Rozdział 23 ''Najgorsza NIErandka"
Godzina 19:00
Z teorii, jak również z wielu filmów romantycznych, czy nawet książek dostarczających nam idealnie wyidealizowanych przykładów randek możemy wywnioskować, że idealne spotkanie dwojga ludzi, powinno zakończyć się w przyjemnej atmosferze, flirciarskich zalotach, delikatnie sprośnych żarcikach no i najlepiej gorącym pocałunku w deszczu, na środku drogi, bo przecież wtedy magicznym cudem nie jedzie żadne auto, które w kilka sekund mogłoby zabić zakochańców. Pod domem kobiety, mężczyzna wyznaje jej miłość a sąsiedzi, w śród, których nie ma osiedlowego monitoringu wzdychają z zachwytem, bo przecież nie może stać się nic innego.
Nie ma to jak bullshit.
Spotkanie z Harrym, bo nie była to randka było miłe. Opowiadał mi suche żarty, które były śmieszne...
No dobra udawałam, że były śmieszne.
Później jednak, chujek bombki strzelił, mówiąc krótko.
Mówiłam chłopakowi, abyśmy się już zbierali, bo zaczyna się chmurzyć, na co on stwierdził z tą swoją męską dumą, że nic z nieba nie spadnie i nie mam psuć randki. Praktycznie zdążyliśmy się już poprztykać, kiedy z nieba zaczęły spadać wielkie krople deszczu. W roztargnięciu pakowaliśmy wszystkie produkty do koszyka, będąc praktycznie przemoczonymi. Na dodatek jeszcze grzmiało.
Świetnie.
- Uspokój się Holland, nic nie będzie padało, jak zwykle psujesz nastój – naśladowałam jego ton z przed kilku chwil
- Przestań kobieto, nie jest tak źle...
- NAWET NIE PRÓBUJ ZAŁAGODZIĆ TEJ SYTUACJI HAROLD!
Kiedy resztki jedzenia walały się po biednym, niczemu winnemu koszykowi, my biegliśmy przed siebie prawie, zwinnie przeskakując przez wystające korzenie.
W pewnej chwili jednak (bo zawsze może być gorzej) Harry będąc z tyłu, potknął się o jakiś korzeń wpadając na mnie, przez co oboje runęliśmy z impetem na mokrą ziemię. To znaczy ja.
Z góry na dół jak stworzyła mnie natura byłam w mokrej ziemi, liściach i gałązkach. Z wściekłością zrzuciłam z siebie chłopaka, drąc się jak może być taką ciamajdą, że to najgorsza nierandka w moim życiu, i chyba teraz gorzej już być nie mogło.
W zasadzie było mi wszystko jedno, więc zostawiłam go w tyle i powoli szłam do auta, i tak byłam już przemoczona i brudna. On też, ale ja bardziej.
Patrzyłam na jego poczynania, kiedy próbował, chociaż trochę oczyścić się z tego brudu. Na marne.
Patrzył chwilę na koszyk, który był w złym stanie, poczym położył go pod drzewem, zostawiając go.
-um.. – starał się coś powiedzieć
- Nawet nie próbuj.
Kipiałam wtedy wściekłością i nawet Armagedon nie mógł się ze mną równać. Byłam wtedy w stanie zniszczyć wszystko i wszystkich, jeśli teraz stanęli by na mojej drodze, próbując załagodzić sytuację, lub nie daj boże uspokoić mnie.
Godzina 20:30
Weszliśmy do domu, zostawiając błotne ślady na klatce schodowej i w mieszkaniu. Oboje byliśmy wykończeni, padnięci, śmierdzący i brudni.
- Powinniśmy wziąć razem prysznic, narobimy mniejszego syfu w łazience.
Powiedział szczerząc się od ucha do ucha. Być może gdybym teraz nie była taka wściekła to zarumieniłabym się.
- Ja idę pod prysznic, Ty możesz się umyć w umywalce. W kuchni. Ja idę do łazienki.
Nic nie odpowiedział, tylko fuknął obrażony. Uśmiechnęłam się zwycięsko pod nosem i rzuciłam za siebie mokry sweter, który wylądował na podłodze przed Harrym.
Obejrzałam się przed ramię z uśmiechem i poszłam do łazienki gdzie wreszcie mogłam powrócić do stanu pierwotnego – czytaj wyglądać jak człowiek.
Ciepła woda skutecznie ukoiła moje zszarpane nerwy. Czułam się jak nowonarodzona i tak też wyglądałam. Ubrałam się w czyste ubrania i udostępniłam łazienkę.
Wtedy przede mną pojawił się nagi Harry zasłaniający dłonią swoje dolne partie ciała. Zasłoniłam szybko oczy usuwając się na bok czerwona jak burak cukrowy. Kłamałabym jeśli powiedziałabym, że się nie zawstydziłam jego wyglądem. Brzydki to Harry na pewno nie był. Nie oszukujmy się.
Wchodząc do łazienki rzucił tylko, ''jeśli myślałaś, że będę czekał w przemoczonych ciuchach, to się bardzo pomyliłaś moja droga''.
Mieszkanie z Harrym miało w sobie milion śmiesznych lub nie śmiesznych niespodzianek, ale nie powiedziałabym, że aż takich!
Nie żebym się jakoś wgapiała, przez te kilka sekund no, ale..
Dobra, zrobiło mi się trochę gorąco.
Harry pieprzony Stylesie, przestań stawiać mi kłody pod nogi, nie zakocham się w Tobie!
Godzina 22:00
Kiedy posprzątaliśmy cały bałagan po sobie, minęło strasznie dużo czasu, a po całym dniu byłam naprawdę wykończona. Przysięgam mogłabym zasnąć na stojąco, gdybym jeszcze tylko miała żeby wstać z kanapy.
Oglądaliśmy resztkami sił x-factora, ale byłam pewna, że chłopakowi oczy zamykały się same, tak samo jak i mnie.
- Idę spać – powiedziałam wreszcie
- Zaniósłbym cię, ale nie zrobię tego – odpowiedział zmęczony
- Nie potrzebuję tego, wciąż jestem zła.
- Ja jestem zły bardziej. Pogoda zniszczyła randkę a ty się na mnie darłaś jak baba z osiedlowego monitoringu.
- Jutro skończymy się kłócić, dzisiaj nie mam siły.
Wstałam z pościelonej już kanapy, gdzie do snu układał się już mój współlokator. Wstawiłam jeszcze brudne naczynia do zlewu i kierowałam się powolnym krokiem do sypialni.
Harry w połowie już spał jednak mimo to, zdołał powiedzieć mi jeszcze dobranoc. Dobrze, że nie widział już, jak mały uśmiech wstępował na moją twarz.
Witam po dość długiej nieobecności.
Wybaczcie, rozdział jest słaby i praktycznie nic się w nim nie dzieje.
To był dla mnie ciężki i stresujący tydzień (schudłam przez to 3 kg cri). Egzaminy zawodowe, milion tysięcy sprawdzianów, prac klasowych no i próbne matury, potrafią z człowieka zrobić wraka.
Zaczynam ferie, więc rozdziały będą pojawiać się częściej. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top