Rozdział Drugi
P.o.v Mercy
Nie wierzę,no po prostu nie wierzę. Czemu ta demonica Caroline nie powiedziała mi która jest godzina!?! No dobra, przesadziłam, to nie demonica...DEMONY SĄ MILSZE!!!!!Mam tylko 15 minut na wyszykowanie się i dojście do szkoły. -Ok Mercy uspokój się-pomyślałam-kwadrans to kupa czasu...po czym rzuciłam się do szafy,chwyciłam przypadkowe ciuchy i pobiegłam na dół jednocześnie zakładając bluzkę. Kiedy zeszłam ze schodów miałam już na sobie wszystkie ubrania,a była dopiero 7:47. Pobiłam własny rekord w prędkości ubierania się. Kiedy weszłam do jadalni,zobaczyłam coś,co przyprawiło mnie o żądze mordu. Caroline Veronique Silver,moja rodzona siostra,blond pokraka i zło wcielone w jednej osobie siedziała spokojnie przy stole i jadła śniadanie.
-Doigrałaś się siostruś-powiedziałam i ruszyłam w jej stronę.
P.o.v Caroline
Gdyby Mercy wpadła do jadalni,z wodą kapiącą z włosów i mordem w oczach pół godziny wcześniej,zapewne uciekłabym gdzie pieprz rośnie,ale teraz miałam asa w rękawie. Kiedy podeszła do mnie i chwyciła mnie za warkocz,pokazałam moje wspaniałe umiejętności trollingu:
-Cześć Mer,ładna dziś pogoda nie?Chociaż trochę mokro...-dodałam,patrząc wymownie na jej włosy.
-Czemu nie powiedziałaś mi...-nie dokończyła,ponieważ jej przerwałam,mówiąc:
-O jejku,jest już za 10 ósma?!
Kiedy moja siostra-wariatka puściła mnie,żeby spojrzeć na zegar,skorzystałam z okazji i uciekłam do swojego pokoju,zamknęłam się w nim od środka i dodatkowo przystawiłam do drzwi krzesło.
-No,teraz jestem gotowa do odpierania ataku wściekłej siostry.
Mercy P.o.v
Przeklnęłam cicho pod nosem. Faktycznie było późno,a ja musiałam iść na piechotę bo tata pojechał już do firmy. Postanowiłam,że z Carol policzę się kiedy wrócę do domu,a na razie skupię się na przeżyciu najbliższych 10 minut.Do szkoły miałam 8 minut piechotą,4 autem. Jeżeli wyjdę z domu za dwie minuty,to zdążę na autobus. Oznacza to,że muszę się nieźle sprężać. Chwyciłam z blatu śniadanie do szkoły i wrzuciłam do plecaka. Następnie wziełam sobie jabłko i naprędce napisałam katreczkę do Caroline:
Caroline!!!
Wychodzę z domu,może jeszcze zdążę na autobus. Nie zamykam drzwi. Nie myśl,że Ci się upiekło,kiedy wrócę ze szkoły to się policzymy! Powodzenia na sprawdzianie z matmy.
Mercy.
-No,wystarzczy. A teraz,czas na mały sprint-powiedziałam i wybiegłam z domu. Od razu skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. W biegu zjadłam śniadania(jeżeli tak można nazwać jeden owoc) i spojrazłam na wyświetlacz telefonu. 7:54. Za minutę odjeżdża moja ostatnia deska ratunku. Przyśpieszyłam trochę. Na miejsce dotarłam równo z autobusem. Ufff,ma się szczęście.
Weszłam do mojego transportu i skasowałam bilet. Reszta drogi do szkoły przeszła mi spokojnie,chociaż miałam dziwne wrażenie,że o czymś zapomniałam. Nie przejęłam się tym za bardzo,najważniejsze było to,że matematyczka nie zrobi mi 17-ego już wykładu na temat punktualności. Czy to moja wina,że w poniedziałek matma jest pierwsza?! Jak tylko dojechaliśmy pod szkołę wysokczyłam z autobusu i popędziłam do szkoły. I w tym momencie uświadomiłam sobie,co ja do jasnej ciasnej robię. Mi się ŚPIESZY do tego więzienia,do tego wariatkowa,potocznie nazywanego szkołą. Do reszty mi odbija.Idąc do klasy znów zastanawiałam się o czym mogłam zapomnieć,ale w rozmyślaniach przerwała mi pewne radosne istotki,która są też przy okazji moim najlepszymi przyjaciółkami. Kate i Jas to niesamowite osoby. Katherine ma rude włosy do pasa,które układają się w ten sposób,że kiedy chodzi powiewają za nią i wyglądają jakby płonęły. Jej temperament jest równie ognisty jak jej włosy (pozdro dla wszystkich,którzy wiedzą skąd ten cytat;-)).Jest wiecznie radosna i entuzjastycznie podchodzi do wszystkiego. Za to Jasmine jest spokojna,jak mała wyspa pośrodku wzburzonego morza. Jej jasne,brązowe włosy,błękitne oczy i delikatne rysy twarzy sprawiały,że wyglądała na bardzo łagodną. Zawsze umie mnie pocieszyć . Te dwie dziewczyny stały przy mnie od zawsze. Poznałyśmy się w 3 klasie podstawówki i od tamtej pory jesteśmy nierozłączne.
-Gdzieś ty była!? Szukałyśmy Cię po całej szkole!-Katy była wyraźnie podirytowana
-To mogłyście sobie szukać,dopiero przyszłam.
-Ha! A nie mówiłam?Wiedziałam,że Mer jeszcze jest w domu!-Jas wyglądała na zachwyconą tym,że miała rację
-Ale przecież miałyśmy wszystkie dzisiaj przyjść wcześniej,żeby pouczyć się na sprawdzian z chemii!-Katy nie dawała za wygraną.
-O nie!-krztknęłam przerażona.
Obie dziewczyny spojrzały na mnie tak,jakbym co najmniej zwariowała. Sprawdzian! Zapomniałam o sprawdzianie semetralnym! No to mam przekichane.
------------------------------
No cześć kochani:-* Sorry,że tak długo nie dodawałam nowego rozdziału,ale mój zły szajsung się ściął i zamiast 6 czerwca dodaję dzisiaj:) mam nadzieję,że wam się podobało(i jest dłuższy tak jak obiecałam;-)) Pozdrawiam was:)
L.L
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top