VI

Popołudniowe niebo, nad wyspą, zwiastowało nadchodzącą burzę. Korony palm uginały się pod wpływem porywistego, chłodnego wiatru, a ciemne chmury pokrywały nieboskłon na tyle szczelnie, że promienie słońca nie były w stanie dotrzeć do fal wzburzonego oceanu.
Nere siedzący na białym piasku, tuż przy skraju drzew, spojrzał w niebo, zastanawiając się, czy jego ukochany może być w złym humorze.
Ciężkie krople zimnego deszczu zaczęły obficie spadać z szaroczarnych obłoków, gdy bóg ziemi wnikliwie analizował zachowanie swojego małżonka.
Sceneria przed nim uległa diametralnym zmianom, dodając powietrzu woń wilgotnej ziemi.
Usta bóstwa ułożyły się w delikatnym uśmiechu, który był wyrazem wewnętrznego rozczulenia troską o ich wspólny dom.
Uzmysłowił sobie, iż Ivel nie musi być zły, by stała się taka pogoda. Syn księżyca bezpośrednio odpowiadał za zmiany w porach roku, których terminy dotrzymywał nad wyraz dokładnie, ani razu nie zapominając o układzie gwiazd, które to wskazywały mu kolejny etap.
Ta pamięć o wydarzeniach ważnych, dla ich małego świata, jedynie utwierdzała go w miłości ukochanego.
Mimo tego, iż był w tej chwili sam, czuł obecność bóstwa, które w swojej komnacie odsypiało utratę cennej energii. Wiedział też, że Ivel dołączy do niego, gdy tylko nabierze sił. Nie mógł go odwiedzać, przez fakt, iż musiał doglądać ich wspólnego dziedzictwa. Tęsknota za czułościami, dotykiem jego zimnych warg, a także szczupłymi, bladymi palcami, którymi to badał całe jego ciało, była ogromna, jednak wiedział, że chwila ich rozłąki nie będzie trwała długo i znowu będą mogli ofiarowywać sobie miłość.

Z myślami błądzącymi wokół szalenie przystojnego bruneta, wstał z zajmowanego miejsca, stawiając bose stopy na mokrej ziemi, brnąc w głąb tropikalnego lasu.
Mijał porosłe mchem kamienie, a także gęste zarośla, o mały włos, nie depcząc małego węża, który to powoli pełznął pomiędzy martwymi gałęziami zalegającymi na ziemi.
Nachylił się nad gadem, z ostrożnością go podnosząc.
Przypatrywał się pięknym łuskom, które to tworzyły aksamitnie delikatną, białą powłokę.
Zwierze oplotło ogon między palcami bóstwa, czując bijący od niego spokój i ciepło. Nere z wrodzoną delikatnością zamknął go w dłoni, wiedząc, iż wąż znalazł wytchnienie od zimna i postanowił zasnąć.
Z małym kompanem, wznowił pokonywanie dystansu, dopiero co jakiś czas zatrzymując się, by popatrzeć na inne zwierzęta żyjące w ich małym raju, bądź piękne kwiaty, rozkwitające na niskich drzewach.
Był wrażliwy na piękno i istoty, które były pod jego opieką. Jako dziecię bóstwa stworzenia, a także przyszły następca wiedział, iż nadane mu od urodzenia cechy są idealnym uzupełnieniem porywczego i zamkniętego w sobie małżonka.
Ivel w szerszych kręgach postrzegany był jako kataklizm, klątwa dla świata, a ich związek od początku był ukierunkowany na równoważenie się sił dobra i zła.
Jednak, gdy Nere myślał o swoim przeznaczeniu widział w nim wszystkie wartości, których inni nie chcieli poznać, bądź nie dostrzegali.
Troska, oddanie i niczym nieograniczane pokłady miłości, to były pierwsze określenia definiujące bóstwo nieba i morza, które przychodziły mu na myśl. Do tego dołączały się czułość, delikatność i wszystkie cechy, które były zarezerwowane wyłącznie dla niego.

Kochał świat, otaczającą ich przestrzeń i chciał się dzielić swoim szczęściem, jednak w głębi serca wiedział, iż sekret o prawdziwej stronie przeznaczenia jest jego egoistycznym skarbem.

W akompaniamencie deszczu dzwoniącego o zielone liście, zatrzymał się w środku tropikalnego lasu. Otworzył dłoń, zerkając na swoje znalezisko, które to zwinęło się w mały kłębek, właśnie wtedy, gdy poczuło chłód powietrza na wierzchu dłoni bóstwa.
Nere podziwiał istotkę, gdy jego obserwacje przerwały odgłosy łamiących się w pobliżu gałęzi, a także wyczuwalne uczucie paniki.
Bóstwo spojrzało w stronę pojedynczych drzew, rosnących nieopodal miejsca jego chwilowego postoju w wędrówce, lokalizując ciekawskiego przybysza.

Troskliwe spojrzenie utkwił w twarzy istoty, która to oczarowana jego wpływem, porzuciła przypatrywanie się z oddali.

Jasne, zaintrygowane spojrzenie pochłaniało widok pięknego mężczyzny stojącego na mokrej ziemi. Nieznajomy o rumianej cerze, w białej, delikatnej szacie wyciągnął dłoń w stronę chłopaka, który niemal z miejsca zaufał dużym, zielonozłotym oczom.
Blondyn wychylił się zza drzew, wiedząc, iż musi się ujawnić, ponieważ jednym, nieuważnym krokiem zdradził swoje położenie.
Był cały przemoczony, trząsł się z zimna przez wiejący wiatr, choć w głębi lądu i tak było znacznie cieplej, niż tam na plaży.
Jego sine, spierzchnięte wargi jedynie potęgowały nędzny wygląd rozbitka.
Postawił pierwszy, nieporadny krok w stronę pięknego nieznajomego, który to był jego jedynym ratunkiem od śmierci, na bezludnej wyspie.

Nere ze spokojem wyczekiwał, aż najważniejsze stworzenie w całym jego świecie oswoi się z jego obecnością. Obserwował jak człowiek z blond włosami i wolą walki o swoje życie, wymalowanej w jego błękitnych oczach, stawia kolejne niepewne kroki w jego stronę, co jakiś czas drżąc z zimna. Uśmiechnął się w tamtą stronę, przybierając mniej boskie i nieco bardziej ludzkie oblicze. Jako, że nie wiedział praktycznie nic o ludziach, próbował upodobnić się do tego, stojącego na wprost.
Dolną część białej szaty dłużej nie lewitowała wokół jego kostek, brudząc się błotem z podłoża. Włosy w ciekawym, brązowym odcieniu, przerzedzały złote kosmyki, które to pod wpływem wody, nagle zaczęły nasiąkać kroplami deszczu.

Chłopak, dopiero gdy był znacznie bliżej spostrzegł złotą poświatę, emanującą wokół tej dziwnie ludzkiej istoty dzierżącej w dłoni jadowitego gada, która fizycznie nie różniła się od reszty ludzi. Zauważył, iż istota porusza zaróżowionymi wargami, jednak przez szum deszczu uderzającego o liście, nie mógł zrozumieć sensu wypowiadanych słów.
Dopiero, gdy znalazł się przed obliczem wysokiego, pięknego chłopaka poczuł wyczerpanie i bezsilność. Opadł na kolana, brodząc w błocie, zupełnie tak, jakby oddawał mu pokłon.

Bóstwo ziemi z zainteresowaniem i przejęciem obserwowało sytuację, nie mogąc zinterpretować zachowania tej ludzkiej istoty.
Zauważył poszarpane ubrania, a także całkowicie mokre włosy, które lepiły się do twarzy młodego chłopaka.
Uklęknął przed nim, dotykając dłonią jego twarz w geście troski. Widział zmęczenie, któremu poddał się człowiek, który nie był zdolny do obrony, ani też jakiegokolwiek innego wysiłku.
Zastygł z nim w takiej pozie, próbując przekazać mu choć fragment ciepła, by ten poczuł się troszeczkę lepiej.

—Zaopiekuję się tobą, stworzenie —oznajmił, nie widząc zrozumienia jego słów w twarzy obcego. Blondyn przez wyczerpanie organizmu, osłabł do tego stopnia, iż pochylił się, opierając głowę na ramieniu bóstwa.
Nere nie śnił nawet o chwili, w której to pozna istotę ludzką. Z miejsca rozczulił się z powodu słabego zwierzęcia, które oddało się pod jego opiekę.
W strugach deszczu, padające na bladą skórę ludzkiego stworzenia, krople dostawały się do świeżych zadrapań, uwydatniając również fioleztowożółte siniaki, które chowały się pod resztkami ubrań jakie na sobie miał.
—Jesteś bezpieczny, człowieku —dodał, otulając go wierzchnią częścią swojej szaty, by przekazać potrzebny mu fragment ciepła.
________________________________________
*biały wąż oznacza czyjeś dobre intencje, które mogą doprowadzić do nieszczęścia

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top