Rozdział 23.


Mel przyszła parę dni później do naszego domu. Nawet nie przywitała się z mamą. Na widok Rose prychnęła z pogardą. Jednak, kiedy zobaczyła prawnika siedzącego naprzeciwko mamy, z kubkiem świeżo zmielonej kawy naprzeciwko siebie, zatrzymała się, wgapiona w niego. Stałem za nim z puszką coli waniliowej. Max była u koleżanki, bo nie chcieliśmy, żeby to widziała. Mama siedziała z nią przez mnóstwo czasu, tłumacząc wszystko cierpliwie. Dziewczynka płakała. Wszedłem do pokoju, wziąłem ją w objęcia i powiedziałam:

— Ojciec nigdy nie był dobry dla mamy ani dla nas. Kiedyś się z tobą bawił lalkami, jak mama? Czytał ci do snu? Pamiętasz, jak mnie traktował? Ja nie chcę już na to godzić, Max.

Nadal szlochała, ale wiedziałem, że zrozumiała. To mądra dziewczynka. Jednak mogła nie zrozumieć, dlaczego inny pan, ubrany prawie jak on w elegancki, granatowy garnitur, niebieską koszulę z białym kołnierzykiem i krawatem, który mógł być zrobiony na drutach, popijał u nas kawę, robiąc notatki. Chcieliśmy jej to darować. Wysłanie Max do koleżanki wydawało się nam dobrym wyjściem, jednak w chwili, gdy weszła Mel, uznałem je za wręcz idealne.

— Po co przyszłaś? — warknęłam, prostując się.

— Willow — szepnęła mama ostrzegawczo. Zrozumiałam przekaz, ale nie chciałam dać za wygraną. Musiałam ostrożnie dobierać słowa.

— Wywalił cię z domu? — zadrwiłam. I moje udawanie potulnej siostrzyczki poszło się jeba... Robić to, co ojciec robił z rudą.

— Kto to? — zapytała mamy, ignorując moje słowa.

Kobieta się nawet nie odwróciła. Patrzyła na swój kubek, z którego leciała para. Trzymała go w dłoniach, jakby zmarzła i chciała wchłonąć jego ciepło. Włosy zasłaniały jej twarz. Obrońca musiał to wyczuć, bo odchrząknął, odłożył długopis, wstał, wyciągając przyjacielsko dłoń do Mel, przetrzymując sobie krawat.

— Damon McClain. Prawnik pani Connor — przedstawił się swoim basowym głosem, który wzbudzał zaufanie. To dlatego był dobrym obrońcą.

Spojrzała na jego dłoń, jakby chodziły po niej robaki. Zrobiła się blada, a w następnej sekundzie czerwona na twarzy. Zacisnęła wargi w wąską kreskę. Odtrąciła jego miły gest.

— Nie dotykaj mnie — warknęła. Popatrzyła na mamę. — Wy tak naprawdę? Będziecie się rozwodzić? Myślałam, że to tylko kłótnia. Głupia kłótnia!

— Kłótnia? — prychnęłam, odkładając colę na blat, tuż obok Rose, która stała, nie wiedząc, co mogłaby zrobić. Zrobiłem krok do przodu. — Ta, to była kłótnia. — Kolejny krok. — Ale wiesz, co tatuś zrobił? — I kolejny. — Uprawiał. — Kolejny. — Seks. — Kolejny. — Z dziewczyną. — Kolejny. Stałam na tyle blisko, że widziałam każdy szczegół jej twarzy. Każdą oznakę paniki. Uśmiechnęłam się. — Z dziewczyną w naszym wieku. Zdradzał mamę. I ta ruda dziwka nie była pierwsza, wiesz o tym?

Mel nic nie powiedziała. Przyglądała się mojej twarzy w osłupieniu, szukając oznak kłamstwa. Jednak nie mogła tego odnaleźć, bo nie kłamałam. Nie oszukiwałam w takich rzeczach. Był śmieciem i mieliśmy na to dowody na tyle duże, pewne, że w sądzie mieliśmy wygraną w kieszeni. Zacisnęła usta i poszła na górę, by spakować swoje rzeczy. Damon odchrząknął, niepewny, co ma zrobić. Moja szczerość zapewne go zaskoczyła. Skoro miał nas bronić, musiał mnie o wiele lepiej poznać.

— Kontynuujmy, Damonie — powiedziała mama, unosząc wzrok. Uśmiechnęła się łagodnie, jak miała w zwyczaju, gdy się denerwowała, ale

Kiedy Mel buszowała na górze, rzucając soczystymi przekleństwami, Mike zapukał do naszych drzwi. Poszłam otworzyć. Byłam schowana za ścianą, dlatego przywitałam go namiętnym pocałunkiem. Zarzuciłam mu ręce na szyję i przywarłam do niego. Odpowiedział tak samo namiętnie jak ja. Odsunęłam się niechętnie, z bananem przyklejonym do twarzy. Zaprowadziłam go, trzymając za rękę, do kuchni. Przywitał się z mamą i z Rose uściskiem. Do Damona wyciągnął dłoń, ale po chwili także wylądował w ramionach mojego chłopaka, mimo że nic o nim nie wiedział. Stanął przy mnie, trzymając za rękę.

Staraliśmy się spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, ale nie na tyle, by popsuć mi oceny. Mi, nie jemu. Mi. On był chodzącym geniuszem. Siedziałam zdesperowana na lekcji matematyki, chcąc wyskoczyć przez okno. Na przerwie mu się poskarżyłam, że to czarna magia. Mimo że był z materiałem lekko w tyle, rzucił na podręcznik okiem, uśmiechnął się, wziął mój zeszyt i zaczął mi tłumaczyć lepiej od nauczycielki. Umiał zrobić wszystko, za co się zabrał, mimo że wszyscy wiedzieli, że był zacofany, w co zaczynałam wierzyć coraz mniej. Były takie dni, gdy po prostu wpadał bez zapowiedzi, by przenocować w pokoju Willa. Oczywiście mama o wszystkim wiedziała, ale nie wiedziała, że byliśmy razem. Kiedy chciała wejść do pokoju, pukała, więc zawsze witałam ją nie siedząc na kolanach Mike'a.

A z Emilią spędzaliśmy każdą chwilę w szkole. Mimo że LeBlanca nie było, siedzieliśmy w jego klasie zrywając, wyrzucając, gniotąc, tłukąc każdą jego rzecz. Nie darowaliśmy nawet figurce Alexandra Hamiltona z kiwającą główką, mimo że miałam sentyment do musicalu. Sama urwałam mu tę za dużą głowę i wrzuciłam do kosza. Nie został ani jeden papier, kreda, flamaster, okruszek chleba, który świadczyłby, że w ogóle ktoś taki pracował w tej szkole. Jednak rzeczy, które Emilii się źle kojarzyły, dawaliśmy jej, żeby je zniszczyła. Czasem przypalała je zapalniczką, bo jak twierdziła, to pomagało. Nie zabranialiśmy. Sama miałam ochotę spalić bródkę Hamiltonowi. Kiedy wszystkiego się pozbyliśmy, klasa należała do nas. Dyrektorka pozwalała nam tam spędzać przerwy, a czasem nawet lekcje. Emilia wtedy udawała przybitą i mówiła, że musi z nami porozmawiać. Było jej żal przyjaciółki, dlatego nas puszczała, mówiąc, że to ostatni raz. Nie, nie był. Siedzieliśmy w pustej sali. Śmialiśmy się, jedliśmy, żartowaliśmy. Byliśmy serio szczęśliwi.

Mel zamieszkała z ojcem. Zabrała swoje rzeczy na parę rat, ale zabrała. W pokoju zostały tylko meble i pustka. Mężczyzna przyjeżdżał z nią, ale nigdy nie wszedł do domu. Wychodził z auta tylko po to, by wciąć torby. Nie witał się nawet z Max, burak. Dziewczynka patrzyła za nim tęsknie, ale rozumiała, że skrzywdził mamę, dlatego siedziała na swoim miejscu, pokazując tak swoją miłość do niej. Dziękowałam jej za to po cichu. Raz, kiedy mama siedziała do późna w pracy, przyjechał z kimś jeszcze, Zobaczyłam to z okna w kuchni, gdy z Mikiem i Emilią zajadaliśmy zamówioną pizzę. Miałam w buzi mnóstwo jedzenia, ale zachłysnęłam się nim i przełknęłam szybko, prawie bez gryzienia, widząc kogoś na siedzeniu obok kierowcy. Podeszłam do okna. Kiedy się upewniłam, wyszłam z domu. Mike i Emilia szli tuż za mną. Było ciemno, dlatego ojciec mógł mnie nie dostrzec, lecz znałam sposób, żeby to się zmieniło. Trzęsąc się z wściekłości, wlazłem na maskę auta i zaczęłam walić pięściami w przednią szybę, wykrzykując przekleństwa. Przyjaciele podeszli bliżej, ale się nie przyłączyli w mojej zabawie. Prawie się uśmiechnąłem, kiedy zobaczyłem przerażenie w oczach rudej i ojca. Dziewczyna jednak szybko się uspokoiła i na jej twarzy wystąpiła drwina. To mnie wkurzyło jeszcze bardziej.

— Willow! — krzyknął ojciec, wysiadając. — Co ty wyprawiasz, do cholery?!

— A ty? — warknęłam, wstając, ale nie zeszłam z maski. Nagle wpadłam na jeszcze lepszy pomysł. Auto było cholernie drogie, mogłam sobie wyobrazić tylko kupę forsy jaką wydał na to cacuszko. Sportowe, ładne, srebrne. Nie znałam się na markach, ale wiedziałam, co mogłam zrobić, żeby go zabolało. — Przychodzisz tutaj z tą dziwką! Serio? Szacunku już nie masz do mamy?!

— Jest w pracy — powiedział to takim tonem jakby to rozwiązywało wszystkie problemy świata.

— Mogła wrócić wcześniej!

— O co się wściekasz, co? — zadrwiła ruda, wychodząc z auta. Głupia, szkolna dziwka. — Twój tatuś i mamusia nie są już razem, więc może umawiać się z kim chce.

Nawet na nią nie spojrzałam.

— Zamknij się — powiedziałam tylko i zaczęłam podskakiwać, mocno odbijając się stopami o maskę. Metal cicho skrzypiał, a auto podskakiwało w moim rytmie. Zaczęłam wykrzykiwać piosenkę, która pierwsza mi przyszła do głowy. Robiłam piruety, odbijałam się jedną nogą. Gorillaz Rokit. Bla bla bla, suko!

— Przestań, dziecko! — krzyczał ojciec łącznie z przekleństwami. Próbował mnie złapać, ale odskakiwałam. Wskoczyłam także na dach, odbijając się od szyby.

— Nie dotykaj jej, męska dziwko — powiedziała Emilia, spokojnym głosem. Spojrzała na rudą. — Ty też, Ginger. Dobrze jest być prostytutką, co? Ruchać się dla kasy?

— Zamknij się — warknęła ruda Ginger. Ale głupie imię! — Ty nigdy tego nie robiłaś, więc mnie nie oceniaj.

— Nigdy nie piekłam chleba, a mogę stwierdzić, czy jest dobry. A ty jesteś słabą dziwką. I tanią. Bez szacunku nawet do samej siebie.

Maska i dach lekko się wgniotły, bo nie mogłam na nic więcej liczyć. To cholernie drogie auto. Dlatego kiedy zeskakiwałam z dachu, przez przypadek suwak przejechał po przedniej szybie, zostawiając za sobą białą rysę. Odbiłam się od szkła, skacząc na wgniecenie na masce, trochę je pogłębiając. Byłam dumna ze swojego dzieła.

Ojciec przeklinał, mimo że miał kupę forsy, by je naprawić, a nawet kupić kilka kolejnych aut. Jedno na każdy dzień tygodnia. I dla Ginger. Najlepiej różowe z napisem „DZIWKA" na drzwiach. Sama mogłabym to jej napisać.

Kiedy Mel wyszła, nie przejęła się przekleństwami ojca. Wziął od niej rzeczy, uśmiechnęła się do rudej i wsiadła do samochodu. Kiedy siadał za kierownicą, powiedziałam głośno, idąc w stronę domu:

— Żebyś spłonął — Dopiero później zorientowałam się, że zacytowałam musical Hamiltona.

Rozprawa Emilii zaczęła się całkiem szybko. Byłam świadkiem tak samo dyrektorka, Angelica i Mike. Siedzieliśmy w poczekalni, trzymając się za ręce i błagając, żeby Emilia się trzymała na sali. Byłam przed Mikiem. Obrońca LeBlanca starał się mnie podpuszczać, ale nie dałam się. Obawiałam się jednak o swojego chłopaka. Umiałam wybrnąć niczym prawnik. Powiedziałam wszystko prosto z serca. O tym jak ich widziałam. O tym jak Mike go uderzył, żeby obronić przyjaciółkę. O tym jak nas obrażał. Samą prawdę. To samo zrobił on. LeBlanc wydawał się chcieć wyskoczyć zza barierki i nas zatłuc. Emilia siedziała z opuszczoną głową, ale mimo tego widziałam jej uśmiech, bo wiedziała, że zwycięża. Byliśmy tego tak pewni, że wyszliśmy z sądu, zostawiając dorosłych i poszliśmy do knajpy obok naszej szkoły. Nie byliśmy już potrzebni. Piliśmy, jedliśmy, bawiliśmy się, ale mimo tego widziałem smutek na twarzy Emilii. Musiała w końcu przeżyć to wszystko od nowa. Współczułam jej.

Przede mną jednak była kolejna rozprawa. O rozwód. Damon pojawiał się w naszym domu coraz częściej, bo jak się okazało, był wielkim fanem mamy. Mówił, że jego narzeczona kiedyś do niej dzwoniła z problemem. Pomogła jej oczywiście. Każdemu pomagała. Nie zostawiała ich na lodzie. Bella, dziewczyna Damona, kiedyś do nas wpadła. Była naprawdę ładna. Wyglądała jak bohaterka z „Pięknej i Bestii", ale w szortach i luźnej bluzce. Włosy miała związane w luźny kok. Kłaniała się mamie, a ona nie wiedziała, co miała zrobić. Damon szybko ją ogarnął swoim głębokim głosem. Była zachwycona także mną. Mama często o mnie wspominała na audycjach, dlatego dla jej fanów byłem czymś... Specjalnym. Chciała wiedzieć wszystko, ale nie wydała się wścibska. Po prostu zadawała pytania. Tyle.

Nie skończyło się na jednej rozprawie, bo ojciec walczył jak lew. Miał świtę obrońców, ale Damon szybko ich rozwalał jeden po drugim, zadając świadkom pytania, pokazując niepodważalne dowody. Ginger była cała czerwona, oglądając prawie nagie zdjęcia na rozprawie. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Duma rosła w piersi. Mama opowiadała wszystko, co jej zrobił spokojnym, radiowym głosem. Nie zachowywała się jak skrzywdzona kobieta. Bił od niej spokój. Relaksowałam się przez to, mimo że jej słowa nie były bajeczką. Mówiła o zdradzie, poniżaniu mnie, gdy milczałem, o braku miłości i jakiego współżycia. Sędzia patrzył na ojca, jakby zastanawiając się, dlaczego to jej zrobił. Chciałabym mu powiedzieć, ale sama nie wiedziałam. To trudne pytanie. Bez odpowiedzi, bo nie chciałam więcej widzieć ojca.

Mimo że trochę się to ciągnęło, to wygrała. Ojciec musiał płacić spore alimenty, ale nie wydawał się tym przejęty. A no tak, kasy jak lodu! W łasce zostawił nam dom, a sam kupił kolejny, za gotówkę, dla siebie i Mel. Był większy niż nasz, żeby nas poniżyć. Mama się z tego śmiała:

— Po co nam większy? Nasz ma duszę. Ja mu ją dałam, my, Willow, Max, bo ta świnia na pewno nie. On ma tylko tę małą... I nic więcej. To my mamy więcej, mimo że śpi na pieniądzach.

Max nie chciała go widzieć. Kiedy przyjeżdżał, żeby ją zabrać na weekend, odmawiała, mimo że miał do tego prawo. Dojrzała dziewczynka! Wiedziała, że ze świniami nie warto się umawiać. Po pewnym czasie odwiedzał nas coraz rzadziej. Z każdego weekendu zrobiło się raz na dwa tygodnie, a z tego raz na miesiąc. Znikał z naszego życia. Układaliśmy swoje na nowo. Bez śmieci.

Czy życie mogło być lepsze? Mogło, ale to dopiero miałam się przekonać za parę lat. 


// 

Witam wszystkich bardzo serdecznie w kolejnym zakończeniu "Głos to zdrajca"! To druga próba. Chyba trochę lepsza, bo wzięłam parę uwag do serca i że miałam trochę czasu, napisałam dwa rozdziały po 2k słów. Może nie długie, ale przynajmniej coś jest! 

Chciałam podziękować za żywy odzew pod poprzednim rozdziałem. Nawet nie wiecie, jakiego banana miałam na twarzy. Może nie mam takiego ładnego uśmiechu jak Mike (kolejna postać fikcyjna, do której wzdycham, mimo że sama ją stworzyłam), ale umiem się wyszczerzyć! Bardzo Wam dziękuję i przepraszam jeśli nie trzymają takiego poziomu. Mimo wszystko czwarta klasa technikum nie należy do najłatwiejszych. Już miałam dwa sprawdziany, a mam już trochę więcej ocen. 

Dodatkowo stresuję się transmisją, ale dam radę! Mam nadzieję Was tam zobaczyć. 

Jeszcze raz Wam dziękuję! 

Do kolejnego, kochani! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top