| ℙ𝕀𝔼ℝ𝕎𝕊ℤ𝔼 𝕊ℙ𝕆𝕋𝕂𝔸ℕ𝕀𝔼 |
❤ 𝕎𝕖𝕥𝕖𝕣𝕪𝕟𝕒𝕣𝕪𝕛𝕟𝕒 𝕟𝕚𝕖𝕤𝕡𝕠𝕕𝕫𝕚𝕒𝕟𝕜𝕒 ❤
Siedziałaś w klinice przy recepcji, gdyż techniczka chciała zobaczyć zabieg sterylizowania wiewiórki, więc jej to umożliwiłaś siadając za nią na fotelu w recepcji. Po parunastu minutach, gdy jedna z kartek w zeszycie była zapisana tym co sprzedałaś, stwierdziłaś że po uprzykrzasz życie któremuś z praktykantów, który będzie musiał to wpisać do systemu, zadzwonił telefon który po paru sekundach złapałaś i odebrałaś.
- Klinika Weterynaryjna Szczęśliwy Pyszczek, [Y/n] z tej strony, w czym mogę pomóc? - powiedziałaś beznamiętnie formułkę wyuczoną na pamięć, nienawidziłaś siedzieć w tym miejscu gdy przychodziło odbieranie telefonów.
- W prefekturze Hyogo, przed liceum Inarizaki, chyba ktoś... - chłopak po drugiej stronie zawahał się, słyszałaś jak jego głos drży - Potrącił lisa
- Jak się nazywasz? - zapytałaś wstając z komórką w dłoni, po czym złapałaś kluczyki do swojego samochodu terenowego.
- Atsumu Miya - powiedział od razu.
- Co jest zwierzęciu? Widzisz coś? - zapytała - Nie podchodź! - krzyknęła słysząc że chłopak próbował się zbliżyć do zwierzęcia.
- Z przedniej łapy wystaje mu kość - powiedział obrzydzony.
- Potrącony lis! Szykować klatkę i salę, otwarte złamanie! - krzyknęła w stronę dwóch praktykantów, którzy już wiedzieli co mają robić. Dziewczyna wybiegła z kliniki biorąc potrzebne rzeczy - Poczekaj na mnie, nic nie rób, nawet się do niego nie zbliżaj, może ci się coś stać.
---
Wysiadłaś z samochodu biorąc klatkę, rękawice, koc, kaganiec i środek na uspokojenie jeżeli najdzie taka potrzeba. Zaraz obok ciebie pojawił się brązowowłosy chłopak.
- Ty dzwoniłeś? - zapytałaś, wpychając klatkę i kaganiec do jego rąk.
- Przyjaciel - odpowiedział beznamiętnie - Zaprowadzę cię Senpai.
Po chwili, na horyzoncie ujrzałaś dwóch takich samych chłopaków różniących się kolorem włosów, podchodząc bliżej zauważyłaś że różnią się też kolorem oczu, kawałek od nich leżało potrącone zwierzę.
- Ruszał się? - założyłaś rękawice, biorąc również koc i kaganiec.
- Tylko się darł
Podeszłaś do białego lisa, którego końce uszu, ogona i nogi były prawie czarne. Z jednej z jego łap, tak jak mówił chłopak, wystawała kość a wokół była spora kałuża krwi. Zwierzę, o dziwo, dało sobie założyć bez problemu kaganiec, obtoczyć delikatnie w koc i włożyć do klatki.
- Nie ma nawet siły żeby się bronić - westchnęła zmartwiona.
Podziękowała chłopcom po czym pokierowała się do samochodu. Podczas wpakowywania lisiastego do samochodu, gdzieś mignęły jej, jego brązowe lśniące oczy z powiększonymi źrenicami.
- Zaraz ci pomożemy maluchu...
❤❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top