nie ominie.

— Bardzo przepraszam za tę dwójkę, więcej się to nie powtórzy. Nie dopilnowałam ich. — Skłoniłaś się nisko, pociągając chłopców za uszy, aby zrobili to samo.

— Przestań, nie musisz się kłaniać — burknął nagle zażenowany właściciel.

— Pomożemy chociaż posprzątać ten cały bałagan — zaproponowałaś, od razu podchodząc do brązowookiego. Uklękłaś, zbierając towar, ale nagle zostałaś pociągnięta na równe nogi. Wbiłaś wzrok w tęczówki blondyna.

— Hej, hej, nie trzeba, naprawdę! Poradzę sobie sam. Przeprosiny przyjęte, a wy dwaj — wskazał na uczniów palcem. — Zobaczę was jeszcze raz w moim sklepie to wam nogi z d...

Kaszlnęłaś znacząco. Ukai w momencie cię puścił i odsunął na bezpieczną odległość.

— To nasza wina, więc powinnismy chociaż pomóc. — upierałaś się przy swoim, sięgając po miotłę, która chwilę wcześniej upadła na płytki.

— Wystarczy, że będziesz trzymać ich z daleka. — Keishin odebrał z twoich rąk przedmiot. Machnął na was dłonią i odwrócił się plecami, ostatni raz wskazując na zewnątrz sklepiku. — A teraz wynocha dzieciarnio. Zaraz zamykam.

◇────◇────◇────◇────◇

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top