Rozdział 6

  Zamarłam.
  Był tutaj.
  - Jasna cholera!- warknęłam, dalej niszcząc dokumenty.- Xal!
  Moi towarzysze wpadli do pomieszczenia, a wraz z nimi dziewczyna z Jakku.
  - Obiecałeś?- zwróciłam się do Rhysa, a on skinął głową.- Więc odprowadź ją na statek, zanim Kylo Ren nas znajdzie!
  Zaczekałam, aż oboje wyjdą, po czym spojrzałam na pozostałą dwójkę.
  - Wynoście się stąd- szepnęłam, ku ich zdziwieniu.- No już!
  - Lar!- zaprotestowała blondynka.
  - Chcecie pokłócić się, kto z nas ma największe szanse na przeżycie starcia z nim?- sięgnęłam po blaster, do tej pory leżący w szufladzie.- Idź, Liv. Znajdźcie Sonny'ego, potem odezwę się do was. Nie martwcie się.
  Po tych słowach, Jaze skłonił głowę, wziął Liv za rękę i oboke wyszli tylnymi drzwiami.
  Rey jest bezpieczna. Wracam.
  Komunikat Xala odrobinę mnie uspokoił.
  Widząc, że dokumenty były już zniszczone, polałam wszystko stojącym na ziemi środkiem łatwopalnym. Wychodząc, rzuciłam za siebie płonącą zapałkę i cała knajpa stanęła w ogniu.
  Nie wracaj. Jest pożar. Spotkajmy się przy statku...
  Kim jesteś?
  To nie był Rhys. Głos należał do mężczyzny, jednak był praktycznie bezuczuciowy, nie licząc niewielkiego zainteresowania.
  Avril Lar... Przemytniczka... Ciekawe.
  Wzdrygnęłam się, nienawidząc tego uczucia, gdy ktoś czyta ci w myślach.
  Zmykaj więc, mały ptaszku. I tak wpadniesz w moje sidła...
  Mrok zniknął i wreszcie mogłam odetchnąć.
  Zdążyłam dojść do statku, na którym był już mój towarzysz, gdy poczułam nagłe mdłości.
  - Avril!- przestraszył się chłopak.- Co z tobą?
  - Znalazł mnie...- powiedziałam.- To on... Snoke.
  Dawno nie widziałam, by Rhys założył maskę nieczułego drania, ale teraz właśnie tak wyglądał.
  - Lecimy do bazy- odparł.- Trzeba zameldować Lei o tym, co się stało. Ty idź odpocząć. Wszystko będzie dobrze.
  Nie uwierzyłam mu.
  Wiedział o tym.
  Jednakże posłuchałam go i po wejściu do mojego pokoju, położyłam się na łóżku, natychmiast zasypiając.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top