Rozdział 21"Bonnie i Clyde"

Godzina 16:55

Wychodząc z budynku szpitalnego, buchnął we mnie zimny, jesienny wiatr, który spowodował ciarki na całym ciele, towarzyszące mi przez całą podróż aż do kawiarni.
Nie wiedziałam czy owe ciarki były rzeczywiście spowodowane złą pogodą, gdzie swoją drogą zbierało się na deszcz, czy może strachem, krążącym po moim ciele razem z krwią.
Pomimo tego wszystkiego, co zrobił ze mną Ian, wciąż bałam się tego nieobliczalnego psychopaty, bo wiem, że raczej poczucia humoru to on nie miał.
Stałam przed drzwiami kawiarenki urządzonej w dość starym stylu (wciąż przyjemnym dla posiedzenia czy chociaż zawieszenia oka). Rozglądałam się, dookoła ale musiało wyglądać to dziwnie, więc z przysłowiową duszą na ramieniu przekroczyłam próg, gdzie natychmiast uderzyło mnie ciepłe powietrze i zapach świeżo parzonej kawy.
W środku nie było tłoczono, ale większość stolików było pozajmowanych. Lokal był wykończony drewnianymi podłogami, które były tego samego koloru, co masywne meble. Czerwone ściany i stare, prawie wyglądem przypominające królewskie kanapy dodawały temu wszystkiemu złudzenia przypominającego, że naprawdę myślałam, że siedzę w zamku u królowej.
Zajęłam mały stolik niedaleko kominka i zamówiłam kawę z mlekiem, czekając na najgorsze.

Kiedy wybiła równo 17:00 drzwi się otworzyły a mały dzwoneczek zadzwonił informując o nowym kliencie, sprawiając, że moje serce dosłownie stanęło na kilka chwil. Ian z czarnym płaszczem w ręku podszedł do stolika, w którym siedziałam i swobodnie zajął miejsce naprzeciwko mnie, wołając młodego kelnera, który miał mu przynieść zwykłą czarną kawę. Gdy młody, zupełnie nieświadomy kelner oddalił się na odpowiednią odległość, Ian z uśmiechem powiedział do mnie
- Jestem dumny Holland, wreszcie poszłaś po rozum do głowy i zaczęłaś współpracować.
- Wystarczyło tylko skrzywdzić najbliższą osobę w moim życiu - uśmiechnęłam się sarkastycznie w jego kierunku.
Bycie w miejscu publicznym dodawało mi trochę odwagi.
Ian spojrzał na dół z uśmiechem, trochę tak jakby właśnie usłyszał jakiś dobry żart. Jego oczy świeciły się rozbawieniem, co prawda, ale wciąż pozostawały tak samo jak zawsze chłodne. Jak gdyby mogły zamrażać.
- Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania Holland - mówił to skanując moją twarz - oczy straciły te ''magiczne iskierki'', które zdradzały twoje zdeterminowanie, nawet pod grubą warstwą makijażu mogę zobaczyć jak sine masz oczy. Dużo płakałaś. Właśnie teraz twoja mimika się zmienia, jesteś albo pod wrażeniem albo przerażona - wzruszył ramionami.
Podziękował za kawę młodemu chłopakowi, któremu od razu zapłacił za zamówienie wręczając naprawdę kosmiczny napiwek uszczęśliwiając kelnera.
Upił łyka ciepłego napoju a ja nie wiedziałam jak mam się zachować. Nie oszukałam go, jako jedynego. Wystarczyło, że dokładnie przyjrzał się mojej twarzy.
- Widzisz rozumienie sztuki nie tylko przydaje się do obrazów czy innych dzieł. W ludziach ma takie samo zastosowanie... w końcu każdy z nas jest po części taki sam. - upił kolejny łyk - wypaliłaś się Holland. Nawet ja to widzę.
- Podziękuj samemu sobie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą - Wykańczasz mnie, jestem do cholery twoją marionetką, jakimś pionkiem w chorej grze, której za nic w świecie nie potrafię zrozumieć.
Broda zaczęła mi się niebezpiecznie trząść, co było równoznaczne z tym, że niedługo rozpadnę się na kawałki przed osobą, która była winna mojej autodestrukcji.
Ian patrzył na mnie w skupieniu, chyba nawet on spodziewał się jeszcze, że gdzieś została we mnie odrobina walki, która będzie kazała mi się buntować, ale nie miałam na to ochoty.
- W takim razie dobrze. - Powiedział po czasie, mrożąc mnie wzrokiem - Potrzebowałem osoby, która zajmie się pewnymi czynnościami. Niezbędnymi. Był jeden chłopak, miał potencjał i na moje szczęście zatracił się w ciemnej stronie życia, byłbym głupi gdybym nie wykorzystał jego talentu - wzruszył ramionami - na nasze nieszczęście ten idiota spróbował narkotyków i twój przyjaciel z komendy zgarnął faceta, nie wiedząc, że zgarnia przy okazji czarnego konia w świecie oszustów. Małymi kroczkami doszedłem do aspirującego 'hakerka', którym okazałaś się ty. Myślałem na początku, że jesteś żółtodziobem, który sam się wystawia w ręce policji, tymi małymi oszustwami, to znaczy twój przyjaciel. Dopiero później zrozumiałem, że to ty. Zrozum czas mnie gonił, więc pomyślałem sobie, czemu nie?
Wciąż nie rozumiałam wielu rzeczy, ale chciałam żeby kontynuował.
Widząc jak bardzo wyczekiwał reszty opowieści, jeśli tak mogłam to nazwać uśmiechnął się połowicznie.
- Oczywiście jak to kobieta zaczęłaś płakać, rzucać się jakby szatan Toba miotał - nawiązał do mojego porwania - niestety plany pokrzyżowały mi po raz kolejny te dzieciaki. Młody gliniarz jest sprytny, muszę to przyznać, ale ja zawsze jestem krok do przodu Holland. Dlatego zostawiłem cię z tym idiotą, którego później złapali.
- Więc tak naprawdę, do czego jestem ci potrzebna? - Spytałam nierozumiejąc, do czego dąży.
Chorą radość sprawiło mu, dociskanie mnie, aby utrzymać się w wierze, że teraz jestem po jego stronie chcąc czy nie chcąc. Dopiero, kiedy z bólem serca powiedziałam mu, że jestem ''w jego drużynie'' udzielił mi odpowiedzi na moje pytanie.
- Musisz złamać te zabezpieczenia - podał mi mały, pendrive - i dostarczyć mojemu pracownikowi pliki. Na razie tyle, reszty dowiesz się w swoim czasie.
Wow serio? Dzięki, odmieniłeś moje życie tą odpowiedzią.
- Skąd masz pewność, że nagle zaczęłam ci ufać? - spytałam.
Dopijając swoją kawę, gdzie moja już dawno ostygła nawisem mówiąc spojrzał na mnie spod byka. Nie spiesząc się jak zawsze z udzieleniem odpowiedzi odstawił filiżankę.
- Ponieważ znasz moją drugą twarz - powiedział - wiesz, co robię za plecami innych. Ty jesteś studentką mody a twoją drugą twarzą jest współpraca ze mną. Tak bardzo uwielbiasz tych młodych ludzi, jasne są przystojni, ale nie wiesz, co naprawdę robią, kiedy ich nie widzisz.
Nie słuchaj go Holland, on robi ci pranie mózgu.
Miałam tego wszystkiego dość, Ian ubierał się powoli do wyjścia, więc rozmowa była zakończona. Chciłam jak najszybciej znaleźć się przy ladzie, uregulować rachunek i zniknąć.
Zapłaciwszy za kawę Ian podszedł mnie i powiedział
- W tym lustrze wyglądamy jak Bonie i Clyde.
Wiem, do czego dążył. Szybko zripostowałam patrząc tępo w lustro, które wisiało niedaleko lady, przy której płaciłam za niewypitą kawę.
- Chyba raczej jak wnuczka z dziadkiem.

Godzina 18:30

Nie chciałam wracać ani taksówką ani autobusem do domu. Natłok myśli sprawiał, że nie wiedziałam, kto był teraz dobry a kto zły.
Deszcz powoli zaczął kropić, ale nawet to nie wytrąciło mnie z transu, w jakim teraz byłam.
Musiałam szybko rozwiązać zagadkę, chociaż to było raczej oczywiste.
Pomimo tego, że Ian powiedział mi prawie wszystko, co chciałam wiedzieć, wiedziałam, że ma jakieś niecne zamiary. Pomimo tego, że zobowiązałam się być po jego stronie w oficjalnej wersji, wiedziałam, że nigdy nie będę naprawdę po jego stronie.
Próbował mnie zbuntować przeciwko Liamowi i prawie mu się to udało gdyby nie to, że powiedział mi, że nie znam ich 'drugiej twarzy'.
Znałam ich drugie twarze, każdego z osobna.
Liam pracował na własną rękę, wykorzystując informacje z różnych źródeł, niekoniecznie tych zgodnych z prawem.
Harry pomimo tego, że był pracownikiem gazety, pomagał Liamowi, co wbrew pozorom świadczyło o jego inteligencji. To znaczy 'inteligencji', bo dla mnie wciąż czasem był idiotą.
Ashton również miał swoje za uszami, bo jednak podróbek w swoim życiu wykonał dużo.
Ja współpracowałam z obiema stronami, gdyż byłam i z Ianem i z Liamem.
Choć tak naprawdę musiałam udawać i oszukiwać wszystkich zupełnie jak Bohen.
Moim nowym planem było zwodzenie Iana, i pozorne pomaganie mu za plecami Liama. Musiałam chronić moich przyjaciół, ale nie mogłam i nie chciałam wplątać się w to, co Ian nazywał swoją pracą.
Reasumując jak to w filmach mówili będę podwójnym agentem.

Przemoczona do suchej nitki, byłam już blisko domu. Nie wiedziałam, czy mój nowy plan jest dobry, ale nie mogłam nic nie robić.
W pewnej chwili mój telefon zaczął dzwonić powiadamiając mnie o nowej wiadomości od Harrego.

Od Harry:
Gdzie jesteś Holl? Martwię się.

Uśmiechnęłam się sama do siebie. Oni mnie nie chcieli wykorzystać, oni chronili mnie.
Liam, Harry i Ashton, którego częściej nie było jak był nie byli tymi złymi jak to określił Ian.
Nigdy nie dam naprawdę przeciągnąć się na jego stronę.

Gdy przekroczyłam próg domu (gdzie woda kapałam ciurkiem z moich ubrań) zegar wskazywał 19:30.
Harry natychmiast pojawił się w przedpokoju, przerażony moim wyglądem. Nie zważając na to, w jakim stanie jestem przytulił mnie mocno do siebie
- Holland nigdy więcej tak nie rób... co się stało?!
Trzymał moją twarz w swoich wielkich dłoniach i dokładnie oglądał jak małe dziecko. Chwyciłam jego dłonie i odciągnęłam od swojej twarzy
- Musiałam pomyśleć nad wszystkim i... nie wzięłam parasola - uśmiechnęłam się delikatnie. n

Witam! :)

Zdjęcie w mediach mnie bawi, idk czemu haha.

Cóż, niektóre rzeczy zaczynają nabierać nowego znaczenia, inne wręcz się komplikują.



Proszę napiszcie mi swoje odczucia do tego wszystkiego, nie wiecie ile radości sprawia mi czytanie Waszych reakcji! x


P.s Mam nadzieję, że święta przebiegają Wam miło i we wspaniałej atmosferze. Wypocznijcie dobrze przez ten czas. Spóźnione wesołych świąt! ♥


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top