Rozdział 1

Kanya ubrała te sama, czarne jak pustka ubrania co zwykle. Na włosy miała nałożoną czarną jak pustka farbę, jak zwykle. A ona sama czuła się pusta i czarna w środku. Jak zwykle.

To okropnie nudne. Chodzenie po tej samej stacji, takimi samymi drogami, mijanie tych samych ludzi o tej samej porze. Życie w Klanie Pustki było, cóż, puste. Ale co mogła zrobić? Jej tato był Kardynałem. Pilnowali jej. Jeśli by chciała odejść, siłą by ją przytrzymali w jej własnej kajucie. Jej celi.

To jedyne znośne miejsce na całej cholernej stacji. Po całym dniu bezsensownej rutyny weszła tu i odetchnęła z ulgą. Zrzuciła to głupie ubranie, zostając w bieliźnie i podkoszulku, po czym wyjęła ze schowka swojego pupila.

Robot pająk po przytrzymaniu powoli wrócił do życia. Czerwone oczy spojrzały na swoją panią i mała maszyna przetestowała połączenie z kończynami. Wszystko działało. Zadowolona Kanya usiadła przy stoliku, gotowa zająć się majsterkowaniem. Dzień jak co dzień.

No i wtedy właśnie ściana za jej plecami wybuchła. Dziewczyna osłoniła swojego robocika, któremu na szczęście nic się nie stało, i schowała go do rękawu.

Pył opadł, za ścianą stała brunetka z detonatorem. Czerwone oczy lśniły, twarz była rozpromieniona. Chyba dobrze się bawiła.

-Już chyba wiem, czemu Heidi tak lubi wszystko wysadzać.- Uśmiechnęła się, i spojrzała na Kanyę. -No chodź, mam cię zapraszać?

Dziewczyna nie czekała, podbiegła do niej, a potem z nią przez korytarze stacji.

-Komu jestem dłużna?

-Nikomu!- Odparła jej wybawicielka. -To forma podziękowania za tamten ratunek z wcześniej. Pamiętasz? Jestem...

-Stać do cholery!- Wrzasnął ktoś z ochrony. Kilka osób, oczywiście w czarnym, biegła za nimi. Brunetka dobiegła do panelu drzwi do hangaru i zaczęła wklepywanie komend. Kanya zamknęła oczy, gdy zobaczyła, że strażnicy się zbliżali. Oczywiście, że nie zdążą. To było głupie i bez sensu. Szkoda jej było robopajączka, miał przed sobą świetlaną przyszłość i...

Strzały. Już, umarła? Ktoś nią potrząsa. Otworzyła lekko oczy. Ku jej zaskoczeniu drzwi do hangaru były otwarte. Brunetka dała radę je jakimś cudem otworzyć, mimo skomplikowanych szyfrów Strażników Granicy. Kolejnym zaskoczeniem było to, że strażnicy byli martwi.

Jej wybawicielka pociągnęła ją za sobą, do hangaru. Tam ujrzała skokowiec. Nie najznakomitszy, jaki istniał, ale o dziwo wyglądający w miarę obiecująco. Zobaczyła też załogę, z broni w dłoniach. To najwyraźniej oni ostrzelali strażników.

Brunetka odwróciła się do niej. Stanęła przodem do Kanye, tyłem do wejścia na skokowiec.

-Nie dokończyłam. Jestem Eiko. A to...- Dodała, wskazując na statek. -Jest Hydro.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top