List Miłosny XII
7 września, 1946r.
Kochana Aurelko!
Musisz mi wybaczyć, że przez ostatnie tygodnie nie pisałem, ale miałem ku temu ważny powód. Byłem przykuty do Twojego łóżka szpitalnego.
Każdą noc i dzień spędzałem w szpitalu, czekając na Ciebie, aż ponownie otworzysz oczy. Dlaczego w takim razie nie jestem przy Tobie nadal, skoro się jeszcze nie obudziłaś?
Podziękuj za to mojemu wspaniałemu braciszkowi. Chociaż nie wiem, czy chce go dalej tak nazywać.
Wyobraź sobie, że ten wielki, tleniony, pożal się Boże chirurg, wyciągnął mnie PODSTĘPEM z izby przyjęć, po czym zakazał personelowi wpuszczać mnie na teren szpitala!
Tak jakbym był jakimś przestępcą!
Nigdy mu tego nie wybaczę. Nie obchodzi mnie, co mówi Łucja, Piotrek posunął się za daleko, mieszając się w sprawy, które go nie dotyczą.
Myślał, że robi to dla mojego dobra... Że mi pomaga... Nawet zaproponował psychologa, ponieważ według niego mam depresję!
Depresję, rozumiesz? Jak on śmie? Najpierw rozdziela mnie od jedynego światła mojego życia, a potem twierdzi, że mam depresję!
Tak, mam depresję! Bo kto by nie miał widząc jak najdroższa mu osoba leży w kałuży krwi?
Kto by nie miał, usilnie próbując uratować tę osobę, tylko po to, by zapadła w niekończącą się śpiączkę?
Kto by nie miał, otrzymując zakaz zbliżania się do tej osoby, leżącej nieprzytomnie w przygnębiającej sali szpitalnej, podłączonej do miliona rurek...
Tak, mam depresję. Bo ta przygnębiająca sala szpitalna stała się centrum całego mojego świata. I nie chce żyć inaczej.
Piotrek powinien to uszanować. To moja decyzja. Nie chce wychodzić z domu, poznawać nowych ludzi.
Widziałem piekło. Stałem w samym środku piekła z karabinem maszynowym w ręce.
Byłem naprawdę głupi, myśląc, że piekło zostało tam w środku Europy...
Teraz, kiedy leżę samotnie na łóżku w swojej starej sypialni u ciotki Polly, wiem, że piekło powędrowało do Anglii wraz ze mną.
W zasadzie to oddałbym teraz wszystko, byleby tylko znaleźć się w tamtym piekle i uciec od tego, które mnie tu otacza.
Może miałaś rację, krzycząc wtedy, że nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
Może coś w górze nie pozwala nam być razem, a my probując się temu przeciwstawić, tylko kusimy los.
Może powinienem był pozwolić Ci wtedy wyjść za tego Włocha. Może nie wybiegłabyś zapłakana na ten podjazd...
Może powinienem był stanąć kilka kroków przed Tobą. I może wtedy to auto uderzyłoby we mnie, a nie w Ciebie.
Tak strasznie chciałbym, żeby uderzyło we mnie.
Bardzo Cię kocham.
I ciągle mam nadzieję.
Proszę, wróć do mnie,
na zawsze
Twój Edmund.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top