Święta w Kalii

3 lata wcześniej...
Wigilia w Królestwie Kalia...

"Ven oddawaj tego piernika! On był mój!" Krzyknęłam sięgając wysoko do ręki Ventii.

"To se go złap!" Ven powiedziała uśmiechając się głupio.

Krótko po tym rzuciła piernik w dal. Szybko zamieniłam się w moją wilczą formę i pobiegłam za nim. Ledwo złapałam go w pysk zanim spadł na podłogę. Podrzuciłam go lekko w górę i znowu złapałam już krusząc go w pysku. Zjadłam cały i oblizałam wargi. Szybko po tym usłyszałam chichot, oczywiście, że dochodził od Ventii. Popatrzyłam się na nią i zmarszczyłam brwi.

"Niech zgadnę, przyniosło ci to satysfakcję, że tak za nim pobiegłam?" Zapytałam.

"Oczywiście!" Ven mi odkrzyknęła śmiejąc się.

Pokręciłam głową i do niej podeszłam. Chwilę popatrzyłam się na nią wzrokiem zabójcy, a chwilę później rzuciłam się na nią do uścisku śmiejąc się z jej przerażonej miny. Przytulałyśmy się tak chwilę na podłodze, dopóki nie wstałyśmy i otrzepałyśmy się. Później spojrzałam wokół siebie - wszędzie biegały dzieciaki różnego wieku. Niektóre były od Aries, niektóre od Taurusa, a nawet Aquariusa czy Pisces. To był śmieszny widok, dzieciaki ganiały się po wigilijnym obiedzie rzucając w siebie różnym jedzeniem pomimo zakazań Virgo. Zabawa na całego. W pewnym momencie mój wzrok wylądował na tacie rozmawiającym.. a raczej kłócącym się z Sagittariusem. Dałam znak Ven, że idę do nich rozwiązać to o cokolwiek się kłócą. Szybkim krokiem udałam się w ich stronę wymijając powyżej wymienione, ganiające się dzieciaki. Ukryłam się na tyle blisko by podsłuchać ich rozmowę.

"Słuchaj, co ty se myślisz szukając sobie tyle dziewczyn prawie codziennie?" Zapytał wkurzony Sagittarius. Chyba trafiłam na początek kłótni.

"Nie twoja sprawa!" Odpowiedział tata.

"To JEST moja sprawa, jeśli zaburza to nasze posiadanie dzieci na twoje! Masz tyle córek, że pożal się Kalia!" Wytknął mu Sagittarius.

"Słuchaj, próbuję przełamać klątwę! Jeśli trafi mi się jeden męski potomek, to będzie super! Już przestanę z tym lataniem za wszystkimi dziewczynami, tylko przystanę na tym jeśli to ważne!" Powiedział i na końcu zacisnął zęby.

Sagi już nic nie powiedział i odszedł. No tak, tata to pan na panienki. Ale jeśli robi to tylko, żeby zdjąć tą cholerną klątwę, to fajnie... jeśli nie.. to sama nie wiem, nie będę się tym przejmować teraz. Podeszłam z powrotem do Ven, która jadła kolejnego piernika i patrzyła na coś na telefonie. Zakradłam się do niej i naskoczyłam. Prawie udławiła się piernikiem, a telefon prawie wypadł z ręki, ale na szczęście nic się nie stało. Zaśmiałyśmy się głupio i poszłyśmy dalej jeść cokolwiek jadalnego na stole. Gdy opychałyśmy się ciastem w naszych zwierzęcych formach, nagle poczułyśmy jakby trzęsienie ziemi. Rozejrzałyśmy się wokół, inni położyli się na ziemi, więc my też tak zrobiłyśmy. Nagle rozległ się po sali wielki huk. Podniosłyśmy się i nagle-

"O KURWA!" Krzyknęłam.

Nad nami przeleciał wielki czarno-złoto-biały smok. Był wielki jak 1/4 jadalni. Wyglądał pięknie: Białe ciało z czarnymi skrzydłami o złotych błonach, złotymi kolcami na plecach, czarno-złotymi płytami z łusek na brzuchu i oczach zatopionych w czerni. Cały był pokryty w czarnych, tam gdzie czarne złotych, a złote - białych wzorach. Widać było, że był rozdrażniony.

"Chwila.." Zastanowiłam się przez chwilę.

"Co jest?" Ven spytała.

"Chyba rozpoznaję tego smoka." Odparłam przyglądając się smokowi bliżej.

"Czekaj.. CO?!" Ven nagle krzyknęła zdziwiona.

"No tak! Zobacz! Nie przypomina ci czegoś ta blizna na brzuchu?" Powiedziałam i wskazałam na wielką bliznę w kształcie charakterystycznej błyskawicy.

"Ej.. faktycznie!" Ven przyznała zauważając ją.

"To smok Króla!" Odparłyśmy razem.

Faktycznie, to był on. Latał po sali w chaotyczny sposób, może był głodny? Samotny? Może po prostu chciał się bawić? Nie wiedziałyśmy tego... ale wiedziałyśmy jedno - Król musi tu być za chwilę. Jeśli nie, to ktoś i tak i tak musi uspokoić smoka. Spojrzałam na Ven z szerokim uśmiechem i gwiazdami błyszczącymi w oczach. Ven wiedziała co chciałam zrobić i też się uśmiechnęła podstępnie. Tak się ucieszyłam, że aż zawyłam z radości. Smok wyraźnie zwrócił na to uwagę, bo od razu na nas poleciał. Nawet jeśli przez przypadek mój kawałek planu już się powiódł, to i tak i tak pierwsza część planu już została załatwiona. Przygotowałyśmy się do naskoku i kiedy już smok był parę metrów od nas to naskoczyłyśmy na niego. Trzymałyśmy się jego grzbietu jak jakiegoś konia. Łapiąc się łusek usiadłyśmy obok siebie i patrzyłyśmy w dół. Wszyscy patrzyli na nas ze zdziwieniem i zdumieniem. Zaśmiałyśmy się i przybiłyśmy sobie piątkę o mało nie spadając ze smoka. Poruszałyśmy chwilę łuskami i udało nam się uspokoić go i wylądować na ziemi spokojnie. W tym samym momencie wykonywania manewrów, Król Kalia wpadł do jadalni. Widział jak lądujemy na smoku i śmiejemy się ze zwycięstwa. Spojrzałyśmy się na niego dopiero jak zapadła cisza, a w drzwiach usłyszałyśmy klaskanie.

"Brawo dziewczyny, jestem z was dumny! Rzadko kto potrafi ją okiełznać!" Pogratulował nam Król.

Patrzyłyśmy się przez chwilę na niego zdziwione, a potem szybko na siebie i tak kilka razy. Szybko zsiadłyśmy ze smoka, a Król podszedł to "niej" i pogłaskał ją po pysku. Od razu się uspokoiła i usiadła ostrożnie na podłodze zwijając ogon.

"Chwila.. to "ona"?" Zapytałam zdziwiona.

"Tak. Ma na imię Galaxis." Przytaknął Król spoglądając na nas ciągle głaszcząc smoczycę.

"Ładne.." Zachwyciłam się. "Co się stało, że tak nagle tu wparowała?" Zapytałam zmieszana.

"Przestraszyła się pająka, który wlazł jej na nos." Król wytłumaczył. Galaxis skuliła się bardziej, wyglądała na zawstydzoną.

Chwilę patrzyłyśmy się na nich wryte, a potem zaczęłyśmy się śmiać z tej zwariowanej sytuacji. Podeszłyśmy do Króla i zapytałyśmy się:
"Ale bal nadal jest aktualny, tak?"

"Oczywiście! A na dodatek, że uspokoiłyście ją, dostaniecie coś specjalnego ode mnie!" Król powiedział i zaczął coś czarować.

Patrzyłyśmy się ze zdumieniem co Król robi. Nagle oślepiło nas białe światło, a gdy już odzyskałyśmy wzrok, to spojrzałyśmy się na miejsce wywoływanego zaklęcia. Leżały w tym miejscu bronie: złota Kosa i srebrny Łuk. Patrzyłyśmy się na nie z niedowierzaniem.

"T-To.. dla.. nas?" Wyjąkała Ven. Ja nadal patrzyłam na nie jak w transie.

"Owszem! Phoenia, dla ciebie jest ta Kosa Phoenixa, a dla ciebie Ventia - Łuk Ptaka Północy. Używajcie ich rozważnie, niech wam się przydadzą!" Uśmiechnął się Król rozdając nam bronie.

Zmieniłam się w swoją człowieczą formę i wzięłam Kosę w rękę. Patrzyłam się w nią chyba przez dobrą minutę. Ven też zamieniła się z powrotem w człowieka i wzięła Łuk do ręki. Patrzyła się na niego wyraźniej chwilę krócej, bo śmiejąc się próbowała wyrwać mnie z mojego małego "transu". Zaśmiałam się na patrząc na nią chwilę później i przytuliłam ją jedną ręką, bo w drugiej trzymałam Kosę. Ven odwzajemniła ucisk, a potem ukłoniłyśmy się Królowi w ramach podzięki.

"No już, idźcie! Niech zabawa trwa dalej!" W tym momencie wybuchło biało-złote światło, a jadalnia była ponownie w swoim dobrym stanie.

W tym momencie pobiegłyśmy do stołu i bawiłyśmy się aż do końca imprezy.

====================================================================================

Macie ludziska moje kochane mały, świąteczny rozdział. Tutaj też było przedstawione jak dostały swoje większe, główne bronie. Mam nadzieję, że wygląd smoka wkrótce pojawi się w OC-ki i opisy. Jeśli jeszcze ktoś się może zastanawia, to siostry są w swoich zimowych ubraniach pokazanych w powyżej wymienionej książce. A ja, życzę wam (najprawdopodobniej, albo i nie, spóźnionych) Wesołych Świąt!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top