Rozdział 3 "Jak śliwka w kompot"

Godzina 19:00

Jako że jesień już była w zaawansowanym stadium, wieczory bywały bardzo zimne, przez co jeszcze bardziej byłam na siebie zła, że spędziłam tyle czasu na uczelni. Dyrekcja powinna wręczyć mi jakiś dyplom wzorowego studenta czy cokolwiek. To samo też napisałam Dylanowi w SMS'sie, na który odpisał przed chwilą.

Od Dylan:
Tak, zwłaszcza kiedy dowiedzieliby się, że kradniesz wifi czy te wszystkie inne.

Wywróciłam oczami na jego wiadomość. Czy on zawsze musi przytaczać akurat ten jeden argument? Jak będzie mnie bardziej drażnił (niż zwykle oczywiście) nie pójdę z nim na sesję zdjęciową, którą ma zrobić tym tygodniu na zajęcia z fotografii.
Zła Holland.

Kiedy powoli zbliżałam się już do swojej ulicy, gdzie wynajmowałam moje cudowne i piękne mieszkanko. Po chwili mój telefon znowu za wibrował. Dylan wpada na kolację. Szkoda, że nie miałam kolacji. Plan B. Pizza.
Mieliśmy się spotkać po drodze, jednak nie widziałam jego osoby, gdy rozglądałam się na wszystkie strony. Niedługo potem zza zakrętu wyjechało czarne auto, które jechało jak na mój gust stanowczo za wolno. Nie chciałam się odwracać, bo wiedziałam, że będę tego żałowała. Nieprzyjemny dreszcz niespowodowany na pewno zimnem przebiegł przez moje ciało. Kiedy przyspieszyłam kroku auto, również przyspieszyło.
Nie panikuj Roden.
Na szczęście w oddali zobaczyłam mojego przyjaciela, do którego natychmiast zaczęłam biec i w tym samym momencie czarny pojazd przyspieszył, i odjechał.
To było bardziej niż dziwne.
Dziwniejsze jednak było to, że kilka chwil później z naprzeciwka minął nas ten blondyn, którego ostatnio ciągle zaczynałam spotykać.
- Hej, wiesz jak ma na imię ten chłopak? Studiuje historię sztuki prawda..?
- Ym.. Nie wiem co studiuje, ale wiem, że nazywa się Ashton Irwin. TYLKO NIE
MÓW, ŻE MNIE Z NIM ZDRADZASZ!! - oburzył się Dyl
- Ugh nie. - wywróciłam oczami - Tak tylko pytam. Z ciekawości.
Nie rozmawialiśmy już później o tym.

Oboje daliśmy pochłonąć się całym ciałem temu całemu oczekiwaniu na dostawcę.

Godzina 15:00 / następnego dnia

Szliśmy przez park i piliśmy kawę. Dzisiaj było tak strasznie wietrznie, że zdjęcia przełożyliśmy na inny termin. Mój najlepszy przyjaciel właśnie opowiadał mi, jak zamierza dostać pracę w Google jednak tylko udawałam, że go słucham. Wiem to nie było miłe, ale naprawdę nie mogłam się skupić na niczym innym. Dzisiaj na uczelni cały czas mijałam się z tym całym Ashtonem a po zajęciach miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nie chciałam popadać w paranoję, lecz chyba powoli temu się poddawałam. Późną nocą jeszcze raz włączyłam przenośną pamięć, którą ktoś zgubił.
Budynek okazał się wielką willą, później wygoglowałam zdjęcie tego kamienia, który okazał się tak wiele wart, że nie mogłam zliczyć zer. Reszty plików nie chciałam otwierać, zbyt bardzo się bałam.
Kiedy O'brien zorientował się, że wcale go nie słucham, obraził się niczym trzylatek, wiec moje prywatne rozmyślenia zeszły na dalszy plan, gdyż musiałam go jakoś udobruchać. Zdecydowałam, że postawię mu gorącą szarlotkę z lodami w naszej knajpce. Przez żołądek załatwia się wiele spraw.
Zwłaszcza z tym chłopakiem.

Podświadomie jednak zastanawiałam się co mam zrobić.

Iść na policję?

Spróbować złamać resztę tych zabezpieczonych plików starając się nie umrzeć na zawał kiedy zobaczę co się pod nimi kryje?

Po chwili jednak postałam kuksańca w bok od chłopaka, który mówił prawie śmiertelnym tonem. Mówię prawie, bo buzię miał pełną ciasta, którego w przeciwieństwie do niego prawie nie tknęłam.

- Jeśli zaraz nie powrócisz do świata żywych naprawdę będę myślał, że marzysz o tym Irwinie..

Uśmiechnęłam się do niego, biorąc do ust wielki kawałek szarlotki aby uniknąć odpowiedzi na te jego stwierdzenie. Czy cokolwiek to było.

Godzina 20:00

Kiedy jeszcze raz postanowię odwiedzić moją starą koleżankę Alison z butelką wina w torebce błagam, niech ktoś mnie powstrzyma.
Byłam sobie jedynie wdzięczna za to, że postanowiłam dzisiaj włożyć buty na płaskiej podeszwie. Chociaż w czasie zmroku nie będę robiła hałasu obcasami.
Nienawidziłam wracać do domu sama, kiedy było już ciemno, zwłaszcza teraz gdy wydarzenia z ostatnich dni spędzały mi sen z powiek.
Pocierałam dłońmi ramiona, aby dodać sobie otuchy, został mi kawek drogi do domu.
Dam radę.
Przyspieszyłam kroku, kiedy zorientowałam się, że ktoś zaczął iść za mną. Pewnie był to zwykły przechodzień, ale prawda jest taka, że każdy po zmroku staje się podejrzany.
Zwłaszcza teraz. Zwłaszcza dla mnie.
Kiedy byłam kilka metrów przed swoim budynkiem, gdzie wynajmowałam mieszkanie. Odetchnęłam z ulgą.
Nie oglądając się za siebie zaczęłam wpisywać powoli kod elektroniczny, aby wejść na klatkę schodową, ponieważ nie chciało mi się szukać kluczy w torebce.
Nagle ktoś przyłożył mi coś do twarzy, chwytając mnie w pół. Nie zdążyłam wydać z sobie żadnego dźwięku. Kątem oka zobaczyłam jedynie czarne auto. Obraz zaczął się zamazywać a z moich oczu zaczęły płynąć łzy.
Nagle jakiś męski głos powiedział zimnym jak lód głosem, wywołując dreszcze na całym moim ciele.
- Nie ładnie grzebać w cudzych rzeczach moja droga Holland. Masz coś mojego i zamierzam to odzyskać a ty kochanie pomożesz mi we wszystkim w czym będę chciał.

Wpadłam jak śliwka w kompot

To mega dziwne, że w klasie maturalnej nie mam nic na jutro zadane lol.

#18 miejsce w rankingu?! OMG LUDZIE DZIĘKUJĘ!

Komentujecie, gwiazdkujcie, mówicie o książce znajomym. To mega wiele dla mnie znaczy. Dziękuję!!!! <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top