♀ Matsukawa Issei ║
Odgłos nieporadnie stąpających stóp mieszał się z cicho puszczoną ze starego odtwarzacza rockową playlistą, którą mężczyzna wprost uwielbiał, oraz ulewą za oknem. Jego kroki były głośne, kiedy podbiegał do wysokiego, prostego lustra, aby przejrzeć się w nim raz jeszcze. Po drodze zgarnął swoje okulary posiadające grubą, czarną oprawę i wsunął je zgrabnie na nos palcami niedominującej ręki, gdy druga majstrowała przy zawieszce doczepionej do satynowej tasiemki okalającej jego szyję. Wyszczerzył się głupawo, gdy tylko ujrzał swoje odbicie, oparłszy się lewym łokciem o ścianę, gdy prawą dłonią puścił sam sobie pistolecika.
— Ulala, a co to za przystojniak? Hehehe — zagadnął, puszczając oczko i cmokając krótko. — Gdybyś wiedziała, że będę tak dobrze wyglądał w twoich ciuchach, już dawno byś mnie w nie wcisnęła, co? — zawołał za siebie, obserwując ukradkiem swoją dziewczynę, zakopaną głęboko pod pstrokatym kocem i przeglądającą coś w telefonie.
— Wcześniej po prostu nie było okazji. — Wzruszyła ramionami, nie za bardzo przejmując tym, co mówił. — Od zawsze wiedziałam, że wyglądałbyś świetnie, gdybyś kupował w damskim dziale. Jak widać na wyżej załączonym obrazku, nie myliłam się.
Issei zaczął wyginać się dziwacznie przed zwierciadłem, lustrując każdy, nawet najmniejszy, centymetr swojego ciała. Smukłe, umięśnione łydki osłonięte były przez ciemne, wysokie skarpety, które, przez wzrost bruneta, sięgały mu ledwo do kolan; ołówkowa spódnica we wzór panterki dokładnie opinała jego uda, kończąc się dokładnie w ich połowie; czarny, posiadający najmniejszą miseczkę, jaką [T.N.] udało znaleźć się w szafie, stanik założony był krzywo, a jedno z ramiączek zwisało całkowicie, nieprzypięte na plecach; skromny, acz sugestywny, choker okalał opaloną skórę tuż pod jabłkiem adama; złote, okrągłe bransoletki pobrzękiwały na chudym nadgarstku.
— Nie spodziewałem się, że możesz mieć takie fantazje — wypalił, wsuwając kciuk za ściągacz zakolanówki, po czym strzelając nią.
— Dlaczego? — spytała się szczerze zdziwiona. — Przecież, jak tylko zaczęliśmy się spotykać, powiedziałam ci, iż lubię facetów przebierających się w damskie ubrania.
— Ale byłem pewien, że to są tylko żarty! — obruszył się, przyłożywszy opuszki do miejsca, w którym znajduje się serce. — Kto by pomyślał. Pani prawnik, która lubi gości paradujących w babskich fatałaszkach — powiedział wysokim tonem, kręcąc głową na boki.
— Czy to już podchodzi pod kinkshaming, czy jeszcze trzyma się tylko w ryzach szufladkowania? — parsknęła, unosząc brwi. — Poza tym, ty ze swoimi fetyszami też nie jesteś święty — zauważyła trafnie, sięgając po kubek z chłodną owocową herbatą, ulokowany na zakurzonej etażerce.
— Nie powiesz, że ci się nie podobają! — Uśmiechnął się szelmowsko, eksponując dołeczki w policzkach.
— I vice versa — ucięła, wskazując na niego ręką. — Wyglądasz, jakbyś bardzo dobrze się bawił, nosząc rzeczy z mojej garderoby.
— Bo są takie wygodne! I miękkie! Do tego eksponują moje wszystkie atuty i wyglądam w nich zja-wis-ko-wo — wraz z każdą kolejną sylabą ostatniego wyrazu, kiwał palcem wskazującym na lewo i prawo.
Kobieta zmrużyła powieki, wlepiając spojrzenie w postać ukochanego na drugim końcu pomieszczenia. Dłoń kruczowłosego opierała się o biodro, kiedy jedna ze stóp spoczywała na jasnym pufie. Pozycja, w jakiej znajdował się mężczyzna – tak, jak powiedział – uwydatniała jego atrybuty; mięśnie na nogach odznaczały się pod cienkim materiałem, wywołując przyjemne uczucie niedosytu; opalone plecy miały kontrastujące, lekko czerwone, ślady zadrapań; zmierzwione niechlujnie loki przywoływały na myśl dzieło jakiegoś awangardowego artysty. Lecz to wszystko nie miało znaczenia, gdy tylko źrenice spoczywały na durnej ekspresji Mattsuna, psującej cały ten obraz tajemniczego i seksownego mężczyzny.
— Mówiłam ci już o tym — westchnęła, odkładając dzierżone przedmioty na szafkę nocną. — A teraz chodź spać. Mam umówione spotkanie z klientem z samego rana, a już późno.
— Jeszcze chwilka — odparł, sięgnąwszy po telefon. — Nie mogę odpuścić sobie tego, jak zajebiście wyglądam w tym stroju. Muszę zrobić trochę zdjęć — powiedział żwawo, nie czekając na żadną reakcję ze strony kobiety.
— Matsukawo Isseiu, nie! — zaoponowała, próbując ukryć się całkowicie pod kocem, aby przypadkiem nie załapać się w kadr, jednak nim zdążyła cokolwiek zrobić, lampa błyskowa mignęła kilka razy.
— Dlaczego niby nie? — bąknął, przybierając inną pozę. — Sama powiedziałaś, że wyglądam świetnie. Nie rozumiem, dlaczego miałbym nie chcieć się pochwalić tym, jaki jestem seksowny, ze światem?
— Jak już chciałeś je tak bardzo robić, to mogłeś mi chociaż powiedzieć, żebym się jakoś schowała. Boże, Issei, posiadasz ty choć trochę wstydu? — zawołała, nie dowierzając w jego głupotę.
— Cytując pewną osobę: czy to już podchodzi pod kinkshaming? — zacmokał.
— Nie wydaje mi się, aby kręcił cię ekshibicjonizm! — żachnęła się, słysząc, jak dźwięki migawki wcale nie ustają.
— Jaki znowu ekshibicjonizm! — prychnął, trzepocząc rzęsami. — Przecież mam ubrania! Śmiałbym nawet stwierdzić, że zakrywają więcej niż u większości ludzi na plażach.
— Nie w tym rzecz i dobrze o tym wiesz — rzekła łamiącym się tonem.
— Ej, bo załapałaś się na kilku zdjęciach i Hanamaki każe cię pozdrowić! — palnął nagle. — Mówi też, żebyś się tak nie dąsała.
— Wysłałeś to już ludziom? — zapytała, powoli tracąc nadzieję.
— Tylko Makkiemu. — Machnął ręką, powróciwszy do sesji fotograficznej.
— Na pewno tylko jemu? — upewniła się.
— Sesyjka pójdzie w świat dopiero po obróbce, nie martw się! — zapewnił, śmiejąc się cicho.
— Matsukawa Issei — zaczęła, przyjmując poważne brzmienie.
— [T.N.] [T.I.].
— Matsukawa Issei.
— [T.N.] [T.I.].
— Issei.
— [T.I.].
— Możesz przestać? — warknęła, wychylając się ostrożnie zza przykrycia, gdy usłyszała stuknięcie odkładanego na parapet telefonu.
— Coś szybko się poddałaś — odpowiedział, szczerząc się od ucha do ucha.
— Bo nie mam czasu na głupie sprzeczki z tobą — margnęła, klikając językiem.
— Przyznaj się, że jesteś po prostu zazdrosna o to, że wyglądam w tym lepiej od ciebie — uciął, okręcając nadgarstkiem i wskazując palcem wzwyż.
— Ehe, a to skąd ci się wzięło? — bąknęła znudzonym głosem.
— Wystarczy na mnie spojrzeć. — Wzruszył ramionami pewny siebie z wydętymi wargami, poruszając nieznacznie skrzydełkami nosa. — Jestem cholernie seksowny i pociągający w tej mini.
— To ołówkowa — poprawiła go, wyczołgawszy się spod przykrycia. — Gdybyś nie nosił jej tak wysoko, byłoby to widać.
— Ale, kiedy mam ją tak założoną, to kończy się perfekcyjnie w tym miejscu — przejechał palcem wzdłuż linii, gdzie skóra zaczynała wystawać spod tkaniny — co idealnie podkreśla mój krągły tyłek.
— Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to wypadałoby ją jednak obciągnąć — szepnęła, chwytając za materiał po bokach, a następnie obniżając ubranie. — Widzisz? — Ustawiła go bokiem przed lustrem. — Teraz wygląda o niebo lepiej. Optycznie jeszcze bardziej powiększyło ci pośladki.
— Znasz się na rzeczy, co?
— Po prostu nie jesteś pierwszym mężczyzną, któremu dobierałam damskie ubrania. Znam trochę trików, aby uwydatnić to, co najlepsze, a zakryć wszelkie defekty. — Skrzyżowała ręce na piersi, uśmiechając się delikatnie.
— Och, a sama z nich nie korzystasz? — spytał, marszcząc czoło.
— Znaczy, pewnie, że wiele z nich wykorzystuję. A co? — mruknęła podejrzliwie. Coś było zdecydowanie nie tak w ekspresji Matsukawy.
— A nie, bo po prostu tak myślałem... — zaczął, bawiąc się kciukami.
— Co? — ponagliła go, wiedząc, że prościej byłoby po prostu uciąć w tym miejscu temat. Jednak jej wrodzona ciekawość na to nie pozwalała.
— Bo mówiłaś, że ta cała ołówkowa podkreśla i powiększa optycznie tyłek. I tak zacząłem się zastanawiać czy jest w ogóle sens noszenia jej przez ciebie, skoro zero pomnożone przez jakąkolwiek liczbę daje wciąż zero — palnął, trzepocząc rzęsami zalotnie.
— Czy ty właśnie-
— Ale spokojnie — przerwał [kolor]włosej, klepiąc dłonią jej bark pokrzepiająco — bycie płaskim tu i ówdzie nie jest niczym złym.
[T.I.] wzięła głęboki wdech, kiedy jej usta zwinęły się w wąską kreskę, brwi powędrowały wysoko, powieki zmrużyły, a głowa zaczęła kiwać powoli na boki. Życie z brunetem zdecydowanie nie należało do najprostszych, jeśli posiadało się wyjątkowo niski próg cierpliwości.
— Zaczyna brakować mi słów na tę twoją głupotę — westchnęła, nie wiedząc nawet, co odpowiedzieć.
— Ależ ja głoszę prawdę i tylko prawdę — zapewnił, oparłszy się plecami o chłodną ścianę. — W końcu, nie bez powodu wyglądam lepiej w tych ubraniach.
— Issei, do jasnej cholery, nie jestem płaska — zaperzyła się.
— Tak? W takim razie dlaczego ten stanik perfekcyjnie na mnie leży? Spójrz, on jest taki mały, że nie utrzymałby żadnych cycków! — oświadczył, wkładając palce pod biustonosz i odchylając go od skóry.
— Dałam ci najmniejszy, jaki udało mi się znaleźć w szafie! Co więcej, on nie jest już na mnie dobry — obruszyła się, podnosząc dynamikę głosu.
— Tylko winny się tłumaczy — zacmokał, złączywszy ze sobą opuszki palców.
Pomiędzy parą nastałaby chwila ciszy, gdyby nie wciąż grająca w tle muzyka oraz szalejąca za oknem burza. [Kolor] spojrzenie skrzyżowało się z ciemnobrązowym w niemym pojedynku. [T.N.] przygryzła policzek od środka.
— Naprawdę się starałam, ale z tobą czasami po prostu się nie da, Issei — powiedziała markotnym tonem. — Idę spać na kanapie, a ty wróć do tej swojej sesyjki zdjęciowej, skoro tak fantastycznie w tym wyglądasz. Jakbyś czegoś potrzebował, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Chłopak mrugnął tępo kilka razy, po czym wypalił:
— Przesadziłem, jak na dziś, co?
Brak odpowiedzi. Kobieta sięgnęła jeszcze po telefon znajdujący się na etażerce, a następnie opuściła pokój.
— Oj, kotku, nie gniewaj się! Przecież wiesz, że to tylko żarty! — zawołał za nią, jednak dziewczyna nadal nie zamierzała się odezwać. — [T.I.]! Mówię poważnie.
Westchnął zrezygnowany, wiedząc, iż, nieważne co [kolor]włosa od niego teraz usłyszy, i tak nie zmieni swojego stanowiska. Zaczął leniwie zdejmować z siebie ubrania, zaraz po tym, gdy wyłączył odtwarzacz.
— Gdybyś zmieniła zdanie, to pamiętaj, że mamy podwójne łóżko, w którym nasze płaskie dupy się zmieszczą! — bąknął ostatni raz, kiedy głośny piorun przeciął nocne, kobaltowe niebo.
⋆✧—— ✧ *⋆* ✧ * ⋆* ✧ * ⋆* ✧——✧⋆
Dzisiaj raczej szybko, krótko i sprawnie. Matt-suw-kaw-ah Is-sæi w panterkowej ołówkowej. Z tego miejsca składam wdzięczność Pani Becie, dzięki której w ogóle cały ten rozdział powstał. I mean, obstawiam, że w najbliższym czasie nie wpadłabym na pomysł kogokolwiek z hq w damskich fatałaszkach, jednak, nasze, jak zawsze niezawodne, rozmowy, zainspirowały mnie od tego oto tworu.
Reklama alert: dzisiaj wstawiłam pierwszy rozdział opowiadania z bokuaką, więc, jeśli ktoś będzie miał ochotę poczytać jeszcze coś, co wyszło spod mojej ręki, to zapraszam. Rozdziały będą wstawiane nieregularnie, same as here. Książka znajduje się na moim profilu, jak zapewne się domyślacie. Trochę angst.
PS: Pozdrawiam Panią Betę–sama za rysunek Mattsuna a'ka Ghetto-gurl.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top