7. Pewnej gwieździstej nocy w połowie lipca...



lipiec 1943r.

- Czy oni kiedykolwiek wychodzą z wody?

Charlotta leżała na plażowym kocyku ubrana w swój najlepszy czarno-biały kostium w kratę. Na oczy nałożyła modne okulary przeciwsłoneczne, a głowę chroniła przed słońcem białą, jedwabistą apaszką.

Zuzanna, która ukrywała się pod parasolem i co jakiś czas popijała chłodną colę ze szklanej butelki, pokręciła głową.

- Nie liczyłabym na to. - rzekła. Na kolanach miała rozłożoną gazetę, ale chyba jej nie czytała.

Aurelia przysłoniła czoło dłonią, aby przyjrzeć się walczącym z morskimi falami nastolatkom. Któreś z nich to musiał być Piotr, Edmund, Łucja albo Eustachy, ale z tej odległości ciężko było stwierdzić, które.

- Może musisz ich jakoś zachęcić. - powiedziała po namyśle Bellflower. - Edek co jakiś czas melduje się u mnie, żeby dostać całusa i cukierka.

Słońce grzało tego dnia niemiłosiernie, a mewy krążyły nad głowami plażowiczów niczym sępy.

Aurelii przypominały odrobinę łabędzie z rodzinnego miasta, choć przecież nie mogły równać się z nimi pięknem.

- Nie mam cukierków. - odpowiedziała na to jej kuzynka. Czy to opalenizna, czy Charlotta Rose naprawdę się zarumieniła?

- Piotrek pewnie nie pogardziłby pocałunkiem od Ciebie. - blondynka potrafiła być czasem naprawdę wścibska.

Zuza rzuciła im uważne spojrzenie znad gazety.

- A kto by pogardził? - mruknęła rudowłosa, udając, że słowa siostry nie zrobiły na niej wrażenia.

- A Ty nie pogardziłabyś pocałunkiem od Piotra? - drążyła Aurelia.

Odkąd tu przyjechali Rose wychodziła z siebie, aby najstarszy z braci Pevensie zwrócił na nią uwagę.

Począwszy od starannie dobranych strojów na plażę po nagłe zainteresowanie światem medycznym. Zaczęła nawet czytać jakieś książki naukowe!

Czasami wieczorami całą siódemką zbierali się w altanie pensjonatu (żeby jakoś ominąć zakaz gospodarza o przesiadywaniu w pokojach płci przeciwnej po 21) i rozmawiali do późna.

Mimo że gryzły ich komary, a bez ciepłego swetra się nie obyło, Charlotta jeszcze nigdy nie opuściła posterunku przed pozostałymi.

Łucja, Eustachy, Zuza czy nawet Aurelia i Edmund już przysypiali na tych rozmowach, w końcu dając za wygraną i kładąc się do łóżek.

Choć blondynce otulonej kocami i ciepłem ramion Edmunda zdarzało się przysnąć także i w altanie.

Czarnowłosy zawsze się z niej wtedy podśmiewał, ale widać było, że i jemu przytulanie śpiącej Aurelii sprawia przyjemność.

Charlotta natomiast przez cały wieczór była całkowicie rozbudzona i wpatrzona w Piotra jak w obrazek.

Blondyn lubił opowiadać o studiach, o swoim marzeniu, by zostać chirurgiem i o tym, że chciałby ratować ludzkie życia.

Bellflower mogłaby przysiąc, że kiedy o tym mówił, oczy Rose świeciły się niczym najjaśniejsze gwiazdy.

Więc albo sama nagle poczuła powołanie do medycyny albo coś musiało być na rzeczy.

Blondynka stawiała na to drugie.

- Gdyby przez cały ten czas nie siedział w wodzie... - rzuciła obojętnie rudowłosa.

Z powodu okularów przeciwsłonecznych, które miała na nosie, ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę myśli.

- Przepraszam, czy wy mówicie o moim bracie? - wtrąciła się nagle Zuzanna. - Blech. Naprawdę ze wszystkich facetów na Ziemi obydwie musicie interesować się akurat moimi bałwanami?

Aurelia zachichotała.

- Każdy facet to bałwan. - odpowiedziała Charlotta.

- Może i masz rację. - przyznała Zuza.

Kiedy reszta towarzystwa wróciła z wody, nie kontynuowały już tego tematu.

- Idziemy na obiad? - zaproponował od razu Edmund. - Jestem strasznie głodny.

Cała czwórka była z resztą zmęczona, bo od samego rana próbowali surfować. Przy plaży znajdowało się wiele restauracji, więc udali się do najbliższej.

- Pięciogwiazdkowe to nie jest. - ocenił na wstępie Eustachy.

- Nie marudź. - Piotrek trzepnął go pieszczotliwie po ramieniu.

I gdy tylko zajęli miejsce przy stoliku, młoda kelnerka pochyliła się w kierunku blondyna.

- Surfuje, Pan? - zamrugała do niego kokieteryjnie.

Miała muszelki we włosach, wystające przednie zęby i ostentacyjnie żuła gumę balonową.

- Tak i jest bardzo głodny. - ucięła Charlotta. Sposób w jaki wypowiadała się o Piotrze w trzeciej osobie sprawił, że Aurelia nie miała już wątpliwości.

Jej kuzynka była zwyczajnie zazdrosna.

Na kelnerce niemiły ton najwyraźniej nie robił wrażenia, bo bezczelnie przejechała dłonią po wyrzeźbionym ramieniu chłopaka.

Edmund udawał, że wymiotuje.

- Co mogę więc Panu podać? - mruknęła uwodzicielsko.

Może tak się do niego przyczepiła, bo był bez koszulki i wyglądał świetnie w opaleniźnie?

- Ekhm, jesteśmy tu też my. - tym razem to Zuzanna przerwała kelnerce.

Wydawała się równie niezadowolona co Charlotta, ale dobre wychowanie nakazywało jej być uprzejmą.

- Poprosimy zestaw dnia. - powiedziała spokojnie.- Dla każdego po jednym, czyli razem 7 porcji.

Wyraźnie naburmuszona dziewczyna przyjęła zamówienie i odwróciła się na pięcie.

- Za miła to ona nie jest. - stwierdził Eustachy. - Nie dałbym jej napiwku, bo nie zapytała o nic do picia.

- Dla nas nie była miła, ale dla Piotrka tak. - zauważyła Łucja.

- Skoro tak, to niech Piotrek pójdzie domówić jakiś napój. - westchnęła znużona Zuzanna. - Może jemu sprzedadzą ze zniżką.

- Ha, ha. - zaśmiał się ironicznie blondyn. - Ona nie jest w moim typie.

- Dobra, to ja pójdę. - wtrącił się Edmund, a widząc spojrzenie swojej dziewczyny dodał. - Żeby się nie kłócili, a nie dlatego, że jest w moim typie.

Po 10 minutach wrócił cały czerwony.

- Dała mi swój numer. - wyznał zażenowany.

Aurelia przymrużyła oczy.

- A ty go nie wziąłeś, prawda?

- Oczywiście, że nie. Powiedziałem, że bardzo kocham swoją dziewczynę.

- Grzeczny chłopiec.

Po jakimś czasie kobieta wróciła do nich z zamówieniem. Jej wzrok zawisł przez chwilę na szatynie, ale Edek prędko objął Aurelię ramieniem i pocałował ją w usta.

Kelnerka uśmiechnęła się kwaśno, przenosząc uwagę ponownie w stronę Piotra.

Blondyn wydawał się przerażony tym faktem. Kiedy przysunęła się do niego dwuznacznie, wykrzyknął pierwszą lepszą rzecz, jaka mu wpadła do głowy:

- Bardzo kocham swoją dziewczynę!

Kobieta zmarszczyła brwi i zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, Piotrek przesunął się ponad stołem w stronę Charlotty i ją pocałował.

Eustachy, który właśnie pił sok, opluł się.

Zuzanna otworzyła lekko usta ze zdziwienia, a widelec, którym jadła, wypadł jej z ręki. Łucja zakryła usta dłonią, chichocząc.

Aurelia i Edmund spojrzeli po sobie, uśmiechając się porozumiewawczo.

Wytrącona z równowagi Charlotta zamrugała tylko kilkakrotnie, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Jej policzki zrobiły się mocno czerwone.

Na szczęście kelnerka już tego nie dostrzegła, ponieważ otrzymawszy kosza dwa razy z rzędu, odeszła urażona.

Piotr powrócił na swoje miejsce z miną niewiniątka.

- Dlaczego to zrobiłeś? - jako pierwsza przerwała ciszę Zuzanna. - Za długo byłeś na słońcu czy co?

Blondyn wzruszył ramionami, nie patrząc w stronę rudowłosej.

- Spanikowałem. - odrzekł, gapiąc się na frytki na swoim talerzu. - A przecież nie mogłem pocałować ani Ciebie ani Łucji, bo jesteście moimi siostrami.

Wszyscy przy stole patrzyli na niego, jakby oszalał.

- Nie musiałeś nikogo całować! - zauważyła na wpół rozbawiona na wpół zdziwiona Zuza.

Charlotta spuściła wzrok, bardzo mocno starając się nie dać po sobie poznać, co czuje.

- No tak ale Edmund tak zrobił... - tłumaczył się koślawo chłopak. - I pomyślałem, że jak też tak zrobię, to się odczepi.

- Geniusz z Ciebie. - podsumowała Łagodna.

Wszyscy byli w takim szoku, że nikt nie ruszył stojącego przed nimi jedzenia.

- Ale się udało. - rzuciła wesoło Łucja, zabierając się energicznie za swoją porcję. Reszta poszła w jej ślady.

- Nie wiedziałem, że jadąc z wami na wakacje... - mruknął Eustachy z buzią pełną surówki. - Będę zmuszony oglądać tyle ślinotoków. Może to jest zaraźliwe...

Edmund zakrztusił się zupą i Aurelia musiała poklepać go po plecach, żeby się uspokoił.

- Ślino... czego? - wydusił.

- Ślinotoków. - wyjaśnił mu Scrubb. - Cały czas wymieniasz się śliną ze swoją dziewczyną, więc Piotrek się napatrzył i musiał się w końcu zarazić. To typowy zabieg psychologiczny. Jednostka, w tym przypadku samiec homo sapiens chce upodobnić się do innego samca homo sapiens, aby nie zostać wykluczonym ze stada.

Zuzanna i Łucja wyglądały tak, jakby zaraz miały wybuchnąć śmiechem.

Piotr uniósł wzrok znad talerza i zerknął w stronę Charlotty. Dziewczyna nie odwzajemniła spojrzenia, zasłaniając twarz włosami, ale w kąciku jej ust czaił się uśmiech.

- Poczekaj. - Edmund uniósł dłoń. - W takim wypadku Ty powinieneś być następny. Chyba, że nie jesteś samcem homo sapiens.

Aurelia prychnęła, przykładając serwetkę do ust.

- Na szczęście jako jednostka wybitna potrafię powstrzymać się przed podążaniem za tłumem. - stwierdził dumnie Eustachy. - Jak to jednostki wybitne.

To przelało czarę i nikt już nie krył wesołości. Wszyscy roześmiali się w głos.

- Ja bym jednak głosował za wykluczeniem Eustachego ze stada. - dorzucił jeszcze Edek, ale na tym dyskusja się skończyła.

Tego wieczora postanowili nie wracać do pensjonatu i spędzić całą noc na plaży. Rozpalili ognisko, a Piotr wykombinował nawet gitarę i próbował na niej grać.

Aurelia usiadła na pieńku obok Charlotty po drugiej stronie paleniska. Eustachy z Edmundem próbowali usmażyć pianki i kiełbaski, robiąc przy tym tyle zamieszania, że nikt nie usłyszał szeptu dziewczyny:

- Po dzisiejszej akcji, nie możesz udawać, że między Tobą a Piotrkiem nic się nie dzieje.

Rudowłosa owinęła się szczelniej sweterkiem i podciągnęła nogi pod brodę.

- Ale przecież nic się nie dzieje. - odpowiedziała smętnie. - A z resztą sama nie wiem...

Obydwie spojrzały na blondyna, uśmiechającego się szeroko do Łucji i pociągającego za struny starego instrumentu. Jasne włosy opadały mu lekko na czoło i w blasku ogniska wyraźnie odcinały się od ciemnej opalenizny chłopaka.

- Jest odpowiedzialny, troszczy się o swoje młodsze rodzeństwo, studiuje medycynę i jak się okazuje gra nawet na gitarze. - wyliczała Charlotta. - W dodatku wygląda zabójczo i dobrze się ubiera.

- Więc lubisz go? - Aurelia przyjrzała się swojej kuzynce, przekrzywiając głowę. Z powodu morskiej wody i piasku jej włosy falowały się lekko.

- Jest po prostu idealny. - mruknęła tamta, patrząc w stronę roześmianego chłopaka. - I nie wiem, co mam z tym zrobić.

Bellflower przygryzła lekko wargę, próbując powstrzymać uśmiech.

- Ty, Charlotta Rose? Nie uwierzę!

Dziewczyna wzięła do ręki jakiś patyk i zaczęła nim rysować po piasku.

- Nigdy nie spotkałam kogoś takiego. - powiedziała. - Nie chciałabym tego zepsuć.

Blondynka objęła ją ramieniem.

- Spoko, nie ma ludzi idealnych. - stwierdziła. - No chyba, że mówimy o Tobie...

- Ha, ha. - Rose przewróciła oczami.

- Ale tak serio... - ciągnęła Aurelia. - Podobało Ci się, no wiesz, jak całuje?

Z jakiegoś powodu bardzo ją to ciekawiło. Nigdy jeszcze nie widziała Charlotty zakochanej.

- Nie wiem. - jej kuzynka zarumieniła się lekko. - To trwało bardzo szybko...

W tym momencie Edmund bezceremonialnie wcisnął się pomiędzy dziewczyny.

- Przyniosłem Wam pianki. - powiedział niczym bohater, powracający z pola bitwy.

- I przerwałeś rozmowę. - zauważyła jego dziewczyna.

- O czym? - wymamrotał z buzią pełną pianek.

Blondynka spojrzała na niego wymownie.

- Aaaa, dobra. - chłopak ledwo przełknął przekąskę. - O moim stukniętym braciszku.

I jak na zawołanie Piotrek uniósł wzrok w ich kierunku. Charlotta miała wrażenie, że zapomniała, w jaki sposób się oddycha.

- Czy te gwiazdy nie są przepiękne? - zawołała nagle zachwycona Łucja. - Prawie tak piękne jak w Narnii.

Dziewczynka podniosła się, obracając wokół własnej osi i przyglądając usianemu białymi punkcikami niebu.

Sens jej słów przeszył na wskroś każdą siedzącą przy ognisku osobę. Zupełnie jakby wypowiadając nazwę magicznej krainy, budziła do życia coś, co nie powinno zostać obudzone.

Tylko nienaturalnie sztywno wyprostowana Charlotta spojrzała na najmłodszą z wyraźną ciekawością.

- Jak gdzie? - zapytała. Każdy temat, który odwracał ich uwagę od tego nieszczęsnego pocałunku był dla niej interesujący.

Łucja zmieszała się.

- To takie miejsce, do którego trafiłam kiedyś razem z rodzeństwem... - wytłumaczyła bardzo cicho. - Nie należy do tego świata.

Rudowłosa poczuła, jak przechodzi ją dziwny dreszcz, a na dłoniach pojawia się gęsia skórka. Niczym przy opowiadaniu strasznych historii, tylko tym razem nie była pewna, czy naprawdę się boi.

- To była taka zabawa. - wtrąciła protekcjonalnie Zuza.

Waleczna rzuciła jej urażone spojrzenie.

- To nie była zabawa. - dziewczynka założyła ręce na piersi. - I doskonale o tym wiesz.

- Łuśka, daj już spokój. - Zuzanna wyglądała na znużoną. - Nie możesz opowiadać obcym ludziom takich rzeczy. To było dawno i nieprawda.

- Może dla Ciebie dawno, ale na pewno prawda. - oburzyła się najmłodsza. - Poza tym ja, Edmund i Eustachy byliśmy tam tej wiosny!

Zażenowany czarnowłosy podrapał się po karku. Aurelia spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Byłeś w Narnii? - wydusiła, czując jak szybko zaczyna walić jej serce. - I nic mi nie powiedziałeś?

- Ty wiesz, o czym oni mówią? - teraz to Rose wyglądała na wytrąconą z równowagi.

Blondynka zarumieniła się lekko.

- Byłam tam. - słowa opuściły jej usta, nim zdążyła je powstrzymać. - Kiedyś.

Wszyscy zamilkli, wgapiając się w trzaskające płomienie paleniska. To dziwne, że nocą nad morzem jest dużo cieplej i prawie w ogóle nie wieje.

- Wygląda w takim razie na to, że tylko ja nie znam tego miejsca. - Charlotta uśmiechnęła się niemrawo.

Nie chodziło o to, że im nie wierzy. Była raczej smutna, jak ktoś, kto przeczuwa, że istnieje coś więcej, ale wie również, że nigdy nie uda mu się tego doświadczyć.

Łucja zaczęła kołysać się lekko w przód i w tył, opowiadając rudowłosej narnijskie legendy, które dla nastolatki mogły być jedynie baśniami z innego świata.

Piotr przygrywał przez cały czas na gitarze, co chwila dorzucając jakąś informacje od siebie. Miał lekko przymrużone oczy i nie odrywał wzroku od Charlotty.

Aurelia wierciła się niespokojnie, powstrzymując ciągnące się jej na usta pytania. Dlaczego chłopak nie opowiedział jej o swojej ostatniej podróży do Narnii i czemu musiała dowiadywać się o tym od jego siostry?

Czy jej nie ufał? Umysł blondynki z zawrotną prędkością wytwarzał scenariusze innych rzeczy, o których mogła nie wiedzieć, ponieważ chłopak postanowił przemilczeć sprawę.

- Wszystko w porządku? - zapytał ją, gdy Łucja dokończyła przydługą opowieść o zaginionym jednorożcu, którego kiedyś uratowała i opatrzyła.

W tym momencie Piotrek odłożył też gitarę i wyciągnął dłoń do Charlotty. Wyglądała na naprawdę smutną, a rude włosy opadały smętnie na jej policzki.

- Chodź. - powiedział. - Zobaczymy, jak wyglada niebo nad samym morzem. Woda musi być ciepła.

I miał rację. Księżyc w pełni świecił ponad spokojną, morską tonią, gdy ich sylwetki powoli oddalały się od pozostałych.

Aurelia chciała poczuć radość z powodu tego, że chłopak, który podobał się jej kuzynce wreszcie wykonał jakiś ruch w jej kierunku. W tym momencie nie potrafiła jednak wykrzesać z siebie ani odrobiny entuzjazmu.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytała Edmunda z żalem.

Chłopak westchnął przeciągłe, przesypując piasek pomiędzy palcami.

- Pisałem o tym w liście, ale w końcu go nie wysłałem. - przyznał. - Nie wiedziałem, że chciałabyś wiedzieć.

- Oczywiście, że bym chciała! - żachnęła się. - Jesteśmy przecież parą! Myślałam, że mówimy sobie wszystko.

Coś w jego wzroku wzbudziło w niej pierwsze podejrzenia, ale nie wiedziała jeszcze, czego to mogło dotyczyć. Lub bardzo nie chciała łączyć faktów.

- Spotkałem ją. - wyszeptał w końcu chłopak. -Anastazję. Jest już dorosła i ma takie oczy jak ty.

Blondynka odetchnęła głęboko, próbując się uspokoić.

Gdzieś w oddali Piotr wręczył Charlottcie jeden z różowych kwiatów, które rosły na krzewach przy plaży. Dziewczyna włożyła go sobie we włosy.

- Słabo się czuję. - powiedziała Aurelia, wstając i otrzepując się z piachu. - Wracam do pensjonatu. Wy tu zostańcie, nie chcę Wam psuć tej nocy.

Edmund także się podniósł.

- Idę z Tobą. - stwierdził. - Nie puszczę Cię samej.

Dziewczyna widziała wyraźny opór w jego oczach i nie chcąc się kłócić, odwróciła się po prostu i ruszyła przed siebie. Chłopak pobiegł za nią.

- Przepraszam! - zawołał, gdy byli już na tyle daleko, że nikt z ich bliskich nie mógł go usłyszeć. - Nie wiedziałem, jak na to zareagujesz i nie chciałem sprawiać Ci przykrości!

Aurelia prychnęła, otulając się ramionami. Z emocji zaczynała odrobinę drżeć.

- Widziałeś naszą córkę... - głos lekko jej się łamał. - I pomyślałeś, że może lepiej będzie mi o tym nie mówić, żebym się nie zdenerwowała. Jakże wspaniałomyślnie z Twojej strony!

Aby wydostać się z plaży musieli wspiąć się po skalistym zboczu. Bellflower podwinęła białą sukienkę, nawet się na niego nie oglądając, choć szedł cały czas za nią. Nie chciała też, żeby jej pomógł. Była zbyt podirytowana.

- Aurelio, nie rozmawialiśmy wtedy za często. - Edmund starał się załagodzić sytuację. - A potem jakoś nie nadarzyła się okazja...

- No tak, to nic takiego. To tylko spotkanie z naszym dzieckiem! - rzuciła sarkastycznie, a w kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Tylko nie to, tylko nie to.

Wyszli na nadmorską ulicę, na której na szczęście świeciły się latarnie.

- Tego nie powiedziałem. - zaoponował czarnowłosy. - To coś cholernie ważnego.

Dziewczyna pociągnęła nosem. Była rozdarta. Bardzo chciała, żeby opowiedział jej więcej, ale również bardzo się tego bała.

Edmund w końcu złapał ją za przegub i zmusił, aby się zatrzymała.

- Przepraszam. - chłopak przyciągnął ją do siebie, a cała złość, jaką czuła opuściła jej ciało. - Bałem się Ci powiedzieć.

Przytuliła twarz do jego klatki piersiowej, wdychając przyjemny zapach lasu i przypraw, którym zawsze pachniał.

- Wiedziałem, że będziesz smutna. - wyszeptał w jej poskręcane od morskiego powietrza włosy. - Próbowałem Ci tego zaoszczędzić. Wiem, że to nieuczciwe.

Po polikach i brodzie dziewczyny ciekły łzy.

- Opowiedz mi o niej. - wyszeptała. - Proszę.

Tak więc w drodze powrotnej do domku, chłopak postarał się najbardziej szczegółowo, jak potrafił, zobrazować życie ich córki.

- Chyba spodobała się Kaspianowi. - dodał, wzdychając. - Chyba trochę za bardzo.

Aurelia zaśmiała się, ocierając mokry policzek.

- Szkoda, że ja nie mogłam jej ponownie ujrzeć.

Gdy dotarli do pensjonatu gospodarze już dawno spali. Okazało się jednak, że dziewczyna z roztargnienia zapomniała zabrać klucze do pokoju dziewcząt.

- A niech to! - jęknęła. - Gdzie ja mam głowę...

W półmroku dostrzegła, że Edmund wyszczerzył do niej zęby.

- Bardzo dobrze, że ja mam swoją na odpowiednim miejscu. - rzekł, wyjmując z kieszeni kluczyk od sypialni chłopców.

Aurelia poczuła, jak  nogi zaczynają odmawiać jej posłuszeństwa.

- Nie możemy... - wymamrotała. - Gospodarz zakazał...

Ale czarnowłosy już ciągnął ją do swojego pokoju.

- To sytuacja awaryjna, a niegrzecznie byłoby budzić starszych ludzi o tej porze. - powiedział, mocniej ściskając ją za dłoń. - Z resztą nie robimy nic złego. Jesteś przecież moją żoną, nie?

Uderzenie niespodziewanego gorąca zalało organizm blondynki.

- Tak, ale... - wyjąkała jeszcze, lecz już wprowadził ją do pomieszczenia i zamknął drzwi. Na klucz.

Bellflower zaschło w gardle.

- Edmundzie... - głos lekko jej drżał. Zrobiła kilka kroków w tył. Jej plecy napotkały zimny marmur ściany.

Sprawiedliwy pokręcił głową na widok miny swojej dziewczyny.

- Spokojnie. - mruknął. - Za kogo ty mnie uważasz? Będziemy spali w oddzielnych łóżkach.

To trochę ją uspokoiło. Chociaż niewielka cześć niej samej odczuła swego rodzaju zawód z tego powodu.

- Możemy spać razem. - powiedziała bardzo cicho blondynka. - Jeżeli chcesz. Tylko spać.

Chłopak skinął głową i zrobił krok w jej stronę. Jego dłoń zatrzymała się na biodrze dziewczyny.

- Przytul mnie, Edmundzie. - wyszeptała, kiedy pochylił się nad jej ustami. - Przytul, jak tuliłeś na plaży w Ker.

Całe jej ciało tęskniło za nim i za jego bliskością. Choć przecież mieli się prawie na codzień.

Ale nie tak. Nie tak jak wtedy.

Edmund przycisnął ją do drzwi, zamykając jej usta w mocnym pocałunku. Bellflower jęknęła, wsuwając palce w jego włosy.

- Marzyłem o tym. - wyszeptał. - By zasypiać i budzić się przy Tobie.

Jego wargi całowały z uwielbieniem każdy fragment jej twarzy. Była jego księżniczką, a on był jej rycerzem w lśniącej zbroi.

Jak w fantazji, jak w jakiejś bajce.

Tak bardzo chciał być pozytywną postacią. Chociaż w jej oczach.

Tylko, że związki polegały też na szczerości. Na odkrywaniu przed tą drugą osobą miejsc, których nie chcielibyśmy pokazać światu.

- Edmundzie. - wydyszała, gdy zanurzył usta w jej szyi.

Poczuł, jak całe jego ciało przechodzą ciarki. To w jaki sposób wypowiadała jego imię...

Nikt jeszcze nigdy w życiu tak się do niego nie zwracał. Z pełną ufnością, czułością i... miłością.

Ona go naprawdę kochała i ufała mu.

Dlaczego ją okłamywał?

Czy jednak kochałaby go nadal, znając każdy nawet najmroczniejszy fragment jego duszy?

Nie zasługiwał na nią. Była jak mały, złotowłosy anioł przytulony z dziecięcym oddaniem do jego piersi.

Piersi dupka, który sprzedał najbliższą rodzinę za pudełko ptasiego mleczka.

Dupka, który z pewnością nie był pozytywną postacią. Kogoś, kto marzył o władzy, pieniądzach, sławie...

O wygodnym życiu, a nie tak jak Piotrek o ratowaniu ludzi. Nigdy nie miał w sobie altruistycznych aspiracji.

Jedyne, co w nim było dobrego to chęć walki za ojczyznę. To było jedyne, w czym mógłby się przydać.

Co uczyniłoby go bardziej pozytywnym bohaterem. I w jej oczach i w jego własnych.

Stałby się prawdziwym mężczyzna na miarę Aurelii, jak jego ojciec. Nikt już nie mówiłby, że jest rozkapryszonym i rozpieszczonym bachorem, który dostaje wszystko pod nos, choć na to nie zasługuje.

On sam tak by do siebie nie mówił.

Ale czy zostawiając ją samą, jedyną osobę, którą tak naprawdę chciał mieć blisko i która uważała go za dobrego bohatera... Czy przez to właśnie nie okazałby się zły?

- Nie puszczaj mnie. - powiedziała wyraźnie zmęczona dziewczyna. - Nie puszczaj mnie już dzisiaj.

Edmund pociągnął blondynkę w stronę łóżka, cały czas mocno ją obejmując. Aurelia opadła na miękką pościel i przytulając się do chłopaka niczym mała małpka.

Jej palce zaciskały się na jego klatce piersiowej i Edmund mógłby przysiąc, że Bellflower słyszy, jak głośno wali mu serce.

- Czy kochałabyś mnie tak samo, gdybym okazał się złym człowiekiem? - zapytał ją nagle.

Blondynka wtuliła głowę w jego ramię.

- Nie jesteś zły. - mruknęła, zamykając oczy. - Nigdy w to nie uwierzę.

Jakaś część niego ucieszyła się na te słowa. Druga znała prawdę.

- Ale gdybym w głębi duszy był ochydnym, niewartym złamanego grosza zdrajcą? - drążył, bawiąc się jej lokami.

Aurelia ziewnęła głośno, już do połowy zanurzona w krainę snów.

- Zawsze będę Cię kochała, Edmundzie. - westchnęła. - Miłość nie jest czymś, na co ma się wpływ. Ani tym bardziej na co się zasługuje. Ona po prostu jest.

Chłopak poczuł, jak jego napięte ciało się uspokaja. Chwilę później zmorzył go sen.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top