Rozdział 10 - Trening

Przyszedł czas na trening...

W naszym domu (tym prawdziwym) jesteśmy już kilka dni. Na razie nic się takiego nie działo. Ja głownie przebywałam w ogrodzie z Gem i Ini. Oni są tacy niesamowici ale cały czas spokojni. Od czasu do czasu przychodziłam do Ven się pobawić czy porobić coś innego. Pewnego razu Sagittarius wezwał nas do siebie. Miałyśmy rozpocząć nasz cotygodniowy trening. Około godziny 14:00 zebraliśmy się na arenie treningowej.

"Dzisiejsze zasady są proste! Możecie używać magii, która nie uszkadza nikogo ani niczego w żaden sposób! Możecie zmieniać się również w swoje zwierzęce formy! I proszę, nie macie się czym przejmować jeśli przegracie, będzie jeszcze wiele walk." Wyjaśnił nam zasady Sagittarius.

Przytaknęłyśmy z Ven i odeszłyśmy od siebie na parenaście metrów. Patrzyłyśmy sobie w oczy zanim rozległ się głośny stukot kopyt. Ruszyłyśmy z wielką prędkością, że aż odepchnęło pozostałych na parę kroków. Krótko po tym zderzyłyśmy się ze sobą. Fala uderzeniowa spowodowała, że wszyscy oprócz Sagittariusa spadli z nóg. Iskry sypały się na prawo i lewo. Odepchnęłyśmy się od siebie i wyciągnęłyśmy nasze bronie - ja moją Kosę, a Ven jej Katanę. Wtedy, moja siostra ruszyła na mnie jako pierwsza. Ven jest szybka jak cholera i niestety nadal nie nadążałam nad nią podczas walki, w sumie, nie dziwię się, kontroluje żywioł wiatru więc to tylko ma większy sens. Udawało mi się blokować większość jej ciosów, nie raz dostawałam w jakieś miejsce, ale na moje szczęście to jest trening, więc lepiej byśmy się nie pozabijały. Cięcia były nie do wytrzymania ale musiałam sobie z tym jakoś zaradzić. Mi także udawało się nie raz ją trafić, nawet dosłownie odcięłam jej parę pojedyńczych włosów, nic poważnego. Zmieniałyśmy bronie praktycznie co chwilę. Ja z Kosy na Tesseny i Sztylet na łańcuchu, a Ven z Katany na Łuk i Tanto. I tu właśnie był problem - Ventia ma łuk, czyli ma broń na odległość, kiedy ja nie mam żadnej, która by leciała na taki dystans. Mój Sztylet dosięga na 20 metrów, ale jej Łuk jest stworzony z piór Ptaka Północy, a one powodują, że Strzały lecą na jakieś dobre 100 metrów.. więc po prostu super. Ventia ma jeszcze jeden punkt przewagi - ma bardzo dobrego cela. Gdyby nie to, że zwinnie posługuję się swoimi broniami, to nie wiem co by się stało gdyby taka Strzała we mnie trafiła. Gdy Ventii ataki są bardzo szybkie, ale trochę słabsze od moich, to moje są lekko wolniejsze, ale silniejsze. Walczyłyśmy tak parę minut i pomimo wielkiego wysiłku to w sumie nie zmęczyłam się tak, Ven natomiast tak. Czasami są plusy bycia wilkołakiem - większa wytrzymałość i mniejsze zmęczenie. Widać było, że ona chce to już zakończyć.. co było dla mnie złym znakiem. Wiedziałam, że ten moment nadejdzie. Ven postanowiła użyć swojej cudownej salwy Strzał. Na mnie w krótkim okresie leciała już ściana Strzał. Zaczęłam obracać Kosę w mojej dłoni powodując powstanie coś na wzór tarczy. Żadna ze Strzał we mnie nie trafiła. Ha! Udało się! Pierwszy raz nie-

"AGH!" Krzyknęłam. "Co do?!- CO!? JAK TO SIĘ STAŁO?!"

"Zapomniałaś, że zawsze wystrzeliwuję jeszcze jedną Strzałę, która pozwala mi na większą szansę na pokonanie przeciwnika?" Pochwaliła się Ven.

Faktycznie, zapomniałam. Strzała trafiła mnie w moje lewe ramię, ale tylko je zacięła, nic poważnego. Jednakże siła z jaką mnie trafiła powaliła mnie na kolana. Z taką ręką nie da się walczyć, więc postanowiłam, że poddam się. Ven ucieszyła się niezmiernie. Podeszła do mnie i podała mi swoją rękę.

"To była dobra walka, nie sądzisz?" Zapytała z uśmiechem.

"Ta.. było nawet spoko." Musiałam przyznać.

Wtedy wzięłam jej rękę, a ona podciągnęła mnie do przytulasa. Odwzajemniłam uścisk, ale szybko puściłam. Wtedy spojrzałam na Gem i Ini, ich twarze wyglądają jakby zawsze miały ten sam wyraz. Tym razem jednak coś było takiego w ich oczach.. albo zawód albo żal. Podeszli do mnie szybko i zabrali ze sobą. Zanim opuściłam głowę spojrzałam się jeszcze raz na Ven. Była zmieszana, ale posłała mi ciepły uśmiech. Też tak zrobiłam by nie było jej niemiło z powodu mojego obecnego samopoczucia.
Byłam sama w pokoju z Bliźniętami. Ini opatrywała mi ranę, a w tym czasie rozmawiałam z Gem.

"Dlaczego jest ci tak smutno? Nie powinnaś się cieszyć ze zwycięstwa swojej siostry?" Zapytał.

"Nie chodzi o to, że nie jestem zadowolona z niej.. jestem niezadowolona z siebie.." Powiedziałam.

"Ale jak to? Radzisz sobie z większością rzeczy dobrze." Powiedziała zdziwiona Ini.

"No tak ale... od kiedy Ven stała się poważniejsza to zdaje mi się, że.." Powiedziałam i ucichłam.

"Żeee..?" Powiedziały Bliźnięta jednocześnie.

"Że.. ona będzie ode mnie we wszystkim lepsza.. a wiecie jak tego nie lubię.." Przyznałam.

"Wiemy.." Powiedział Gem.

"Ale to nie powód, by smucić się jedną przegraną! Sagittarius powiedział, że będzie jeszcze wiele walk przed wami, więc na pewno będzie szansa na wygraną z twojej strony!" Odparła Ini.

"Musisz tylko znaleźć taktykę na nią i będzie po sprawie!" Dopowiedział Gem.

"Jak wy cudownie się uzupełniacie! A tak poza tym.. to może macie rację.. nie będzie to jednak łatwe." Powiedziałam znowu opuszczając głowę.

"Hej.. nie smuć się tak prędko." Gem podniósł mi ją z powrotem.

"Czasami zajmuje to więcej czasu niż się wydaje, uwierz nam." Dopełniła Ini.

"Serio, wy czytacie sobie w myślach czy co?" Zaśmiałam się.

"O, to jest Phoenia którą znamy!" Powiedzieli naraz.

Na serio, muszą się jakoś telepatycznie odzywać do siebie, nie ma innego wyjścia. Wzdychnęłam i wstałam.

"Dobra, tym razem, muszę się postarać." Powiedziałam i wyszłam z pokoju.

Spotkałyśmy się z Ventią i Sagittariusem ponownie na arenie o 14:30. Obydwie miałyśmy jakieś małe plastry na sobie, ja oczywiście bandaż na moim lewym ramieniu. Po ponownym ustawieniu się na naszych miejscach i po kolejnym stuku kopyt ruszyłyśmy. Tym razem ominęłam taran Ven i odbiegłam na bok. Zyskałam dzięki temu więcej czasu by zaatakować od tyłu. Rzuciłam w nią Sztyletem zanim oddaliła się. Jednakże zanim on doleciał zatrzymałam go i przyciągnęłam z powrotem do siebie. Przestraszyłam się, mogło to zakończyć się katastrofą! Taki Sztylet to nie zabawka i on na prawdę jednym dźgnięciem w plecy potrafi zabić! Ven wykorzystała tą moją chwilę strachu i zawróciła by podciąć mi nogi kompniakiem. Spadłam na plecy, ale nie skończyłam walki. Wokół mnie wybuchła wielka fala ognia, która miała tylko na celu odepchnięcia jej, nie spalenia. Tak też się stało, Ven wylądowała parę metrów dalej. Później już leciały iskry od naszych broni stykających się ze sobą. Biłyśmy się tak kolejne parę minut. Obydwie uważałyśmy, że lepiej już zakończyć tą walkę jak najszybciej i jak najefektowniej. Ja postanowiłam pochwalić się moim nowym atakiem - zza moich pleców miał powstać wielki Feniks i tylko przewalić na ziemię. Tutaj jest haczyk.. miał. Nie wiem jak Ventia to robi, ale ona na prawdę szybko się rusza, aż za szybko czasami jak dla mnie. Użyła jakiegoś tornada, które wzięło się dosłownie znikąd. Zanim ja zaczęłam nawet zbierać energię to ten rozwiał mój ogień i wywiał mnie prosto w ścianę. Krzyknęłam z bólu, ale nie było chyba aż tak źle.. jak na razie. Zrobiła się w niej wielka dziura. Chwilę tak leżałam. Podskoczył do mnie Gem.

"Hej, wszystko ok?" Zapytał spadając.

"Ughh... chyba tak.." Odpowiedziałam markotnie.

"Na pewno?" Zapytała Ini, która skoczyła po bracie.

"Tia.." Odpowiedziałam trochę bardziej zła.

"Możesz sama zlecieć?" Zapytały Bliźnięta z dołu.

"Chyba?" Odkrzyknęłam.

Utworzyłam swoje skrzydła Feniksa i ledwo wylądowałam na ziemi bez uderzenia w nią ponownie. Głowa nadal bolała jak cholera.

"Hej.. Nic ci nie jest? Nie chciałam by to tak wyglądało.." Wytłumaczyła się Ven.

"Jasne.." Powiedziałam trochę... niemiłym tonem.

"Ale.. ale tak było!" Krzyknęła siostra.

"Wmawiaj mi to ile chcesz! Mam tego dosyć! Ile jeszcze razy mnie pokonasz, co?! Jak to się dzieje, że ja tu się produkuję nad techniką i strategią albo ich brakiem, a i tak mnie przebijasz! Ty masz jakieś ukryte zdolności czy co?! I kto ciebie tak wyszkolił?! Matka?!" Wykrzyczałam.

Ven nic nie powiedziała, ale widać było, że była zmieszana i zła. Ja nadal patrzyłam się na nią złym wzrokiem. Czy mnie serio nie mogą uczyć tak jak ją?! Czy mój ojciec serio zakazał innym uczyć mnie magii ognia?! Bo co, to jest niebezpieczne? Zbyt wyczerpujące? Przez to idę w złą stronę? Ja już nie wiem co mam o tym myśleć! Ven zdecydowanie dostała lepszy trening! Mnie uczyła Aries.. ta nie zna się aż tak dobrze na walce jak Sagittarius czy tata. Coś tu nie grało..
Gdy uspokoiłam się nic już nie powiedziałam. Stałam tam jak wryta dopóki łzy nie zaczęły mi lecieć po policzkach.

"Fi? Czy-"

"Nie chcę twojej gównianej pomocy!" Wykrzyknęłam już na prawdę wściekła.

Chwilę później odwróciłam się i pobiegłam do zamku. Chciałam już tylko zamknąć się w swoim pokoju i już nigdy z niego nie wychodzić...






======================================================================================================

To sie grubo porobiło..

No trudno, tak sie dzieje. Wreszcie mam troche czasu, więc moge popisać więcej. Wreszcie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top