Rozdział 2- Pierwsze spotkanie
Rozdział 2 – Pierwsze spotkanie
Gdzie ja jestem? Dlaczego nie mogę się ruszyć? Co się ze mną dzieje?
Dookoła niego panował mrok. Jakby z innego świata dochodziły go rytmiczne dźwięki aparatury, krzątaniny na korytarzu oraz bicie jego własnego serca. Były to znajome odgłosy, które gdzieś już słyszał. Syrenę ambulansu znał na pewno.
Jestem w szpitalu? Faktycznie...
Zaczął sobie przypominać różne wydarzenia. Chciał się dowiedzieć, dlaczego tu trafił. W międzyczasie postanowił otworzyć powieki. Nie mógł. Żaden z mięśni nie reagował na jego komendy.
Super! Brakuje tylko tego, aby za chwilę ktoś puścił "One"...
Od postaci, o której traktuje ten legendarny utwór, różniło go tylko to, że wszystkie jego narządy były na swoim miejscu. Przynajmniej tak myślał.
W każdej wolnej chwili grał na gitarze, a muzyka Metalliki towarzyszyła mu przez wszystkie lata młodości. Pamiętał jak zmagał się ze słynnym kostkowaniem Jamesa Hetfielda, lecz jego próby dorównania owemu mistrzowi riffów były marzeniem, którego wciąż nie udało się spełnić. Słuchał też innych zespołów, jak na przykład Thin Lizzy czy Judas Priest. Jego gust muzyczny był bardzo szeroki, lecz rzadko obejmował rzeczy wydane w obecnym tysiącleciu.
W końcu przypomniał sobie moment, którym miało zakończyć się jego życie. Miał dość swojej egzystencji. Mimo skończenia studiów, nie znalazł dobrej pracy, a ta, którą zdobył, była poniżej jego kwalifikacji. Płaca również go nie zadowalała. Nigdy nie był pewny, kiedy otrzyma wynagrodzenie. Mało tego, stracił do siebie szacunek. Każdego ranka, gdy wstawał do pracy, był pewien, że będzie musiał znosić uśmieszki pracowników fabryki pewnych swojej oczywistej wyższości nad nim. Była to cecha charakterystyczna dla tych, którzy spędzali lata młodości, włócząc się po nocach i nie przykładając zbytnio do nauki. Tacy zazwyczaj kończyli jako robotnicy fizyczni, których śmiechy roznosiły się echem po halach produkcyjnych.
Jedyne, co trzymało go przy życiu, to miłość do pewnej kobiety. Byli parą przez cały okres studiów. Ona znalazła pracę w zawodzie, on nie. W końcu czas zweryfikował wartość słowa „Kocham". Niegdyś była dla niego oparciem, lecz, kiedy pojawiły się pierwsze kry na oceanie ich beztroskiego życia, stała się dla niego nieprzyjemna. Z zazdrością spoglądała na partnerów swoich koleżanek, dla swego własnego mając jedynie pogardę. Wreszcie zaczęła nazywać go nieudacznikiem. W domu przebywała coraz rzadziej, tłumacząc się pracą, spotkaniami służbowymi oraz treningami.
Owe treningi doprowadziły z kolei do tragedii, przez którą targnął się na swoje życie. Tak się złożyło, że jej trener okazał się muskularnym i przystojnym brunetem, z którym Richard nie miał szans się równać. Ona zaś szybko pogłębiła znajomość z owym brunetem.
Nie mogę uwierzyć, że straciłem na nią tyle lat.
Pewnego razu Richard wyszedł na rozmowę o pracę, okazało się jednak, że wrócił wcześniej niż zamierzał. W tym samym czasie jego partnerka miała ciekawsze zajęcie. Mężczyzna aż na dole słyszał odgłosy miłosnych uniesień. Kobieta, w której się zakochał i z którą planował przyszłość, postanowiła splugawić ich wspólne łóżko. Dla kilku chwil rozkoszy była w stanie pogrzebać to, co zdążyło wykiełkować, gdy byli jeszcze nastolatkami.
Richard nie chciał nawet spojrzeć jej w oczy. Schodząc po schodach, śmiała się i nadal czuła ten przyjemny ból. Kiedy jednak zobaczyła siedzącego na dole partnera, jej twarz przybrała wyraz biblijnej jawnogrzesznicy. Nie widział w niej już miłości swego życia. W tamtej chwili przestała dla niego istnieć.
Była jednak na tyle taktowna, że jeszcze tego samego dnia zabrała swoje manatki. Jak się okazało, ów trener zostawił ją na lodzie. Nie mając dokąd pójść, wyjechała do matki, zabierając swoją rozpustną osobę sprzed oczu Richarda.
Co mnie podkusiło, by się zabić? Czy ona była tego warta? Skoro była w stanie mnie zdradzić, dlaczego to zrobiłem?
Na te pytania nie był w stanie odpowiedzieć. Miał teraz przed oczami chwilę, w której zdecydował się na ten ostateczny krok.
Po wyjściu dziewczyny siedział na fotelu patrząc przed siebie, jakby stracił sens życia. W końcu udał się do apteczki i zażył wszystkie środki nasenne jakie się tam znajdowały. Życie zawdzięczał jedynie temu, że do drzwi zapukał sąsiad.
***
― Jak się dzisiaj czujemy?
Któż to jest? Ma przyjemny głos, więc pewnie pielęgniarka...
Tajemnicza postać przez chwilę się nie odzywała. Krzątała się po sali, a po każdym jej ruchu, Richardowi jeżyły się włosy na karku. Kiedy tak chodziła koło jego łóżka, czuł ciągnący się za nią zapach. Nie pachniała jak emerytki w kościołach. Miała przyjemną woń, która go uspokajała.
― Ciekawi mnie dlaczego nikt nie odwiedza takiego przystojniaka jak ty? Wiele kobiet marzy o kimś takim.
Znam jedną, która wolała trenera fitnessu...
― Szkoda, że jestem już zajęta. W innym przypadku wzięłabym się za ciebie.
Nie chcę, aby ktoś się za mnie brał. Wystarczy mi tego. Najpierw mówi, że kocha, a potem puszcza się z jakimś Latynosem.
Nagle zapach stał się nad wyraz intensywny – pielęgniarka właśnie poprawiała mu poduszkę. Mógłby przysiąc, że, gdyby otworzył oczy, zobaczyłby kształtne piersi schowane pod białym uniformem.
― Cieszę się, że nie podglądałeś...
Niby jak miałbym zobaczyć?
― ...akurat nie wzięłam biustonosza.
To bym akurat zobaczył. Ciekawe jaki masz rozmiar stanika?
Wyczuł wibracje jej telefonu. Nic nie mówiła, lecz Richard wyczuł gęstniejące wokół niego powietrze.
― Muszę cię pożegnać, Richard. Muszę wracać do domu, nakarmić psa, nie wspominając już o towarzyszu mojej marnej egzystencji. ― Ruszyła w kierunku drzwi. Zatrzymała się na chwilę. ― Tylko mi tu nie uciekaj, jutro znowu porozmawiamy.
Nigdzie się nie ruszam.
Pielęgniarka wyszła, a Richard znów został sam. Tylko ona go odwiedzała, nikogo z rodziny nie interesowało, co się z nim dzieje. Co to jednak była za rodzina! To jedynie zgraja obgadywaczy i materialistów, szydzących z tych członków rodziny, którym się nie wiodło. Idąc tym tropem, podczas niedzielnych obiadów familii, to właśnie on był głównym tematem do rozmów. Informacja o próbie samobójczej najpewniej tylko spotęgowała zainteresowanie jego osobą.
Srał was pies.
Gdyby mógł, przekręciłby się na drugi bok. Nie był w stanie tego zrobić, pomyślał więc o pielęgniarce, która go odwiedzała.
Wiem, że masz na imię Kylie, że masz psa, a nawet partnera, za którym nie przepadasz. Nie wiem jednak, jakiego koloru są twoje włosy, twoje oczy ani w jaki sposób się uśmiechasz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top