Special 1
Mary odrzucił smród. Zapach biedy, brudu i wszechobecnego pyłu. Poprawiła swoje specjalne na tą okazję ubranko. Brązowe kurtka i spodnie wydawały jej się nudne, ale wolała się nie rzucać w oczy ze swoim typowym szarym, obcisłym kombinezonem. Kto wie, co by jej ci tutaj mogli zrobić.
Dawno tu nie była, więc musiała spytać kilka osób o drogę. Najwyraźniej każdy widział gdzie mieszkał jej stary znajomy. Zdobył opinię okolicznego pijaczyny. To jej za bardzo nie pomoże.
Po pewnym czasie doszła do drzwi budki na narzędzia, którą on najwyraźniej nazywał domem. Zapukała. Zza drzwi doszły ją tylko ciche jęki. Westchnęła i je otworzyła. Na podłodze oczywiście pełno butelek, pustych, czy w połowie pełnych. Mężczyzna leżał na łóżku, patrząc na nią spod przymrużonych oczu. Jego jasnobrązowe włosy były tak zapuszczone, że gdyby pomalował je na czarno, mógłby być spoko gothem.
-Mary.
-Morgan.- Przywitała się dziewczyna, kucając przy przeciwległej ścianie i przyjrzała się dawnemu przyjacielowi, czasem nawet kochankowi. Biała koszulka, brudna od alkoholu i brudu, szare dresy. Ciekawe, kiedy ostatni raz widział na oczy mydło. -Musisz ruszyć stąd dupę, albo zostaniesz kolejnym grzybem na ścianie.
-Przynajmniej grzyb nie zabija swoich przyjaciół.
-Morgan, to nie byłeś ty...- Jęknęła z irytacji. -To było wiele lat temu. Hydro tu gnije. Tak samo ty...- Spojrzała na niego z czułością. -Chcieliby dla ciebie tego?
Zawahał się. W jego oczach widziała, że myślał intensywnie. Mimo iż wyglądał na pijanego.
-Trzeba ogarnąć Hydro. Ale to jak wytrzeźwieję...- Przerwał i odruchowo złapał butelkę, którą rzuciła w niego Mary. Zamrugał.
-Ciało masz trzeźwe, nie udawaj. Zawsze trudno ci było się upić, masz odporniejszy organizm idioto. Musisz tylko ogarnąć się tutaj.- Stuknęła go w czoło. -No i umyć się. Wyglądasz jak gatlarski szczur. A i potrzebujesz też załogi. Na szczęście jestem mądra i to przewidziałam. Masz, to jedna z ulotek, resztę już rozwiesiłam.
Pijaczyna zerknął na plakat pokazujący statek z jego koszmarów, miejsce i czas zbiórki, oraz napis: "Razem oblecimy całą Galaktykę". Westchnął, wstał i poszedł do łazienki, do której drzwi były ukryte za szafką i tonami śmieci.
Piętnaście minutek. Mycie oczywiście samą wodą bez użycia mydła, jak prawdziwy facet powinien. Włosy obcinał nożem, ale mimo to wynik był zaskakująco dobry. Ogolił brodę i zaczesał włosy do tyłu. Puścił swojemu odbiciu oczko. Być może i gdzieś tam głęboko był chłopak, który opuścił rodzinną planetę, aby... Nie, nie, nie. Odgonił te myśli. Znalazł wśród stert śmieci najmniej śmierdzące ubranie, czyli dżinsy i czarną skórzaną kurtkę. Koszulki oczywiście nie zmienił. Wyszedł z łazienki i rozłożył ręce.
-Nowe życie, nowy ja.
Mary spojrzała na niego. Uśmiechnęła się szeroko, próbując powstrzymać śmiech.
-Dobra, dobra. Idź już, zbiórka nie za długo. Ja też muszę nową załogę zebrać.
Skinęli sobie głowami. Potem nie wytrzymali i się przytulili. A następnie rozeszli się w swoje strony.
Morgan pod statkiem spotkał dwie dziewczyny. Te dwie dziewczyny, od których wszystko się zaczęło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top