Rozdział 5 - Pobudka

Rozdział 5 - Pobudka

Słońce zaglądało do sali, przebijając się przez hafty firanek. Dookoła rozbrzmiewało mnóstwo głosów, do których zdążył się już przyzwyczaić. Jedyną różnicą było to, że odczuwał te znajome bodźce swoim doczesnym ciałem. W pewnym momencie stało się coś, czego się nie spodziewał. Otworzył oczy. Padające na niego promienie słoneczne spowodowały, że ponownie je zamknął.

― Czy tu nie ma zasłonek? ― powiedział. Jego własny głos go zaskoczył. Spróbował podnieść rękę. Udało mu się. Cieszył się, że wyrwał się z tego długiego snu.

W pewnym momencie do pokoju zajrzała salowa.

― Jak się panu spało? ― spytała z uśmiechem.

To nie ona. Ma inny głos, do tego jest o wiele starsza.

― Wystarczająco dobrze, by odespać wszystkie zarwane noce ― odparł. ― Mam pytanie. Gdzie mogę znaleźć pielęgniarkę, która się mną opiekowała?

Kobieta spojrzała na niego dziwnym wzrokiem.

― Nie mam pojęcia, która pielęgniarka się panem zajmowała. Ja tu tylko sprzątam.

Wygląda na to, że to tylko salowa. No i jak ja ją teraz znajdę? To niemożliwe, że to wszystko mi się śniło.

Po chwili salowa opuściła pokój, zostawiając Richarda samego. Mężczyzna pogładził się po twarzy. Musiała się nim opiekować, w przeciwnym razie miałby już okazały zarost. Nadal jeszcze zaspany sięgnął po leżący na szafce telefon. Nie było żadnych połączeń. Nie dziwiło go to.

― Muszę ją znaleźć, zanim wszystko pozapominam ― powiedział.

Przy łóżku stały kapcie. Nie wiedział, skąd się tam znalazły. Zauważył też, że nigdzie nie ma jego butów. Dopiero po chwili skojarzył, że nie miał ich na sobie w trakcie próby samobójczej. Sięgając po kapcie, dostrzegł jakiś kształt. Był to identyfikator.

― Co to takiego? ― zastanowił się.

Zbliżył kawałek plastiku do oczu. Początkowo litery rozmazywały się, lecz po chwili wszystko wróciło do normy. Najbardziej jednak ucieszyło go zdjęcie posiadaczki. Wystarczyła chwila, aby rozpoznał przestawioną na zdjęciu osobę. Była to jego dawna miłość, tylko nieco starsza. Wciąż miała ten sam blask w oczach, te same kręcone włosy.

Znalazłem cię, Kylie. Już nie pozwolę ci odejść.

Usłyszał kroki, z każdą chwilą stawały się coraz głośniejsze. W ostatniej chwili schował identyfikator. Nie mógł pozwolić na to, aby mu go odebrano. Nie po tych wszystkich latach, nie kiedy był już tak blisko niej. Ponadto na plakietce znajdował się jej adres.

― Widzę, że już się pan wyspał ― powiedział lekarz, kiedy znalazł się w sali.

― Na to wygląda. Kiedy będę mógł opuścić szpital? ― zapytał Richard.

― Widzę, że się panu spieszy. Musi pan wiedzieć, że narobił nam pan strachu. Nałykał się pan tylu tabletek, że cudem pana odratowaliśmy.

― Niech mi pan wierzy, teraz już nie zrobię czegoś takiego. Nie teraz, kiedy odzyskałem sens życia ― zapewnił.

Lekarz przyglądał się mu uważnie, nie dostrzegając nieprawidłowości.

― No dobrze, w takim razie zrobimy panu jeszcze kilka badan. Jeśli wszystko będzie w normie, jeszcze dzisiaj opuści pan szpital.

Po tych słowach lekarz wyszedł, a Richard zaczął odmierzać czas do spotkania z Kylie. Nie mógł się doczekać, aż spojrzy w jej piękne, błękitne oczy i znajdzie się w pobliżu jej zmysłowego zapachu.

***

Kylie nie było w pracy, wzięła zwolnienie. Została sama w mieszkaniu, ponieważ Greg poszedł pić z kumplami. Ona zaś leżała na łóżku, płacząc i tuląc do siebie swego czworonożnego przyjaciela. Jej jednooki towarzysz niedoli chciał jakoś ulżyć jej cierpieniu, ale jedyne, co Sugar mógł zrobić, to zlizywać łzy pokrywające jej posiniaczoną twarz.

Nie mogła się tak pokazać w pracy. Nie rozumiała dlaczego ona, która zostawia w szpitalu tyle ciepła, nie może liczyć na to samo we własnym domu.

― Jak myślisz Sugar? ― Mops przerwał lizanie i spojrzał na nią swym jedynym okiem. ― Czy Richard o mnie myśli? Czy tęskni za mną, kiedy mnie nie ma?

Czworonóg nie wiedział, co ma odpowiedzieć, jego mina wyrażała zakłopotanie. Zanim zdążył dojść do jakiegoś wniosku, jego pani przyciągnęła go do siebie i pocałowała jego płaski pyszczek.

― To prawda, co mówią. Psy są najlepszymi przyjaciółmi człowieka. Ty zawsze się o mnie troszczyłeś. Zawsze wiesz, kiedy jestem smutna. Cieszę się, że cię mam.

Mops przyjął to do wiadomości i powrócił do pocieszania swojej pani.

***

Richard pomyślnie przeszedł badania i opuścił szpital, po czym od razu skierował się na autobus. Ten sam, którym zawsze jeździła na trasie szpital-dom. Siedział przy oknie, spoglądając na błękitne wody Harbor River. Nie miał jednak czasu na podziwianie pejzaży. Jego myśli wciąż skupione były na Kylie.

Już niedługo się spotkamy. Wytrzymaj jeszcze trochę.

Autobus mijał kolejne skrzyżowania. W końcu dotarł na miejsce, a Richard nie wierzył, że jego miłość sprzed lat przez cały ten czas mieszkała tak blisko niego.

***

Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, nie wiedziała, co zrobić. Bała się, że to Greg wrócił z libacji. Po chwili przypomniała sobie, że on ma klucze i nie bawiłby się w pukanie. Sugar pomógł jej podjąć decyzję - zwlekając się z łóżka, wymusił na niej, by zrobiła to samo.

― Ciekawe kto to? ― spytała sama siebie, idąc śladem swego mopsa.

Podchodziła coraz bliżej drzwi, a z każdym krokiem zastanawiała się, jak wytłumaczy siniaki na twarzy. Za każdym razem mówiła, że spadła ze schodów. Po jakimś czasie pytający ją o to ludzie zaczęli się domyślać, że była bita.

***

Richard czekał już dłuższą chwilę. Kiedy zamierzał się oddalić, usłyszał ruch zamka. Po chwili otworzyły się drzwi i wtedy ją zobaczył.

― Richard? ― spytała. Widok znajomego pacjenta zaskoczył ją. Nie spodziewała się go zobaczyć.

― Jak widzisz wybudziłem się już ze śpiączki ― odparł. Widok jej łez łamał mu serce tak samo, jak kiedy był chłopcem. ― Kto ci to zrobił?

― Pytasz o to? ― Wskazała na siniaki. ― To nic, upadłam ze schodów. Jak mnie znalazłeś? Skąd wiedziałeś, gdzie mnie szukać?

― Znalazłem twój identyfikator ― odparł. Nie wierzył, że spadła ze schodów. Wiedział, kiedy kłamała. Mimo upływu lat, jej mimika była taka sama. ― Musiałem cię odnaleźć. Wiem, że to ty się mną opiekowałaś. Z jakiegoś powodu czułem się lepiej, kiedy byłaś obok. To dzięki tobie się obudziłem. Nie mogłem pozwolić, by los znowu nas rozdzielił.

― O czym ty mówisz? ― Kylie wyglądała na zaniepokojoną. ― Znasz mnie?

― Oczywiście, że cię znam, Kylie ― powiedział z uśmiechem. Był to uśmiech przez łzy, bo nie mógł się cieszyć, widząc w jakim jest stanie. ― Kiedy byłem w śpiączce, opowiadałaś mi o swoim przyjacielu z dzieciństwa, którego darzyłaś uczuciem. To ja nim jestem.

― Rick? ― powiedziała. Teraz jej łzawiące oczy obwieszczały szczęście. ― Nigdy nie przestałam o tobie myśleć!

Kobieta zarzuciła mu ramiona na szyję, a on objął ją mocno. Przesiąknął jej zapachem, którego tak bardzo mu brakowało.

― Czemu musieliśmy tyle wycierpieć, aby się odnaleźć? ― spytał. Drżał. Dawne uczucia odżyły. Jego ciało radowało się jej bliskością.

― Może, żeby bardziej docenić nasze uczucie? ― odparła. Nie chciała robić niczego. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie. Pragnęła, aby nigdy nie wypuścił jej ze swoich objęć.

***

Ich pierwsze od lat objęcia zostały przerwane przez hałas dochodzący z ulicy. Był to Greg wracający do domu. Nawet nie spodziewał się tego, co się miało za chwilę wydarzyć.

― Musisz stąd wyjść ― odezwała się Kylie. Nie wiedziała co ma robić. Obawiała się kłopotów. ― Greg wraca.

― To on Ci to zrobił? Już ja sobie z nim porozmawiam! ― oznajmił Richard.

Pozbawiona jego objęć kobieta oparła się o futrynę.

― Co chcesz zrobić? ― zawołała w kierunku Richarda, który już zbiegał na spotkanie z jej oprawcą.

Mężczyzna nie odpowiedział. W jego głowie pozostała jedynie myśl o przepędzeniu tego damskiego boksera. Słyszał wołania swej bratniej duszy, lecz nie zamierzał rezygnować z tego zamiaru. Niebawem Greg był już na klatce schodowej. Podchmielony jegomość nawet nie zauważył, kiedy wylądował na chodniku.

― Ty łachudro! Nigdy ci tego nie daruję! ― warknął Richard, podnosząc z ziemi chwiejącego się na nogach współlokatora Kylie.

Po chwili rzucił go na stojące nieopodal kubły na śmieci. Zaskoczony całą sytuacją Greg starał się bronić, lecz był zbyt odurzony by parować ciosy Richarda. Co chwila jakiś cios trafiał w leżący między odpadami śmierdzący piwem kawał mięsa. Widząc, że dalsza walka nie ma sensu, Rick przestał okładać damskiego boksera. Przez chwilę było mu go nawet żal. Była to jednak bardzo krótka chwila zakończona kopniakiem na do widzenia.

― Jeszcze raz ją tkniesz, to pogadamy inaczej ― powiedział. Był zdyszany, lecz te kilkadziesiąt sekund wzmożonego wysiłku wywołało ulgę. Zdążył się trochę spocić. Nie spodziewał się, że da sobie z tym radę. Ostatnim razem bił się jeszcze w podstawówce, kiedy wymierzał sprawiedliwość jednemu z kolegów, który się z niego śmiał.

Odwrócił się i udał w kierunku klatki schodowej.

― A ty co tu robisz? ― spytał, widząc białego mopsa, który mu się przyglądał.

Sugar uznał, że dalsza rozmowa z Richardem nie ma sensu i podreptał w stronę porozrzucanych śmieci, między którymi leżał Greg. Mops bez skrupułów podniósł łapę i spryskał go żółtawym moczem, po czym, jak gdyby nic się nie stało, skierował się z powrotem do budynku. Cała sytuacja rozbawiła Richarda. Teraz już w towarzystwie tego jednookiego strażnika udał się do mieszkania Kylie.

***

― Poważnie mówisz? ― roześmiała się Kylie. ― Sugar nasikał na niego?

― Tak było. Przecież bym tego nie zmyślił.

Richard uśmiechał się, bo i Kylie się uśmiechała. Tak jak po deszczu pojawia się tęcza, tak po płaczu nadchodzi moment, kiedy przychodziła pora na radość.

― Czemu tak na mnie patrzysz? ― spytała. Od czasu do czasu spoglądała w kierunku swego mopsa, lecz ten całą swoją uwagę skupił na jedzeniu.

― Nie widziałem Cię tyle lat. ― Nadal się uśmiechał. ― Poza tym jesteś piękna.

― Nie żartuj, nie widzisz tych siniaków? ― zaśmiała się ostrożnie. Robiła to w ten sam sposób, jak wtedy, gdy ogrywała go na boisku.

― Wyobraź sobie, że nie widzę.

To zapewnienie wzruszyło kobietę. Nikt do niej nie mówił takich pięknych słów. Nawet Greg, który zdołał ją kiedyś omotać. Po chwili ciszy odezwała się ponownie.

― Zostaniesz na noc?

Sugar zakrztusił się z wrażenia.

― Czekałem na ciebie tyle lat. Teraz, kiedy w końcu cię odnalazłem, nie chcę wykorzystywać twojej słabości ― odparł Richard. Biały mops uznał tę odpowiedź za prawidłową i wrócił do jedzenia.

― Mogę jednak zrobić coś innego ― dodał.

― Co takiego? ― Miała wyraz twarzy, jakby dowiedziała się, że dostanie jakąś niespodziankę. Richard nie odpowiedział. Zbliżył się do niej i pocałował. Ten pocałunek był pełen miłości i troski, dokładnie taki, o jakim marzyła, kiedy byli jeszcze dziećmi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top