Rozdział 11 - Tylko lepsi wygrywają...

*puk puk*

"Odejdź!" Odkrzyknęłam wkurzona.

"Phoenia? My chcemy tylko pogadać!" Odpowiedziała mi Libra zza drzwi.

"Ale ja nie chcę! Dajcie mi spokój!" Odpowiedziałam i przewróciłam się nie drugi bok.

"Trudno, i tak wejdę!" Powiedziała i weszła do mojego pokoju.

Leżałam do nich tyłem, nie chciałam im spoglądać w oczy.. byłam zbyt zawstydzona.

"Słuchaj.." Powiedziała Libra siadając obok mnie. "Wiem, że to frustrujące tak przegrywać, ale życie nie opiera się tylko na wygranych."

"Wiem.." Wzdychnęłam. "Ale frustrujące jest to, że czuję jakbym mogła zrobić wtedy więcej.. To jest nie fair, że mnie nie chcą uczyć tak samo jak jej..." Przyznałam i bardziej się skuliłam.

"Wiem jak to jest. Kiedy byłam mała... to mnie też większość istot pokonywała, ale nauczyłam się, że przyjdzie czas, kiedy ty będziesz miała przewagę w walce i wygrasz." Powiedziała Libra.. jakby chciała mnie jakkolwiek wesprzeć.

"Myślisz, że mam zamiar czekać? Ja tu się produkuję by wypaść najlepiej z takim treningiem jakim miałam, a tu się okazuje, że to nadal nie wystarczy!" Odwróciłam się do niej, a łzy zaczęły mi płynąć z oczu. "Tu też nie chodzi o jakieś czekanie na odpowiedni moment! Tu chodzi o to, że ona dostała lepsze rzeczy niż ja! Ja siedziałam z Aries w ogrodzie i ledwo tam mogłam używać magii, a Ven latała na prawo i lewo i nieźle się bawiła podczas treningów!" Krzyknęłam.

"Phoenia! Nie wiesz jak to było, więc nie mów!" Libra krzyknęła. "Ven na początku nienawidziła treningów! Nienawidziła całej tej presji! Nie lubiła chodzić na te treningi! Nie lubiła akcji! Jednakże musiała zrozumieć, że to nigdzie jej nie zaprowadzi!"

"To... kłamała mi mówiąc, że lubiła te treningi.." Odpowiedziałam zmieszana.

"Nie chciała cię urazić.." Powiedział Gem.

"Nie miała zamiaru.." Dopowiedziała Ini.

"To nadal nie zmienia faktu, że jestem w tyle z treningiem! Ven w walce jest ode mnie o wiele lepsza! W czym ja niby jestem lepsza od niej, co?!" Krzyknęłam znowu, byłam na krańcu wytrzymałości.

"Jesteś lepsza w rysowaniu, tańczeniu, śpiewie! Angielskim!" Powiedziały Bliźnięta.

"Jak to niby ma mi się przydać w walce, co?! Taniec.. śpiew? MOŻE jeszcze rozumiem.. Ale reszta?! Nie ma to nic do rzeczy! Chwalę się każdym moim osiągnięciem, bo nikt wcześniej tego nie chciał zauważyć! Albo było to odrzucone, albo tylko zauważane przez jedną.. dwie osoby!" Znowu krzyknęłam. Gardło mnie chyba zaraz rozboli.

"Phoenia.. ja.. nie wiedziałam.." Odpowiedziała zaskoczona Libra.

"Bo mnie nigdy nie zauważałaś! Zawsze byłaś zajęta czymś innym! Kiedy pierwszy raz udało mi się zamienić w Wilkołaka i pobiegłam z tym do ciebie.. ty nawet się nie obróciłaś!" Zaczęłam się rzucać na prawo i lewo.

Bliźnięta musiały mnie przytrzymać dopóki się nie uspokoję. Przestałam dopiero wtedy, kiedy Libra położyła mi na czole rękę. Zamknęłam oczy i..

...

Chyba zasnęłam.

...

Po przebudzeniu się, otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół siebie. Gem, Ini i Libra cały czas tam stali. Na początku o czymś rozmawiali, ale dzwoniło mi w uszach, więc nic nie słyszałam. Chwilę po tym jak mgła zeszła mi z oczu, spojrzałam na nich.

"Oh! Obudziłaś się już." Zauważyła Ini. "Jak się czujesz?" Zapytała z troską w głosie.

"Głowa jeszcze mnie trochę boli.. ale jest ok." Odpowiedziałam łapiąc się za czoło.

"Nie ruszaj się dużo, zaklęcie jeszcze nie zeszło do końca." Libra powiedziała kładąc mi na rękę swoją i lekko pchając mnie bym jeszcze się położyła.

Leżałam w bezruchu, a Libra wtedy zamknęła oczy ruchem dłoni. Znowu słyszałam niezrozumiałą rozmowę, a po chwili lekkie dzwonienie w uszach. Cały czas czułam ciepły dotyk ręki Libry. Coś w niej jest, jest miękka i delikatna, jak piórko. Ma jeden z najprzyjemniejszych dotyków dłoni chyba we Wszechświecie. Poczekałam tak jeszcze parę minut zanim Libra wreszcie zdjęła swoją rękę z mojego czoła.

"Dobra, powinno już być dobrze." Powiedziała spokojnie z uśmiechem. 

"Wreszcie." Odparłam. "Mogę już usiąść?" Zapytałam niecierpliwie.

Libra tylko przytaknęła. Ja usiadłam, lecz jeszcze siedziałam w ciszy. Zastanawiałam się, czy powinnam zadać jedno konkretne pytanie. Raz kozia śmierć.

"Pytanie." Zaczęłam. Libra się do mnie odwróciła zaintrygowana. "Czy... może nie.. Może raczej kiedy będzie następny trening?" Zapytałam już nieśmiało.

Libra nic nie powiedziała, tylko odwróciła głowę i spuściła ją nisko. Wyglądała, jakby to pytanie zadało jej ból. Ja nic dalej nie mówiłam, tylko się na nią patrzyłam pogrążając się dalej w myśli, że to jednak nie było dobre pytanie. Gem i Ini siedzieli przez ten cały czas cicho. Popatrzyli zdziwieni na Librę, a potem na mnie.

"Wiecie o co chodzi?" Zapytałam już niepewnie.

"Nie." Odparła zimno Ini.

Znowu zamilkłam. Czy ja muszę serio wszystko psuć? Czy moje pytania są aż tak mocne? Coś się stało? Czy ten ostatni trening spowodował taką aferę? Moje myśli były przerwane przez Gem.

"Chyba nie muszę wam przypominać, że dzisiaj wieczorem jest wielka kolacja, prawda?" Powiedział.

"Ja o tym nie wiedziałam." Odparłam. Spałam, nie miałam jak o tym wiedzieć.

"To teraz już wiesz." Odparł zimno i wziął swoją siostrę za rękę i wyszli z mojego pokoju.

Siedziałam cicho, Libra tak samo. To była chyba najbardziej niezręczna cisza jaką kiedykolwiek spotkałam. Nawet jednego ptaka nie było słychać na zewnątrz. Libra tylko na mnie popatrzyła spojrzeniem smutnym, lekko zmieszanym ze złością i nutką strachu. Libra wstała i wyszła z pokoju bez słowa. Nawet się do mnie nie odwróciła.
Co się do cholery właśnie zadziało?

~Tego wieczoru~


Siedzieliśmy wszyscy przy wielkim stole. Tata siedział obok mnie, a mama po drugiej stronie. Dalej do przodu, wśród innych Gwiazdozbiorów i jej mamy siedziała Ventia. Śmiała się z innymi, żartowała i generalnie była tam miła atmosfera. Mama i tata o czymś tam rozmawiali, a ja grzebałam w talerzu. Coś tam zjadłam wcześniej, ale generalnie nie miałam apetytu. Chciałam czasami pogadać z rodzicami, ale oni byli zajęci rozmową ze sobą. Tata dostał pozwolenie na wejście do zamku tylko na parę dni by pobyć ze mną i Ven. Nikt na mnie nie przykuwał większej uwagi. Te śmiechy z końca stołu zaczynały mnie irytować. Jak to jest, że ona tak dobrze się dogaduje, kiedy ja mam ledwo odwagi, żeby wypowiedzieć jedno słowo i ledwo głośne, by ktoś je mógł usłyszeć. Co się stało? Wcześniej dogadywałam się tak dobrze ze wszystkimi... Czy to z powodu treningu?

...
Może?

Może to ten cholerny trening mi to zrujnował? Może ja już nie mam takiej reputacji, bo tak łatwo dałam się pokonać Ventii podczas treningu?!

"mmmMMMGH! NIE ZNIOSĘ TEGO DŁUŻEJ!" Nagle wykrzyknęłam niecierpliwie wstając z krzesła. Zapanowała nagła, grobowa cisza. Wszyscy skierowali swój wzrok na mnie.

"Phoenia!" Tata krzyknął ostrzegawczo wcześniej spoglądając się wokół.

"CO?! NIE MOGĘ WRESZCIE WYPOWIEDZIEĆ?!" Krzyknęłam. "MAM JUŻ TEGO DOSYĆ! MAM TEGO SERDECZNIE DOSYĆ!!"

"Ale o co ci chodzi?" Ventia zapytała z końca stołu.

"CHODZI O TO, ŻE TY JESTEŚ TAK SUPER OTOCZONA PRZEZ WSZYSTKICH! NIKT DO MNIE NIE PODSZEDŁ I ZAPYTAŁ CZY NAWET JEDZENIE MI SMAKUJE, NIE MÓWIĄC O JAK SIĘ CZUJĘ I CZY NIE CHCĘ O TYM POROZMAWIAĆ!!" Odkrzyknęłam. "ZACHOWUJECIE SIĘ JAKBY MNIE TU NIE BYŁO!! TYLKO VENTIA DLA WAS SIĘ LICZY!-"

"Phoenia! Dobrze wiesz, że tak nie jest!" Mama mi przerwała.

"ZAMKNIJ SIĘ I WRESZCIE MNIE WYSŁUCHAJ DO KOŃCA!!" Krzyknęłam już wkurwiona. "MAM DOSYĆ JAK OD POPRZEDNIEGO TRENINGU MNIE NIKT JUŻ NIE CHCE SŁUCHAĆ!! CZY SERIO TO, ŻE PRZEGRAŁAM WAM TAK OBNIŻYŁO O MNIE OPINIĘ?! MOŻE NIE POWINNAM W OGÓLE TU WRACAĆ?! TO BY NIC NIE ZMIENIŁO, I TAK I TAK VENTIA BY BYŁA LEPSZA!!"

Nikt się nie odezwał, a ja dyszałam ciężko przez zęby. W Ventii oczach, jak i moich, pojawiły się łzy, tylko że jej były ze smutku, a u mnie ze wściekłości.

"Ale... wy jesteście siostrami!" Krzyknął nagle Capricorn.

"Tylko przybranymi..." Powiedziałam na tyle głośno by wszyscy mnie słyszeli.

Po tym jak to powiedziałam, odwróciłam się i poszłam do ogrodu. Nie chciałam widzieć Ventii już do końca tamtego dnia. Nikogo nie chciałam widzieć... nawet rodziców.

...

Pech niestety tak chciał, że jednak któreś z nich musiało do mnie przyjść.

Mama wparowała do ogrodu zdyszana jakby przebiegła maraton. Ja sobie nic z tego za bardzo nie zrobiłam i dalej siedziałam patrząc się na oczko wodne.

"PHOENIA! CO TO BYŁO?!" Krzyknęła podchodząc do mnie.

"TO CO WIDZIAŁAŚ!" Odkrzyknęłam ciągle nie odwracając się do niej.

"CZY TY WIESZ CO WŁAŚNIE ZROBIŁAŚ?! VENTIA POBIEGŁA DO POKOJU ZAPŁAKANA JAK NIGDY-"

"I DOBRZE! NIECH WIE CO JA CZUJĘ!" Przerwałam mamie. "TEN TRENING MI ZRUJNOWAŁ REPUTACJĘ! JESTEM DLA NICH NIKIM!" Krzyknęłam nadal nie odwracając się i tylko schowałam głowę w ręce kiedy łzy napłynęły mi do oczu.

"A skąd to wiesz?!" Zapytała się nadal wkurzona podchodząc do mnie.

"Bo jedynie Libra i Bliźniaki byli przy mnie kiedy kogoś potrzebowałam u swojego boku, a i tak ode mnie się odwrócili.." Powiedziałam już spokojniej. "Oni jedyni są przy mnie, kiedy tego potrzebuję."

"Jesteś pewna, że to przez to?" Zapytała mama.

"Tak." Odpowiedziałam krótko i już nic nie powiedziałam.

Mama również się nie odezwała przez dłuższy czas. Usiadła obok mnie i przytuliłam się do niej. Łzy leciały mi z oczu jak wodospad. Wypłakiwałam się w jej ramię jak szalona, a ona przyjmowała to. Po jakiś paru minutach przestałam już tak wylewać łzy, ale poprosiłam mamę by zostawiła mnie sama. Mama to zrobiła i zostałam przy oczku. Nadal byłam zdenerwowana na siebie i Ven. Znowu się wkurzyłam aż z całej tej złości kręg ognia wybuchł wokół mnie. Spalona ziemia znajdowała mi się pod nogami, ale nie przejmowałam się tym. Zaczęłam rozrywać rośliny wokół siebie i rzucać ławkami o ściany i w krzaki. Trwało by to pewnie jeszcze dłużej, gdyby nie tata, który nagle podszedł do mnie i nie złapał mnie delikatnie za ramię.

"Może nie zużywaj tej energii na ogrodzie Aries, co?" Tata zapytał.

Ja odwróciłam się do niego powoli bardzo przestraszona.

"Wiesz, masz kolejną szansę na pokonanie Ventii, ale musisz mieć siłę by panować nad czymś pewnym, co znalazłem u ciebie w pokoju." Tata wziął rękę z mojego ramienia i pokazał mi..

"Kryształ Dzieci Ciemnoś!-" Krzyknęłam zaskoczona. Rozpoznałam go, to był ten sam, który schowałam wcześniej.

"Nie krzycz tak bo jeszcze nas ktoś usłyszy!" Tata zasłonił mi ręką buzię. "Słuchaj, mam plan jak by tu pokonać Ventię, ale musisz wykazać się siłą i umiejętnościami, rozumiesz?" Szepcząc zapytał mnie z powagą w głosie.

Ja tylko przytaknęłam, a tata wziął mi rękę z buzi. Dał mi kryształ do ręki i puścił oczko wiedząc, co ma się dziać dalej...


======================================================================================

Czy to jakiś cud świąteczny?- Chwila... święta już minęły... miesiąc temu.. no cóż! Cieszcie się tym póki to macie, zanim nauka mnie przytłumi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top