Rozdział 27 " Nie odpowiedni moment na flirt "
Dwie doby i dwie noce. Hektolitry czarnej, mocnej kawy. Wory pod oczami, wielkości talerzyków do ciast i charakterystyczny zapach niewietrzonego długo pomieszczenia. Zmęczenie, frustracja, żal do świata i każdej materii dokoła. Piekące oczy i ciągły, pulsujący ból w głowie towarzyszyły mi bezustannie.
Prawdopodobnie gdyby nie pomoc chłopaków chociażby w postaci parzenia i dolewania kawy do kubka, czy motywacja słowna, lub praca na pół etatu za robieniu w poduszkę czy worek treningowy nie dałabym rady złamać tych cholernych haseł.
Nie wiedziałam tak naprawdę, jaki mam nastój, po wszystkim zamknęłam się w pokoju, chcąc być całkowicie sama. Być może okres się zbliżał, być może nie radziłam sobie ogólnie sama ze sobą, będąc całkowicie przytłoczona tym wszystkim. Lub wszystko na raz.
Prawda była taka, że tak naprawdę cholernie się bałam tego, co nastąpi w tym tygodniu, chyba było lepiej żyć w tej niewiedzy. Powaga sytuacji dotarła do mnie stanowczo zbyt mocno i intensywnie. Nauczyłam się zawczasu całego planu budynku, miałam świadomość, że plan, Liama może się nie udać, że jakiś mały szczegół może nie wypalić. Nie wiedzieliśmy, co planuje Bohen, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię czekając ona odpowiedni moment i to przerażało mnie najbardziej. Byłam pewna, że był wściekły – i nie chciałam wiedzieć jak bardzo – za brak mojego telefonu.
Nie chciałam tego mówić, ale bałam się tak bardzo, że nie chciałam wychodzić poza mój pokój. Harry wziął wole na żądnie i niechętnie pracował z Dylanem w salonie, objaśniając mu sprawy, którymi ja nie chciałam nawet się zajmować. Bałam się, że Ian domyślił się, że tak naprawdę z nim nie współpracuje, więc kiedy już nadejdzie ten moment, kiedy mnie zgarnie muszę być idealną aktorką.
Do tego, (choć zupełnie nie powinnam się martwić takimi rzeczami, ale byłam też tylko kobietą) przejmowałam się moimi stosunkami ze Stylesem.
Kiedy ta cała sprawa się skończy, on nie będzie tutaj mieszkał, bo nie oszukujmy się jest tutaj, bo musi. Co będzie po wszystkim? Zakładając, że będę żyła.
Jak będzie wyglądało do cholery moje życie? Wrócę tak zwyczajnie na studia udając, że nic nigdy się nie wydarzyło?
Jak będzie wyglądała znajomość pomiędzy mną a Stylesem? Czy w ogóle będziemy utrzymywać jakiś kontakt?
To wszystko mnie przerastało. Nie miałam na to wszystkiego innego słowa.
Godzina 21:30
Zostały jakieś dwa dni do wielkiego wydarzenia a ja musiałam już brać leki uspokajające, aby móc 'normalnie' funkcjonować. Wiedziałam, że muszę być silna i żaden z chłopaków nie da mnie skrzywdzić jednak, Ian był Ianem a jego osoba przerażała mnie bardziej.
Siedziałam pod kocem na kanapie z kubkiem gorącej herbaty patrząc tępo przed siebie. Powtarzałam sobie właśnie plan działania, tzn wejść do budynku, złamać zabezpieczenia, tak, aby nie można było otworzyć pomieszczenia, w którym znajdowały się diamenty i czekać aż służby wyprowadzą Iana.
Taki był oficjalny plan Liama.
To było zbyt proste i coś musiało nie wyjść, lecz jeszcze nie wiedziałam, co.
Odłożyłam kubek na stolik, gdy Harry wszedł do pokoju. Popatrzyłam na niego i chciałam wymusić uśmiech, ale nawet chyba tego nie umiałam zrobić dobrze.
- Co oglądamy ruda? Może tematycznie szybcy i wściekli?
Jako jeden z nielicznych odciągał moją uwagę od tego wszystkiego na każdy możliwy sposób.
- Serio? – spytałam znudzona.
- Równie dobrze możemy się całować. To skutecznie odwróci twoją uwagę.
Przysiadł się do mnie stanowczo zbyt blisko i śmiesznie brewkował.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale nie miałam pojęcia, co. Zamknęłam je, po czym znowu otworzyłam. Rozśmieszyło go to a ja już nie wytrzymałam.
- Jak ty sobie to wszystko do cholery to wyobrażasz?! – wewnętrzny armagedon właśnie nadszedł – jesteś tutaj ze mną, bo musisz do kurwy nędzy! Nazwij mnie teraz rozhisteryzowaną, ale do cholery nie rób mi wody z mózgu Styles! Co będzie po wszystkim? Zostawisz mnie i wrócisz do swojego życia a ja do swojego i zapomnimy o sobie, bo w zasadzie powinno tak to wszystko wyglądać... - chodziłam w kółko, żywo gestykulując rękoma, nie zwracając uwagi na to, że Styles jest za mną.
W pewnej chwili odwrócił mnie do siebie i pocałował.
Pocałował.
Jego usta napierały na moje a ja nie mogłam nie oddać jego delikatnych pocałunków. Nie był natarczywy w każdej chwili mogłam go odepchnąć, ale nie chciałam. Chwyciłam jego koszulkę, gniotąc ją w frustracji, czując jak chłopak uśmiecha się.
Byłam na niego zła za to, co zrobił, jednocześnie chcąc, by zrobił to kolejny raz. Czy to ma jakikolwiek sens?
Patrzył na mnie z góry uśmiechając się półgębkiem, zapewne z mojej miny godnej naburmuszonej trzylatki.
- Właśnie tak sobie to wyobrażam Holland. Załatwimy Bohena, wyprowadzę się do siebie, aby za kilka dni zaprosić cię na najlepszą randkę życia i będziemy robić właśnie takie rzeczy.
Wywróciłam oczami na jego śmiałe stwierdzenie.
- Jeśli wrócę z żywa być może się zgodzę. – wzruszyłam ramionami
- Nie pozwolimy by coś ci się stało.
- Okej.
- Okej. – znowu ten uśmiech.
- UGH PRZESTEŃ ZE MNĄ FLIRTOWAĆ! – wyrzuciłam bezradnie ręce w powietrze.
Odwróciłam się do niego tyłem i szybko poszłam do toalety, aby ukryć ten żenujący rumieniec na twarzy. Słyszałam jednak za sobą ten jego chichot.
- Przecież widzę, że ci się to podoba!
Nienawidzę cię Styles.
Rozdział nie sprawdzony, sorcia za błedy!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top