Rozdział 16.
Śniadania w naszej rodzinie, to nie najweselszy czas. To właśnie przed śniadaniem znalazłem go powieszonego. Te wydarzenie zniszczyło naszą rodzinną rutynę, jedzenia razem pierwszego posiłku dnia. Ojciec często wychodził do pracy, zanim którekolwiek z nas się obudziło, a mama śpieszyła się do radia. Max schodziła jako pierwsza, gdy któreś z rodziców (ten, któremu się nie udało szybciej uciec do roboty) nas budziło. Schodziła prawie natychmiast ubrana w piżamę. Ja się przebierałem, czesałem, zakładałem soczewki, a Mel przekręcała się na drugi bok. Kiedy ja schodziłem na śniadanie, Max szła się ubrać. Mel wtedy wstawała i robiła makijaż. Wymienialiśmy się. A biedny rodzic czekał na nas z kubkiem kawy. Nie zazdrościłem tego. To się stało naszą codziennością, dlatego zdziwiłem się widząc mamę, Max i Mel przy stole. Jedli naleśniki, które przyrządziła Rosa. Pachniały wyśmienicie. Mimo że zawsze jadłem mało, to miałem wrażenie, że mógłbym pochłonąć wszystkie na raz.
Przywitałem się ze wszystkimi skinieniem głowy. Mama i Rosa odpowiedziały mi miłymi uśmiechami. Pocałowałem Max w czubek głowy. Zignorowaliśmy siebie nawzajem z Mel.
— Z brzoskwiniami — powiedziała gosposia, podając mi talerz z naleśnikami. — Mam nadzieję, że zasmakują.
Podziękowałem uśmiechem.
Usiadłem naprzeciwko Mel, niestety. Pochyliłem głowę, nakazując sobie udawanie, że to nie nasze kolana się stykały, mimo tego, że odsunąłem się najdalej jak mogłem. Ona wydawała się tego nie zauważyć. Przeczuwałem, że coś do mnie miała i nie myliłem się. Zaczęła „miło" rozmowę:
— Widziałeś ostatnio Yukki'ego?
Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć, bo nie miałem przy sobie zeszytu. Skinienie głowy wystarczyło. Chyba.
Mama zrobiła zdziwioną minę.
— O, czemu się nie chwaliłeś, skarbie? — zapytała, wycierając usta serwetką. — Co tam u niego słychać?
Zignorowałem to pytanie. Gadał dużo o sobie. O wiele za dużo, ale same nudy. Nic nie znaczące rzeczy. Nic, co było dla mnie cenne, ważne w jakikolwiek sposób. Nic o przeszłości. Nic o jego krzyku. Żadne przeprosiny. Jedynie pytanie, czy nadal się nie odzywałem. Głupie, egoistyczne pytanie, na które znał odpowiedź, ale mimo to je zadał.
Pochyliłem się i skupiłem się na jedzeniu naleśników. Gdybym był normalny, po prostu zasznurowałbym usta. Jednak musiałem mieć swoje widzi mi się. Musiałem zamknąć jadaczkę na tak długi czas. Przez to nie mogłem zbytnio pokazać, że chciałem zakończyć rozmowę. Nie oczekiwali jakichś głębszych odpowiedzi, dlatego zero gestów, schylona głowa, zamknięte usta, nic nie znaczyły.
— Skąd w ogóle to wiesz, Mel? — zapytała mama, wsadzając kawałek naleśnika do ust.
— Chodzimy do tej samej szkoły. Mam jego numer. Takie czasy, że nie trzeba się widzieć, by przekazać sobie wiadomości, mamo. Powiedział mi, że spotkali się przy grobie... — urwała nagle. I dobrze. Nikt nie wymawiał jego imienia. Był tylko on. Żadnego imienia. To całkiem śmieszne, zważając, że za życia uwielbiał zwracać na siebie uwagę. Wszyscy pamiętali jego imię. Dokładnie. Lepiej niż moje, ale nikt go nie wypowiadał. Kolejna niepisana zasada w naszym domu. — Był zdziwiony, że cały czas trzyma gębę na kłódkę.
Mama spojrzała na mnie. Coś pojawiło się na jej twarzy, ale zniknęło zbyt szybko, żebym mógł to nazwać.
— No cóż... Dawno się nie widzieli — stwierdziła tylko, przepraszającym tonem. Jakby to była jej wina, że nie mówiłem. O dziwo, musiałem przyznać, że była. To wina każdego, kogo znaliśmy. — Mógł się zdziwić. W końcu minęło bardzo dużo czasu.
Dlaczego rozmawiały o mnie, jakby mnie nie było? No cóż, było mi to bardzo na rękę. Chyba nie wiedziały, że w taki sposób robiły mi przysługę.
— Ale ponoć powiedział coś niemiłego — poskarżyła się, jak gówniara.
Mama nie wydała się zdziwiona.
— No cóż... Czasem tak bywa. Nie zawsze można być miłym.
Mel wyjęła telefon.
— Kochanie, nie używamy komórki przy...
— "Żałuję, że dałem sobą wtedy tak pomiatać. Powinienem cię strzelić w ten egoistyczny łeb" — wyrecytowała moje słowa, z nosem w komórce. Zablokowała go i rzuciła na stół. O dziwo, nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Cholera. Że zapamiętał co do słowa! Pamięć miał jednak taką, jak za dzieciaka. Przynajmniej to.
— Powiedziałeś tak, skarbie? — zapytała mama.
Wzruszyłem ramionami. No mówi się trudno.
— Wiesz, że nie wolno się tak wyrażać, skarbie. W ogóle co to znaczy?
Może to, że odkąd zamilkłem, pragnął tego, żebym po prostu otworzył gębę? Żebym w końcu się zlitował nad światem i się odezwał? Żebym przestał być "egoistą", bo ja nie cierpiałem tak samo jak on? No tak, nie pomyślałem wtedy. Strata przyjaciela jest gorsza, niż strata przyjaciela, który był także twoim bratem. Co za debil ze mnie!
Nabiłem na widelec kawałek jedzenia i wolnym ruchem wsadziłem do ust. Odechciało mi się jeść, mimo że Rosa gotowała wyśmienicie. Przez tę rozmowę straciłem apetyt. Yukki działał na mnie jak rozmowa o pryszczach na tyłku, czy innych obrzydlistwach.
— Kochanie? — starała się zwrócić moją uwagę mama, ale uparłem się i gapiłem się w talerz. Zacisnąłem usta, jakby, ha, chciał coś powiedzieć.
— Zostaw— powiedziała Mel. — To debil. On nikogo się nie słucha. Nawet Yukki'ego obraził.
A co to miało znaczyć? Czy to, że się nie przyjaźniliśmy od siedmiu lat nic dla niej nie znaczyło? Miałem nagle odkryć swoje wszystkie tajemnice, otworzyć tę gębę i wykrzyknąć radośnie jego imię? Może jeszcze powinniśmy uprawiać seks na tym rąbanym cmentarzu?
— Mel— upomniała ją mama surowym tonem.
— No co? Taka prawda. Głupi, uparty, nikogo się nie słucha, nie ma przyjaciół...
— Mel.
— ... oprócz tych wariatów, którzy są jeszcze bardziej pogrzani od niego.
Tego było za wiele.
Wstałem tak nagle, że krzesło, na którym przed chwilą siedziałem, upadło. Patrzyłem groźnie na siostrę, zaciskając usta. Bo tym razem powstrzymywałem się od krzyku. Od wrzaśnięcia jej w twarz. Jednak nie mogłem dać Mel tej satysfakcji, bo była jak ojciec. On też tego pragnął. Po prostu chciała mnie złamać. Jednak byłem od niej lepszy i po prostu odwróciłem się na pięcie i poszedłem do swojego pokoju. A raczej to udałem. Trzasnąłem drzwiami, tak dla efektu, i poszedłem na schody, by posłuchać, co zrobiła mama.
— Mel, wiesz, że to trudny temat... — powiedziała cichym głosem.
— To co? Mamy udawać, że wszystko jest w porządku? Może jak trochę go powkurzam, to się opamięta i zacznie gadać. Może na mnie krzyknąć. Zwisa mi to.
— Nie mówi od siedmiu lat. Myślisz, że mówienie po takim czasie jest proste? A co dopiero krzyczenie. Jeśli tego zapragnie, zapewne, będzie musiał długo ćwiczyć bądź jakaś rehabilitacja, operacja... Sama nie wiem, Mel.
Czyżby nie wiedziała, że gdy nikogo nie było w domu to ćwiczyłem głos? Śpiewałem, krzyczałem, bo znałem konsekwencje tak długiego milczenia. Nie chciałem ich, dlatego codziennie, choć chwilę, przed snem coś mówiłem. Nie byłem aż takim idiotą, o dziwo.
— Ale w końcu zacznie. Zobaczysz. Tata ma plan.
— Wiem, w końcu to mój mąż. Ale nie chcę, żeby cokolwiek robił. Psycholog mówiła...
— Bez obrazy, mamo, ale mam gdzieś, co mówi ten „lekarz", który bierze stówę za wizytę, prawie co miesiąc, a jak nie mówił, tak nie mówi.
Jednak to nie wina psychologa. Ojciec też nic nie zrobił, jedynie działa mi na nerwy. I gdyby nie jego próby już dawno otworzyłbym gębę. Mimo jego prób, chciałem już się odezwać. Jednak chciałem to zrobić z hukiem. W szkole. Podczas Halloween. Bo w końcu można było się przebierać, malować, przyjść jako ktoś inny. A ja miałem taki zamiar.
— Proszę pani... — odezwała się Rosa niepewnie.
— Myślisz, że twoje pomysły z ojcem pomagają? Czytałaś bloga? Zrobiłaś to chociaż raz? — podniosła głos mama. Odsuwanie krzesła. — Przeczytałaś bloga, który już istnieje od paru ładnych lat?
— Blog? — zdziwiła się.
Aha, czyli aż tak bardzo miała mnie w dupie.
Chwila ciszy. Czyżby mama szukała czegoś? Może telefonu? Może cytatu z bloga? Cholera, aż na samą myśl się uśmiechnąłem. Pisałem tam duuuużo ciekawych rzeczy na jej temat i ojca.
— „Obwiniają mnie o jego śmierć, mimo że nie mają powodu, bo tego nie widzieli" — wyrecytowała mama. — „Jego rzeczy nie pachną już nim, tylko moimi perfumami. To D i E. Nienawidzą mnie, a mój ból za stratą, stał się nienawiścią do nich". Kolejny: „Oskarżałem ich o swoją nienawiść, bo oni mnie nienawidzą. To oni sprawili, że nasza rodzina się rozpada, bo nie czuję do nich więcej miłości. To nie ta tragedia sprawiła, że się rozsypujemy, tylko ich zemsta". „Nie odzywam się dlatego, że nie mam nic do powiedzenia. Mam i to dużo. Ale boję się, że D i E to usłyszą i znajdą kolejne sposoby, jak nas niszczyć". Rozumiesz, Mel? To nie pomaga. To nie wina psychologa. To... — zawahała się przed mocnymi słowami, które mogła w przyszłości żałować. Dawaj, mamo. Zrób to, bo wiem, że masz racje. Oboje to wiemy. — To wasza wina. Psycholog mówiła, że obawia się waszej oceny. Zauważ, w każdym cytacie jest o bólu, nienawiści, którą wyczuwa z waszej strony. Chciałabyś tak żyć?
Czy zauważyła, że zaczęła mówić swoim radiowym głosem? Tym spokojnym, wręcz kojącym. Kiedyś tym tonem czytała nam książeczki do snu. Teraz uspokajała nim dzwoniących ludzi. I oskarżała ich.
Przymknąłem oczy. Boże, jednak dobrze, że prowadziłem tego bloga, mimo że od dłuższego czasu tam nic nie wstawiłem. Opłaciło się, bo mama w końcu to zauważyła.
— Co ty pieprzysz? Jaka nienawiść?
— Mel...
— Kto to w ogóle jest? D i E? Nie używa imion? To może być każdy! To możesz być nawet ty i Max!
— Co ty wygadujesz? Nie ma o nas w blogu.
— Aha. Czyli sądzisz, że to my, ale bez dowodów? Jakieś dowody? Cytaty?
Chwila ciszy.
— „D była jak nasz klawisz, gdy wspinaliśmy się na balkon i z niego skakaliśmy. Tylko, że nami się nie interesowała, bo rozmawiała przez telefon. Ale mieliśmy niezła zabawę, omijając ją". „E zabrał jego rzecz. To nie jest jego pokój. Zabrał całą duszę A, która została jeszcze na tym przeklętym świecie".
Cisza. Znowu. Jednak nie trwała ona jednak chwili. Przedłużyła się. Wydawała się trwać wieki. Jakieś jęki, strzępki słów, których nie rozumiałem. Zszedłem niżej, żeby choć coś usłyszeć.
— ... wolałam ją.
Krzesło upadło i ciężkie kroki. Zerwałem się na równe nogi i pognałem na górę, do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi najciszej jak umiałem. Przyłożyłem ucho do drewna, żeby coś usłyszeć. Trzaśnięcie drzwiami i przekręcenie klucza. Po paru minutach, gdy przestałem czuć połowę twarzy od przyciskania jej, ciche kroki mamy. Zaczęła pukać do Mel i prosić o rozmowę. Zignorowała ją. Z westchnieniem, poszła na dół. Po chwili usłyszałem odpalane auto i że wyjechała z garażu. Po chwili wyszła także Rosa.
Żadne z nas nie wyszło z pokoju, aż do obiadu, który mama przyrządziła po pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top