♂ Akaashi Keiji ║


Mocniejszy podmuch wiatru poruszył niską brzozą, której gałąź z hukiem uderzyła w szybę nad głową młodego mężczyzny. Jego całe ciało zadrżało, kiedy pęd zaczął sunąć po szkle w akompaniamencie pierwszych kropel rozbijających się o blaszany parapet. Pojedynczy błysk przedarł się przez intensywnie mrużone powieki [kolor]włosego, a kilka sekund później głośny grzmot dotarł do usilnie przykrywanych poduszkami uszu. Chłopak zaczął gorączkowo pocierać swoją prawą łydką o lewą, czując, jak panika coraz bardziej go ogarnia. Nienawidził burz; bał się ich, odkąd jego kuzynostwo w dzieciństwie zamknęło go na tarasie na pół nocy, kiedy szalała straszliwa ulewa.

Cichy tupot i skrzypienie podłogi rozbrzmiało po korytarzu prowadzącym do sypialni. Nim brunet wszedł do pomieszczenia, kolejna błyskawica rozświetliła niebo z charakterystycznym trzaskiem. Usta [T.N.] zacisnęły się w wąską szparkę, a dłonie ścisnęły mocno na syntetycznej, granatowej pościeli w białe, amorficzne wzorki. Stukot dwóch kubków odkładanych na szafkę poprzedzony był przez melodyjny głos okularnika:

— Zrobiłem herbatę — mruknął, wpatrując się w skuloną postać. — Przynieść ci coś do jedzenia?

[T.I.] jedynie jęknął coś niemrawo, próbując włożyć w to jak najwięcej przeczących tonów, po czym wziął głęboki wdech, starając się myśleć o samych miłych rzeczach; takich jak jego ukochana złota rybka albo ulubiony deser lodowy, jaki miał okazję dziś zjeść na randce ze swoim chłopakiem, albo spokojne dźwięki fortepianu, które ubóstwiał, albo też Keiji, majstrujący teraz coś przy starawym komputerze stacjonarnym. Niższy mężczyzna usłyszał tylko trzy kliknięcia myszką, parę stuknięć w klawiaturę, a następnie przyjemna melodia napisana przez Beethovena wypełniła pokój.

Modre tęczówki wlepiły się w ciało nieporadnego kochanka, wiercącego się pod pierzyną i wydającego z siebie coraz to żałośniejsze odgłosy.

— Zaświecić lampkę? — zapytał, widząc kątem oka piorun dzielący firmament.

[Kolor]włosy jedynie kiwnął nieznacznie głową w odpowiedzi.

— Na którą masz zajęcia? — wypowiedział cicho, siadając na skraju łóżka oraz dotykając czule partnera po ramieniu. Drugą dłonią nacisnął białawy przycisk i przyjemne, żółte światło zaatakowało jego źrenice.

— Na ósmą — wydukał, siąknąwszy dwa razy nosem.

— Odwieźć cię na uczelnię przed pracą? — powiedział, rysując kciukiem kółeczka na suchej skórze ukochanego.

— Miałem cię rano o to prosić...

W przeciągu tych kilku minut na dworze rozpętała się jeszcze większa ulewa. Mokre smugi kreśliły szybę w szachownicę, a pojedyncze, masywne krople, rozbryzgujące się o pustą, glinianą doniczkę, wywoływały dreszcze na plecach niższego chłopaka. Silna ręka Akaashiego owinęła się wokół jego talii, a tors ukryty pod szarą koszulką przywarł szczelnie do rozdygotanego ciała. Owłosiona noga byłego siatkarza, omotawszy się dookoła odpowiedniczki drobniejszego mężczyzny, wślizgnęła się między jego rozgrzane uda, sprawiając, że ten nie mógł już dłużej wykonywać swojego tiku nerwowego. Brunet delikatnie ucałował kark partnera, spostrzegając, jak ten powoli się uspokaja pod wpływem jego dotyku oraz obecności.

I kiedy zdawało się, że wszystko zaczyna się układać, że [T.N.] w końcu uśnie i oboje wyśpią się na całą masę jutrzejszych obowiązków, wraz z kolejnym głośnym grzmotem lampka zgasła, a muzyka Beethovena ucichła. [Kolor]oki spiął wszelkie mięśnie w swoim ciele, na co kruczowłosy cicho syknął, czując, jak jego łydka została zgnieciona, a ręka spoczywająca na talii przygnieciona przez łokieć. Ostrożnie wyswobodził się z silnego uścisku, a następnie wyjrzał za okno; prądu nie było na całej ulicy, jak nie dzielnicy. Keiji westchnął jedynie, wiedząc, że jeśli czegoś nie wymyśli, ta noc może być jedną z nieprzespanych.

— [T.I.] — zaczął spokojnie, włączając latarkę w telefonie. — [T.I.], słuchasz mnie?

Na dźwięk kolejnego wyładowania atmosferycznego, chłopak docisnął knykciami mocniej poduszkę do swojego ucha, ignorując ukochanego.

— [T.I.] — powtórzył, korzystając z planu B — chodźmy do salonu. — Jego smukłe dłonie chwyciły pewnie za bark młodszego mężczyzny schowanego pod kołdrą i obróciły go na plecy. — Chodźmy — powiedział łagodnie, zmuszając się do delikatnego uśmiechu.

[T.N.] zamrugał tępo, oddychając nierówno. Był przerażony obecnymi wydarzeniami, a spontaniczny spacer do pokoju dziennego z Akaashim nie wydawał się na tyle zachęcający, aby opuścić swoją w-miarę-bezpieczną-bazę. Jednak mimo tego wyższy chłopak pomógł mu usiąść, na co tamten przystał. Modre tęczówki spotkały się z jego [kolor], przesyłając falę wsparcia i miłości, a długie palce, sunąwszy po szorstkim policzku, wywołały strumień przyjemnych iskierek pędzących wzdłuż kręgosłupa. Spojrzenie byłego siatkarza sprawiało, że serce partnera momentalnie się rozpływało; nawet kiedy odczuwał niepokój, potrafił się zatopić w owym bezkresnym oceanie.

[T.I.] nieśmiało przyjął wyciągniętą w jego stronę dłoń; następnie poczuł, jak starszy zarzuca na niego polarowy koc, okalając jego półnagie ciało, po czym prowadzi w stronę salonu, oświetlając sobie drogę telefonem. Odgłos bosych stóp stąpających po chłodnej, bukowej posadzce tłumiony był przez coraz bardziej nasilającą się burzę. Keiji usadowił swojego ukochanego na kanapie, otulając go dokładniej pledem, a później zapalił kilka świec, rozświetlając pomieszczenie żółtym, ciepłym blaskiem.

Kiedy niższy otworzył usta z zamiarem zapytania, po co tu przyszli, brunet począł nucić dobrze znaną melodię, szperając po regale na książki. Mężczyzna oglądał w zainteresowaniu poczynania ciemnowłosego, nie koncentrując się na błyskawicach, które szalały za oknem. Akaashi sunął chudym palcem po przeróżnych tytułach w skupieniu, poprawiając co chwilę swoje czarne oprawki zsuwające mu się z nosa. Jego źrenice jakby lekko się rozszerzyły, kiedy dojrzał dużą, żółtą teczkę, po którą momentalnie sięgnął i zaczął wertować setki kartek.

— Keiji — cichy jęk uciekł spomiędzy warg [kolor]włosego. — Co ty właściwie... — uciął, widząc, jak chłopak podchodzi do starego instrumentu i otwiera jego zakurzoną klapę.

Niebieskooki usadowił się na skrzypiącym krzesełku, ustawił sklejony plik z nutami przed sobą, a następnie rozpoczął dokładną analizę. Od dziecięcych czasów nie grał regularnie na pianinie; jak już to okazjonalnie uczył się jakiejś piosenki, która wpadła mu w ucho, a później jego palce nie dotykały mlecznych klawiszy przez następny rok. Mimo to pamiętał doskonale wszystkie oznaczenia dynamiki oraz tempa; wartości nut i pauz; metra, podział na takty, jak też, co najważniejsze, klucze oraz znaki chromatyczne przy nim znajdujące. Na rozgrzewkę odegrał dwie durowe gamy jak też jedną molową, krzywiąc się nieznacznie, gdy tylko rozstrojone dźwięki dotarły do jego uszu. [T.N.] również to słyszał, jednak nie przejmował się tym ani trochę; cała uwaga skupiona była na smukłych dłoniach byłego rozgrywającego, które poruszały się zgrabnie po zjechanych prostokątnych przyciskach.

— Mówiłeś, że nie lubisz grać — bąknął, czując, jak spazmatyczny wydech opuszcza jego wargi.

— Nie przepadam za tym, chociaż czasami mi się zdarza — odmruknął, ponownie lustrując pięciolinię, próbując przypomnieć sobie, jak grało się owy utwór.

Powieki bruneta opadły, kiedy nabrał tyle tlenu do płuc, ile potrafił. Gdy jego palce zetknęły się z chłodnymi klawiszami, począł powoli wypuszczać powietrze przez zwinięte w dzióbek usta. Tym razem Akaashi zaczął odgrywać melodię z zastosowaniem dynamiki oraz eksperymentując z rytmem. Aksamitne dźwięki wypełniły pomieszczenie; pełniły rolę jakby maści na rozdrażnione zakończenia nerwowe w całym ciele [T.I.]; odgłosy burzy nie docierały do jego uszu, bowiem narząd słuchu skupiony był teraz jedynie na pianinie i dobrze znanym utworze.

— Wiedziałeś, że oryginał został zapisany na skrzypce? — zapytał niebieskooki, zwalniając nieznacznie tempa. — A przełożenia na fortepian dokonał...

— Rachmaninow — szepnął sennie, przygryzając wargę.

Keiji, nim zdołał dojść do, jego zdaniem najcięższej, części utworu, znajdującej się na ósmej stronie, usłyszał ciche pochrapywanie z tyłu i spokojny oddech ukochanego. Uśmiechnął się tylko pod nosem i, będąc gotów na zakończenie swojego przedstawienia, spowolnił grę, nie chcąc trafić żadnego fałszywego dźwięku, który rozbudziłby młodszego mężczyznę. Muzyka idealnie komponowała się z uderzającymi w szklaną szybę kroplami deszczu oraz powoli cichnącymi odgłosami burzy. Wraz z ostatnią nutą, brunet zamknął klapę i podszedł do swojego chłopaka, który nie okazywał już żadnych oznak strachu; jedynie smacznie sobie spał, robiąc głupawe miny.

— Niby Cierpienia miłosne, a ile przynoszą Radości...* — westchnął mężczyzna, całując skroń młodszego. Następnie usiadł obok niego i, wsłuchując się w jego miarowy oddech, usnął na kanapie.


*Nawiązanie do utworów Liebesleid (cierpienia miłosne) oraz Liebesfreud (radość miłości) napisanego przez Kreislera na skrzypce i przełożonego na fortepian przez Rachmaninowa, o czym chłopcy wcześniej wspominają.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top