9.
Cereline udało się znaleźć wszystko z długiej listy czarodzieja, a mimo to wracała do twierdzy z wyrzutami sumienia. Chociaż nie zrobiła nic złego, miała świadomość, iż Karadimas mógł poczuć się urażony. Mężczyzna tak dumny jak on mógł bardzo źle znieść myśl, że uległa komuś innemu. Komuś, kto jakby tego było mało, zamierzał pozbawić czarodzieja życia.
Z drugiej strony – nikogo przecież nie wybrała. Żadnemu nie przysięgała wierności. Nie mogła nic poradzić na to, że zabawiali się nią wedle woli. Obaj byli zbyt doskonali, by mogła pozostać obojętna. Nie próbowali nawet zachować pozorów subtelności. Skąd niby miała czerpać siłę, by o nich nie myśleć, by się im oprzeć?
Poczuła nagły, niepohamowany gniew. Dlaczego w ogóle przybyła do twierdzy? Chciała przecież odzyskać wspomnienia, a nie planować wspólną przyszłość z jednym z dwóch najbardziej problematycznych mężczyzn, jakich świat widział.
Tupiąc głośno nogami, ruszyła korytarzem, który kiedyś wzbudził w niej takie przerażenie. Teraz Cereline wypełniały jedynie złość i rozgoryczenie. Skąd mogła wiedzieć, czy gdzieś nie czekał na nią mąż? Może nawet miała dzieci? Owszem, była wciąż dość młoda, ale to przecież o niczym nie świadczyło.
Światła rozpalały się posłusznie, wskazując dziewczynie właściwą drogę. Bez nich na pewno nie trafiłaby do pracowni Karadimasa. Mogła to potraktować jako uprzejmy gest ze strony czarodzieja, ale wściekłość uniemożliwiała takie rozwiązanie. Zamiast tego zirytowała się jeszcze bardziej. Naprawdę tyle trudu kosztowało go wychylenie nosa z nory i spotkanie się z nią osobiście? Oczywiście, łatwiej upleść zaklęcie!
Z rozmachem otworzyła drzwi, do których prowadził szlak rozpalających się świateł. Dlaczego wcale nie zaskoczyło ją to, co zobaczyła?
Karadimas spał z głową opartą na biurku, pochrapując w najlepsze. Ślina ściekała z rozchylonych ust prosto na manuskrypt, nad którym pracował. Cereline szczerze wątpiła, by przez cały ten czas, gdy ona biegała po lesie, czarodziej ciężko pracował. Dużo bardziej prawdopodobne było, że czarodziej zasnął niemal od razu po jej wyjściu.
Dzięki temu przekonaniu nie miała żadnych oporów przed brutalnym ściągnięciem Karadimasa z powrotem w objęcia rzeczywistości. Podeszła do niego i szarpnęła mocno za ramię.
Czarodziej zerwał się na równe nogi, wykrzykując coś w obcym języku. Krzesło, na którym siedział, upadło z hukiem na posadzkę. Magia zawirowała wokół niczym podmuch silnego wiatru, rozrzucając wszystko, co stanęło jej na drodze. Takie zastosowanie mocy nie mogłoby ocalić Karadimasa przed żadnym zagrożeniem, ale za to doskonale spisało się w tworzeniu jeszcze większego bałaganu.
– Dość! Wystarczy! – krzyknęła Cereline, bojąc się, że obowiązek doprowadzenia gabinetu do stanu użyteczności może spaść na jej barki. – To tylko ja!
Przez dłuższą chwilę mężczyzna nie mógł skupić na niczym wzroku, potem jednak zauważył dziewczynę i wymamrotał beznamiętnie:
– Tak... To tylko ty.
Tego już nie wytrzymała. Wymierzyła mu siarczysty policzek i ze złośliwą satysfakcją patrzyła jak, upadł na podłogę.
– Mogłaś mi oszczędzić tej czułości, głupia gąsko – jęknął czarodziej, próbując się podnieść. Najwyraźniej w ogóle nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji.
– Przyniosłam twoje zioła, panie czarodzieju – prychnęła wciąż mocno urażona, rzucając mu kosz pod nogi. – Czy mam zrobić coś jeszcze, aby w końcu zasłużyć na odzyskanie wspomnień?
Wzięła się pod boki i spojrzała na niego z góry, tupiąc przy tym nerwowo nogą. Wreszcie zrozumiała, że powinna jak najszybciej opuścić to miejsce. Poza wspomnieniami nie miała tu przecież czego szukać. Im szybciej znajdzie się poza zasięgiem zarówno Karadimasa Liedynetha jak i lorda Zyrusa Anwyna, tym szybciej odzyska jasność myśli oraz święty spokój.
Gdy tylko sobie to uświadomiła spłynęło na nią dziwne ukojenie, a gniew odszedł w niepamięć. Odzyskać wspomnienia i uciec od nich jak najszybciej! Jak w ogóle mogła być tak głupia, by chcieć ułożyć sobie życie z którymkolwiek z nich?
Gdyby nie silne postanowienie, że bez wspomnień nigdzie się nie ruszy, Cereline najpewniej od razu wzięłaby nogi za pas. Musiała jednak zostać i dać szansę Karadimasowi na spełnienie prośby.
Wyciągnęła dłoń i pomogła czarodziejowi wstać. Podnosząc się, przylgnął do niej i otoczył niemal czule ramionami. Jeszcze niedawno nie byłaby w stanie się oprzeć tak jawnemu zaproszeniu, teraz jednak przez myśl jej nawet nie przeszło, by chociaż odwzajemnić uścisk.
– A więc? – zapytała Cereline, odsuwając Karadimasa na odległość wyciągniętych ramion. – Oczekujesz ode mnie czegoś jeszcze?
– Tak – przyznał mężczyzna po chwili namysłu. Przyglądał się dziewczynie jeszcze wnikliwiej niż wcześniej. Czyżby uraziła go oziębłością? – Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
– Tylko jedno? – zdziwiła się.
– Tylko jedno.
– A potem pomożesz mi odzyskać pamięć?
– Potem dostaniesz swoją zapłatę – odparł czarodziej z szerokim uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top