7.
Troszeczkę jestem leniuszkiem, a troszeczkę nie miałam internetu, stąd i taki zastój z rozdziałami.
Wybaczycie? ;)
* * *
Z głębokiego snu wyrwał Cereline nagły napad irracjonalnego lęku. Usiadła gwałtownie, cała spocona, dysząc głośno. Nie śniła koszmaru. To, co poczuła, nie miało nic wspólnego z nocną marą; zdawało się zdecydowanie bardziej realne.
Powiew chłodnego powietrza owionął spocone ciało dziewczyny, uświadamiając, iż była niemal naga. Rozejrzała się nieprzytomnie po pomieszczeniu. Powoli docierało do niej, że po raz kolejny obudziła się w zupełnie obcym miejscu. Ponownie też czuła na sobie pozostałości niedawnych rozkoszy. Ostrożnie rozsunęła spowijający łóżko baldachim, by móc lepiej przyjrzeć się pokojowi.
Tym razem otaczały ją przepych i zarazem chaos, których nie dało się w żaden sposób porównać z tym, co zobaczyła do tej pory. Sterty drogich materiałów walały się zapomniane po podłodze, upchnięte gdzieniegdzie w stosy zwieńczone koronami ze skórzanych trzewików. Girlandy ażurowych wisiorków i amuletów na masywnych łańcuchach zwieszały się z kandelabrów płonących magicznym ogniem. W połączeniu rozrzuconymi w kompletnym nieładzie magicznymi artefaktami i księgami wyściełającymi podłogę mogło oznaczać to tylko jedno.
Obudziła się w sypialni Karadimasa.
Jęknęła przeciągle, a ten niewinny dźwięk wywołał falę bólu, która rzuciła dziewczynę z powrotem na łóżko. Przyrzekła sobie w myślach, że już nigdy nie weźmie alkoholu do ust. Jak mogła do tego dopuścić? Szybko jednak się rozgrzeszyła – nie sposób przecież stawiać oporu komuś równie kuszącemu, co Karadimas Liedyneth.
Odetchnęła głęboko i zaczęła się zastanawiać, jakie konsekwencje mógł przynieść wczorajszy wieczór. Co właściwie łączyło ją z czarodziejem? Nie wątpiła absolutnie, że on również czerpał przyjemność z wspólnie spędzonych chwil, ale czy poza doraźną rozkoszą zamierzał zaoferować Cereline coś więcej? Może i przemawiał przez nią nadmiar naiwności, ale nie była aż tak głupia, by ślepo wierzyć w szeptane w miłosnym amoku obietnice!
Ciche skrzypienie zawiasów kazało dziewczynie wrócić do rzeczywistości. W drzwiach stał czarodziej w luźniej zielonej szacie i tacą zastawioną jedzeniem w dłoniach.
– Obudziłaś się, moja gąsko? – zapytał zaskakująco swobodnym tonem.
– Nie jestem gąską.
– Och, oczywiście, że jesteś.
Podszedł powoli do łóżka, śmiejąc się pod nosem, i postawił tacę przy Cereline. Dziewczyna uśmiechnęła się i wyciągnęła drżącą dłoń po dzban z wodą. Ten jednak umknął przed jej palcami, uniósł się w powietrze i sam nalał wody do kryształowego kielicha.
– Wszystko tu jest takie niesamowite – westchnęła, gdy tylko zaspokoiła pragnienie.
– Ja również? – Karadimas westchnął z udawanym zdziwieniem.
Zaśmiała się. Leżał obok niej, ospale skubiąc kiść winogron. Luźna szata niemal zupełnie zsunęła mu się ramion, odsłaniając cudownie wyrzeźbiony tors. O tak, był niesamowity. Bardziej przypominał marmurowy posąg herosa ze starych pieśni, niż człowieka z krwi i kości. Od czubka głowy aż po palce u stóp wysycała go niesamowitość, która przekraczała wszelkie wyobrażenia Cereline. Co mogła zrobić, by zasłużyć na uczucie kogoś tak doskonałego?
Delikatnie przejechała palcami po policzku mężczyzny, zjechała na szyję, klatkę piersiową, brzuch...
– Znasz się może na ziołach? – zapytał nagle.
Wpatrywała się w niego przez chwilę, zaskoczona taką zmianą tematu. Czyżby właśnie ją odepchnął? Podsunęła jej to wybujała wyobraźnia czy też rzeczywiście dostrzegła w jego zielonych oczach przebłysk chłodu? Nie, to nie możliwe. Owszem, znała Karadimasa bardzo krótko, ale zdążyła już zrozumieć, że poza niegroźnymi złośliwościami nic jej z jego strony nie groziło. A już w szczególności tak okrutne odepchnięcie.
Skinęła z uśmiechem.
– Odrobinę.
– W takim razie chyba mam dla ciebie pierwsze zadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top