♀ Koganegawa Kanji ║ 🎂


Stłumione dźwięki muzyki przedostawały się przez szparę pod drzwiami do pogrążonej w półmroku łazienki. Powoli normujący się oddech rozjaśnianego blondyna, klikanie klamry paska u spodni oraz skupione pomruki [T.N.] mieszały się z energiczną, dudniącą melodią. Koganegawa, siedząc na skraju chłodnej, białej wanny, obserwował uważnie poczynania swojej dziewczyny, majstrującej coś przy lusterku. Jej dłonie błądziły teraz po wnętrzu różowej, błyszczącej kosmetyczki, agresywnie przebierając zawartość. A gdy udało jej się odnaleźć upragniony przedmiot, [kolor] oczy rozbłysnęły mocniej. Ostrożnym ruchem odkręciła ulubiony tusz do rzęs.

Mężczyzna, nie do końca rozumiejąc działania ukochanej, podreptał do niej ostrożnie, lecz gdy dostrzegł, iż poprawia jedynie makijaż, oparł podbródek na czubku jej głowy, obejmując ją w pasie.

— Odrobinę mi przeszkadzasz, skarbie — mruknęła, unosząc brwi, aby mieć pewność, że nie umaże przypadkiem powieki.

— Przecież świetnie sobie radzisz — stwierdził, oglądając sumienne ruchy kobiety w dużym lustrze.

— Złapałam wprawę, skoro każdego poranka tak się na mnie wieszasz — westchnęła, ponownie szperając w torebce, z której po chwili wyjęła bordową pomadkę. — Lepiej popatrz czy nigdzie cię nią nie ubrudziłam wcześniej. — Podniosła przedmiot na wysokość oczu siatkarza, po czym zaczęła ostrożnie wypełniać usta kolorem.

— Powinno być dobrze! — machnął ręką, złożywszy mokry pocałunek na policzku kobiety.

— Kanji, mówię poważnie — margnęła, zasuwając zamek brokatowej saszetki. — Jeśli jesteś uwalony szminką, to lepiej abyśmy teraz to zmyli, aniżeli później słuchali gadania twoich kolegów, co nie? — Złapała za duże dłonie rozgrywającego i zdjęła je ze swoich bioder. — Proszę — jęknęła, obracając się na pięcie.

Blondyn posiadał dziecięcy wręcz grymas wymalowany na twarzy, energicznie gestykulując rękoma.

— Ugh, co się stało? — wypowiedziała, mrużąc powieki.

— Bo ty zawsze... — zaczął, jednak nie dane było mu skończyć, bowiem oboje usłyszeli donośne stukanie w drzwi.

— Kiedy się zwolni? Łazienka na dole jest zaryglowana już pewnie z pół godziny — zawołał znajomy głos, gardłowym tonem, praktycznie płacząc.

— Chwilka! — odparła [T.I.], ogarniając wzrokiem szyję, żuchwę i kołnierzyk swojego chłopaka. — Powinno być w porządku — wymamrotała. — Nic się nie podwinęło? Sukienka dobrze leży? — upewniła się, łapiąc za koronkę na dole.

Koganegawa jedynie, typowo dla niego, pokazał dwa kciuki w górę, uśmiechając się głupawo.

[Kolor]włosa przekręciła zamek i, zachowując kamienne oblicze, przywitała znajomego:

— Yasushi–chan! — zaszczebiotała, mijając go w progu i przywołując do siebie rozgrywającego skinieniem dłoni na poziomie uda. — Serio aż tak źle jest na dole? — Przyłożyła knykcie do policzka, kiedy niewielka zmarszczka uformowała się między jej brwiami.

— Tak długo was nie ma, że nie wiecie? — zapytał, zakładając na siebie ramiona. Jego wargi uformowały się na kształt wąskiej kreski, kiedy kliknął językiem.

— Pewnie z piętnaście minut, co nie, Ka–chan? — zaświergotała, łącząc swoje palce z odpowiedniczkami siatkarza. — Kanji za dużo wypił. Musiałam trzymać mu włosy — wyszeptała w stronę Kamasakiego, zakrywając ręką usta. — Wiesz, jak to jest...

— Yhm... — burknął, nie do końca wierząc scenariuszowi, który dziewczyna próbowała mu wepchnąć. — Lepiej wracajcie na dół, jeśli chcecie mieć ten dom w całości.

— Nie martw się, poradzimy sobie — zapewniła, przyspieszając kroku.

— W takim razie miłej zabawy. [T.N.]. Kogane. — wymamrotał, zamykając za sobą głośno drzwi.

Młoda kobieta westchnęła z ulgą, kiedy tylko usłyszała kliknięcie zamka. Mocniej pociągnąwszy za sobą blondyna, zaczęła poprawiać kołnierzyk sukienki, który ciągle dawał jej wrażenie bycia niedokładnie zapiętym i źle ułożonym. Śmiechy, krzyki oraz muzyka nasilały się z każdym kolejnym przemierzonym krokiem w kierunku schodów.

— Dlaczego to ja się rzekomo zrzygałem, a nie ty? — obruszył się rozgrywający, przygryzając wewnętrzną część policzka.

— Jako starsza koleżanka mam większą wprawę w piciu plus nigdy nie rzygałam na imprezie. Jak już to kolejnego dnia po imprezie. Do tego masz słabą głowę — westchnęła, wzmacniając uścisk. — Poza tym, mogę się założyć, że ludzie prędzej by widzieli mnie trzymającą twoje włosy niż na odwrót — mruknęła, przedzierając się pomiędzy tłumem tańczących ludzi, aby wejść do kuchni. Cholerny Kanji i jego znajomości z połową ludności Japonii, przeklinała w myślach, mając całkowitą świadomość, że nie zna większości obecnych tu osób.

I kiedy w końcu dała radę jakoś doczłapać do lodówki (po drodze przy okazji – sama nie wie jak – gubiąc Koganegawę), kolejna znana osoba zagrodziła jej drogę.

— Moniwa, jak Boga kocham, jeśli masz zamiar...

— Niech zgadnę: masz dość ilości ludzi w twoim domu, dlatego, kiedy wróciłaś na dół, czujesz się znowu jak w klatce, więc chcesz się czegoś napić na rozluźnienie? — zagadnął brunet, mieszając jakiś napój w prawej dłoni i, niczym ekspert w sprawach czytania nastrojów ludzi bazując jedynie na ich ekspresji, unosząc palec wskazujący niedominującej ręki.

— A żebyś wiedział! — wydusiła, czując większą swobodę przy przyjacielu z dawnej klasy. — Dlatego, proszę, daj mi przejść do lodówki i wziąć zimne piwo. Nie tknę tego ciepłego syfu — rzekła, robiąc krok w lewo, jednak Kaname podążył za nią. — Moniwa, co ty...

— A może drinka? — zaproponował, wyciągając naczynie w jej kierunku.

— Jesteś dziwnie podejrzany — zauważyła, mrużąc powieki i unosząc jedną brew. — Z czym to jest, co?

— Likier — odparł, próbując jak najlepiej zaprezentować szklankę z niebieską cieczą.

— Iii...? — Wykonała koliste ruchy nadgarstkiem, pospieszając go.

— Tequila — dodał, uśmiechając się tak szeroko, że jego policzki nachodziły całkowicie na oczy.

— I wódka, co? — burknęła, cmokając.

— Nie przekonasz się, póki nie spróbujesz! — Wzruszył ramionami, co oznaczało, iż potwierdza słowa dziewczyny.

[T.I.] zdawała się jeszcze przez chwilę wahać, jednak uczucie dyskomfortu spowodowane ilością ludzi śmiejących się za jej plecami, przeważyło szalę.

— Niech ci będzie, ale później ty będziesz zbierał moją pijaną dupę, panie wieczny kierowco — warknęła, wkładając chudą, czarną słomkę między wargi, aby nie ubrudzić szkła pomadką.

— A co, jubilat tego nie będzie mógł zrobić? Już odpłynął? — zagadnął, opierając się łokciami o blat znajdujący się tuż za nim.

— Jeszcze nie, ale boję się, że koledzy go złapią i będą w niego wlewać wódę — stęknęła, gryząc rurkę.

— Jeśli złapał go Hinata, to tylko kwestia czasu, aż będzie tańczył na którymś ze stołów — stwierdził, poszukując wzrokiem żółtawej albo rudej czupryny.

— Co? — bąknęła.

— Okazało się, że Hinata jest mistrzem piwnego ping-ponga — wyjaśnił, przeciągając się. — Widzę, że dużo cię ominęło, jak byliście na górze.

— Och, zamknij się — mruknęła, skubiąc zębami wnętrze policzka. — Mów dalej.

— Lepiej, jeśli sama to zobaczysz — powiedział, machając dłonią tak, aby podążała za nim.

Kobieta uznała, iż i tak prościej będzie po prostu pójść za przyjacielem, niż zostać samej w kuchni, żeby ktoś do niej przyszedł porozmawiać albo, co gorsza, poprosić do tańca. Głośna muzyka dudniła w jej uszach, kiedy, trzymając kolegę za skraj koszuli, aby się nie zgubić, przedzierała się między dziesiątkami obcych ludzi. Serio, skąd on zna tyle osób?

— [T.N.]–senpai! — przywitał ją krzyk siatkarza i chwilę później mogła zobaczyć te marchewkowe kędziory.

— [T.I.]–chan! — wypowiedział Koganegawa, trzymając plastikowy kubeczek, który powoli przykładał do swoich ust.

— Hinata–kun. — Pomachała mu, lustrując go wzrokiem. — Słońce.

Shouyou stał po jednej stronie stolika, na którego środku rozłożone były bokiem książki, zapewne pełniące formę "siatki". Przed nim leżał pełen arsenał kubków wypełnionych po brzegi piwem. Natomiast po stronie jej ukochanego zostały zaledwie dwie sztuki. [Kolor]włosa nie potrafiła zareagować inaczej, jak przyłożyć palce do czoła, licząc w pamięci do dziesięciu. To było za dużo – nawet jak na nią.

— Kanji — zaczęła, nie wiedząc do końca, co chce powiedzieć.

— Tak? — spytał, niewinnie drapiąc się po policzku.

— Możemy na słówko? — zaszczebiotała. Nie czekając na odpowiedź, złapała go za przedramię i pociągnęła za sobą na taras. — Przecież wiesz, że masz słabą głowę! — jęknęła, wydymając wargi.

— Ale to tylko jedna rundka — żachnął się, robiąc minę, jak zbity pies.

— Dobrze wiem, że, jak już przegrasz z Hinatą, uznasz, że chcesz dogrywkę. A później znowu przegrasz i powiesz to samo. I tak w kółko, aż uśniesz pod stołem — westchnęła.

— Po prostu nikt jeszcze z nim nie wygrał — chlipnął, ściągnąwszy brwi. — Nawet Futakuchi nie podołał i teraz leży gdzieś w kącie, a Aone z Tsukkim muszą go pilnować! — stęknął.

— Jesteś pewien, że Tsukishima–kun go pilnuje? — zapytała, zakładając ramiona na piersi.

— Nie — odpowiedział lakonicznie. — Ale z nim siedzi i wygląda, jakby nie bawił się najlepiej. Może będzie chciał się ze mną napić, wtedy się rozluźni! — wypalił, widocznie zapominając o słowach, które przed chwilą zostały do niego wypowiedziane.

— Kanji — skarciła go, wywracając oczyma. — Nie przejmuj się, przyszedł tutaj z własnej, nieprzymuszonej woli. Poza tym nie wydaje mi się, aby był typem osoby, która pije na imprezach — mruknęła, głaszcząc blondyna po plecach. — Co do Hinaty – naprawdę aż tak ci zależy, aby go pokonać? — zapytała markotnym tonem.

Mężczyzna energicznie poruszył twierdząco głową.

— W takim razie popatrz, jak powinno się grać w piwnego ping-ponga — zawołała, wpychając drinka do dłoni rozgrywającego i podwijając wyimaginowane rękawy. — Tylko, proszę, nie pij go — wskazała na szklankę — bo naprawdę będę musiała dziś trzymać ci te włosy.

— Się wie! — zapewnił podekscytowany przyszłą walką na piłeczki swojej ukochanej i przyjaciela.

Ta noc zdecydowanie zapowiadała się ciekawie.


⋆✧—— ✧ *⋆* ✧ * ⋆* ✧ * ⋆* ✧——✧⋆


W końcu dodałam zaległy rozdział, ugh! Teraz tylko byle bym dodała kolejny normalnie w poniedziałek, lmao...
Lolol, 1400 słów, jak zwykle przekroczyłam limit, ale to już nie powinno być dla nikogo zdziwieniem.
Dzisiaj wyjątkowo przed korektą Bety (Pani Beto, jak będzie to Pani czytać, to pozdrawiam czy coś) oraz jej opinią, więc rozdział może później ulec zmianie xD 
Ogólnie to sto lat, Kogane; moje Bubu należące do Pretty Setter Squad! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top