8. Prawda na powierzchni


Z pocałunkiem pożegnania,
kiedy nadszedł czas rozstania
Dziś już wyznać się nie wzbraniam
moje życie było snem.

Cóż nadzieja uszła w cień,
czy nocą czyli w dzień
czy na jawie czy w marzeniu
Jednak utonęła w cieniu

Stoję zaciskając w dłoni
Złoty piasek fala goni
Przez palce moje ach, przesypuje piach
A ja we łzach, ja tonę we łzach

A gdybym ziarnka choć nie wszystkie
Mocnym zawrzeć mógł uściskiem
Boże gdybym z grzmiącej fali
Jedno choć ocalił

.

Obudziło ich głośne walenie do drzwi.

Aurelia podniosła się z łóżka, prawie z niego spadając. Przerażony Edmund spojrzał na nią i przyłożył palec do ust, pokazując jej, aby nic nie mówiła.

- Już chwila! - krzyknął.

Blondynka wycofała się na palcach wgłąb sypialni, aby ukryć się w jedynym miejscu, w jakim mogła. W starej, ogromnej szafie.

Jej nozdrza wypełnił zapach starego drewna i naftaliny. Pojedynczy promień wpadał przez szparę od drzwi, więc mogła dostrzec chociaż swoje dłonie.

Usłyszała dźwięk przekręconego klucza i głos Edmunda, który zaczął z kimś rozmawiać. W duchu modliła się, by nie był to gospodarz pensjonatu tylko Piotrek albo Eustachy.

Nagle nastała długa, niczym niezmącona cisza, a dziewczyna wstrzymała oddech. Nie słyszała żadnych głosów ani korków... Trochę zaciekawiona, trochę przerażona zbliżyła oko do szpary.

Pokój był pusty. Odczekała jeszcze kilkanaście sekund i mocno pchnęła drzwi.

Niestety jej stopa niefortunnie zahaczyła o próg i blondynka runęła jak długa na podłogę.

- Aua. - jęknęła. Razem z nią z wnętrza szafy wypadła skórzana walizka, z której wysypała się cała zawartość.

- Cholera. - mruknęła pod nosem, próbując uprzątnąć bałagan. - Ja to mam szczęście.

Uwagę Aurelii przykuła odznaczająca się wyraźnie na ciemnych deskach podłogi koperta. Przez przypadek wysunęło się z niej zapisane urzędową czcionką pismo.

Bellflower nie chciała czytać cudzej korespondencji. Tylko ją podniosła, a słowa, które były na niej zapisane, samoistnie wpłynęły do jej mózgu.

Szanowny Panie Edmundzie Pevensie,

z wielką radością oświadczamy, że Pańskie zgłoszenie o dołączeniu do Armii Brytyjskiej zostało rozpatrzone pozytywnie.

Pobór rozpoczyna się w sierpniu. Oczekujemy na Pana odzew do ostatniego dnia tego miesiąca.

Z poważaniem,

Komisja do Spraw Rekrutacyjnych.

Nie masz pojęcia, że świat się kończy dopóki prawda nie uderzy w Ciebie niczym grom.

Aurelia chciała, żeby to był sen. Tylko zły koszmar, z którego mogłaby się wybudzić.

Poczuła się tak, jakby ktoś kopnął ją mocno w brzuch. Nie mogła się poruszyć, nie mogła nawet zapłakać.

Kłamca.

Edmund Pevensie to kłamca.

Nagła złość, która wybuchła we wnętrzu dziewczyny, przywróciła jej zdolność do ruchu. Wstała z podłogi i schowała list do kieszeni.

Z chłodną ostrożnością i kalkulacją dokończyła sprzątanie. Przez cały czas miała w głowie tylko jedno słowo. Zdrajca.

To dlatego wczoraj tak o sobie powiedział? Ponieważ wiedział, że ją okłamuje, że robi jej nadzieje, bawi się nią... Wykorzystuje jej uczucia dopóki może. A potem ucieknie jak tchórz, bo tak naprawdę to ona wcale się dla niego nie liczy.

Znaczy dla niego tak niewiele, że chłopak nie jest w stanie nawet powiedzieć jej prawdy. I to nie pierwszy raz.

Czego jeszcze jej nie mówi? A może ona kompletnie nic o nim nie wie?

Ta myśl zmroziła jej organizm. Być z kimś, kogo się w ogóle nie zna. Kto jest ci zupełnie obcy, a przecież wydawało Ci się, że to najbliższa osoba pod słońcem.

Tego dnia pogoda kompletnie się zepsuła, a na wieczór zapowiadali burzę. Cała siódemka spędzała czas w środku, grając w karty i scrabble.

Aurelia miała spore opory, żeby do nich dołączyć. Chowała się w kuchni, próbując pomóc gospodyni w gotowaniu.

Edmund wydawał się kompletnie nie dostrzegać jej dziwnego zachowania. Wykłócał się tylko z Eustachym o jakieś nieistniejące słowo.

Jego beztroska jeszcze bardziej ją irytowała. Nie chciała na niego patrzeć.

- Aurelio, chodź do nas! - namawiała ją Łucja, gdy blondynka przyniosła im przekąski. - Czuję się fatalnie, kiedy tak nam usługujesz.

Blondynka uśmiechnęła się lekko. Przynajmniej Waleczna zwróciła na nią uwagę.

Edek wrzucił sobie krakersa do ust zbyt pochłonięty grą w karty, by na nią spojrzeć.

- Nie przeszkadza mi pomaganie w kuchni. - powiedziała. - Z resztą gdybym do was dołączyła byłaby nieparzysta liczba graczy.

Siódme koło u wozu. - pomyślała. Bawili się równie dobrze bez niej.

- Zrobię herbaty. - oświadczyła, wychodząc z salonu. Za oknem błysnęło.

Wbiegła po schodach na piętro z zamiarem spakowania się. Nawet nie zauważyliby, że sobie poszła.

Z resztą nie wytrzymałaby w tym domu ani sekundy dłużej.

Zostawiła Charlottcie list. Zniosła niewielki bagaż na dół i schowała go we wnęce pod drzwiami. Ucieknie w nocy. Powinna zdążyć na ostatni pociąg.

- Co robisz?

Blondynka prawie zaklęła pod nosem. Zacisnęła dłoń w pięść.

- Nie twoja sprawa. - mruknęła, ukrywając twarz za kaskadą loków. Jej policzki zrobiły się odrobinę czerwone.

Miała ochotę go uderzyć, ale ostatkiem sił się powstrzymała. Nie będzie przecież robić scen.

- Co się dzieje, Aurela? - chłopak zrobił krok w jej kierunku. - Mówiłaś, że idziesz zrobić herbatę, a poszłaś na górę.

Dziewczyna prychnęła, odsuwając się od niego. Wygladała, jakby się miała rozpłakać.

- Irytujące nie? - zaśmiała się gorzko. - Kiedy ktoś Ci kłamie w żywe oczy.

Zszokowany Edmund otworzył usta, ale się nie odezwał.

- Co? - blondynka spojrzała na niego z widoczną urazą. - Nie masz mi nic do powiedzenia?

Wyjęła z kieszeni kopertę i cisnęła nią pod nogi chłopaka.

- To chyba Twoje.

Po czym nie oglądając się za siebie, wybiegła na deszcz.

                                              🌊

Biegła, a ból palił jej płuca i pulsujące od zmęczenia nogi. Mimo to się nie zatrzymała.

Słyszała, jak krzyczy za nią:

- Aurelia!

Miała nad nim kilkadziesiąt metrów przewagi. Mimo że Edmund był dość szybki, to jednak wiele stracił przez moment zaskoczenia.

- Aurelia, stój! - wołał za nią.

Nic ją to nie obchodziło. Chłodny deszcz spływał po jej ubraniu, mocząc ją od stóp do głów i nie pozostawiając na jej ciele suchej nitki.

Była wolna. Bieg pozwalał na wyzwolenie się od złych emocji. Od złości, zawodu, złamanego serca.

Zwolniła dopiero przy zboczu skalnym, prowadzącym na plażę. Chłopak wykorzystał kilka dodatkowych sekund, by się z nią zrównać.

- Aurelia, zatrzymaj się, proszę Cię...

Wyciągnął w jej kierunku dłoń, ale mu się wyrwała, zsuwając na piasek.

- Zostaw mnie w spokoju! - warknęła. - Czy nie możesz mnie wreszcie zostawić w spokoju, do jasnej cholery?!

Jak przez mgłe przypomniała jej się podobna scena. Edmund opętany przez wiedźmę na balu i wypowiadający praktycznie te same słowa.

Na to wspomnienie uśmiechnęła się krzywo. Była już wyraźnie zmęczona, by biec dalej. Zatrzymała się, więc próbując odetchnąć... Ciekawe ile kilometrów przebiegła?

- Nie, nie mogę Cię zostawić. - powiedział chłopak, stając za nią. On też dyszał z wysiłku.

- Doprawdy? - prychnęła, odwracając się w jego kierunku. - Bo wydawało mi się, że to właśnie zamierzasz.

Był całkowicie przemoknięty i blady. Jego ciemne tęczówki wydawały się naprawdę smutne, co jeszcze mocniej ją zirytowało.

Nie ma prawa być smutny! To przecież on jej łamie serce, nie ona jemu.

Jak dobrze, że dzięki kroplom deszczu nie można było dostrzec, że płacze.

- Zamierzałeś mi w ogóle powiedzieć? Czy po prostu zniknąć którejś nocy?

Nie odpowiedział.

Nienawidziła go. Tak bardzo go nienawidziła.

- Dlaczego? - wychrypiała. - Dlaczego mi to robisz?

W jej oczach błyszczała nadzieja, że może jeszcze zmieni zdanie.

Wyglądała jak małe, zmoknięte dziecko. Edmund poczuł, że jest kimś naprawdę obrzydliwym i paskudnym.

Ale nie było już drogi powrotu.

- Aurelio, to nie tak... - zaczął, próbując zebrać myśli. - Ja... muszę jechać.

Ponownie spróbował wyciągnąć ręce w jej kierunku, ale go odepchnęła i zaczęła uderzać zaciśniętymi dłońmi.

- Nie dotykaj mnie! Nie dotykaj! - krzyczała. - Nie chcę Cię znać, rozumiesz?! Jesteś najgorszym kłamcą i zdrajcą! Nie chcę Cię znać!

Zdrajca i kłamca. Zasłużył na te słowa. Burza na morzu obok nich rozszalała się w najlepsze.

- Nienawidzę Cię! Tak bardzo Cię nienawidzę! - płakała, wymierzając mu kolejne ciosy.

Czarnowłosy złapał pięść dziewczyny zanim zdążyła go uderzyć. Spojrzał jej prosto w oczy.

- Wiesz, że to nieprawda. - wyszeptał.

Miał na myśli to ostatnie. Trzymał mocno za przeguby dziewczyny tak, iż nie mogła się poruszyć. Aurelia czuła, że cała drży.

- Powinnam Cię nienawidzić. - wydusiła, kiedy pochylił się nad jej ustami. Jego dotyk wyraźnie ją uspokajał.

- Wiem, że nie jestem Ciebie godzien. - stwierdził szczerze. - Będziesz szczęśliwsza.

Blondynka zamknęła oczy, nie mogąc znieść tych słów.

- Nie mam pojęcia, co ty gadasz, Edmundzie. - pokręciła z niedowierzaniem głową. - Byłam szczęśliwa. Z Tobą.

I ten okres jej życia miał się w tym momencie skończyć. Załkała, a on ją przytulił.

- Też byłem szczęśliwy. - rzekł. - Ale ja muszę odkupić swoje winy. Inaczej żyłbym całe życie w kłamstwie.

Tak ciężko było jej to wszystko wytłumaczyć. Aurelia spojrzała na niego, a on pochwycił jej twarz w obie dłonie.

Zaczęli się całować. To był jeden z najbardziej chaotycznych, namiętnych i smutnych pocałunków w historii wszystkich pocałunków.

Pocałunek pełen łez i żalu. Pocałunek pożegnania.

- Wiesz, że jeżeli wyjedziesz, już nigdy nie będę chciała Cię z powrotem.

Może i była samolubna. Ale miała też już dość bólu, który bez przerwy jej zadawał.

Chłopak pocałował ją w czoło.

- Żegnaj, Aurelio.

Wypuścił ją z ramion, a ona upadła na kolana. Jej dłonie pełne były piasku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top