Lepszy niż prąd🌙(Kuroken)
Pov. Kuro
- Ej, chłopaki, chyba wywaliło korki! - parsknął rozbawiony Lev, maltretując długim palcem przełącznik światła w korytarzu.
Staliśmy całą drużyną w hallu, patrząc w głąb ciemnych pomieszczeń naszego domku letniskowego. Burza szalała za oknem, targając drzewami na wszystkie strony. Bus już dawno odjechał.
Nasz trzydniowy urlop w górach połączony z treningiem właśnie się rozpoczął, a do północy zostało dobre pięć godzin.
- Widzicie: Jesteśmy na drugim końcu świata, bez światła, aktualnie prawie bez jedzenia - zacząłem z lekką kpiną, próbując ich przestraszyć. - Jeśli będziemy mieli szczęście to nic nas na tej górze nie zaatakuje - wzruszyłem ramionami. - Cóż, dopóki nie przyjdzie prąd chyba będziemy zmuszeni zebrać się w jednym pomieszczeniu przy świeczkach i...
Przerwałem, gdy mała, drobna postać śmignęła tuż przy moich nogach. Kenma bez słowa rzucił się w stronę gniazdka i zaczął na siłę kilka razy wpychać w nie ładowarkę od telefonu.
Yamamoto zarechotał gardłowo. Westchnąłem cicho.
No tak, wliczając to, że telefon rozładował mu się już w busie, pod koniec trasy, bo cały czas grał w jedną ze swoich ulubionych gier, to jego panika była tutaj zrozumiała.
- Daj spokój, Kenma, będziemy się świetnie bawić - mruknąłem, chwytając go w pasie. Chłopak drgnął i uczepił się paznokciami drewnianej podłogi. Mogłem go spokojnie porównać do małego kociaka. Nie miał wystarczająco siły w rękach i tak jak dzieci podnoszą bezbronne, trzęsące się kocięta, tak mnie bez problemu udało się pociągnąć go do góry. Speszył się lekko, stając obok.
Kozume nie lubił dotyku, a raczej po prostu się go bał. Zawsze traktował wszystkich na dystans, nawet mnie, mimo że znałem go na wylot od małego dzieciaka. A to ja pożyczałem mu swoją ulubioną czerwoną ciężarówkę, w momentach, gdy gubił swoje zabawki w piaskownicy.
Kenma od zawsze poruszał się w swoim własnym świecie. Był bystry i inteligentny, a mimo to potrafił zgubić się w mieście, idąc z całą drużyną. Fascynował się swoimi grami, stroniąc od ludzi i zamykając się w sobie. I choćbym nie wiadomo jak wiele razy przebijał się przez bańkę bezpieczeństwa, którą utworzył wokół siebie, to zawsze powracała do swojego pierwotnego stanu. Jednego dnia udawało mi się go rozśmieszyć i namówić na wspólne oglądanie serialu, a już następnego znowu siedział z nosem w konsoli z dala od innych. Czy miałem mu to za złe? Oczywiście, że nie. Był taki odkąd pamiętam. Zawsze czułem się za niego odpowiedzialny. Tym bardziej cieszyłem się, że niewielu ludzi widzi momenty jego słabości. Jego lekki uśmiech pod wpływem rozbawienia, śmiejące się oczy... Kochałem widzieć go w takim stanie... A teraz nadażyła się do tego doskonała okazja.
- Do salonu! - zarządziłem, chwytając blondyna pod ramię, aby zrobić krok w przód. Reszta drużyny ruszyła za nami.
- Lev, wyjmij z mojego plecaka świeczki - rozkazał Yaku, kiedy zaczęliśmy rozkładać się przy stole.
- Dobrze, Yaku-san!
- Nie biegaj, bo się poślizgniesz!
Ostatecznie było przyjemnie. No, nie licząc tego, że kiedy kazaliśmy Kenmie podpalić jeden lont, poparzył się lekko, bo trzymał zapałkę nieco za długo.
Siedzieliśmy w salonie w krzywym okręgu. Jedni na podłodze, drudzy na kanapie i małych pufach. Płomienie świec oświetlały lekko całe pomieszczenie. Burza za oknem dodawała miłego, przerażającego klimatu.
- Kuro, mogę twój telefon? - usłyszałem cienki głos po swojej lewej stronie. Kenma patrzył na mnie bez wyrazu, ale jego bursztynowe oczy lśniły, odbijając światło.
Wyglądał pięknie. W tym i w każdym innym świetle. Kozume był najprawdopodobniej napiękniejszym chłopakiem jakiego znałem. Nie był męski. Wręcz kobiecy, z tą swoją delikatną urodą i drobną posturą.
Zawsze zaprzeczałem samemu sobie, ale prawda była taka, że jeszcze żadna kobieta nie zauroczyła mnie tak jak on. Kiedy jedenaście lat temu poznałem go na naszym wspólnym osiedlu, myślałem, że jest dziewczynką. Był drobniejszy od innych chłopców na placu zabaw. Nawet jego oczy miały więcej rzęs niż oczy przeciętnego, siedmioletniego dziecka.
I cholera... wpadłem. Wpadłem, jak głupi. A kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że ten chłopak znaczy dla mnie o wiele więcej niż tylko przyjaciel, już dawno było za późno.
- Nie, nie możesz - odparłem złośliwie, czochrając go po farbowanych włosach.
Kozume zmarszczył brwi, patrząc na mnie z wyrzutem. Nie lubił, kiedy traktowałem go jak dziecko.
- Lev, opowiedz jakąś historię o rosyjskich duchach - zaproponował Yamamoto, kiwając się na krześle.
- Wychowałem się w Japonii, nie znam rosyjskich duchów - Haiba podrapał się po karku.
- Ja znam jedną miejską legendę - mruknąłem, opierając dłonie o podłogę. Zerknąłem z góry na Kenmę, który jedynie ze znudzeniem położył brodę na dłoniach. - Podobno w tych lasach mieszka potwór, który porywa młode, piękne blondynki.
- Zaczynam martwić się o Kenmę - parsknął Taketora.
- Obronię cię, Kenma-san! - zawołał z zafascynowaniem Lev.
- Ej, ej, koniec żartów o Kenmie - oznajmiłem.
- Sam zacząłeś, kapitanie - zaatakował mnie zgryźliwie Yaku.
Wzruszyłem ramionami, wciąż licząc na to, że Kozume chociaż trochę to ruszy. Lubiłem się z nim droczyć. Uwielbiałem, kiedy chociaż na chwilę zwracał na mnie swoją uwagę. Blondyn jednak siedział w ciszy, wciąż wpatrzony w podłogę. Wyglądał jak wrak człowieka.
- To tylko rozładowana komórka - parsknąłem nieco zaniepokojony. - Jutro pewnie wróci prąd. Z resztą: jeden wieczór bez telefonu dobrze ci zrobi.
Chłopak skinął lekko głową, opatulając się szczelniej czerwoną bluzą.
Przygryzłem niespokojnie dolną wargę. Kenma od zawsze miał problemy z kontaktami międzyludzkimi. Jest raczej cichy, nieśmiały, czasami nawet sprawia wrażenie oschłego. Rzadko wyraża swoje zdanie, bojąc się tego co pomyślą sobie o nim inni. Mimo tego w drużynie zazwyczaj czuje się w miarę swobodnie. Dlaczego więc nie jest tak i tym razem?
- Zagrajmy w butelkę! - zaproponowałem, unosząc palec do góry.
Drobna postać, która przez ten cały czas siedziała przy mnie, praktycznie stykając się ze mną ramieniem, podniosła się momentalnie z ziemi.
- Pójdę już spać, jestem zmęczony po podróży - Kenma ukłonił się lekko, po czym chwycił swoją torbę i ruszył w stronę schodów na pierwsze piętro.
Śledziliśmy go wzrokiem w całkowitym milczeniu, zanim nie zniknął nam kompletnie z oczu.
- Kenma-san ma chyba zły dzień - mruknął Haiba, przerywając ciszę.
- Zachciało ci się historyjek o potworach - Yaku trzepnął mnie w głowę.
- To nie o historię chodzi, jest nie w sosie, bo nie może siedzieć na telefonie - westchnąłem.
- Może nie lubi grać w butelkę? - zgadywał Yamamoto.
- Po prostu jest troszkę słaby w integrowaniu się.
Wszyscy o tym doskonale wiedzieli. Po prostu podczas wspólnych spotkań, kiedy nie interesował się zbytnio rozmową, a graniem, jego obecność była wręcz nikła. Teraz, w momencie, gdy Kenma nie był szczęśliwy w swoim własnym świecie, wszyscy, co do jednego, zaczęli się martwić.
- Pójdę z nim porozmawiać - powoli podniosłem się z ziemi.
- Rozbaw go - nakazał Yaku równocześnie z ulgą w oczach. - Na jakiś swój durny sposób.
Uśmiechnąłem się pod nosem i zasalutowałem grzecznie. W końcu chwyciłem do ręki latarkę z plecaka i ruszyłem na piętro.
Pov. Kenma
Bez komórki było ciężko... niesamowicie ciężko. Nie miałem czego zrobić z palcami. Już od kilku minut próbowałem zasnąć, licząc na to, że im prędzej zasnę, tym prędzej się obudzę, a im prędzej się obudzę, tym szybciej naładuję telefon, kiedy już rano przyjdzie prąd. Wtedy wszystko będzie łatwiejsze.
Brawo, Kozume, kolejna okazja do integracji z drużyną przeszła Ci koło nosa.
Byłem na siebie wściekły. Nie potrafiłem chodź raz, a pożądnie, dobrze pobawić się z chłopakami. Wystarczyło zostać i chociaż spróbować pograć z nimi w tę dziecinną butelkę! Kompromitacja na całej lini. A teraz nie było już odwrotu. Nigdy nie chciałem, żeby myśleli, że mi nie zależy... Ale prawda była taka, że nie potrafiłem okazać tego, że mi zależy. Ja...
Niespodziewanie usłyszałem głośne skrzypnięcie. Czyjeś duże, pachnące znajomo męskim szamponem cielsko próbowało wdrapać się na górę łóżka piętrowego, którą sobie niedawno przywłaszczyłem. Poruszyłem się niespokojnie pod kocem. Już po chwili przyjaciel wśliznął się pod materiał i zaatakował mnie z nienacka.
- Kuro, łóżko się załamie! - pisnąłem cicho, kiedy zaczął mnie łaskotać.
Szamotaliśmy się przez chwilę, a ja za wszelką cenę próbowałem powstrzymać śmiech. Prawda była taka, że przy Tetsurou nie miałem szansy na wyrwanie się. Był zdecydowanie lepiej zbudowany niż ja.
- Kuro!
- Cicho, Kenma - wymruczał, zaprzestając łaskotek i przylegając do mnie całym ciałem.
Było niezręcznie. Łóżko było małe, a jego nogi ni to z przymusu, ni to specjalnie splotły się z moimi. Zadrżałem. Kuro nigdy nie przestrzegał zasad przestrzeni osobistej, ale tym razem już przeszedł samego siebie.
- Nie uciekaj od nas następnym razem - jego głos miło połaskotał moje ucho.
- Byłem zmęczo...
- Wiem, że bez komórki czujesz się niepewnie, ale cała drużyna cię szanuje, wiesz o tym, prawda? - w tym momencie, jego stopa otarła się, o moją łydkę. - Nie możesz ciągle bać się z nimi rozmawiać.
- Wiem, Kuro...
- I co jest fajnego w tym twoim telefonie, hm? Czy on potrafi cię rozbawić tak jak ja? - mruknął z wyrzutem czarny kocur.
Pod kocem robiło się coraz goręcej, a mnie wydawało się, że chłopak był coraz bliżej. Tetsurou zawsze mnie onieśmielał. To było zawstydzające.
- Nie, Kuro... Ja...
- Podtrzymaj koc - rozkazał, podnosząc moje ręce do góry wraz z kawałkiem materiału. Teraz nad nami znajdowała się wolna przestrzeń, jak w namiocie. W naszym wypadku: wyjątkowo ciasnym.
W tym momencie pod kocem rozbłysło światło latarki, a na materiale odbił się cień, kształtem przypominający psa. Leżałem w ciszy, wpatrując się w obraz przede mną. W momencie, gdy ręka Kuro zaczęła wywijać na wszystkie strony, wprawiając zwierzę w ruch, parsknąłem cicho.
- A co my w przedszkolu? - spytałem, patrząc rozbawiony na kapitana.
Pov. Kuro
- Nie, głupku - rzachnąłem się. - Próbuję cię tylko rozbawić... A co, nie podoba się?
Kenma uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy w ten swój przyjemny, uspokajający sposób.
- Nie, nie, jest dobrze - mruknął, po czym oparł się o moje ramię.
Leżeliśmy oparci o siebie. Niesamowicie blisko. Czułem bijące od niego ciepło. Język utknął mi w gardle. Nie wiedziałem co powiedzieć. Prawda była taka, że tylko Kenma potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu.
Dla niego pewnie było to całkiem normalne... Dwoje ludzi... dwoje przyjaciół leżących tuż obok siebie w jakąś burzową noc.
- A potrafisz zrobić kota? - jego ciche pytanie wybudziło mnie z rozmyślań.
Podniosłem się lekko na łokciu i zerknąłem w jego oczy.
- Jedną ręką potrafię tylko krokodyla.
- Krokodyla? Myślałem, że to pies...
Przygryzłem dolną wargę, wpatrując się w niego jak w obrazek. Kenma leżał, zanurzony w białym materacu. Jego włosy rozpierzchły się po poduszce. Miał na sobie tylko czerwoną koszulkę, która lekko mu się podwinęła pewnie podczas naszej wcześniejszej szarpaniny.
Chciałem już zawsze być jego podporą, chronić go przed całym światem. Chciałem, aby uważał mnie za osobę, do której zawsze może przyjść i się poradzić, wyjawić swoje sekrety i zmartwienia. To naprawdę mi wystarczało... mimo że w środku wciąż liczyłem na coś więcej.
- Kuro... Nawet jak już skończysz szkołę... nie zostawisz mnie, prawda? - szept chłopaka rozniósł się po pomieszczaniu. Blondyn odwrócił wzrok, wciąż podtrzymując koc drobnymi rękami.
Słyszałem tykanie zegara. Zadrżałem nieznacznie, próbując wyłapać płochliwe spojrzenie przyjaciela.
- Kozume... - wydusiłem jego imię.
W tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Nawilżyłem lekko usta, marszcząc brwi, ale ostatecznie nie potrafiłem się powstrzymać. Pochyliłem się delikatnie, chwytając uspokajająco dłonią jedno z przedramion Kenmy. Nim zdążył się zorientować, musnąłem niewinnie jego usta. Naprawdę niewinnie, bo już po chwili odsunąłem się lekko.
Chłopak nie krzyczał, nie uciekał, nie opieprzał mnie za naruszanie jego przestrzeni osobistej. Jedynie rumienił się lekko z szeroko otwartymi oczami. Odwróciłem wzrok, nie wiedząc co powiedzieć. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zawstydzony.
- Ja...
- Kuro, teraz ty kręcisz! - głos Yamamoto dobiegający z dołu skutecznie mnie otrzeźwił.
Prędko wygramoliłem się z pod koca, próbując uciec przed konsekwencjami. Zszedłem po małej drabince, nawet nie zerkając na chłopaka przed sobą. Kiedy postawiłem stopy na podłodze, wyraźnie odczułem, że takie zachowanie bardzo zrani Kenmę, ale nie było już odwrotu.
Jakie było moje zdziwienie, gdy poczułem drobną dłoń, zaciskającą się na mojej ręce. Od łóżka już dzieliło mnie już dobre półtora metra. Odwróciłem się z lekkim przerażeniem. Kozume wychylał się niebezpiecznie poza barierkę, jego palce drżały. Niepojęte było jak wiele siły musiał włożyć w to, aby mnie zatrzymać. To nawet do niego niepodobne.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - wymamrotał.
Przełknąłem ślinę, po czym podszedłem do łóżka, aby blondyn się już dłużej nie męczył. Wciąż byłem zawstydzony, a to do mnie niepodobne. Przy Kenmie robiłem się miękki...
Uśmiechnąłem się lekko i splotłem ze sobą nasze palce, aby odwrócić uwagę blondyna od moich rumieńców.
- Oczywiście, że cię nie zostawię - mruknąłem, nawiązując z nim kontakt wzrokowy. Jego oczy zalśniły lekko. - Nie wiem czy zauważyłeś, ale jesteś dla mnie naprawdę ważny.
Mrugnąłem do niego kokieteryjnie, po czym delikatnie puściłem jego dłoń i skierowałem się w stronę wyjścia z pokoju. Na korytarzu ostatecznie odetchnąłem cicho, ciesząc się, że nareszcie dałem Kenmie do zrozumienia, jak wiele dla mnie znaczy. Nie miałem pojęcia, jak zmieni się przez to nasze relacja. Będzie dzisiaj dobrze spał? Czy będzie jutro ze mną rozmawiał? Czy w ogóle wygramoli się z łóżka?
Jakie było moje zdziwienie, gdy tuż za mną usłyszałem tupot stóp o drewnianą podłogę.
- Jesteś ciepły, Kuro... Pójdę z tobą - wymamrotał niewyraźnie Kenma, po czym chwycił mnie za dłoń.
Spojrzałem na niego z góry, ale w tym momencie odwrócił zawstydzony wzrok. Uśmiechnąłem się wzruszony, nie ukrywając zadowolenia.
W końcu ramię w ramię ruszyliśmy w stronę schodów. Moje serce zabiło dwa razy szybciej, gdy Kozume mimowolnie zacisnął jeszcze mocniej palce na mojej dłoni w momencie, gdy wchodziliśmy do kuchni.
Ohayo ^^
Zaczęłam pisać ten Kuroken już jakiś czas temu, ale wreszcie udało mi się go dokończyć 💓 Mam nadzieję, że one-shot przypadł wam do gustu🌙 Trzymajcie się zdrowo**
Arigato za uwagę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top